Dziś mam zły dzień. Jestem na silnych lekach antydepresyjnych.
Chcecie szczerze? Proszę bardzo. Nie interesuje mnie, czy będziecie to czytać. Mam gdzieś, czy Wam to się będzie podobać, czy nie. Piszę, bo moja Pani psycholog zmusza mnie do pisania o tym, co czuję. Ma to rozładowywać moje emocje. Gówno prawda. Nic nie rozładowuje. Ale, dziwne, od pewnego czasu poczułem jednak potrzebę pisania. Potrzebę egoistycznego pisania o sobie. Ile można pisać, a potem to kasować i tak w kółko wiedząc, że nikt tego nie przeczyta, oprócz pięknych oczu Pani psycholog? Wybrałem to forum, bo na 99% nikt z moich znajomych tu nie zagląda. Taki ekshibicjonizm – będę pisać, i niech ktoś obcy to czyta. Niech bierze na siebie moje brudy. Bo mnie i tak jest wszystko jedno. Nie chce mi się żyć.
Mam podobno silną depresję. Nie od dziś czy miesięcy – od lat. Uwaga! Tacy ludzie jak ja nie są niebezpieczni dla innych – są niebezpieczni tylko dla siebie. Pani psycholog boi się, żebym się nie zabił. Dlatego rodzice mi ją wynaleźli. Podobno jedna z najlepszych w kraju. A wygląda w tej miniówie z wielkim biustem jak ekskluzywna lala za pieniądze. Ale rzeczywiście, lubię z nią rozmawiać.
Moja Ukochana odeszła. Ona nie żyje. Nienawidzę słowa "nie żyje”. Zawsze mówię "odeszła”. Minęło już bardzo dużo czasu. A ja jestem zombie. Wiecie, co to jest zombie? - żywy trup, pozbawione świadomości, martwe, ale wciąż poruszające się ludzkie zwłoki. Ja jestem zombie.
Zabiła się przeze mnie. Żyła dla mnie. Od dzieciństwa. Nie, nie jestem wariatem – naprawdę. Ale nie będę Wam tego tłumaczył. Wystarczy, że wiecie, że nie żyje.
Nie mogę się pozbierać. Od lat. Byłem normalnym, radosnym chłopakiem. Byłem nadzieją Polskiego Związku Judo na sukcesy. Studiowałem, interesowałem się kulturą japońską, jeździłem na motocyklu, bardzo kochałem swoją rodzinę. Bardziej, niż myślicie. Miałem wspaniałą rodzinę. I miałem Ją, Malutką, Mój Najukochańszy Skarb. Miałem Ją całe życie obok siebie. Kochaliśmy się bardzo. A teraz? Teraz mam rodziców, dla których jestem wszystkim, bo tylko ja im zostałem, a ja chcę się zabić. Ja jestem zombie.
Nie piję. Byłem tak wychowany. Próbowałem. Nie szło mi. Trawka – próbowałem, ale wolę leki uspakajające. Gdyby ktoś bez treningu łykał ich tyle, co ja, by wykorkował. Ja też chętnie bym wykorkował, ale jednak żyję. Po co? Nie wiem.
Ona była Kimś i czymś najcudowniejszym, co mogło mi się w życiu przytrafić. Jestem Wybrany, bo los pozwolił mi być z Aniołem. Byłem z nią wiele lat, ale tak naprawdę przez miesiąc. Ten miesiąc to najszczęśliwszy czas w życiu, które miałem. Taki nieuchwytny już skarb. Gdyby można było życie przewijać do tyłu, wciąż był przewijał. Ale zawsze bym zatrzymywał w przeddzień mojego wyjazdu. Bo potem Ona odeszła. Przeze mnie. Jej nie ma. Nie ma. Nie ma. NIE MA. Od tamtej strasznej chwili mam w dupie życie, ale nie mam jeszcze odwagi, żeby ze sobą skończyć. Ale zbieram ją. Tylko za długo. Nie zastanawiam się, czy można tego było uniknąć, bo to bez sensu. Czasu nie cofnę, więc to bez znaczenia.
Pracuję w biurze projektowym. Bez sensu praca, ale dla mnie dobra – nie musze za dużo myśleć, swoje robię, i do domu. Jestem jakimś tam niezależnym ekspertem. Mogę pracować w domu, zdalnie. Dobrze mi płacą. Ale to bez znaczenia. Rodzice zarabiają doskonale w swojej firmie i chcą mnie potem tam ściągnąć. Ale nie będzie żadnego "potem”. A ludzie w firmie wokoło przerażający. Przecież zawsze trzeba mieć honor i odważnie prezentować swoje zdanie nawet, jeśli jest inne. Zwolnią Cię – znajdziesz drugą pracę. Ale honor albo się ma, albo nie. Trzeba być Wojownikiem, tak mężczyznę stworzył Bóg. Może ja jestem zombie, ale oni to potwory, tchórze, szczury (nie obrażając tych zwierzątek) i pojeby. Sorry, nie wszyscy. Na przykład bardzo szanuję sprzątaczki z Ukrainy. One też tam pracują. Są miłe, ciężko pracują. Szacunek, zawsze mówię im pierwszy "dzień dobry” i uśmiechamy się do siebie. Każdy zasługuje na szacunek, bez względu na to, co robi. I prezydentowi i pomywaczowi należy się taki sam szacunek, bo obaj są takimi samymi ludźmi. Tak mówił mój Anioł.
Byłem przy Niej przez lata. Nie wiedziałem, jak bardzo mnie kochała, a kiedy się o tym dowiedziałem, los dał mi miesiąc. Miesiąc szczęścia. Teraz jak patrzę wstecz, widzę, jak mnie bardzo kochała. Na szczęście ja jej nie raniłem, a kiedy nadszedł ten dzień, starałem się jej dać wszystko, co mogłem. A ona dała mi milion razy więcej. To była cudowna, ale beznadziejna miłość. Była wspaniała, ale musiała skończyć się tragedią tak, czy inaczej. Ona odeszła. Ja jeszcze żyję. Tylko po co? Bo nie mam odwagi się zabić. A chcę być z nią. Tęsknię do niej. A droga wiedzie tylko przez mogiłę. Co ja tu jeszcze robię?
Wyjrzałem przed chwilą za okno. Milena znów tam stoi. Pada deszcz, a ona stoi pod parasolem. Powiedziała, że zawsze w środy i piątki będzie przychodzić o 17.00 i na mnie czekać przez kilka minut. I tak robi. Czasem wychodzę, idę z nią na spacer. Jest wtedy bardzo szczęśliwa, tuli się do mnie. Bo ona mnie kocha. Ja czuję, że Milena mnie kocha. I lituje się nade mną. A tego nienawidzę. Nie wyjdę dzisiaj – jestem nieogolony. Nie brałem prysznica. Wolę pisać.
Milena to koleżanka mojej Ukochanej. Milena była Jej koleżanką. Były w jednej drużynie szermierczej. Moja Ukochana była wspaniałą florecistką, jedną z lepszych w kraju. Poważnie. Kiedyś moja Ukochana powiedziała mi, że jej koleżanki szaleją za mną, a Milena jest we mnie bardzo, bardzo zakochana i w kółko prosi ją, żeby zaprosić ją do domu, żeby mogła mnie poznać. Dziewczynka w wieku kilkunastu lat idealizuje sobie starszych chłopaków. Ona w liceum, ja prawie student. Dla Mileny zawsze byłem takim "ideałem”. Jej miłość do mnie przetrwała wszystko. Parę już ładnych lat. Odważyła się powiedzieć mi, już po kilku miesiącach od odejścia Ukochanej, że mnie kocha i chciałaby być ze mną. Widziałem, że bardzo cierpiała, jak patrzyła na moją rozpacz i powiedziałem, że nie mam głowy, ale czasem możemy się spotkać. I tak już od lat. Wiem, że ona naprawdę cierpi przeze mnie. Sorry, Milena. To Twoja sprawa. Ja jestem zombie. A dla niej dalej jestem ideałem. A ja naprawdę przecież jestem bezwartościową szmatą, która zabiła swoją Ukochaną.
Wyjrzałem. Milena już poszła. Dobrze, bo dziś pada. Moja Ukochana bała się burzy. Zawsze chciała być wtedy ze mną. Raz w burzę kochaliśmy się. Pierwszy raz. Pierwszy raz dla Niej, a ja pierwszy raz byłem w Niebie. Kochaliście się z Aniołem? Ja tak! Jak jest w niebie? Ja wiem! Naj...
Przerwał mi Tata. Wrócił z biura, zajrzał do mnie. Jest bardzo opiekuńczy. Kocha mnie. A ja jestem dla niego jednym, wielkim kłopotem. Już niedługo. Ja też go bardzo kocham. I Mamusię. I Moje Szczęście, który jest już w Niebie i czeka na mnie. Tata lubi Milenę i chciałby, żebym poświęcał jej więcej czasu. Mama też ją bardzo lubi, wciąż zaprasza ją do domu, ale powiedziałem Mamie, żeby tego nie robiła. Że jak będę chciał, ja ją zaproszę. Dziwi mnie tylko, że w Mamy wzroku, kiedy patrzy na Milenę widzę jakąś taką miękkość, nie wiem jak to powiedzieć – patrzy na nią tak, jak na mnie czy Asiulkę, kiedy byliśmy dziećmi.
Oni nie rozumieją, co się we mnie dzieje.
Milena... Obiektywnie Milena jest super. Jest inteligentna (studiuje japonistykę, mówi, że to przeze mnie i kocha to), jest bardzo czuła i opiekuńcza. I jest bardzo ładna, obiektywnie rzecz biorąc. Pozowała nawet do zdjęć reklamowych. Ma taką "filmową” urodę. Przepiękną twarz z leciutko skośnymi oczami. Ma gęste, długie czarne włosy i przepiękne ciało. No, nie jest aż tak piękna, jak mój Anioł, ale naprawdę ma klasę. Jest bardzo... ułożona i ma w sobie bardzo dużo ciepła. Bardzo kobieca. Widziałem też Milenę nago, jest świetnie zbudowana. No bo kochałem się z Mileną kilka razy. To znaczy z ciałem Mileny. Jak to było pierwszy raz?
Poszedłem z Mileną na spacer. Poszliśmy nad rzeczkę, były tam kaczki, ale szybko mnie zabrała, bo tam chodziłem z Moją Ukochaną i zaczęło coś we mnie świrować – miałem zawroty głowy, ręce mi się trzęsły. Milena zabrała mnie więc do siebie. Mieszka z rodzicami w domku jednorodzinnym, ale gdzieś oni wyjechali.
Mają piękny salon. Siedzieliśmy tam przy kawie i zacząłem wspominać Mojego Anioła. Mówiliśmy o turniejach szermierczych, o tym, jak Ona, Asiulka, wspaniale walczyła, ale skończyliśmy, kiedy zaczęły mi łzy kapać z oczu. Milena przytuliła mnie i tak długo siedzieliśmy. A potem Milena powiedziała wprost, że bardzo chce się ze mną kochać, że rodzice są na wyjeździe i nie wrócą na noc. Milena zna mnie i wie, że jestem bezpośredni i lubię to od innych.
Nie kochałem się do tej pory z Mileną. Nawet się z nią nie całowałem, bo nie lubię. Odkąd Ona odeszła, nie chcę całować się "z języczkiem”. Całowałem się z Mileną tylko tak, w policzek. I przytulamy się do siebie. Oboje lubimy przytulać się do siebie i milczeć.
Nie wiedziałem, co Milenie odpowiedzieć, ale ona wzięła mnie za rękę i poszedłem za nią do jej sypialni. Przepiękne, wielkie łoże, bardzo ładnie urządzony kobiecy pokój. Milena ma gust. Milena położyła mnie na łóżku i położyła się przy mnie. W sukience przytuliła się do mnie i tak leżeliśmy. Lubimy być przytuleni do siebie. Zaczęła mnie głaskać po włosach, ręku i cichym szeptem mówiła:
- Marcinku, opowiem Ci taką japońską przypowieść. Dwóch pielgrzymujących mnichów dotarło do brzegu rzeki. Ujrzało tam młodą, pięknie ubraną kobietę, która najwyraźniej nie wiedziała, co począć. Chciała bowiem przejść na drugą stronę, lecz woda w rzece była wysoka, a ona obawiała się zniszczyć swój strój. Jeden z mnichów bez większych ceregieli wziął ją na plecy i przeniósł przez rzekę na drugi brzeg. Mnisi ruszyli w dalszą drogę. Drugi z mnichów po długich przemyśleniach zaczął narzekać:
- Przecież nie należy dotykać kobiety, to niezgodne z naszymi zasadami. Jak mogłeś postąpić wbrew regule?
Mnich, który przeniósł młodą kobietę przez potok, milczał przez chwilę.
- Ja pozostawiłem ją nad rzeką jakąś godzinę temu - odezwał się w końcu - czemu ty wciąż ją ze sobą niesiesz?
- Co chcesz przez to powiedzieć, Milenko? – spytałem po długiej ciszy.
- Ty jesteś tym drugim mnichem, który w duszy wciąż niesie kobietę, a którą powinien zostawić nad rzeką. Proszę, zostaw nad swoją rzeką wszystko, chociaż na chwilę, po prostu kochaj się ze mną. Marcin, proszę. Może Ci to pomoże. Tak nie można żyć. Marcinku, kocham Cię i chcę być z Tobą. Nie tylko teraz, ale zawsze. Chciałabym, żebyśmy kiedyś byli rodziną. Chcę kiedyś mieć z tobą dziecko. Serce mi się kraje, jak widzę, jak jesteś wciąż pogrążony w rozpaczy. I bardzo Ciebie pragnę. Chcę Ci powiedzieć, że dla mnie to bardzo ważna w życiu chwila. Czekam od lat, by z Tobą być, żebyś był we mnie... marzyłam o Tobie jeszcze jako dziewczynka, a teraz chcę cię jako kobieta.
A potem zaczęła mnie rozbierać. Po chwili powstrzymałem ją. Sam zdjąłem swoje ubranie, ona w tym czasie zgasiła światło i zapaliła jedynie delikatny kinkiet i zrzuciła z siebie wszystko i nadzy położyliśmy się na łóżku. Była troszkę spięta, ale widziałem, że szczęśliwa. Przytuliliśmy się do siebie. Lubimy być przytuleni do siebie. I jak się przytuliliśmy, to nie była już spięta. Wzięła tylko w ręce moją rękę i pocałowała mnie w jej wnętrze.
Przyglądałem się w półmroku jej ciału. Naprawdę była piękna, marzenie każdego mężczyzny. Wspaniałe, długie, lekko kręcone czarne włosy rozrzucone były na poduszce. Rysy jej twarzy były regularne, oczy duże, głębokie i leciutko skośne, drżące, namiętne usta. Jakież piękne piersi! Nie za duże, nie za małe, ale jędrne, z pięknymi, teraz sterczącymi sutkami. Płaski brzuch, ciało lekko umięśnione, gdyż cały czas regularnie trenowała szermierkę. W kroczu niewielka, podgolona kępka kruczoczarnych, starannie pielęgnowanych włosów. Szczupłe i długie nogi, prawie tak zgrabne, jak Mojej Ukochanej. Milena była bardzo piękną kobietą.
- Milenko, zanim zrobisz to ze mną zastanów się - nie chcę być dla Ciebie ciężarem. Jesteś wspaniałą, piękną dziewczyną i czuję, że jestem dla Ciebie ważny. Wiem, że od dawna Twoje serduszko bije dla mnie. Ja bardzo, bardzo Ciebie lubię, ale nie wiem, czy odwzajemnię to uczucie. I bardzo się zmieniłem. Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała.
Milena po chwili ciszy powiedziała: Wiem. Ale ja chcę Ciebie takiego, jaki jesteś. I mam nadzieję, że mnie pokochasz.
- Milenko, oboje Ją bardzo kochaliśmy. Ja kocham nadal Ją, i tylko Ją, mimo, że odeszła. Taka jest prawda.
Zapadła cisza.
- Marcin, nurtuje mnie bardzo jedno pytanie. Ale nie wiem, czy mogę zapytać.
- Mów, Milenko. Nie ma złych pytań, są tylko złe odpowiedzi.
- Byli tacy, co plotkowali o tym, ale ja Was broniłam. Mówili, że Ona i ty sypialiście ze sobą od dawna jak kobieta z mężczyzną. Byliście przecież rodzeństwem. Czy... czy Ty kochałeś się z nią jak z kobietą, nawet jak była młodsza, no wiesz, co mam na myśli?
- Ona mnie kochała bardziej, niż brata całe życie i wiedziała o tym, ja ją też kochałem bardziej niż siostrę, ale odkryłem to dopiero w tym miesiącu, kiedy ostatni raz byłem w domu przed jej odejściem. I wtedy tylko kochaliśmy się, kilka razy jak kobieta z mężczyzną. Przedtem, kiedy była młodsza, nie. To kłamstwa i głupoty. Natomiast zachowaj to dla siebie. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział, że w ogóle byliśmy ze sobą.
Leżeliśmy nadzy obok siebie, a Milena była zmieszana, nie wiedziała, co dalej zrobić. W sumie Milena to skromna, dobra, miła dziewczyna.
- Chodź do mnie, Milenko – powiedziałem i ją przytuliłem. Ona natychmiast wtuliła się we mnie i zaczęła mnie całować. Poczułem jej migdałowy ciepły oddech na swoich ustach i jej język wciskający się delikatnie w moje. Odwróciłem głowę.
- Milenko, ja nie chcę tak się całować. Możemy się kochać, ale bez takiego całowania.
Uszanowała to i klękła przy mnie. Zaczęła całować mnie po szyi, ramionach, klatce piersiowej i brzuchu. Poczułem erekcję. Mimo, że od odejścia Mojej Ukochanej nie kochałem się, nie była silna. Milena widziała to i swoimi pięknymi ustami wzięła mojego penisa w usta. Zamknąłem oczy. Poczułem bardzo delikatne, wręcz czułe dotknięcia jej języka na moim nabrzmiałym już teraz członku. Pieściła mnie ustami bardzo delikatnie, robiła to z wielkim wyczuciem. Zamknąłem oczy. Nagle czas się cofnął i byłem znów z moim Aniołem. Kochaliśmy się, jak kiedyś. Przyspieszyła i zaczęła ustami ściągać skórkę z mojego żołędzia, i trzymając wilgotnymi ustami posuwała ją w górę i w dół, w górę i w dół. Aż poczułem lekki ból w pachwinach – nie kochałem się już bardzo, bardzo długo. A kiedy już poczułem, że mam niedaleko do spełnienia, Mój Anioł przestał. Nie otwierałem oczu, ale czułem, że chce po prostu na nim usiąść i kochać się ze mną siedząc na mnie. Nie pozwoliłem na to – delikatnie dałem Jej znać, że chcę, żeby położyła się. Kiedy poczułem, że leży, ułożyłem się w jej kroczu i tak jak kiedyś, zacząłem Ją pieścić językiem. Delikatnie, bardzo delikatnie, ale cipcia była już w środku bardzo mokra. Zacząłem robić to, co najbardziej lubiła – najpierw bardzo delikatnie całowałem jej wargi i cloritis, a kiedy poczułem, że drży, uniosłem jej biodra i zacząłem na całą długość języka zagłębiać się w słodkie wnętrze. Musiała chyba delikatnie perfumować swoje włoski w kroczu, bo bardzo przyjemnie pachniało. Robiłem to długo, aż język nie zaczął boleć i kiedy przestawałem, Moje Kochanie przyciągnęło mnie do góry i wtedy wszedłem w nią. Jej muszelka była już bardzo dopieszczona, więc od razu wszedłem w nią głęboko, ale uważne, wczuwając się w sygnały z jej ciała. Ale sygnały wskazywały, że zrobiłem to co trzeba we właściwym czasie. I zacząłem pracować w jej wnętrzu, silnie i głęboko, a potem położyłem się na niej, wciąż nie przestając. Jej sutki mocno sterczały, ocierały o mnie, a ja opierałem się na rękach, żeby nie czuła na sobie ciężaru mojego ciała. Nasze usta się spotkały, włożyłem swój język w jej usta i zaczęliśmy się namiętnie całować. Oddech miała coraz szybszy, nasze języki pracowały w szaleńczym tańcu, poczułem, że Ona już dochodzi. Bardzo lubię to czuć, trzeba być już wtedy gotowym, bo najprzyjemniej jest, kiedy razem można to przeżyć. Ale z Moim Aniołem zawsze było to bez problemu. Na chwilę zwolniłem i wtedy poczułem te delikatne skurcze w jej wnętrzu, które z jednej strony połaskotały mojego członka gdzieś tam głęboko w jej aksamitnym środku, a z drugiej jeszcze bardziej podnieciły. I wtedy Ona sprężyła się lekko, wstrząsnął ją dreszcz, a ja eksplodowałem głęboko, bardzo głęboko w jej wnętrzu. Raz, potem drugi, trzeci, czwarty.... krzyknęła, rozluźniła się, jej biodra o głowa opadła i lekko drżała.
- Joasiu, tak Ciebie kocham, jak ja Ciebie pragnąłem – szepnąłem.
- Marcinku, to ja, Milena – usłyszałem. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem przed sobą zatroskaną, rozpaloną miłością piękną twarz Mileny.
- Przepraszam – szepnąłem zmieszany.
- Nie szkodzi, rozumiem. Marcin, to było wspaniałe. Kocham się z Tobą kochać...
- Nie mów tak, Ona tak mówiła...
Milena zaczęła mnie głaskać po włosach, a w jej oczach pokazały się łzy.
- Marcin, jak Ty ją musisz kochać. Chciałabym, żeby ktoś tak kiedyś kochał mnie. Chciałabym, żebyś Ty był tym "kimś”. A dopóki będziesz kochał się ze mną, widząc we mnie Asię, tak jak teraz, to też będę szczęśliwa, że mogę Ją chociaż troszeczkę zastąpić.
- Milenko, to nie tak. Ty jesteś wspaniała, kochasz się fantastycznie i jesteś przepiękną kobietą. Ze mną jest nie tak, a nie z Tobą, ja nie chcę, nie chcę Ciebie ranić. Ja nie chcę żyć. Ja jestem świrnięty i mam tego świadomość. Za dużo bólu jest we mnie i nie zniósłbym, gdybyś i Ty miała przeze mnie cierpieć. Milenko, ja wszystkich ranię i przeze mnie...
- Daj spokój. Jestem bardzo szczęśliwa. Nie ranisz mnie. Ja chcę cię z tego wyciągnąć i z tobą być przez resztę życia. A teraz... czy możesz... kochać się dalej? Jeśli nie ze mną do końca, to z moim ciałem? Bo ja tego bardzo chcę.
- Milenko, nie mów tak. Teraz będę kochał się z Tobą i dla Ciebie. Nie zapomnę tego, co mi dzisiaj dałaś. Przez chwilę byłem w Niebie, dzięki Tobie – i pocałowałem ją w usta.
A potem? Potem jeszcze długo kochaliśmy się, ale kochałem się już z Milenką, chociaż gdzieś obok wciąż myślałem o Niej. I wiem, że Ona nie ma mi tego za złe. Milena to bardzo dobra, kochana dziewczyna. Asiulek też ją lubił.
Jeszcze potem wiele razy kochałem się z Mileną. Ona jest taka czuła. Kochana. Od odejścia Aniołka nie myślałem o tych sprawach. Samogwałt? Nie był mi potrzebny. W ogóle sprawy męsko-damskie kompletnie przestały mnie interesować. Myślałem, że już jestem impotentem. To dobre, bo patrzysz na życie i kobiety bez emocji. W ogóle kobiety nie były mi potrzebne. Ale Milena zrobiła tak, że teraz czasem chce mi się z nią kochać. Bo ona kocha się zupełnie tak, jak mój Aniołek. Ona wkłada w to tyle uczucia. Jest taka bardzo... kochana. Jak Asiulek. Ale czasem mam poczucie, że nie powinienem kochać się z Mileną.
Z uwagi na studia na japonistyce, Milena interesuje się buddyzmem zen. W Japonii są dwie główne religie: zen i shintoizm. Shintoizm to kult przodków. Zen to filozofia mająca na celu pokonanie cierpienia w sobie i osiągnięcie oświecenia, które prowadzi do spokoju umysłu i zobaczenia tego świata takim, jaki jest naprawdę, aby nie żyć w ułudzie zmysłów i emocji, które krępują nasz umysł. Milenka stosuje medytację zen w czasie zawodów i treningów szermierki, aby wyciszyć umysł i działać w walce odruchowo, bez myślenia, które spowalnia reakcje. Medytacja to błędne słowo – w zen chodzi o oczyszczenie umysłu z wszelkich myśli, "puszczenie” umysłu. Namawia mnie do tego, bo to doskonała droga do pozbycia się dręczących człowieka myśli. Wiem o tym, sam stosowałem trening zen w treningu judo i medytowałem przed zawodami, co przynosiło doskonałe efekty. Siedliśmy nawet z Milenką na podłodze, ale nie potrafię uspokoić umysłu, wciąż myślę o Asi. Ale Milenka jest uparta i mamy trenować regularnie. Mistrzem Mileny jest wietnamski mistrz zen, Thich Nhat Hanh. Jego książka "Cud uważności” jest niezwykła. Mnie z kolei na judo uczył technik medytacyjnych Daniel Gonzalez. Przyjeżdżał na sesje do Polski. Daniel był agentem FBI, pilotem wojskowym, jest światowej sławy psychologiem i ma czarny pas w brazylijskim Jiu-jitsu. Wydał w Polsce kilka książek, najlepsza to "Sztuka treningu mentalnego”. Moja biblia, jeśli chodzi o przygotowanie mentalne w sporcie przed zawodami.
Milenki credo życiowe to sentencja jednego z mistrzów zen:
"Po co się martwić o życie?
Spójrz na wierzbę nad rzeką.
Stoi tam patrząc, jak przepływa woda”.
Chodzi o to, żeby spokojnym umysłem podchodzić do życia, na chłodno patrzeć, jak życie płynie, jak ta wierzba, odbijająca swoje gałęzie w falach przepływającej wody. Twój umysł ma być jak lustro, odbijające księżyc w pogodną noc...
Wracając któregoś dnia do domu, po długich rozmowach z Mileną o wyciszeniu i oczyszczaniu umysłu, zajrzałem do księgarni. Znalazłem tam nieprawdopodobną książkę – poezje Haiku. Co to jest Haiku, nie będę tłumaczył. Ta książka to "Wiersze śmierci”. Co to są wiersze śmierci? W dawnej Japonii zen uczył patrzeć na śmierć jako konieczne dopełnienie życia, swoistą kropkę nad "i”, bez której litera jest nieczytelna i pełna dwuznaczności. Każdy wielki poeta w pewnym okresie życia pisał jedno zwykle haiku, które będąc wyrazem ulotnego piękna i prostoty, miało być faktycznie testamentem artystycznym twórcy. Kilka wersów, które chciał po sobie pozostawić, wiersz piękny i ulotny, jak opadający płatek kwiatu wiśni...
Wybrałem sobie Haiku śmierci autorstwa Nandai. Posłuchajcie i wczujcie się:
"Tylko śmierć zna spokój
Życie jest
Jak rozpuszczający się śnieg”.
Taka sentencja będzie na grobie Asiulki i moim. Jeśli kiedyś w obcym mieście będziecie szli przez cmentarz i nagle zobaczycie taką sentencję, uśmiechnijcie się – tam będzie spoczywała najwspanialsza Istota, która była na tym świecie a obok niej ja, szczęśliwy, że mogłem dzielić z nią jej krótkie życie.
Z Panią Psycholog rozmawialiśmy o seksie. Dużo o tym rozmawialiśmy. Pani Psycholog martwi się o mnie, ale tego nie okazuje. Raz tylko... Jak o tym rozmawialiśmy, wzięła mnie za rękę i cicho powiedziała, że jeśli miałaby mi to pomóc, to mogę nawet z nią się kochać, żebym tylko z tego wyszedł. Jej bardzo zależy na tym, żebym z tego wyszedł. I łza jej popłynęła, rozmazując piękny makijaż. Ma cudowny, duży biust. Wiem, że nie chodzi tylko o to, że nie ma efektów leczenia. Ona chyba poza wszystkim bardzo przeżywa to, że wciąż jestem w takim stanie. Przywiązała się do mnie emocjonalnie, a psycholog nie powinien tego robić, bo jestem jej pacjentem. Ona jest piękną, dojrzałą kobietą, może trochę młodszą od Mamy, ale bardzo elegancką. Mama jest jednak ładniejsza, mimo, że Pani psycholog też nic nie brakuje. Najcudowniejszy i najpiękniejszy był mój Aniołek. Boję się, żeby Pani psycholog sama nie wpadła w depresję. Na którejś wizycie opowiedziałem jej o Milenie, jakoś to ze mnie wyciągnęła. I bardzo się ucieszyła, mówiła, żebym jak najwięcej czasu więcej czasu spędzał z Mileną. Kazała mi ze szczegółami opowiadać, jak się kochaliśmy. Pytała, czy nie mam nic przeciwko temu, żeby porozmawiała z Mileną. Po kilku tygodniach w jakiejś rozmowie zdradziła mi, że Milena jest z nią w kontakcie. Powiedziała też, że Milena to bardzo wartościowa osoba i żebym próbował z Mileną rozmawiać tak, jak z nią i że mogę się przed Mileną otworzyć, tak jak w rozmowach z nią. Powiedziała, żebym wiedział, że Milena bardzo mnie kocha i chce zrobić wszystko, żebym wyszedł z depresji. Z że mam w niej przyjaciela na całe życie. Ale ja to wiem.
Raz tyko, może na jeden wieczór, stałem się trochę tym dawnym Marcinem. Przez Milenę. Milena jest raczej przewidywalna, ale raz zrobiła coś, co mnie zaszokowało i zadziwiło. Kiedyś poszliśmy na spacer i powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę. Zaprowadziła mnie na AWF. Zapadał już zmrok. Weszliśmy do budynku, było mało osób i Milenka, trzymając mnie za rękę zaprowadziła do tzw. Małego Dojo. Dojo to taka sala treningowa do sztuk walki, cała podłoga to tatami (mata). Byłem zaskoczony – bardzo dawno nie byłem w Sali treningowej. Milenka zaczęła wypytywać mnie o etykietę Dojo. Pokazałem jej ukłony, jak pozdrawiać sensei (nauczyciela), potem jak się medytuje, zdjęliśmy buty i chodziliśmy po Dojo. A potem zaciągnęła mnie do szatni obok, a tam były judogi (kimona do walki). Sama szybko zrzuciła ubranie i założyła gi (strój treningowy), przepasała się białym pasem. Wyglądała nieziemsko pięknie w białym kimonie, ma tak cudowne długie czarne włosy, a i lekko skośne oczy, więc wyglądała zjawiskowo, jak najwspanialsze piękności japońskie. No poezja. Aż mi się serce ścisnęło. A potem nie pytając podbiegła do mnie i zaczęła mi ściągać spodnie! No dobra, przebrałem się w gi. W szafce wisiał czarny pas. Mam do niego prawo. Złożyłem ukłon przed pasem i założyłem go. Przez chwile poczułem... poczułem... nie da się opisać. Wzięła mnie za rękę, wróciliśmy do Dojo i wtedy powiedziała mi, że zaczęła chodzić na judo, nie sportowe, ale obronne i chciała ze mną poćwiczyć, bo jestem bardzo w tym dobry. Ja nie trenuję judo od odejścia Mojego Szczęścia. Długo. Ale zaczęliśmy się bawić na tatami. Milenka niewiele umie, ale pokazałem jej pady, przewroty i najprostsze chwyty i obrony. Nie zauważyłem, że od dłuższego czasu w uchylonych drzwiach Dojo stał mój dawny Sensei. Był w swoim gi. Natychmiast przerwałem zabawę i ukłoniłem się. On zdjął klapki, ukłonił się i wszedł na tatami. Przyłączył się do zabawy i we dwóch pokazywaliśmy Milenie najprostsze techniki. A potem usiedliśmy na środku tatami i Sensei opowiadał mi o naszej sekcji. O tym, że Adrian jest teraz najlepszy, miał nawet dwa powołania do kadry krajowej, ale Adrian zawsze mówi, że jest tylko kumori Marcina (to znaczy cień). Że byłem najlepszy i gdybym tu był, pociągnąłbym chłopaków do niesamowitych sukcesów. Powiedział, że byłem największym talentem, jakiego znał i że judo mnie potrzebuje, cała sekcja i chłopaki bardzo chcą, żebym wrócił. A potem Sensei zabrał mnie z Milenką do chińskiej restauracji na rybę, i w bułeczkach z wróżbą Milence wyszło, że się ze mną ożeni. Śmiałem się w ten wieczór i Milenka była taka szczęśliwa. Ale do sekcji nie wrócę. Nie chcę się widzieć z chłopakami. Unikam spotkania z nimi. Judo to dla mnie zamknięta karta. Może czasem pójdę z Milenką na te jej treningi, żeby jej pomóc. To był udany wieczór. Wiem, że to było ukartowane przez Sensei i Milenę, ale było bardzo miło.
Wciąż zastanawiam się, jak się zabić. Może leki? Nienawidzę niektórych rodzajów samobójstwa. Nigdy bym się nie powiesił. Najchętniej bym popełnił seppuku (lub harakiri – jest różnica, ale nie będę tłumaczył), jak wojownicy japońscy, rozcinając sobie brzuch – to piękna i honorowa śmierć. Ale nie mam miecza. Do tego najlepszy jest taki mały miecz, trochę mniejszy, niż wakizashi a większy niż tanto. Mam książkę, jak technicznie poprowadzić miecz, rozcinając sobie brzuch. Ale miecz, prawdziwy Miecz Japoński jest bardzo drogi i trudno dostać. Najlepiej więc chyba rozbić się na motocyklu. Ale tak, żeby nikomu nie zrobić krzywdy, tylko samemu zginąć. Zawsze przed snem myślę, jak to zrobić. Mam już pewną koncepcję i muszę sprawdzić, czy tak jak myślę, będzie dobrze. Ale to wymaga kilku prób. Zobaczymy. Chcę być pochowany koło Asiulki. Mówiłem o tym z Rodzicami, ale nawet Tata płakał i nie mogłem się dogadać. Kilka razy próbowałem. Ale znam ich, kochają mnie i pochowają koło Asiulki. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Asiulek wybrał i to zrobił. Ja też muszę wybrać i to zrobić. Moje Kochanie było bardzo odważne. Nikt nie ucierpiał, a kierowca nie odpowiadał. Asiulek tak to wyliczył, że samochód zabił ją na miejscu, a kierowca nie miał szans, by jej nie zabić. I został uniewinniony, bo to było "wtargnięcie na drogę”. Bo wiem, że to nie był wypadek. Asiulek nie zginął "przypadkiem”. Ja ją zabiłem. Bo zrobiła to przeze mnie. A ja wciąż, wciąż żyję bez sensu. Myślałem, że mam więcej odwagi. Ale dam radę, jak przyjdzie ten dzień i ta chwila. I chcę być pochowany przy Asiulku i z jej wisiorkiem, który mi zostawiła. Przyszło mi do głowy, że przed śmiercią, ostatnią jazdą na motocyklu, po prostu łyknę wisiorek Asiulki. Wtedy na pewno mnie z nim pochowają. Tak już bym chciał być z Nią i nie żyć dalej bez sensu.
Wczoraj Milenka była u nas. Mama ją zaprosiła. One bardzo się lubią. Mają tyle tematów, Mama nawet chodzi z nią na zakupy, takie damskie, po ciuchy. Śmieję się, że Milena spędza więcej czasu z Mamą niż ze mną. Nieraz Mama ją zaprasza, kiedy mam złe dni, ale zawsze tedy mówi, że zaprasza ją do siebie i dla siebie, a nie dla mnie, bo Milenkę bardzo lubi. Myślę, że Mamie bardzo brakuje Naszego Aniołka i Milena jej trochę zastępuje Asieńkę. Tak jak mnie, chociaż Malutka jest nie do zastąpienia. Bez niej nie ma nic. Świat się skończył.
Wczoraj siedzieliśmy w kuchni: Milena, Mama i ja. Mama powiedziała, że Tata załatwił dla mnie i dla Mileny trzytygodniowy wyjazd w Alpy Szwajcarskie. Wszystko już jest opłacone. Mamy zwiedzać Szwajcarię, jeździć na nartach, odpoczywać. Tyko ja i Milena. Jej rodzice zgodzili się. Ma fajnych rodziców. Lubię ich. Traktują mnie jak syna, a kiedyś Mama Mileny, kiedy z nią rozmawiałem o Asiulce (znała ją bardzo dobrze, przecież Milenka przyjaźniła się z Aniołkiem, bo całymi latami razem trenowały) nagle wybuchnęła płaczem i tak bardzo tuliła mnie do siebie, i gładziła po włosach, jakbym był jej synem, jej łzy padały mi na twarz i mówiła, że jej tak bardzo przykro i że mnie kocha, i że chciałaby, żebym ją traktował jak drugą mamę, i jest szczęśliwa, że Milenka tak bardzo jest za mną. Musiała bardzo lubić Asiulkę, bo tak bardzo płakała. Lubię rodziców Mileny. Tata też jest spoko. W młodości trenował karate, można z nim pogadać o sztukach walki i kulturze japońskiej.
Wracając do wyjazdu - od razu przypomniał mi się wypadek Michaela Schumachera, siedmiokrotnego mistrza świata Formuły 1. Właśnie na nartach miał wypadek, w wyniku którego kamerka, którą miał na kasku wbiła mu się w mózg i od tamtej pory leży "jak warzywo” w śpiączce. Pomyślałem, że nie chciałbym próbować zabić się na nartach, bo jak bym skończył tak jak Schumacher, to długie lata musiałbym czekać na śmierć, która mnie zaprowadzi do Asiullki, i nawet nie mógłbym nikomu dać znać, że nie chcę żyć, bo mi się spieszy. I musiałbym cierpieć tak długie lata marząc o tym, żeby być z Moim szczęściem. To byłoby okropne.
Powiedziałem, że nie chcę jechać. Ale nie wiem, jak się to skończy, bo nie chcę ranić Milenki. Może to zrobię dla niej. Tylko boję się tych gorszych dni, bo wtedy Milenka miałaby kłopot, bo zamykam się w sobie i chcę być sam. Porozmawiam z nią i powiem, dlaczego nie chcę jechać. Ona zawsze stara się mnie zrozumieć. Pomyślałem też, że jeśli jednak pojadę, przywiozę z Alp kilka pięknych kamyczków, żeby położyć na grobie Asiulki. Powiem Milenie i razem poszukamy. Ale nie wiem, co zrobię.
Kiedyś na samotnym spacerze spotkałem Kingę. Kinga to takie inne wydanie Mileny pod względem urody. Obie czarnowłose, długonogie i piękne. Są trochę podobne, tylko Kinga jest bardziej ostra pod każdym względem. Jest obiektywnie ładna, ale ma wszystko zbyt krzykliwe – i makijaż, i ubiór, i paznokcie. I ma niewyparzoną gębę, klnie, a teraz pali. Kiedyś spotykałem się z Kingą i nie był to dobry czas, zbyt często kłóciliśmy się. Ona myślała tylko o rozrywkach i seksie, i dobrze się stało, że nie spaliśmy ze sobą. Nienawidziłem jej, bo obraziła Moje Szczęście. Ale z czasem mi przeszło.
Kinga ucieszyła się, bo nie widziała mnie bardzo, bardzo długo. Powiedziała, że zeszczuplałem, ale dalej mam klasę. Poszliśmy do kawiarni. Nie lubię chodzić do kawiarni od odejścia Aniołka, ale poszedłem. Nie bardzo jak miałem się wykręcić. Kinga opowiadała mi o sobie i chłopakach. O tym, że Natalka będzie chyba brać ślub z jakimś Sebastianem, że Igor pobił publicznie swoją siostrę Paulę za to, że spotykała się z jakimś podejrzanym gościem i była cała afera, opowiedziała o Grzegorzu, który doszedł do siebie, ale miał kłopoty z alkoholem... a potem zaczęła wracać do śmierci Joasi. Jakoś tak mówiła o niej, ze we mnie coś pękło, i jak kiedyś zaczęliśmy się kłócić. Wykrzyczała mi, że rozkochałem w sobie własną rodzoną siostrę i zabiła się przeze mnie. Że wyjechałem sobie na studia na drugą półkulę a tutaj poprosiłem do opieki nad siostrą Grzegorza, którego Joasia podobno rozkochała w sobie, a kiedy zabiła się, to Grzegorz się stoczył, rozpił, a mógł być bardzo dobrym programistą. I takie tam. Ja tego wszystkiego wysłuchałem, łzy mi ciekły po policzkach, a kiedy skończyła, położyłem na stole pieniądze za kawę i ciastka i wyszedłem. Kiedy wychodziłem usłyszałem jeszcze: "Marcin, przepraszam, nie chciałam Ciebie ranić”. Ale może mi się wydawało. Przepraszać? Za co? Miała rację.
Dobra, na dzisiaj kończę. Zaraz to skasuję, jak zawsze. Albo może tym razem wrzucę na Forum. Taki tam bełkot. Nie wiem. Nie wiem. Muszę wrócić do początku, żeby napisać jakiś wstęp. A z resztą mam to w dupie. Idę pojeździć na motocyklu. Dzisiaj pada, jest ślisko i już ciemno. Lubię takie klimaty, jazdę po zmroku. Wyjeżdżam za miasto i na bocznej pustej drodze rozkręcam gaz na prostej i zamykam oczy licząc, ile sekund wytrzymam bez ich otwarcia. Kiedyś, ale tylko raz, w takiej chwili poczułem, że za mną siedzi Asiulek, obejmuje mnie, przytula się do mnie i szepcze mi do ucha: "Marcin, nie wygłupiaj się, otwórz oczy". Ale to było tylko raz. Dziś wiatr i deszcz będę czuł na twarzy. To orzeźwia. Jak wrócę, jeśli wrócę, będę później w garażu czyścił motocykl udając, że na stołeczku siedzi Asiulka. To taka zabawa – ona tam siedzi, a ja do niej mówię, ale ona nie odpowiada, a ja się nie odwracam.
Tak bardzo Ją kocham.
3 komentarze
Rayonvert
Fajne opowiadanie, bardzo szczere, jest i filozofia Wschodu, i sztuki walki, i erotyka, no super...
"I prezydentowi i pomywaczowi należy się taki sam szacunek, bo obaj są takimi samymi ludźmi."
( To niestety naiwne, nieprawda...a niektorzy prezydenci w naszych czasach, jak by Ci to powiedziec, po prostu nie sa ludzmi ! )
Fajna fantazja o pani psycholog...
Ogolnie Twoje cierpienie jest autentyczne, robi takie wrazenie,
i jest potencjal dramatyczny w tym opowiadaniu, pewnie dzieki wlasnie tej autentycznosci !
Ale pamietaj : swiadomosc jest wieczna, nie ginie gdy zabijane jest cialo ( Tak mowia Wedy, to wyzsza filozofia niz zen... ) i niech to bedzie dla Ciebie ukojeniem !
Zaskakujacy tekst jak na taki portalik gdzie wiekszosc opowiadan to koszmarna grafomania i tylko nieliczne perelki sie zdarzaja...
Pozdr.
Marcin123
@Rayonvert, bardzo dziękuję Ci za Twój czas, zainteresowanie i Twoje uwagi. Przemyślę je. A co do grafomanii na tym portaliku... Myślę, że to dobrze, że każdy z nas stara się realizować swoje pasje, nawet, jeśli robi to grafomańsko. Wiesz, myślę, że prawie każdy potrafi pisać, jeśli stara się odwzorować własne uczucia z sytuacji, które sam naprawdę przeżył. Jeśli natomiast pisze w pełni zmyślone historie, wtedy nie jest w stanie wyobrazić sobie faktycznych emocji, które towarzyszą takim zdarzeniom i czytelnik czuje fałsz. Tylko utalentowani autorzy potrafią to zrobić dobrze. Ale, jak powtarzałem sobie, jeśli nie jesteś utalentowany – pisz o sobie; jeśli sam podobną sytuację przeżyłeś i opisujesz swoje prawdziwe emocje, wtedy czytelnik czuje, że nie ma tu fałszu. I to chyba cała tajemnica. Pisząc trzeba oddać przede wszystkim swoje emocje. Jeśli byłeś w lesie i napiszesz, że był to las w 98% sosnowy, że były mrówki i mech, to jest to nieciekawa relacja. Ale kiedy napiszesz, że miałeś złe dni, rzuciła ciebie dziewczyna (a zrobiła to rzeczywiście), nie mogłeś sobie znaleźć miejsca, pojechałeś do lasu (i zrobiłeś to rzeczywiście), położyłeś się na mchu i patrzyłeś, jak zachodzące słońce prześwituje przez gałęzie, i było ci smutno, bo jesteś samotny, i myślałeś o błędach, które zrobiłeś i których nie da się odwrócić, i poczułeś na policzku łzę – to zaczyna to być opowiadanie. Raz jeszcze,
Rayonvert, bardzo Ci dziękuję za to, że przeczytałeś i podzieliłeś się uwagami. Dla mnie to ważne i cenne. Pozdrawiam.
Rayonvert
@Marcin123 "Ale, jak powtarzałem sobie, jeśli nie jesteś utalentowany – pisz o sobie; jeśli sam podobną sytuację przeżyłeś i opisujesz swoje prawdziwe emocje, wtedy czytelnik czuje, że nie ma tu fałszu."
To oczywiste...
ale juz nie rozumiem haha, bo juz po lekturze tego opowiadania przeczytalem na Twoim profilu ze wszystko co piszesz, wydarzenia i postacie sa fikcyjne :
to jak w koncu jest ?
Marcin123
@Rayonvert - jest tak, jeśli pytasz: trzony, główne fakty opowiadanych historii są prawdziwe. W dużej części są oddane wiernie zgodnie z zapamiętanymi odczuciami i przebiegiem zdarzeń. Zmienione są natomiast wszystkie imiona, miejsca, nazwy, nieraz historia jest uproszczona, niektóre całe wątki w danej historii przemilczane, jako zbyt osobiste lub nieistotne, moim zdaniem, z punktu widzenia nurtu zdarzeń, które opowiedziałem; inne - ubarwione, rozszerzone, dodane, nieraz, ale rzadko - wątki dodatkowe są zmyślone. Chodziło głównie o to, by trudno było zidentyfikować osoby i miejsca. I mnie - zależy mi na tym, ponieważ wiele zmieniłem w życiu, w tym całkowicie otoczenie, a byłem znany z uprawiania jednej z dyscyplin sportu /sztuk walki na wysokim poziomie (oczywiście nie judo...). Dlatego piszę, że wydarzenia i postacie są fikcyjne, by być zgodny z prawdą. Bo takie są, ale mają bliższe czy dalsze pierwowzory w prawdziwych ludziach - moich bliskich, byłych kolegach i przyjaciołach. I najdroższych osobach, które na zawsze odeszły.
Rayonvert
@Marcin123 "Chodziło głównie o to, by trudno było zidentyfikować osoby i miejsca."
To wazne i bardzo dobrze rozumiem...
PS czyli ta rzekoma czarna depresja tez jest fikcyjna ?
Natomiast ostatnie zdanie na szczescie nie jest prawdziwe :
nie odchodza " na zawsze" , bo jest samsara. Filozofia ( I praktyka ! ) Wschodu...
Marcin123
Prawdziwa.
Rayonvert
@Marcin123 Po dokładnym przeczytaniu tego opowiadania dochodze, dopiero teraz, do wniosku że mimo całej poetyckości i wrażliwości opisujesz chore tematy :
Seks z siostra ?
Fascynacje niepełnoletnia dziewczynka ?
Szkoda gadać. Ulecz umysł, wszystko inne samo wówczas moźe sie ułożyć..
Perwersje to jedno, ale ty opisujesz zboczenia a to jest bardzo pokrecone !
PS Tej depresji Ci współczuje, ale "leki" nie pomoga, żebyś nie miał złudzeń.
Tylko zatruwaja bardzo organizm.
( Tak, jasne, nigdy nie brałem takich "lekarstw" to co moge wiedzieć... ale miałem 2 partnerki które "jechały" na psychotropach . )
Ty sie za bardzo nakrecasz tymi negatywnymi emocjami, a umysł trzeba chociaż troche kontrolować:
ta cała dyscyplina ze sztuk walki do czego Ci sie przydała ?
Margerita
łapeczka w górę wzruszyłam się
Marcin123
Margerita, przeczytałaś? Dziękuję. Twoje wzruszenie to największy komplement.
Marcin123
Witaj, MrHyde. Myślę, że to po prostu poezja, i tłumacz uznał, że takie słowo wierniej odda sens oryginału. A haiku to cytat z Książki "Japońskie wiersze śmierci", Wydawnictwo Miniatura, 2004r, str. 15, tłumaczenie i wstęp: Marek Has. Ja trochę znam japoński.
Marcin123
Nie mam niestety tekstu oryginału, tylko tłumaczenie. Dla mnie nie jest to problem i nie zamierzam szukać oryginału. Obiektywnie masz rację. Śnieg oczywiście topnieje. Natomiast poezja często jest na pograniczu grafomanii. Ale mnie to nie przeszkadza. Pozdrawiam.