Zerwał się nagle spadając z kanapy na podłogę. Rozejrzał się po salonie, ale nikogo nie było.
– Dlaczego mi to robisz? – zapytał cicho.
Śniło mu się, że wróciła Agata. Weszła do jego pokoju, a on akurat leżał w objęciach Kingi. Jej zaszklone od łez oczy mówiły wszystko, że się zawiodła na nim, bo nie potrafił na nią cierpliwie zaczekać. Krzyczał za nią, że to jakieś nieporozumienie, ale jego głos nie mógł się uwolnić z zaciśniętego gardła. Wybiegł z łóżka i próbował ją zatrzymać. Złapał ją za rękę w ostatniej chwili. Spojrzała na niego zalana łzami i zniknęła za drzwiami.
Kwaśny posmak wina, które przywiozła Marta przypomniał mu, dlaczego nie przepada za tym trunkiem. Nocna rozmowa z dziewczynami o wszystkim przy kieliszkach pełnych czerwonego alkoholu trochę go rozprężyła, ale ten posmak był karą za to, że się zgodził. Złożył koc z tygrysem w kostkę i pobiegł do łazienki. Na całe szczęście zdążył odchylić klapę, bo miałby trochę do sprzątania. Ulga była czymś przyjemnym nawet przy widoku tego, co aktualnie wypełniało muszlę. Odchylił się do tyłu i oparł plecami o zimne kafelki. Zamknął oczy.
– Wszystko w porządku?
Kinga usiadła obok niego i pozwoliła sobie złapać go za rękę.
– Wino mi zaszkodziło. Zresztą jak zwykle – mówił z zamkniętymi oczami.
– Zrobiłeś to dla nas, choć wiedziałeś, że będziesz cierpiał?
– Ta rozmowa była mi potrzebna, a ja chciałem dotrzymać wam towarzystwa.
– Ty się nigdy nie zmienisz. Zawsze stawiasz dobro innych przed swoim.
– Nic na to nie poradzę. Taki już jestem.
Przytuliła go do siebie i gładziła jego włosy. Oboje wiedzieli, że ten powrót był nieunikniony i ta sytuacja właśnie to potwierdziła. Po kilku minutach wstał, bo nie chciał już jej zamęczać widokiem wymiocin i niezbyt zachęcającym zapachem z jego ust.
– Dasz mi chwilę?
– Tak. Jasne – zamknęła za sobą drzwi.
Spuścił wodę w toalecie. Stanął przy zlewie i nałożył piankę do golenia. Kiedy skończył się golić obmył twarz zimną wodą i zerknął w lustro. Nie musiał nic mówić. Jego spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów. Tęsknota, rezygnacja i zaciekawienie mieszały się we wszystkich gestach jego twarzy.
– Odzyskałeś ją i nie spieprz tego – powiedział do swojego odbicia i wyszedł z łazienki.
Po powrocie do pokoju znów spojrzał na komputer. I wspomnienie wróciło. Gdyby tylko mógł roztrzaskałby go w drobny mak, ale miał w nim zbyt wiele cennych danych. Postanowił, że da sobie czas na pogodzenie się z tym faktem, ale nie kosztem Kingi, w której ramiona wpadł poprzedniego wieczoru w lesie. To był powrót z długiej podróży, której nie miał zamiaru roztrząsać, bo to Agata wybrała inną drogę. Przebrany w białą koszulę i garniturowe spodnie zszedł do kuchni, gdzie siedziały dziewczyny przy kawie. I choć było dopiero południe to miał na nią ochotę.
– I jak? – zapytała siostra.
– Lepiej. Dla mnie też jest?
– Już parzę – Marta włączyła elektryczny czajnik.
Urwał z kiści kilka winogron i zajął miejsce obok Kingi. Otworzył dłoń, aby się poczęstowała. Zrobiła to z uśmiechem na ustach, z czego był zadowolony, bo w toalecie nie zapewnił jej pozytywnych emocji.
– Dwie łyżki? – zapytała siostra.
– Daj trzy. Mocna powinna postawić mnie na nogi.
– Jeżeli źle się czujesz to możemy to przełożyć.
– Jest dobrze. Dam radę – uśmiechnął się, ale jego żołądek był innego zdania.
Podczas południowej kawy streścił im szerzej swoje plany na najbliższe miesiące, bo były to dość daleko sięgające ambicje podbicia rynku w branży, w której się czuł komfortowo.
Kiedy skończyli wciągnął kurtkę i pomógł się ubrać Kindze. Kilka chwil po trzynastej pojechali do Złotorii.
Śnieg padający nieprzerwanie od kilkunastu godzin przysparzał kłopotów wszystkim, ale auto Kingi świetnie sobie radziło doskonałym napędem na cztery koła. Brama prowadząca do posesji jej rodziców była już otwarta. Wysiadł, jako pierwszy, aby się przywitać z nimi. Włosy Pawła już dość poważnie przyprószyła siwizna, ale Sylwia nadal wyglądała świetnie jakby czas się dla niej zatrzymał. Oboje uśmiechnięci na ich widok dali do zrozumienia, że ta wizyta jest wspaniałym prezentem na święta.
– Krystian! – ojciec wyciągnął dłoń, którą natychmiast uścisnął.
– Tak się martwiliśmy – dodała Sylwia.
– Przecież powiedziałam, że go znajdziemy. Dla takich detektywów jak ja i Marta nie ma zagadki nie do rozwiązania.
Krystian stał zakłopotany, jakby nie wiedział, co się dzieje. Jego bieg, który miał go uspokoić stał się dla wszystkich jakimś tajemniczym zaginięciem, ale ze szczęśliwym finałem.
– Jak się jechało?
– Minęliśmy dwie stłuczki. Drogowcy nie nadążają – odpowiedziała Kinga i weszli do środka.
Wysoka na ponad dwa metry choinka obwieszona pięknymi bombkami wypełniała salon nie tylko swoim wyglądem, ale też zapachem jakby, co dopiero została wycięta z lasu.
– Możemy na słowo? – ojciec Kingi spojrzał na Krystiana.
Dziewczyna zerknęła na niego z politowaniem, bo domyślała się, o czym będzie chciał z nim porozmawiać. Jej wzrok pytał:
„Musisz?”
– Zabiorę go tylko na pięć minut. Mogę?
– Jeżeli sam się zgodzi…
– Oczywiście. Nie mam nic przeciwko – odezwał się w końcu sam zainteresowany.
Przeszli z salonu do gabinetu przy schodach. Był już w nim kilka razy. Ogrom książek go wypełniających był jego największym atutem, jakby w nim była zamknięta cała wiedza świata. Z miłą chęcią skorzystałby z niejednej książki, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Agata odeszła bez słowa wyjaśnienia.
– Usiądź.
– Dziękuję.
I jak to było za każdym razem ojciec sięgnął do barku po butelkę whisky. Nie był żadnym koneserem, choć pieniędzy mu nie brakowało to kupował najpopularniejszego Jacka D. Nalał do połowy do dwóch kryształowych szklaneczek i postawił przed nim na dębowym blacie masywnego biurka.
– Nie chcę ci prawić kazań, bo wiem, że mądry z ciebie chłopak.
Krystian delikatnym skinieniem przytaknął, że łapie, o co mu chodzi.
– Zawsze zależało mi na szczęściu mojej jedynej córki. Z dystansem podchodziłem do każdego z jej wyborów. Wobec ciebie nie miałem żadnych wątpliwości. Skłamałbym mówiąc, że wiedziałem, że do siebie wrócicie. I wiem, że to ona podjęła decyzją o rozstaniu, co w waszym przypadku było jakimś absurdem. Tylko ślepiec nie zauważyłby tego uczucia wartego więcej niż wszystkie skarby tego świata. Ze swojej strony mogę zagwarantować wam, że wszystko, co posiadamy jest również do waszej dyspozycji.
– Rozumiem. Dziękuję za pańskie wsparcie. To bardzo ważne mieć po swojej stronie rodziców przyszłej żony.
– Od zawsze miałeś nasze poparcie. Co do ślubu to wiem, że potrzebujecie czasu i odpowiednie decyzje wymagają przemyślenia.
– Ja już swoją podjąłem. Wkrótce powinniśmy poznać odpowiedź Kingi.
– Nie zaczynacie od nowa?
– Nie ma takiej potrzeby. Skoro przez rok nie zgasło to uczucie, a jeszcze bardziej narastało to nie ma się, nad czym zastanawiać.
– Warto było przeczekać burzę. Wiedziałem, że tylko ty będziesz dla niej odpowiednią osobą. Tyle razy płakała i obwiniała się, że straciła cię na zawsze. Cieszę się, że doszliście do porozumienia.
– No cóż. Cenię sobie pańską szczerość. I zupełnie szczerze przyznam się, że zaskoczyło mnie to, co przed chwilą pan powiedział.
– Nie chciałem nikogo innego na męża dla mojej córki. Tylko ty jesteś tym, przy kim ona będzie czuła się bezpiecznie i ze spokojem będzie rozmyślać o przyszłości.
Sylwia zapukała i zajrzała do środka.
– Przepraszam, że zakłócam.
– W porządku.
– Obiad na stole.
– Już idziemy – ojciec dopił whisky a w ślad za nim poszedł Krystian – Świetnie – uśmiechnął się do niego i przeszli do jadalni.
Klasyczny schabowy i ziemniaki chyba wszędzie mają kult obiadu na każdą okazję. Nikt nie zadawał jakichś niekomfortowych pytań, przez co obiad okazał się mile spędzonym czasem.
Dopiero przy wieczornej kawie Sylwia zaczęła wypytywać o szczegóły poszukiwań Krystiana. Kinga z wielką pasją i błyskiem w oczach opowiadała jak się przygotowały z Martą do wyprawy w ciemny las. Jej emocje i mimika twarzy wyrażały dużo więcej niż troskę, ona się bała najgorszego, choć nie zdradziła się ani słowem. Kilka razy widział w jej oczach strach i tym razem nie miał żadnych wątpliwości, że mogła mieć obawy o to, że odbierze sobie życie z powodu Agaty. Wiele razy cierpiał z różnych powodów, ale samobójstwo w jego mniemaniu nie było nigdy aktem wybawienia od problemów. Podobno odebranie sobie życia wybierają tylko tchórze, ale żeby to zrobić trzeba mieć nieziemską odwagę. Skoczyć pod pociąg, podciąć sobie żyły czy założyć pętlę na szyję wymaga pewności swego no i oczywiście konsekwencji w wykonaniu wyroku na samym sobie.
Uśmiechał się stale, gdy na niego zerkała. Zrozumienie tego wszystkiego zajęło mu ponad rok i nawet jak mu się wydawało prawdziwa miłość do Agaty nie była w stanie przyćmić tego, co było między nimi. To wszystko odradzało się tym intensywniej im bardziej się oddalała wizja powrotu Agaty. Prawdziwe przełamanie nastąpiło właśnie w lesie, bo ona za wszelką cenę chciała go odnaleźć i to żywego. Gdyby był martwy cały jej trud poszedłby na marne. W pewien sposób miał sobie za złe, że miejsce Kingi zajęła dużo młodsza dziewczyna i ona jeszcze musiała na to patrzeć, bo jako przyjaciółka Marty bywała wokół nich znacznie częściej. Co prawda byli wolnymi ludźmi, ale pewne relacje nie umierają nigdy. A ta nie miała nawet prawa umrzeć, bo musiała być im pisana już w momencie odgrywania miłosnej sceny na wolontariacie.
Ojciec proponował Krystianowi jeszcze jedną kolejkę, ale pokonany przez wino nie miał zbytnio ochoty na alkohol.
– Uważajcie na siebie dzieci. Śnieg nie przestaje padać – opuściła zasłonę Sylwia i dołączyła do nich w wiatrołapie.
– Możecie zostać u nas na noc – zaoferował się Paweł.
– Tata ma rację. Nie będziecie musieli jechać w tą zamieć.
– Chcemy pobyć trochę sami. Tyle mamy sobie do powiedzenia.
– No trudno – westchnęła głęboko Sylwia.
– Dziękuję za obiad. Uwielbiam domową kuchnię. Babcia też była mistrzynią.
– Cieszę się. Możecie wpadać częściej na obiad. Będę zawsze gotowa.
– Na pewno będziemy – Kinga uśmiechnęła się i trzymając za rękę Krystiana wyszli przed dom – Ładnie go przysypało.
– Chwileczkę – Paweł wrócił się do środka i za chwilę wyszedł drzwiami garażowymi – To powinno pomóc.
Odpalił dmuchawę do liści i w minutę odsłonił czarne auto.
– Dziękuję tato – uścisnęła go Kinga.
– Zawsze do usług.
– Chyba też sobie taką sprawię – skomentował popisowy wyczyn Krystian.
– Świetna zabawka. Nie tylko do liści.
– Ma pan rację. Spokojnych świąt – uścisnął dłoń Pawła, a potem przytulił jej matkę.
Otworzył drzwi auta przed Kingą, a potem zamknął i poszedł na swoje miejsce. Nie miał zamiaru ryzykować utraty prawa jazdy, choć nie spodziewał się żadnej kontroli w taką zamieć. Boczne uliczki były zasypane, ale główna droga w kierunku Torunia była już czarna.
– Co ci tam naopowiadał w gabinecie?
– Nic takiego.
– Przy szklance zawsze porusza coś ważnego.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Tak. Od wczoraj nie mamy już przed sobą tajemnic. Pamiętasz?
– Powiedział, że dużo płakałaś obwiniając się za nasze rozstanie. Że straciłaś mnie na zawsze.
– Co? Tak prosiłam go o dochowanie tajemnicy.
– Widocznie miał w tym jakiś cel. I ten cel osiągnął.
– Co masz na myśli?
– Zrozumiałem, że połowę winy ponoszę też ja.
– Dlaczego? To ja cię wyrzuciłam ze swojego życia.
– Ale ja nie do końca zawzięcie walczyłem o ciebie. Może zbyt bardzo nalegałem na odłożenie decyzji o dziecku?
– Nie odbierałam połączeń, nie chciałam się z tobą spotkać. Każdy mądry dałby sobie spokój po kilku razach, ale nie ty.
– W końcu odpuściłem. Budując coś nowego.
– Nie odpuściłeś.
– Nie?
– Gdybyś odpuścił nie wydarzyłoby się to, co wczoraj.
– Tak sądzisz?
– Jestem tego pewna.
– Kinga?
Paliło się czerwone i mogła w końcu się na nim skupić.
– Wierzysz, że mógłbym odebrać sobie życie?
– Nie. Zapewniałam Martę, że to niemożliwe. Nigdy byś nie podjął takiej decyzji. Prędzej umarłbyś z tęsknoty, albo z wycieńczenia w walce.
– Wyglądam na takiego twardziela?
– Nie musisz nim być. Twoja wrażliwość mi wystarcza.
– Kocham cię – szepnął i przyciągnął ją do siebie całując przez kilkanaście sekund. Pomimo klaksonu z tyłu nie przestali.
– Czego się niecierpliwisz? – zawołała odwracając się do tyłu – Nie widzisz, że go kocham?
– Kochanie…są święta. Spokój i zrozumienie.
– Wybacz, ale nie mogłam pozwolić, abyś przestał. To było niesamowite. Nie żałuję ani jednego dnia, gdy musiałam za tobą czekać, bo warto było czekać.
– Nie myślmy już o tym. Przeszłość wyrzućmy do kosza.
– Gdzie jedziemy? Do mnie?
– Ale do mnie w sensie do mojego dawnego mieszkania czy do mnie w sensie do ciebie?
– Bez znaczenia.
– No to w drogę.
– Napisz Marcie, że nie wracasz na noc.
– Nie?
– A chcesz?
– Jasne, że nie.
Odpowiedź siostry była krótka:
„Fiu, fiu. Jedźcie ostrożnie”
Dodaj komentarz