Po wejściu do środka Adam rozglądał się nerwowo. Olek natychmiast ruszył w jego kierunku.
– Agata dzwoniła po ciebie?
– Potrzebuję twojej pomocy, a raczej potrzebujemy.
– Kto?
– Ja i Agnieszka – dyszał ciężko, jakby biegł tutaj prosto z domu.
– Jasne, że wam pomogę. W czym problem?
Adam milczał jakby nie wiedział, co powiedzieć, choć deklaracja przyjaciela była jasna.
– Próbowałem się dodzwonić do ciebie, ale nikt nie odbierał.
– Wyłączyłem komórkę na czas ślubu, a potem dałem Agacie do torebki.
– Bo…nie wiem jak ci to powiedzieć…
– No mów! – złapał go za ramiona i potrząsnął, dla gości ten ruch wyglądał jak zalążek jakiejś awantury.
– Trafiła do szpitala. To ostra niewydolność nerek.
– O boże – Olek pobladł, jego nogi się ugięły. Odsunął krzesło i usiadł.
– Pamiętam, że już pierwszego razu zrobiłeś badania. Wtedy pomogły leki, ale przez te kilka lat doszło do jakichś dziwnych zmian, o których nawet ona nie miała pojęcia.
Aleks rozglądał się po sali, ale nigdzie nie było Agaty.
– Nie mam telefonu. Zadzwonisz do Agaty?
Adam wybrał jej numer i podał telefon przyjacielowi. Cztery sygnały minęły, ale nikt nie odebrał.
– Jedźmy.
– Nic jej nie powiesz?
– Będziemy próbować po drodze.
Adam jechał szybko, ale pewnie, bo samochód dokładnie przenosił jego ruchy na koła.
– A alkohol?
– Wypiłem tylko szampana.
– Dlaczego?
– Trochę bolał mnie brzuch, ale bez obaw od szesnastej już trochę minęło. Wszystko powinno być strawione i przepalone.
Wbiegając do szpitala przez izbę przyjęć dostrzegł Piekarskiego. Przed nim siedział na wózku jakiś chłopak. Zatrzymał się i podszedł do nich.
– Co się stało?
– Co ty tutaj robisz?
– Nie wierzę…
Olek przyjrzał się synowi bogacza. Wspomnienia wróciły. Był pewien, że to ten sam chłopak. Wychudzony, a jego spojrzenie było statyczne. Patrzył gdzieś w bok, ślina kapała mu z ust.
– Olek wszystko ci wytłumaczę. Wyjdźmy stąd.
– Dasz mi chwilę? – Aleks zerknął na przyjaciela.
– Pójdę do niej.
– Dzięki.
– Kawa?
– A syn?
– Dostał zieloną opaskę. Przypilnuj go – Piekarski zerknął na ochroniarza. Ten skinął głową i zajął miejsce obok jego syna.
Przeszli do szpitalnej restauracji, a raczej czegoś na wzór jadalni. W środku nie było nikogo. Po chwili czekania za ladą pojawiła się starsza kobieta. Bogacz zamówił dwie kawy i zajęli miejsce na samym końcu.
– To twój dzieciak? Przecież nie ma twojego nazwiska.
– Tak, to mój syn – westchnął ciężko i opadł na krzesło – Wiem, że już nic nie będzie takie samo, ale chciałem cię przeprosić za to, co zrobił.
– Nic nie rozumiem…
– Po tym wypadku, gdy okazało się, że będzie kaleką do końca swoich dni jego matka odebrała sobie życie. Wiem, że już nie cofnę czasu, ale bardzo mi przykro z tego powodu.
Oczy Olka zaszkliły się od łez.
– Dlaczego nosił jej nazwisko?
– Kiedy zaszła w ciążę ja byłem żonaty z inną kobietą. Byłem wtedy na fali i taka wiadomość mogłaby zniszczyć moją karierę. Mieliśmy umowę, że tak pozostanie do momentu, aż się rozwiodę. Beata nie chciała mi dać rozwodu, a potem zginęła w wypadku, bo poznała prawdę.
– I ty nie masz z tym nic wspólnego?
– Oczywiście, że nie. Świadkowie potwierdzili, że wjechała w ścianę wiaduktu. Nie miała zapiętych pasów. Samochód według biegłego był sprawny. Wynajmuję tylko nowe auta i od sprawdzonego dilera. Potem sukces przyszedł jeszcze szybciej, bo na pogrzebie było sporo ludzi biznesu. Oczywiście nie wykorzystałem tej tragedii, jako trampoliny, oni sami do mnie przyszli w sprawach biznesowych.
– Nie wierzę ci.
– Wcale ci się nie dziwię. Ale taka jest prawda. Wsiadła do auta zdenerwowana, gdy jej o tym powiedziałem. Chciałem jej zapłacić za milczenie, ale nie zdążyłem.
– I nikt cię nie powiązał z wypadkiem moich rodziców, że to twój syn prowadził auto naćpany?
– A czy to ważne?
– Dla mnie tak.
– Miejska policja je mi z ręki. Nie tylko miejska, ale wtedy akurat oni byli na miejscu. Wiesz o tym dobrze. A skazanie go na zakład zamknięty to moja sprawa. Zresztą w takim stanie nie mógłby odbyć kary w normalnym więzieniu. Potem udało się zamienić kilka dokumentów i adoptowałem go fikcyjnie, by wrócił do domu.
– Kim ty jesteś w ogóle?
– Też chciałbym to wiedzieć.
– Gdyby nie pieniądze twój nieskazitelny wizerunek miałby sporo głębokich rys.
– Pewnie tak, ale droga na sam szczyt wymaga poświęceń. No i oczywiście odpowiedniej zapłaty konkretnym osobom.
– Domniemam, że skrzywdziłeś sporo ludzi w drodze na ten twój szczyt.
– Pojedyncze jednostki nic nie znaczą.
– Uważam inaczej. Mógłbym napisać książkę o twoim życiu i zarobiłbym niezły pieniądz.
– Nie zrobisz tego.
– Skąd ta pewność?
– Nie będziesz miał pokrycia tych faktów w dokumentach.
– Wystarczy rozgłos, że Piekarski to nie taki idealny biznesmen.
– Mogę mieć każde wydawnictwo w tym kraju.
– Ale nie wszystkie na raz.
– Masz rację, ale wszystkie nie są potrzebne, aby zatrzymać wydanie książki.
– Kogo jeszcze masz w kieszeni?
– To bez znaczenia. Można kupić urzędnika, sędziego, posła a nawet ministra, gdy zajdzie taka potrzeba.
– Czyli nie da się uczciwie dorobić takiej fortuny?
– A co ty myślałeś? Że da się dorobić miliardów uczciwym płaceniem podatków i legalnym zatrudnieniem ludzi? W kraju, w którym korupcja jest na porządku dziennym to jedyny sposób. Każdy jest do kupienia.
– Ja nie.
– Nie ma takiej kwoty, która by nie złamała tych najoporniejszych.
– W moim przypadku nic nie zrobisz.
– Daj spokój Olek. Wiem ile masz na koncie.
– Nie wierzę…
– Uruchomiłem wszystkie kontakty, aby dotrzeć do ciebie. Wiesz jak ciężko odnaleźć kogoś takiego jak ty? Całe szczęście, że wybiłeś się w odpowiednim momencie.
– Nie zrobiłem tego dla ciebie.
– Tak tylko mówisz.
– Przestań! – Olek uderzył pięścią w stół tak mocno, że przyleciał ochroniarz Piekarskiego.
– Co ty wyprawiasz! – warkną na ochroniarza, który odsłonił broń – Tylko rozmawiamy. Wracaj i pilnuj go jak ci kazałem.
– Miałem się przestraszyć?
– Nie. To nie było zamierzone. Ale jak widzisz moi ludzie są gotowi na każde przypadkowe zdarzenie.
– To jakaś groźba?
– Nie. Wiele razy uniknąłeś śmierci, ale nikt nie jest niezniszczalny.
– Nagle pomagałeś mi, a teraz chcesz się mnie pozbyć?
– Ja? To ty chciałeś napisać książkę.
– Mam się czegoś bać?
– Z mojej strony nic ci nie grozi.
– Nie wywieziesz mnie do lasu i nie każesz mi kopać grobu?
– Struktura mojej działalności to nie mafia. Nie zabijam ludzi, ja ich kupuję.
– A jak ktoś odmawia?
– Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Tak jak powiedziałem to kwestia pieniędzy.
– Mnie też chcesz kupić?
– Nie. Tobie proponowałem współpracę.
– Praca dla ciebie to nie współpraca.
– Źle mnie zrozumiałeś wtedy. Chciałem być waszym wspólnikiem.
– Nie potrzebujemy niczyjej pomocy. Sami prowadzimy swój projekt.
– I szanuję twoją decyzję.
– Kłamiesz.
– Nie mam w tym żadnego celu.
– Czyli pomagałeś mi chcąc odkupić winę twojego syna?
– Brawo – Piekarski klasnął z wrażenia – No w końcu do tego doszedłeś. Trochę ci to zajęło – bogacz zerknął dumnie na swój złoty zegarek.
– I myślisz, że to podziałało?
– Uważam, że tak. Wiesz jak było. Mogłeś trafić do celi.
– Za co? Że dałem się dźgnąć nożem?
– Mogłeś być oskarżony o powiązania z mafią.
– Dobrze wiesz, że nie prowadzę szemranych interesów.
– Ja to wiem, ale opinia publiczna nie. Wiesz jak łatwo zniszczyć komuś karierę zwykłym pomówieniem. Gorzej odbudować wizerunek nawet po oczyszczeniu z zarzutów.
– Tyle razy uniknąłeś wpadki. Brawo.
– To zawsze kwestia ceny.
– Powtarzasz się. Ja nie jestem do kupienia.
– Po rozmowie z tobą dochodzę do wniosku, że tak może być.
– Tak jest. Muszę lecieć. Są ważniejsze rzeczy.
– Mogę jej pomóc.
– Nie chcę już od ciebie nic.
– Uważam inaczej.
– Życia jej nie kupisz.
– Życia nie, ale mogę zdobyć dla niej nerki.
– Skąd to wszystko wiesz?
– Błagam cię Olek. Wszyscy ordynatorzy miejskich szpitali są dla mnie jak przyjaciele.
– Którym ja nigdy nie będę.
– Wiem. Wyznajesz pewne wartości, których mogą ci pozazdrościć wszyscy.
– Ty też.
– Przyznaję, że ja też. Wystarczy twoje słowo, a załatwię dawcę. W dwadzieścia cztery godziny sprowadzę tutaj nikogo nieobchodzącego czarnoskórego dawcę. Nikt nawet nie zainteresuje się jego zniknięciem. No chyba, że jesteś uprzedzony, co do kolory skóry. Z Europejczykiem może być gorzej. To może potrwać.
– Jesteś szalony.
– To kwestia honoru.
– Przecież ty go nie masz.
– Mylisz się. Za twoje milczenie jestem w stanie ci pomóc, nawet na taką skalę.
– Dalej próbujesz mnie kupić.
– Tego nie jestem w stanie zrobić.
– A nie łatwiej będzie ci mnie zabić?
– W ten sposób nie odkupiłbym winy swojego syna. Chcę ci pomóc.
– Pomożesz mi jak sobie odpuścisz odkupowanie winy. Nikt już nie zwróci życia moim rodzicom. Zresztą oni nie chcieliby abym się w jakikolwiek sposób z tobą dogadywał czy pracował dla ciebie.
– Chcę ci tylko pomóc…
– A teraz pozwól, że pomogę komuś z serca, a nie dla własnego interesu.
– Między nami wszystko w porządku? – Piekarski wstał pierwszy i zastąpił mu przejście.
– Zostawisz w spokoju mnie i moją rodzinę, a wszystko, o czym wiem zostanie między nami. Nigdy więcej nie będziesz śledził mojego życia.
– Jaką mogę mieć pewność?
– Żadnej, ale coś mnie od ciebie odróżnia i wiesz, o czym mówię. Słowa nie muszę ci dawać, niech świadczą o tym moje czyny i sposób postępowania.
– Świetnie. Chciałem cię tylko zapewnić, że nikt nie podniesie na ciebie ręki i nikt nie wyda jakiejkolwiek wam przeciwnej decyzji.
– A willę z basenem też mi podarujesz?
– Da się załatwić.
– Nie myśl, że winy zostały odkupione, bo tak postanowiłem.
– Rozumiem – Piekarski spuścił głowę i zszedł Aleksowi z drogi.
Wychodząc z restauracji zerknął jeszcze raz na chłopaka. To, co go spotkało za zabójstwo jego rodziców było jakąś karą, ale to nie on był od wymierzania sprawiedliwości. Miał tylko nadzieję, że rodzice są z niego dumni a on nie podjął decyzji, która mogłaby kosztować jego rodzinę życie.
Dodaj komentarz