Życie to ciągły trening cz.45

Życie to ciągły trening cz.45O piętnastej pojechali do centrum handlowego w Bydgoszczy. Ilość aut wyjeżdżających z miasta przyprawiała o ból głowy. Stałe podjeżdżanie na jedynce denerwowało nie tylko jego. Miny kierowców na pasach obok wiele mówiły jak każdy się cieszy z jazdy o tej porze. Oczywiście znaczną ilość aut stanowiły te z rejestracją CB.  
– Ja nie rozumiem tych ludzi. Mają tak rozwiniętą sieć komunikacji miejskiej a tamują ruch, bo każdy ma auto. Autobusy, tramwaje a nawet pociągi zatrzymujące się na największych stacjach miasta.
– Jest kilka sposobów by to rozwiązać.
– Na przykład?
– Nie chcę mówić głośno, bo ktoś może podchwycić pomysł.
– Jakby podnieśli opłaty za ubezpieczenie czy paliwo to dużo osób przestałoby jeździć. Problem w tym, że państwowa komunikacja międzymiastowa leży równo z gruntem, więc ludzie muszą dojeżdżać własnym transportem.  
– Dokładnie – przytaknęła głową.
– Ale mogliby jakoś zmotywować lokalnych mieszkańców do komunikacji zbiorowej. Jakieś punkty na zakupy przy kupnie biletów okresowych czy załatwianie spraw w urzędzie poza kolejką.
– Długo nad tym myślałeś?
– Jak długo stoimy w korku?
– Dobre dwadzieścia minut.
– No to tyle mogłem się zastanawiać.
– Szkoda, że nie ma zawodu pomysłodawca. Byłbyś niezłym prezesem – uśmiechnęła się w jego kierunku.
– Wolę siłownię, ale gdybyś mnie zwolniła to wiem, w jakiej branży mógłbym się odnaleźć.
– Chcesz odejść?
– Chcesz mnie zwolnić?
– Nie?
– Więc co to za dziwne pytania?
– Żart taki miał być…
– Słaby. Sam Karol by się nie powstydził takiego suchara – wybuchł śmiechem a ona mu zawtórowała.
Nie zauważyli nawet, że mają przed sobą sporo miejsca i dopiero trąbienie aut za nimi przypomniało im gdzie są.  
– No już – machnął przepraszająco przez okno.
Niestety na parkingu nie było żadnych miejsc i auto musieli zostawić na osiedlowym placu w pobliżu. Szli z rękami splecionymi mocno stale patrząc przed siebie. Aviatory z niebieskim szkłami odbijały promienie letniego słońca niemalże oślepiając innych.  
– Muszę do toalety.  
– Ja pójdę do marketu.
– Jasne.
Najpierw skorzystał z okazji by załatwić potrzebę a potem wrócił do sklepu jubilerskiego na A. Uśmiechnięta i zainteresowana od samego wejścia ekspedientka zwróciła się w jego kierunku z precyzyjnie wyuczoną formułką:
– Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc?
– Szukam pierścionka zaręczynowego. Nie musi być najdroższy ani najtańszy. Ma być piękny.
– Jasne wymagania. Zapraszam.
Obejrzał kilkanaście sztuk, ale żaden nie skupił jego uwagi na dłużej niż trzy sekundy.
– Pokazałaś panu najnowszą dostawę?
– Dostaliśmy coś nowego? – zapytała wyraźnie starszej kobiety, prawdopodobnie właścicielki sklepu.
– Zdążyłam zaksięgować na wyposażeniu, ale nie wyłożyłam.
– Zaczeka pan chwilkę?
Skinął głową akceptująco. Podczas oczekiwania przeglądał pozostały asortyment. Złoto jakoś niespecjalnie przyciągało jego uwagę. Od kilku lat nosił srebrny krzyż z Jezusem na srebrnym łańcuszku. Nie do końca wiedział, dlaczego po tym wszystkim nadal go nosi, ale jego zakładanie weszło mu w nawyk zaraz po obudzeniu się.  
– Proszę pana?
Podszedł i skupił się na tym, co mu pokazała. Pośród kilkunastu opakowań ten jeden pochłonął go do reszty. Wykonany z żółtego i białego złota bił blaskiem zaraz po otwarciu pudełka. Siedem brylantów tworzyło kwiat odbijający majestatycznie światło nisko zawieszonych lamp.  
– Wezmę ten – uniósł go do góry nadal podziwiając grę blasków, którą dał się zniewolić.
– A cena?
– Kobieta, dla której go kupuję jest warta więcej niż wszystkie pieniądze tego świata – nadal nie odrywał wzroku od pierścionka.
– Pani Mario?
Kobieta podeszła z fakturą i kalkulatorem w ręku. Przeliczyła coś na szybko i jednym tchem podała cenę:
– Pięć tysięcy pięćset złotych proszę pana.
– Proszę zapakować – oddał pierścionek zszokowanej jego decyzją ekspedientce.
– Myśli pani, że jej się spodoba?
– Będzie zachwycona.
Otworzył portfel i z przykrością przyznał, że zbraknie mu ponad połowa.  
– Pójdę do bankomatu. Zaraz wrócę.
Niemalże biegiem pokonał drogę do magicznej skrzynki, do której wkładasz plastikową kartę a ta wydaje ci banknoty. Z powodu limitów na karcie pieniądze wyjmował w trzech transzach, co nie spodobało się stojącym za nim ludziom. Chrząkali, przestawali z nogi na nogę a nawet coś do siebie szeptali, kiedy stale wklepywał cyferki w urządzeniu.
– Pilna potrzeba – rzucił w kierunku jednej z kobiet i pobiegł do sklepiku.
– Proszę – położył pieniądze i rozpiął bluzę.
– Nie musiał się pan tak spieszyć.
Chwycił rachunek i czerwone pudełeczko. Włożył do kieszeni i zapiął zamek.
– Do widzenia.
– Dziękujemy i zapraszamy ponownie.
Przez chwilę zastanawiał się, w jakim celu miałby tu jeszcze wrócić skoro nie planował kolejnych oświadczyn. Potem jednak przypomniał sobie, że widział jeszcze piękne obrączki, kolczyki i wisiorki.

Przed kasą marketu zebrał się mały tłum. Wszedł na salę sprzedażową. Nie odnalazł nigdzie Agaty. Trochę się zdenerwował i wybrał jej numer. Nie odbierała i zaczęła się panika. Podbiegł do kasy pytając kasjerkę czy nie widziała brunetki średniego wzrostu w czerwonej sukience.  
Po chwili zjawili się sanitariusze a tłum rozstąpił się jak morze w Biblii. Natychmiast dostrzegł czerwień jej sukienki i potrącając jednego z ochroniarzy podbiegł do niej. Była blada, ale przytomna.
– Proszę pani – kasjerka podała jej kubek z wodą.
Agata sięgnęła po kubek trzęsącymi się dłońmi.
– Agata. Co się stało?
– Trochę słabo mi się zrobiło, ale wszystko w porządku.
– Osunęła się na podłogę za kasą – odezwał się jakiś staruszek.
– Co jej jest? – zapytał ratowników.
– Wygląda nam to na odwodnienie. Sugerowalibyśmy przejazd do szpitala.
– Nie trzeba – powstrzymała ich machnięciem ręki.
– Na pewno?
– Tak. Pojadę do swojego lekarza.
– Dziękuję – powiedział do pakujących torby sanitariuszy.
Obejmując ją mocno nadal był niespokojny z powodu tego, co zaszło.
– Jak ja mogłem cię zostawić na tak długo?
– Daj spokój, to tylko chwilowe zmęczenie.
– Jesteś tego pewna?
– Tak. Już mi lepiej – próbowała wstać, ale się zachwiała.
– Właśnie widzę.
– Daj mi chwilkę. Ok? – spojrzała na niego lekko się uśmiechając.
– Czemu nie chciałaś do szpitala?
– Z tego samego powodu, co ty. Nie przepadam za nimi.
– Ale mnie odwiedzałaś.
– Ty też byś się przełamał dla mnie?
– Jakby trzeba było to zrobiłbym szpital w domu.
– Kochany jesteś.
– Sądzisz, że maluch będzie miał niechęć do szpitala po nas?
– Nie mam żadnych wątpliwości – parsknęła śmiechem a nawet na jego buzi pojawił się lekki uśmiech.
– A jakby to się stało na ulicy? Na przejściu dla pieszych?
– Ale się nie stało. Już jest dobrze – wstała – Widzisz?
– Pojedziemy do tego lekarza – chwycił ją pod rękę i z zakupami wyszli z galerii.
Droga do samochodu nie była najkrótsza, ale nie miał zamiaru jej zostawiać by pójść samemu. Zapiął jej pasy i zamknął drzwi.
– Ja wpiszę – wybrała adres w nawigacji.
– Powinno pójść szybciej.
W ciągu godziny samochodów ubyło jakby ktoś pstryknął palcem od tak.
Moc drzemiąca w aucie aż prosiła się by wdepnąć gaz, ale dziewięćdziesiąt w nawigacji było bardziej przekonywujące.  
Droga zajęła im niecałe pięćdziesiąt minut. W poczekalni było kilka osób, ale kiedy lekarz wyszedł z gabinetu zaprosił ją natychmiast.  
– Mogę też wejść? – zapytał lekarza a ten spojrzał tylko na nią.
Doktorek wyglądał jakby miał już za sobą, co najmniej pół wieku. Okulary na nosie, błyszcząca łysina no i postawa lekko zgarbiona. Oczywiście współczuł wszystkim łysym facetom, bo to chyba najgorsze, co może spotkać każdego.  
Po zmierzeniu pulsu, osłuchaniu, obejrzeniu jej oczu i twarzy zapytał:
– Co z płynami?
– Piję jak mam pragnienie.
– Teraz trzeba pić znacznie więcej.
– Za dwóch – dodał Olek.
– Ma pan całkowitą rację – poprawił okulary i wypisywał coś bazgrząc na całego.
– Jutro z rana zapraszam na badanie krwi i moczu. Na czczo. Proszę to wykupić. To coś na wzmocnienie.
Olek chwycił kartki i wyszli.
– Mówiłam, że to chwilowe osłabienie?
– To się okaże.
– Pojedziesz ze mną?
– Jasne, że tak – chwycił ją za rękę i pojechali do domu.

Przed bramą stał zielony samochód. Po chwili wysiadł Artur Adamski z ojcem. Olek opuścił szybę i przywitał się z nimi.
– Już otwieram – nacisnął przycisk pilota uruchamiając mechanizm.
Wjechał a potem oni.
– Dzwoniłem. Nie odbieraliście.
Aleks zerknął na telefon i faktycznie miał trzy nieodebrane połączenia.  
– Przepraszam. Mieliśmy małe zamieszanie. Agata zasłabła na zakupach.
– Coś poważnego? – w oczach Artura pojawił się niepokój.
– Wszystko w porządku – otworzyła drzwi i weszli do środka.
Goście rozglądali się trochę podziwiając wnętrze.
– Ładnie mieszkacie.
– Dziękuję. Coś do picia? – uśmiechnęła się.
– Dwie kawy, jeżeli to nie problem.
– Olek pokażesz panom?
– Jasne – wszedł na schody i zaczął maltretować tego najbardziej skrzypiącego – Ten niedługo odejdzie na tamten świat – skomentował jego agonalne jęknięcie.
– Długo pani tu mieszka?
– Kilka lat a co?
– Nie powinny się tak zachowywać.
– Widocznie stolarz skopał wykonanie – rzucił mimochodem Artur i zaczęli rozciągać miarę z Olkiem.  
Jerzy sięgnął po sfatygowany notes i krótki ołówek. Powtarzał podawane przez syna wymiary i notował skrupulatnie liczby na małych rysunkach. Wyjął smukły i elegancki telefon w złotym kolorze. Na ten widok Olek pomacał kieszeń bluzy.
– Mogę zrobić kilka zdjęć?
– Proszę – zeszli ze schodów i udali się do salonu.
Kawa parowała stojąc pośród talerzyków z ciastkami i piernikami.
– Proszę się częstować. Gdybym wiedziała wcześniej pewnie bym coś upiekła.
– Nie trzeba było – przeczesał rzadkie już włosy Jerzy.
– Jak się pani czuje? – dopytywał Artur.
– Dostałam skierowanie na badania od mojego lekarza, ale czuję się dobrze.
– Zostaniemy rodzicami – Olek stanął za nią obejmując jej talię dłońmi
Na twarzach gości pojawił się uśmiech.
– Wspaniała wiadomość – Jerzy poklepał Olka po plecach a potem to samo zrobił jego syn.
– Gratulacje pani Agato – dodał Artur.
– Jestem Agata.
– Artur – lekko speszony, ale z ulgą uścisnął jej dłoń.
– Czeka cię wstawanie w nocy. Coś o tym wiem.
– Dam radę – Olek mrugnął okiem i pociągnął łyka kawy rozpuszczalnej.
– Ostatnio mamy mało zleceń, więc powinniśmy szybko skończyć – zapewniał ich Jerzy, co chwila pokasłując.
– A pan był u lekarza?
– Nie muszę. To od palenia.
– Pali pan?
– Rzuciłem kilka lat temu, ale przypałętało się to cholerstwo – charknął – Zastanawiam się czy nie wrócić do palenia byle się tego pozbyć.
– Tato. Mówiłem ci, że to nie pomoże.
– Wiesz, że ja wiem?
– Ale co?
– To jak zginęły mi kiedyś cztery papierosy.
– Jak się domyśliłeś?
– Mama paliła inne. Dlaczego jej nie podbierałeś?
– Bo ona nosiła je zawsze przy sobie.
Dom wypełnił gromki śmiech, po którym nastała chwila ciszy.
– Będziemy się zbierać – chwycił kubek w rękę Artur i wstał.
– No, co ty? Zostaw to.
– Mama nauczyła go sprzątać po sobie. Zawsze – wytłumaczył go ojciec.
– Jesteście naszymi gośćmi. Tam jest takie specjalne urządzenie – Olek wskazał zmywarkę kciukiem.
– Kiedyś nie było takich wygód.
– Ale teraz są, więc warto korzystać. Odprowadzę was.
Wyszli na zewnątrz podziwiając nowe auto.
– M–pakiet – rzucił Artur.
– Tak. Potrafi wbić w fotel.
– Drogi?
– To tylko leasing.
– Ale nadal drogi.
– Pięć tysięcy prawie.
– O matko – wzdrygnął się Jerzy.
– Co?
– Tyle pieniędzy za wynajem?
– Wszystko na firmę.
– Dbaj o nią to naprawdę świetna dziewczyna – poklepał go po plecach Jerzy i wsiadł do auta syna.
Patrzył na nich aż zniknęli za zakrętem. Dostrzegł też biegaczkę, ale pędem wrócił do domu.
– Co tak biegłeś?
– Biegaczka!
– Prześladuje cię.
– Schowaj mnie gdzieś.
Zasłoniła rolety w kuchni.
– Lepiej? – usiadła na podłodze obok niego.
– Może być – roześmiał się przyciągając ją do siebie.

2 komentarze

 
  • AuRoRa

    Z korkami na drogach to jest problem. Każdy woli swój samochód od komunikacji miejskiej. Biedna Agata, musi uważać na siebie w tym stanie. Olek o nią dba, pierścionek ją z pewnością zachwyci.  :jupi: te schody to istna zmora  :lol2:

    2 lut 2019

  • dreamer1897

    @AuRoRa Dzisiaj wszyscy cenią sobie komfort i swobodę w przemieszczaniu od drzwi do drzwi zamiast biegać z przystanku na przystanek. Chciał się ustatkować to musi podejmować odpowiedzialne decyzje :)

    3 lut 2019

  • blondeme99

    Ooo  :zakochany: Cudo ;) oby takich więcej ;) Olek tak genialnie się troszczy o Agatę  :zakochany: teraz to musi i pić i jeść za dwóch ;) Już nie mogę się doczekać tego maleństwa  :zakochany:

    14 lis 2018

  • mydream2017

    @blondeme99 No co mogę napisać na tak bardzo miłe słowa? Czuję się zawstydzony czytając takie pochwały...nigdy nie sądziłem, że ta historia może wywoływać tyle emocji i poczucia tęsknoty za kolejną częścią. Naprawdę szczerze dziękuje za tak wspaniałe słowa... :redface:  :zakochany:

    17 lis 2018

  • blondeme99

    @mydream2017 Należą się i to bardzo ;) wielkie brawa  :bravo:

    17 lis 2018

  • mydream2017

    @blondeme99  Wielka przyjemność płynie z Twojego komentarza. Bardzo dziękuje:yahoo:   i biorę się za następną część.

    23 lis 2018