Życie to ciągły trening cz.91

Życie to ciągły trening cz.91Wizyta u bogacza miała być zwykłym spotkaniem, ale Agata ubrała się modnie nie zapominając o córce. Obie miały na sobie sukienki w pięknym, turkusowym kolorze.  
– Jakie piękne – powiedział Olek na ich widok.
– Jedziemy do bogatej dzielnicy, więc strój musi być odpowiedni.
– Mi jest wszystko jedno – wzruszył obojętnie ramionami i dopił uprzednio nalanej Pepsi.
– Pojedziesz w tym dresie?
– A co w tym złego?
– Nie będziesz do nas pasował.
– Jedziemy na jakiś fashion week czy co?
– Jak cię widzą tak cię piszą. Mówi ci to coś?
– Nie szata zdobi człowieka – zripostował się bez wahania – Też miałem w domu słownik przysłów i związków frazeologicznych.
– Odpuść sobie. Nie miałam na celu się wymądrzać.
– Ja też nie – spuścił wzrok w podłogę – Przepraszam, ale ten człowiek zaczyna działać mi na nerwy.
– Nie musimy jechać. Poza tym to moja wina, bo zgodziłam się, aby nam pomógł.
– Bez mojej wiedzy.
– Chciałam dobrze. Obiecał, że nam pomoże za to jak ty wtedy postąpiłeś.
– Nie zrobiłem tego dla niego. Odniósł swoje korzyści i teraz czuje, że musi mi pomóc po ataku?
– Nie wiem. Powiedział, że honor jest najważniejszy.
– Swój może wsadzić sobie w buty. Gdyby było tak jak mówi nie pozwoliłby, aby chłopacy trafili do aresztu. Przecież ma wielkie znajomości.
– Może nie chciał ryzykować przed galą. W biznesie musisz zachować czujność i dyskrecję, aby inwestorzy czy sponsorzy nie odwrócili się od ciebie w ostatniej chwili.
– Jedziemy X5? – zapytał.
– Ale ja prowadzę.
– Niech będzie. My sobie pogadamy na tylnym siedzeniu, nie? – uśmiechnął się do córki i podniósł nosidełko ze stołu.

Spokój, jakim emanowała za kierownicą Agata był czymś, czego mu brakowało. Spokojnie lustrowała otoczenie, nie trąbiła na zawalidrogi i jeszcze się uśmiechała do tych, którzy prawo jazdy wyjęli z chipsów.
– Ja bym go pogonił. Jak nie umie jeździć niech nie wyjeżdża wcale.
– Daj spokój. Ty też kiedyś się uczyłeś jeździć.
– Ale on nie jedzie elką.  
– Może dopiero zdał?
– Wątpię. Skręć tutaj, a potem w lewo na następnym skrzyżowaniu.
– Tak jest.
Kiedy stanęli pod bramą natychmiast zjawił się ochroniarz. Ubrany w czarny garnitur z czarnymi okularami na nosie nie miał łatwo w ten upalny dzień.
– Pani, do kogo?
– Jak, do kogo? – Olek opuścił szybę.
– Ach to pan. Przepraszam. Szef czeka.
– Strzeżony niczym strefa pięćdziesiąt jeden.
– Skąd miał wiedzieć czyje to auto?
– Piekarski zna wszystkich w tym mieście, podobno. Wie, kto czym jeździ i kto, z kim śpi.
– Wątpię.
– Ale bez problemu rzuci odpowiednią kwotą i będzie miał raport na temat każdego, kto się przewija w tym mieście.
– Za dużo książek czytasz.
– Ostatnio wcale.
– Już niedługo nadrobisz zaległości. Będziesz miał słuchaczkę.
– Z przyjemnością jej poczytam. Moi rodzice mi nie czytali, ale nie winię ich za to. Późno wracali z pracy i byli zmęczeni. Brat nadrabiał za nich.
– Musiał być dobrym bratem.
– Był. Kiedyś, gdy byłem małym pędrakiem stanął w mojej obronie i pogonił trzech cwaniaczków, choć byli więksi od niego. Przyłożył jednemu tak mocno, że reszta spękała.
– Z tą odwagą wdałeś się w niego, co?
– Nie powiem, że nie. Uczył mnie, że przewagę zyskuje ten, który pierwszy się odważy wyprowadzić cios. Celny cios.
– Wszystko się już wyjaśniło i nie będziesz już musiał celować, jako pierwszy.
– Tego nie mogę wykluczyć.
– Olek, obiecałeś coś.
– Obiecałem nie pakować się w kłopoty, ale gdyby zaszła potrzeba obrony muszę podjąć rękawice. Nie będę przecież uciekał.
– Oby nic takiego się nigdy nie wydarzyło.  

Przed domem czekał już Piekarski. Luźna koszulka i szare dresowe spodnie w połączeniu z piankowymi klapkami zupełnie nie pasowały do jego stylu. Na zdjęciach w gazetach czy nawet na samej gali prezentował się niczym gwiazda z Hollywood. Błyszczące garnitury za bajeczne pieniądze, idealna fryzura i drogie samochody były jego wizytówką.
– Ładnie nas przywitał – uśmiechnął się do Agaty i wyjął fotelik. Natalka zasnęła natychmiast po wyjeździe z Lawendowej.
– Przynajmniej w domu jest normalnym człowiekiem.
– To się okaże.
– Dzień dobry pani Agato – zszedł po stopniach i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
– Dzień dobry – uścisnęła jego dłoń.
– Witaj Olku.
– Dzień dobry. Idealna pogoda na basen.
– Zapraszam na tyły domu. Wczoraj czyszczony.
– Nie wziąłem kąpielówek – skwitował Olek.
– Jaki rozmiar?
– Pańskie mogą być za duże – parsknął Olek.
Piekarski wybuchł śmiechem.
– A to dobre. Przygadywać gospodarzowi, że za gruby.
– Wcale nie miałem tego na myśli. Ja trenuję i mam większy tyłek.  
– Jasne. Może zawitałbym do waszego klubu? Słyszałem wiele dobrych opinii.
– Zapraszamy. Nie zawiedzie się pan – wyszła przed szereg Agata, ale spojrzenie Olka było przeciwne temu, co powiedziała.
– Może chciałbyś zostać moim trenerem personalnym?
– Chwilowo jestem kontuzjowany – podwinął koszulkę pokazując opatrunek.
– Nie musimy się spieszyć, ale chciałbym zdążyć przed pierwszym zawałem. Za dużo alkoholu i słodyczy – poklepał się brzuchu.
– Problemy z sercem?
– Lekkie, ale nie biorę leków. Jeszcze.
– Najpierw musiałby pan przejść szereg badań, aby podjąć się aktywności fizycznej. Stan szkieletu i wydolność organizmu.
– Tadeusz jestem. Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
– Agata.
– Olek.
– No to, kiedy zaczynamy?
– Najpierw badania.
– Za godzinę mogę się na nich stawić.
– Kolejki są na kilka miesięcy z góry.
– Nigdy nie stałem w żadnej kolejce. Nawet za komuny. Nie po to walczyłem o to wszystko, aby teraz nie czerpać profitów z bycia szanowanym i rozpoznawanym.
– Masz swój szpital?
– Nie, ale dyrektorzy niektórych to moi najlepsi znajomi. Poza tym myślę nad budową własnej kliniki. Medycyna estetyczna i tym podobne.
– Zwariowałeś.
– Nie. Ludzie w pogoni za dążeniem do ideału oddadzą wszystkie pieniądze. Tak się rodzą dochodowe biznesy.
– Więc, po co ci trener personalny jak możesz zmniejszyć żołądek i wyciąć całą tkankę tłuszczową podczas jednej wizyty w szpitalu i to jeszcze na zawołanie.
– Nigdy nie szedłem na łatwiznę. Zrzucenie wagi to niezłe wyzwanie i dopiero, gdy się je podejmie człowiek wie ile trudu trzeba włożyć w uzyskanie dobrej formy.
– Słaby argument zważając na to, że masz tyle forsy.
– Nie muszę napychać kieszeni chirurgom. Wolę dorobić wasz biznes.
– Karnet na cały rok to jakieś tysiąc złotych. Maybacha za to nie kupię. Poza tym twoja pomoc nie jest tania.
– Olek. Proszę cię. Dla przyjaciół robi się znacznie więcej niż dla własnej żony.
– Nie mogę się z tym zgodzić. Te dwie kobiety są dla mnie najważniejsze, ale mam przyjaciół, z którymi dokonałbym niemożliwego. Nie chciałbym nigdy wybierać pomiędzy rodziną, a nimi. Oddałbym życie za wszystkich po równo.
– Wspaniałego człowieka pani wybrała – uśmiechnął się szczerze.
– Wiem – ścisnęła mocniej dłoń Olka.
– Zapraszam do środka. Napijemy się czegoś zimnego.
Wpuścił ich przodem. Całe wnętrze zmieniło wygląd od poprzedniej wizyty. Brakowało posągów różnych postaci. Podłogę przyozdobiły ogromne kafle, a ściany drewniane elementy frezowane z milimetrową precyzją. Wszystkie linie i wcięcia były równe i powtarzalne.
– Siadajcie – wskazał im skórzaną sofę w kolorze mlecznej czekolady – Pójdę po napoje. Co dla pani?
– Sok pomarańczowy, jeżeli to nie kłopot.
– Jasne, że nie. Olek? Whisky czy wódka jak prawdziwi Polacy?
– Sok.  
– Odmówisz mi kolejki?
– Rano brałem leki przeciwbólowe. Gdybym wiedział, że zaprosisz mnie na kolejkę nie brałbym ich właśnie z tej okazji.
– No cóż. Odbijemy sobie w weekend. Organizuję grilla. Będziecie?
– Mamy inne plany – odparł bez wahania.
– A nie da się ich przełożyć?
– Obiecaliśmy komuś wizytę.  
– Rozumiem. Zaraz wracam.
– Przecież się nigdzie nie wybieramy – szepnęła Agata.
– Tak nagle zostaliśmy przyjaciółmi? – szepnął rozglądając się czy Piekarski ich nie podsłuchuje.
– Przecież zachowuje się normalnie. Nie wyczuwam żadnego podstępu.
– Niezły z niego aktor, co?
– Jesteś zbyt bardzo uprzedzony.
– Znam się na ludziach.
– Uparty jak osioł.
Drzwi lodówki się zatrzasnęły i Piekarski wrócił z tacą w ręku. Zdjął szklanki z sokiem i rozstawił przed nimi.
– Zadowolę się sokiem. Nie wypada pić alkoholu przy gościach.
– Nie krępuj się. Na nas nie patrz.
– Tak, tak. Aleks ma rację. Jesteś u siebie.
– Wytrzymam do wieczoru.
– Co takiego pilnego masz, że nas wezwałeś?
– Są dwie sprawy. Jedna lepsza od drugiej…

Dodaj komentarz