Życie to ciągły trening cz.74

Życie to ciągły trening cz.74– Niby nowe okna, a jakoś tak lepiej zamiast płyt – wyszedł z łazienki i cieszył oko słońcem przebijającym się przez czyste szkło.
Wyjął naczynia ze zmywarki i odłożył do szafki powyżej. Podłogę musiał przetrzeć jeszcze raz, ale przynajmniej odnalazł sprzęt do sprzątania. Wszystko schowane było w za drzwiami w przejściu do garażu. Jeszcze wielu rzeczy nie wiedział o tym domu, ale uznał, że na wszystko przyjdzie jeszcze czas.
Pobiegł na górę i założył świeży opatrunek. Zdejmowanie okien z kipy nie uszkodziło ani milimetra rany. Wciągnął biały t–shirt i denimowe joggery. Spojrzał szybko w lustro. Oczy miał podkrążone, bo w nocy, co kilka godzin sprawdzał dom. Obsesja goniła obsesję, ale miał w tym swój cel.
Wrócił na dół i wciągnął buty Ferrari.  
– Muszę zamówić inne, takie do kompletu – zabrał kluczyki ze stołu i przekręcił zamki w drzwiach.  

Zajrzał do Atrium na krótkie zakupy. Trochę mu zajęło przechadzanie się pomiędzy regałami, ale wypełnił koszyk warzywami i owocami. Dorzucił trochę sypkich produktów i kilka rodzajów słodyczy. Ostatnim przystankiem był dział z alkoholami. Ogólnie nigdy na prezent czy w podzięce nie kupował alkoholu, bo uznawał takie zachowanie za duży nietakt. Obdarowywanie alkoholem osoby, która ma z nim problem przeważnie prowadzi do ogromnych dramatów. Tym razem kupował coś dla Adama, którego znał bardzo długo. Nigdy nie widział go spitego do nieprzytomności, więc nie miał żadnych obaw. Kupił litrową butelkę wódki w czarnym kolorze i litrową whisky. Gdyby padła propozycja wychylenia kieliszka najlepszemu przyjacielowi nie potrafiłby odmówić. Szczególnie, że miał mu, za co podziękować. Gniewu Agaty nie musiał się obawiać, bo z miłą chęcią poprowadzi auto gdyby przyszło mu podziękować Adamowi. Ludzie stojący za nim w kolejce musieli się nieźle gotować, bo załadował całą taśmę a z koszyka niewiele ubyło. Sama kasjerka odetchnęła z ulgą, kiedy skończyła wszystko przerzucać. Wrzucił wszystko z powrotem do koszyka i zapłacił kartą. Kwota była spora, ale przyjął ją z uśmiechem na ustach, bo wszystko znów zaczynało się układać. Ochota na loda z cukierni była nie do pokonania i wrócił się z ponownie do galerii, kiedy przerzucił zakupy do bagażnika. Zapłacił i rozsiadł się wygodnie przy stoliku. Całe rodziny spędzały tutaj swój czas wolny, a on z przymusu siedział sam. Przechodząca akurat blondynka nie umknęła jego uwadze. Zerknął na nią i uśmiechnął się testując swoje sposoby, czy aby jeszcze działają na przypadkowe dziewczyny. Zareagowała tak jak się spodziewał. Przyjrzała mu się dłużej, poprawiła opadające kosmyki włosów uśmiechając się lekko. Potem obróciła się jeszcze dwukrotnie, kiedy go minęła.  
– Nadal w formie – wstał i wyrzucił pozostałą po zjedzeniu loda papierową serwetkę.  
Ruchomymi schodami zjechał na parking i zatrzymał się przy aucie.
– Hej – zagadnęła go uprzednio sprawdzana dziewczyna.
– Cześć. Znamy się? – zapytał z ciekawości.
– Wydaje mi się, że nie, ale możemy się poznać.
– Aleks.
– Magda – podała mu smukłą dłoń z kwiecistymi wzorkami na długich paznokciach.
Milczał patrząc jej w oczy, bo nie taki był zamysł jego gry. Całe szczęście, że nie zdążył otworzyć auta. Obok jego samochodu stał Golf drugiej generacji z rdzą przy nadkolach. Wyjął kluczyk i stanął przy drzwiach udając, że wkłada go do zamka.
– Podrzucić cię gdzieś?
– Jestem z mamą. Zaparkowała w pobliżu, ale nie mogę jej znaleźć.  
– Na pewno?
– Dziękuję za propozycję, ale muszę ją odnaleźć.  
– Trudno – wzruszył ramionami i odeszła.
Sapnął ciężko karcąc się za takie szczeniackie zachowanie. Wsiadł do BMW i skrył twarz w dłoniach.
– Miałeś dorosnąć dzieciaku.
Odpalił i zbliżając się do wyjazdu znów trafił na tą samą blondynkę. Posłał jej uśmiech i odjechał, czym prędzej, aby jakiś przypadkowy kamień nie wybił mu szyby.

Po powrocie poukładał wszystkie produkty w szafkach, a potem ugasił pragnienie szklanką lodowatej Pepsi. Oczywiście bez cukru. Z dumą przyznał, że układane przez niego puzzle zaczynają przedstawiać konkretny obraz. Przebrał się w świeże ciuchy i wyszedł.

U Adama był kilka chwil przed dziewiętnastą. Brama wjazdowa uchyliła się natychmiast, jakby ktoś wyczekiwał go przy oknie domu. Wjechał na podjazd i zaczął się wypakowywać. W jednej reklamówce słodycze, w drugiej alkohol. I choć wiedział, że dzieciom Adama niczego nie brakuje to nie potrafił przyjść z pustymi rękami. Po chwili z domu wyszła Agata z córką na rękach. Odstawił wszystko i pozwolił im się przytulić. Nikt nie chciał puścić, bo ta wymuszona rozłąka bolała ich wszystkich. Wyjął z bagażnika jeszcze duży bukiet krwisto czerwonych róż. Klęknął przed nimi.
– Przepraszam. To wszystko moja wina. Obiecuję, że nigdy więcej nic takiego się nie wydarzy.
– Aleks…daj spokój. Wszyscy razem musimy się wspierać ponad wszystko.
– Wybaczasz mi?
– Nie ma, czego wybaczać, ale przyjmuje je. Są piękne. Tak kochanie? – spojrzała na zdziwioną na widok ogromnego bukietu córkę.
– Chodź do taty – wziął ją na ręce i weszli do środka, gdzie czekali na nich gospodarze domu – To dla was – podał dzieciakom torbę czekolad, cukierków i batonów.
– Jak się mówi?
– Dziękujemy wujku – krzyknęły chórem i natychmiast pobiegły na górę.
– Niedługo kolacja. Nie przejadać się – zawołał za nimi Adam, ale drzwi zdążyły już trzasnąć zanim skończył mówić.
– To dla ciebie, dla was – spojrzał na swoich przyjaciół i wręczył im dwie butelki.
– Nie wyjdziesz z tego cało – uśmiechnął się Adam i przeszli do salonu.
Na dużym, szklanym stoliku pojawiły się szklanki i kieliszki do trunków, jakie zakupił.  
– Chyba nie mam wyjścia – Agata spojrzała na Olka.
– Możecie oboje. Sąsiad z naprzeciwka to pomocny chłopak. Pogadam z nim i was odwiezie.
– Nie rób sobie kłopotu. Z miłą chęcią poprowadzę.
Olek pocałował ją w policzek i skinieniem głowy dał znak Adamowi, że może zaczynać.  
I jak to bywa po alkoholu nie było tematu, w którym ktoś mógłby milczeć. Wymiana zdań była kulturalna, bo nikt nikogo nie przekrzykiwał. Jedynie wielkie oczy ich córki śledziły rozmówców. Kilka razy próbowała nawet dodać coś od siebie, przez co ściągała na siebie uwagę wszystkich zebranych. Jej trud bywał nagradzany brawami i śmiechem rozbawiającym i ją.  
O ósmej wiadomość przysłał Artur. Zapraszał ich na ognisko. Olek nie musiał niczego ukrywać. Powiedział przyjacielowi, że im też musi podziękować za pomoc z oknami. Ojciec zawołał dzieci, aby się pożegnały z gośćmi. Przez te kilka dni tak się przyzwyczaiły do Agaty i Natalki, że nie chciały ich puścić.
– No już. Ciocia i wujek będą wpadać częściej – Adam spojrzał na Olka jednoznacznie nie pozostawiając mu żadnej furtki.
– Oczywista sprawa.  
– Z większą reklamówką słodyczy.
– Jasna sprawa – Aleks pogłaskał chłopca po głowie przybijając sobie z nim żółwika.
Dziewczyny poszły przodem. W tyle został Olek i Adam.
– Teraz na poważnie – Aleks wrócił do tematu, który poruszał w salonie.
– Nie ma, o czym mówić – Adam objął go serdecznie – Na moim miejscu zrobiłbyś to samo.
– Zawsze i o każdej godzinie.
– I nie chcę słyszeć o żadnym długu z twojej strony. Od zawsze byliśmy dla siebie jak bracia i tak ma pozostać.
– Przysięgam.
– Ja również.
– Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.
– Nawet o tym nie myśl – twarz Adama spoważniała, bo chyba wiedział, o czym będzie mowa.
– Jak widzisz i ja obrywam od czasu do czasu, ale to właśnie ona cierpi bardziej niż ja.  
– Po prostu odpuść czasem.
– Nie zawsze się da. Niektórzy przez całe życie zarabiają na cudzej krzywdzie i strachu. Nie można dać się pokonać.
– Zawsze szanowałem twoje odmienne zdanie, ale nie jesteś ze stali.
– I dlatego miej na nich oko, gdyby…
– Olek! Masz natychmiast przestać.  
– Gdyby mnie zabrakło – westchnął ciężko – Dasz mi słowo?
– Nie – powiedział mu na przekór.
– Ja bym się nimi zajął – spojrzał na rozbiegane dzieci Adama.
– I jestem ci za tą deklarację bardzo wdzięczny.  
– Więc?
– Wierzę, że twoja przemiana pod wpływem Agaty jest prawdziwa i wkrótce do końca pojmiesz to, z kim spędzasz najlepsze chwile. To dla nich musisz podejmować decyzje. Jesteś bystry i powinieneś wiedzieć, że za ich życie też jesteś odpowiedzialny.
– Tak tylko pytam.
– A ja ci odpowiadam. I jeszcze jedno. Za tydzień u nas na grillu.
– Jak dożyje.
– Jeszcze jedno słowo i…
– I co? – Olek uśmiechnął się szyderczo.
W tej formie bez problemu powaliłby Adama, ale nie miał zamiaru bić z się z powodu lekcji, jakiej udzielał mu przyjaciel.
– Skopię ci tyłek.
– Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę.
Obie panie z uśmiechem przyglądały się im podczas jakby to się z daleka wydawało przekomarzania. Dla nich temat był bardziej poważny, ale nie potrzebowali sobie nic obiecywać. Jeden za drugim był gotów wskoczyć w największy ogień. Prawdziwe przyjaźnie nie mają granic.
Pomachał kiwającym mu dzieciakom i pojechali na kolejną eskapadę.

1 komentarz

 
  • blondeme99

    To już ponad siedemdziesiąty rozdział i ja nie wierzę jak ten czas szybko zleciał. Tyle się wydarzyło i w przekomarzałego pakera zmienił się w czułego i kochającego męża i ojca ;) ta przemiana do niego bardziej pasuje ;) widać, że Natalka i Agata są dla niego całym światem ;) eh te problemy, oby wyszedł z tego cało...

    2 lip 2019

  • dreamer1897

    @blondeme99 Spojrzałem na numer odcinka i faktycznie sam jestem pod wrażeniem, że tak daleko dotarłem.  I bez Was- czytelników pewnie bym tu nie dotarł. Każdy odczyt, każdy kciuk w górę czy w  dół, komentarz to inspiracja i zachęta, że warto pracować dalej nad warsztatem i napisaniem kolejnego odcinka. Dziękuje wszystkim. Trochę mu ta przemiana zajęła, ale wyszła mu chyba na dobre. Każdy kiedyś dorasta, a on ma dla kogo to robić. Dwie najważniejsze osoby w jego życiu muszą mieć dobre wsparcie w każdej chwili.  ;)

    7 lip 2019