Życie to ciągły trening cz.73

Życie to ciągły trening cz.73Niby się nie spieszył, ale denerwowała go opieszałość pozostałych uczestników ruchu. Ruszali wolno, komuś zgasł silnik, albo się zagapił z powodu gmerania w telefonie.  
– No po prostu cyrk – skręcił w boczną drogę wiedząc, że nadłoży nieco dystansu.
Parking był cały zajęty i musiał zatrzymać się częściowo na chodniku, a nie lubił tego robić. Wiedział, co się mówi o kierowcach BMW zachowujących się w ten sposób, ale jego auto miało przynajmniej kierunkowskazy na wyposażeniu.  
Na korytarzu czekał już zatrudniony przez niego prawnik.
– Zaraz ich przyprowadzą.
– Świetnie. Wiadomo coś więcej?
– Niestety dojdzie do procesu, ale tymczasowo są wolni.
– Mam nadzieję, że sędzia ma rozum na swoim miejscu.
– Oby.
Czterech policjantów przyprowadziło dwóch, skutych wojowników. Pomimo nalegań Olka i poręczenia za nich nikt nawet nie myślał, aby ich rozkuć. Sami też zapewniali, że będą grzeczni, bo nie mają powodu do jakiejkolwiek agresji.  
– Wszystko w porządku?
Oboje spojrzeli na Olka kiwając głowami.
– Zapraszam. Podpiszemy kilka dokumentów i będą wolni.
Kilka minut zajęło dopięcie procedury, ale Aleks został nagrodzony za swoją cierpliwość i zaangażowanie. Chłopacy bez łańcuchów i kajdanek na rękach wyszli pocierając jeszcze zaczerwienione przeguby.
– Dzięki Olek.
– Zrobiłem to, co byłem wam winien.
– Nie miałeś żadnego długu wobec nas. Nie przesadzaj. Odnoszę wrażenie, że też byś tak postąpił na naszym miejscu.
– Pewnie tak. Jedźmy już stąd. Nie przepadam za takimi miejscami.
Wpuścił ich do samochodu a sam poszedł do auta prawnika.
– Pańskie wynagrodzenie – podał mu żółtą kopertę.
– Powinniśmy załatwić wszystko formalnie.
– Papiery zostawmy na później. Trzeba im dać czas na przygotowanie do gali.
Adwokat przeliczył zawartość koperty i zerknął ze zdziwieniem na Olka.
– Przecież to o połowę za dużo.
– Zależało nam na czasie, a pan podjął się tego zadania i są wolni jeszcze dzisiaj. Proszę potraktować to, jako premię za odpowiednie zaangażowanie i skuteczność.
– Dziękuję, to bardzo miłe. Mój telefon jest czynny dla pana o każdej godzinie.
– Olek – wyciągnął dłoń.
– Marian.
Uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie.
– Dokąd chłopaki?
– Wymeldowali nas z hotelu.
– Przenocowałbym was u mnie, ale dom nie jest w najlepszym stanie.
– Może Piekarski?
– A kto to jest?
– Sponsor walki.
– Macie adres?
Tomasz wbił adres w nawigację i pojechali do Wielkiej Nieszawki.

Na pierwszy rzut oka można było odnieść wrażenie, że mieszkają tutaj tylko milionerzy, ale tak nie było. Pojawiały się domki starsze, ale też nowe wybudowane za mniej niż miliony. Różnorodność posesji była spora. Niektórzy mieli małe działki, inni wielkie działki i ogromne domy.
Posesję Piekarskiego okalał granitowy mur niemający końca i ktoś, kto zechciałby go obiec dookoła pokonałby niezły dystans. Stanęli przed automatyczną bramą. Kamera patrząca na wjazd poruszyła się. Do bramy zbliżył się ochroniarz na quadzie.
– Byli panowie umówieni? – zapytał zza bramki.
– Nie byliśmy. Proszę przekazać panu Piekarskiemu, że przyjechali Tomek i Andrzej.
Facet odwrócił się do nich tyłem i nadawał do wiszącej na jego szyi krótkofalówki. Po czym odwrócił się i pilotem uruchomił mechanizm uchylający bramę.
Wjechali po długim, również wyłożonym granitem podjeździe. W drzwiach ogromnej, piętrowej willi stał facet w koszuli w palmy i równie barwnych szortach.
– W dobie technologii wystarczyłyby fotokomórki, kamery i drony – podsumował Olek środki bezpieczeństwa na posesji bogacza.
– Elektronikę można wyeliminować na wiele sposobów. Wyłączyć zasilanie, zakłócić sygnał i zlikwidować całkowicie. A zabić człowieka to już nie tak prosta rzecz – wytłumaczył mu Andrzej i wysiadł.
– Moje gwiazdy – uścisnął chłopaków w dość sztuczny sposób facet w srebrnych aviatorach – A ten pan? – wskazał na Olka.
– Aleksander – uścisnął dłoń milionera.
– Wpłacił kaucję za nas. Dzięki niemu będziemy mogli walczyć.
– Miło z pańskiej strony. Wejdźmy do środka.
Olek miał mieszane uczucia, co do wykończenia wnętrza. Wszędzie kamień. Czyżby facet był jakimś świrem na jego punkcie? Podłoga ciemna z przebłyskami jakichś minerałów. Na ścianach kamień. Nawet schody na górę z kamienia. Jakby miał rozbierać ten dom w przyszłości to za tonaż gruzów by zapłacił krocie.
– Coś do picia? – facet uchylił drzwiczki w zdobionej szkłem witrynie.
– Ja prowadzę. Szklanka zimnej wody by się przydała. Jeżeli to nie problem.
– Oczywiście. A wy?
– To, co pan – uznali zgodnie i usiedli w salonie na wielkiej, skórzanej kanapie.
Gospodarz zniknął na chwilę. Oczy wszystkich rozglądały się po domu bez chwili wytchnienia. Każdy po swojemu wyrabiał sobie opinię na temat bogacza.
– Proszę – facet podał Olkowi oszronioną, szklaną butelkę i kryształową szklankę.
– Wspaniale – Aleks natychmiast nalał całą szklankę i nie zważając na swoje gardło wypił wszystko od razu.
Wojownikom nalał whisky. Butelka nie miała znanej mu etykiety z J. Walkera czy J. Daniel’s. Musiała być znacznie droższa niż ta dostępna dla ogółu.
– Chciałem wam pomóc jak tylko się dowiedziałem – zapalił cygaro podając pozostałym pudełko, ale nikt się nie poczęstował – Rozmawiałem z moim prawnikiem. I nie najlepszym pomysłem byłoby wdawać się teraz w to, co wyszło. Rozumiecie mnie? – spojrzał na swoich gości i założył nogę na nogę.
– I tak już wiele pan robi będąc sponsorem tej walki.
– Dlatego dziękuję panie Aleksandrze za zaangażowanie.
Olek przez chwilę wahał się czy powiedzieć mu, że to przez niego trafili do aresztu. Spojrzenie braci było jednoznaczne. Odpuścił sobie wnikanie w szczegóły.
Facet sięgnął po telefon. Wybrał numer i zaraz się rozłączył. Po kilku minutach zjawił się młody chłopak w dobrze skrojonej marynarce.
– Proszę – podał kopertę bogaczowi.
– To dla pana. Zwrot kosztów za moich chłopaków – uśmiechnął się do nich i podał koperty Olkowi.
Zdziwienie, jakie się pojawiło na jego twarzy nie umknęło nikomu.
– Coś nie tak panie Olku? Za mało?
– Nie – odezwał się cicho i nalał sobie resztę wody do szklanki.
– Więc?
– Nie potrzebuję tych pieniędzy. Zrobiłem to, co uznałem za słuszne. Znam ich trochę i wiem, że bez powodu nie robiliby tyle szumu wokół siebie.
– Nalegam.
Z opresji wyrwała go komórka. Odebrał i oddalił się na chwilę uprzednio przepraszając pozostałych. Wrócił po chwili mówiąc:
– Z miłą chęcią byśmy sobie jeszcze pogadali, ale mam monterów od okien pod domem.
– Jasne. Leć – Andrzej i Tomek uścisnęli jego dłoń na pożegnanie.
– Czyli pana nie przekonam?
Olek pokręcił głową przecząco i wyszedł. Wsiadł do samochodu i do samej bramy jechał za nim ochroniarz na quadzie, zupełnie jakby się czegoś bał.  

Kiedy przyjechał przed bramą stało dostawcze auto z oknami na pace. Otworzył furtkę pilotem i wjechał, jako pierwszy.
– Sorry chłopaki, że musieliście czekać, ale ważną sprawę miałem.
– Jasne.
Pomógł im przy ściąganiu okien, choć miał się nie forsować. Jak na dobrego gospodarza przystało ustawił stolik i krzesła przed domem dla pracowników. Przyniósł dużą butelkę pepsi i miseczkę kostek z lodem. Byli zaskoczeni ilością śrub w płytach wiórowych, ale Olek szybko im wyjaśnił, dlaczego to zrobił. Stare okna chwila po chwili przestawały istnieć. Montaż nowych też nie trwał zbyt długo. Popijali, co jakiś czas pepsi, ale nie marnowali czasu na bezsensowne gadki. Pianka montażowa wypełniła luki i robota prawie dobiegła końca. Siedząc przy stoliku z nową butelką rozmawiali luźno, jakby się znali od kilku lat. Byli w podobnym wieku, więc znacznie łatwiej było im znaleźć tematy do rozmów. Dzięki zastosowaniu pianki zaawansowanej technologii już po dwóch godzinach chłopaki zabrali się do wykończenia swojej pracy. Zamontowali nowy parapet i teraz pozostało już tylko czekać aż wszystko wyschnie.  
– Masz jakąś miotłę i szufelkę?
– Posprzątam.
– Jak kompleksowo to kompleksowo. My nie odwalamy fuchy. Masz czy mamy przynieść swój sprzęt?
– Gdybym był właścicielem domu, to wiedziałbym od razu. Mieszkam tu dopiero kilka miesięcy.
– Bartek idź po nasz sprzęt.
Po chwili chłopak wrócił z miotłą, szufelką i mopem. Nie dość, że perfekcyjnie wprawili okno to jeszcze po sobie porządnie posprzątali. Olek był pod wrażeniem takiej usługi. W końcu zrozumiał, dlaczego Artur i jego ojciec nalegali na tą firmę. Pomógł im spakować sprzęt.
– Będziesz tego potrzebował? – chłopak wskazał dwie, zdemontowane płyty OSB.
– Mam nadzieję, że nie.  
– Mogę zabrać?
– Pewnie.
Załadowali płyty na samochód.
– Gratis – dał każdemu po stówce.
– Ale trafiliśmy. Nie dość, że się napiliśmy pepsi to jeszcze premia wpadła.
– Doceniam tak fachowe podejście.  
– Jakby się przytrafiła taka sytuacja ponownie, to dzwoń bezpośrednio do mnie.
– Oby się nie przytrafiła – przerwał mu drugi.
– Dokładnie. Wolałbym nie.
– Chodź już. Nie płacą ci za załatwianie zleceń.
–  Jeszcze raz wielkie dzięki chłopaki.
Zamknął za nimi bramę, kiedy wyjechali i wrócił do środka. Wrzucił brudne naczynia do zmywarki, a sam poszedł pod prysznic. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia.

1 komentarz

 
  • blondeme99

    Czyżby teraz wszystko szło ku dobremu? Mam cichą nadzieję, że nadziWiele w jego życiu się dzieje i Olek nawet nie ma chwili odsapnąć, po tym co przeszedł. Twardy facet z niego ;) podziwiam go, jest moim ulubieńcem - zdecydowanie ;)

    2 lip 2019

  • dreamer1897

    @blondeme99 Pewnie ktoś zmienił zdanie wobec niego i da mu trochę odpocząć, ale Życie to ciągły trening i nie można spoczywać na laurach. Tylko ciężka praca przynosi efekty. Myślę, że Olek czytając Twoje słowa uśmiecha się z zachwytu, że jest ktoś kto myśli o nim i docenia jego trud. Olek dziękuje za takie komplementy :)

    7 lip 2019