Życie to ciągły trening cz.97

Życie to ciągły trening cz.97Ślub brata czy siostry jest równie wielkim przeżyciem również dla samego świadka zawarcia związku małżeńskiego. Agata już od piątku chodziła zdenerwowana zapewne niemniej niż jej siostra. Obie w ostatnim czasie przegadały przez telefon więcej minut niż można sobie wyobrazić. Olek nie tyle miał już dość słuchania, co wiedział już wszystko na temat ceremonii i dawał narzeczonej rozmawiać w spokoju zabierając córkę na górę. Od czasu do czasu włączał jej bajki czy kompilacje z zabawnymi zwierzętami, choć Agata nie pochwalała przyzwyczajania jej do komputera od najmłodszych lat. Zawsze tłumaczył jej, że dziecko już od pierwszego miesiąca życia rejestruje otoczenie i próbuje zapamiętać, co jest złe, a co dobre. Uważał, że zabawne filmiki z psami i kotami pozwolą jej oswoić się z tym, co będzie spotykać, na co dzień, bo to akurat najpopularniejsze zwierzęta żyjące wokół nas.  
Ten sobotni poranek był inny, wykraczał poza schemat, od kiedy urodziła się Natalka. Agata wyjechała wcześnie rano, aby przygotować swoją siostrę do ślubu, o którym również ona marzyła. Chciała zabrać ich ze sobą, ale Olek przekonał ją, że mała może nie znieść tego chaosu za dobrze i lepiej będzie, gdy zostaną w domu.

Kilkanaście minut po jej obudzeniu leżeli jeszcze na łóżku. Kiedy córka położyła malutką dłoń na jego ręce serce zabiło mu mocniej. Nigdy nie był w stanie pojąć jak dorosły człowiek o dużo większej wadze mógłby wyrządzić krzywdę tak małej, kruchej istocie. Od zawsze uznawał przemoc za zjawisko bardzo nienormalne, ale katowanie dzieci przekraczało wszelkie granice. Wiele razy miał ochotę samemu wymierzyć sprawiedliwość oprawcy, gdy tylko takie wiadomości docierały do jego ucha. Można się bić o coś, ale tłuc niczemu winne dziecko to przejaw niegodziwego bestialstwa, które zaczynało ostatnio przybierać na sile. Różne bywały powody, ale dziecko nigdy nie powinno być przedmiotem, na którym wyładują się dwie sprzeczające się ze sobą osoby. U niego w domu też nigdy nie było różowo, ale awantury rodzice starali się zachowywać dla siebie. I choć kilka razy podsłuchał ich rozmowy to zawsze prosił w modlitwie o pokój w swoim domu, który o dziwo zawsze nastawał. I bywały to przeważnie błahostki, do których nie powinno się mieszać dzieci.
– Czas na śniadanie moja damo – podniósł się z łóżka.
Natalka uśmiechem całkowicie zdjętym z buzi Agaty jakby powiedziała, że z przyjemnością mu potowarzyszy. Wziął ją na ręce i mocno przytulił.
– Nigdy w życiu nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Nigdy też nie będziesz cierpieć z mojego powodu, mama również.

Zeszli po schodach na dół. Aromat świeżo zaparzonej kawy roznosił się jeszcze po salonie. Zerknął na ekspres, w którym została jeszcze jedna porcja.
– Mama zrobiła i dla mnie.
Posadził córkę w foteliku i zajrzał do lodówki. Dla siebie wyjął łososia i serek wiejski. Kilka bułek było już posmarowanych masłem. Sięgnął również mleko.
– Truskawkowa czy bananowa? – pomachał jej przed oczami saszetkami z kaszką.
Wyciągnęła obie rączki chwytając obie paczki.
– Musisz się zdecydować. Miksować nie będziemy.
Położył obie paczki na stole. Przez chwilę się nimi bawiła, ale w końcu podniosła tą o smaku truskawkowym. Bananową jej zostawił a wybraną otworzył i wsypał do jej prywatnej miseczki z niebieskim pieskiem na boku. Miskę wybrała sama podczas jej pierwszych wspólnych, świadomych zakupów, kiedy sama mogła sobie coś wybrać. Kupili wtedy jeszcze dwa pluszowe króliki i gwiazdę pozytywkę z zapalającymi się światełkami. Wszystkie wybrane przez nią zabawki nie traciły na jej zainteresowaniu. W zależności od chęci sięgała po każdą skupiając na niej swoją uwagę.  
Zalał kaszkę mlekiem i postawił przy otwartym oknie, aby trochę przestygła. Przygotował sobie kanapki. Córka wcale nie spuszczała z niego wzroku, jakby chciała zjeść to samo.
– Jeszcze kilka miesięcy i będziesz jeść to samo – zapewnił ją – Może za wyjątkiem tego – uniósł plaster łososia w górę – Zbyt dużo ołowiu i rtęci dla dziecka, ale dorosły przetrawi – uśmiechnął się położył go na bułce.
Jej zdziwiona mina, a raczej zaskoczona, bo nie podzielił się z nią rybą wzbudziła w nim niemałe rozbawienie.  
– Zły tata – skarcił się i przybrał skruszoną minę – Sprawdźmy – podszedł do okna i przemieszał kaszkę. Wziął odrobinę na łyżkę i posmakował – Powinna być dobra. Tatuś cię prosi, abyś grzecznie zjadła. Jak wszystko zniknie pojedziemy do cioci Oli i wujka Jasia. Co ty na to?
Wiedział, że mała bardzo za nimi przepada. Stale ją nosili na rękach, kołysali i rozśmieszali przez cały czas. Zżyła się z nimi jak z prawdziwą rodziną. Dobrze wiedział, że wizyta u nich zadziała na dziecko jak dobry motywator.  
– Za mamę – wsadził jej pierwszą łyżkę do buzi – Ślicznie – posłał jej uśmiech, na który odpowiedziała również uśmiechem nadal bezzębnego dziecka, ale tak rozbrajającym, że sam roześmiał się ponownie. Kaszka znikała łyżka po łyżce, aż widok pustej miski zaskoczył samą Natalkę. Jej wielkie oczy wyrażające niesamowite zdziwienie pytały: Już?
– Pójdziemy cię przebrać.
Wrzucił jeszcze naczynia do zmywarki i zabrał ją na górę. Kiedy otworzył drzwi szafki z jej ubraniami odebrało mu mowę. Sukienki i bluzki wisiały na małych wieszaczkach. Spodnie i pajacyki poskładane jakby maszynowo, idealnie równo. Nie miał okazji zajrzeć do tej szafy, bo to Agata szykowała ubranka dla małej. Wybrał błękitną sukienkę i niebieskie skarpetki pod kolor do niebieskich pantofelków. Gdy ją przebrał nie wiedział, co myśleć. Patrzyła na niego i na szafę na przemian. I chyba chciała mu powiedzieć, że nie trafił z wyborem.
– Słabo się tata spisał.
Wyjął czerwoną sukienkę, dołożył białe skarpetki i białe pantofelki.  
– Powinno być okej.
Zabrał ją na dół, chwycił kluczyki i poszli do garażu. Przełożył fotelik obok siebie.  
– No to w drogę – mrugnął jej okiem i pojechali do klubu.

Podczas jazdy pokazywał jej zabudowę Torunia, zdradzał gdzie może dobrze zjeść i miejsca, które nadają się na spacer.  
Do klubu zajechali kilka chwil przed jedenastą. Z fotelikiem w ręku dumnie kroczył przez parking.
– Hej – rzucił wchodząc do środka.
– No cześć – Ola wybiegła zza lady i natychmiast dorwała się do fotelika – Jak ty pięknie wyglądasz – powiedziała i wyciągnęła do niej ręce.
– Widzisz? Tata miał dobry gust.
– Ty ją ubierałeś?
– Uhm.
– Nawet nieźle ci wyszło.
– Dzięki. Zajmiesz się nią?
– Jasne, że tak. Jestem jej najlepszą ciocią.
– Nie wątpię. Idę poćwiczyć z młodym. Jest już?
– Powinien być w szatni.
W szatni nie było nikogo, ale przebrał się i poszedł na salę z wolnymi ciężarami. Zaczął od bieżni, potem się rozciągnął i pobawił handelkami.
– Jest szef – usłyszał za swoimi plecami.
– No cześć. Gdzie się podziewałeś?
– Udzielałem lekcji młodym.
– Na temat…
– Odżywiania. Chcą być tacy napakowani jak ja.
– Uważam, że mogą cię naśladować. Pokaż im swoje zdjęcia. Na pewno się przyłożą.
– Lepiej nie. To, co? Kto więcej?
– Dawaj.
Obciążenie zwiększali o dziesięć kilogramów. Do stu dwudziestu szli bez żadnego wysiłku. Dla Jaśka zaczęły się schody, a dla Olka dobra zabawa. Bo bez kropli potu na czole zwiększał dystans nad młodym. Przy stu pięćdziesięciu nadal się uśmiechał. Widownia zebrana wokół nie mogła uwierzyć, że wcale się nie zmęczył.
– Dobra wygrałeś. Jesteś w życiowej formie – Janek pomógł mu podnieść się z ławki.
– Zawsze byłem.  
Pogadali jeszcze wspólnie z grupką dziewczyn, które chciały podrasować sylwetki do ślubnych kreacji. Wszystkie były zachwycone ich formą, ale same jakoś niespecjalnie się garnęły do ćwiczeń. Co chwila dziubek i fotka, relacja na Instagram. Istny obłęd, który prowadził do tego, że przebywanie na siłowni było wątkiem pobocznym dnia każdej z nich.
Wziął szybki prysznic i oddał swoje ciuchy do prania. Wypachniony wrócił na recepcję.
– Będziemy się zmywać, bo musimy się jeszcze przygotować na ceremonię.
– Gdybyście chcieli zabawić dłużej chętnie się nią zajmiemy.
– Mam to na uwadze.
– Przyjemnej zabawy.
– Pożegnaj się z ciocią – uniósł rękę córki i pomachał w kierunku Oli – Spokojnego dnia.

Na Lawendowej byli kilka chwil po trzynastej. Do finałowego momentu tego dnia zostały im trzy godziny, ale sam dojazd miał trwać godzinę.  
– Tak? – odebrał komórkę – Mała walizeczka i czerwona twoja. Już przynoszę. Zdążymy.
Gdy mała zasnęła pozwolił sobie na przebranie się w garnitur. Wciągnął czerwoną koszulę i wypachnił się nie szczędząc perfum. Zarostu pozbył się poprzedniego dnia oszczędzając sobie dzisiejszego dyskomfortu z tego powodu.  

W domu rodziców Agaty był równo o czternastej trzydzieści. Trzy kobiety krzątały się po salonie, a zrelaksowany Stefan siedział na kanapie oglądając telewizor.
– Dzień dobry – uścisnął jego dłoń.
– Siadaj. O jest moja wnusia – wyciągnął po nią ręce.
– Idzie zwariować, co?
– O tak. To istny obłęd, ale chcą by wszystko było idealne.
– Znają się na tym. Pan taki wyluzowany.
– I tak nie mam na nic wpływu.
– Ja też – Olek wzruszył ramionami.
– Coś do picia?
– Pomarańczowy?
– Będzie.
Ojciec wstał i poszedł do lodówki. Nalał do dwóch szklanek soku i wrócił na kanapę.
– Będzie z wami przez całą noc?
– Jak wytrzyma to tak. A jak nie to nasi pracownicy chętnie się nią zajmą.
– To dobrzy ludzie?
– Nie mam żadnych wątpliwości.
– To dobrze.  

O piętnastej zjawił się pan młody. Błogosławieństwo nastąpiło z małym opóźnieniem, ale rodzice spisali się na medal udzielając dzieciom odpowiedniego kazania. Przejazd do wiejskiego kościoła trwał kilkanaście minut. Cała kolumna składała się z dziesięciu aut przyozdobionych wstążkami i balonami oprócz auta Olka. Nie przepadał za takim czymś, a Agata zaakceptowała to bez słowa.
Ksiądz przygotował się na tą okoliczność bardzo dobrze. Wymienił kilka faktów z życia młodych i pewnie musiał przeprowadzić kilka wywiadów, aby takie informacje uzyskać.  
Aleks siedział w drugiej ławce stale się rozglądając. Rodzice młodych nie kryli się ze wzruszeniem, co chwila ocierając kąciku oczu z łez. Nie wiedział jak wypadnie na swoim ślubie, ale takiego obrazka na pewno nie zobaczy. Będzie sam jak palec, ale będzie gotowy by powiedzieć Agacie tak.
Pogoda dopisywała i ostre słońce oślepiało każdego po wyjściu z kościoła. Goście nie szczędzili grosza dosłownie i monety brzęczały, co chwila na bruku przed młodymi. Podszedł do nich i złożył im szczere życzenia podając również Natalkę do ucałowania. Na widok cioci roześmiała się głośno wzbudzając zainteresowanie pozostałych.  

W drodze na salę zabrał rodziców Agaty. Zachwycali się wnętrzem auta, że bardzo w nim przyjemnie, gdy klimatyzacja pracuje na pełnych obrotach.
Szefowa koła gospodyń wiejskich w asyście jakiegoś mężczyzny przywitała młodych dużym i pachnącym chlebem życząc im wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Po wejściu rozdano kieliszki z szampanem, którego Olek skosztował, bo nie odmawia się na takiej imprezie toastu za młodą parę. Umówiony z Adamem miał swobodę w spożywaniu trunków, choć nalegał, że nie musi pić. Pierwszy taniec przy bardzo spokojnej melodii przypomniał mu wesele, na którym był, gdy zginęli jego rodzice. Przebłyski wróciły. Rozbite auto i krew. Zamknął oczy na dłużej, aby zapomnieć.
– Wszystko w porządku? – złapała go za ramię Agata.
– Tak. Zakręciło mi się w głowie od szampana.
– Zatańczymy?
– Z tobą zawsze – złapał ją za dłoń, a ona położyła drugą rękę na jego ramieniu. Pociągała go wolno za sobą a on sam uważał, aby nie zdeptać jej nóg. Ważył dużo więcej i starcie jego buta z jej stopą nie należałoby do najprzyjemniejszych doznań. Patrzył jej w oczy i uśmiechał się delikatnie.
– Już nie mogę się doczekać naszego ślubu.
– Ja też. To będzie najlepsza zabawa w naszym życiu.
– Trzymam cię za słowo – przytuliła się do niego i położyła głowę na jego ramieniu.
Śpiewający fałszował Always on my mind króla rocka, ale nie było nic przyjemniejszego dla niego niż bliskie towarzystwo jej pachnącej skóry. Przytulony do jej szyi szeptał jej na ucho, że ona też na zawsze będzie w jego pamięci i sercu, bo odmieniła jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Z chłopaka zrobiła mężczyznę gotowego poświęcić życie za dwie najważniejsze w jego życiu kobiety. Kiedy zbliżała się północ rozmawiał akurat z przyszłym teściem. Na własne oczy widział jak polewa pełne kieliszki a nadal był w nieskazitelnej formie. Chciałby, żeby na niego tak działał alkohol, albo raczej nie działał, bo Stefan nie miał problemu z równowagą a i nawet płynnie mówił.  
Przez szybę mrugnęła mu znajoma twarz. Zerknął na zegarek, który dostał na urodziny od Agaty. Była za pięć dwunasta.  
– Adam? Przecież nie dzwoniłem po niego…

2 komentarze

 
  • InspireMe

    Mam nadzieje, że to nic poważnego. Przecież wszystko zaczęło się układać.

    16 gru 2019

  • dreamer1897

    @InspireMe Dlatego zapraszam do kolejnej części, która już niedługo. Pozdrawiam ;)

    16 gru 2019

  • cooo....

    chyba o 180 stopni

    15 gru 2019

  • dreamer1897

    @cooo.... Tak. Słuszna uwaga i weź tu zaufaj korekcie Worda. Dzięki :)

    15 gru 2019