Pod kancelarią stało już znane mu auto.
– Już jest – sapnął ciężko i wysiadł. Wyjął córkę z fotelikiem i zamknął auto.
– Dzień dobry – z korytarza wyszedł Piekarski.
– Dzień dobry – Agata była uprzejma, bo Olek nic nie odpowiedział, ale wyciągnął dłoń w kierunku bogacza.
– Miejmy to za sobą – puścił ich przed sobą prosto do windy.
W korytarzu na siódmym piętrze siedział już facet w okularach z łysiną na środku głowy. Wstał na ich widok i podszedł się przywitać.
– Cześć – spojrzał na Piekarskiego.
– Pani Agata, Pani Natalia i Pan Aleksander – powiedział z dumą bogacz.
– Kamil Bielecki. Miło mi państwa poznać – zaczął.
– A mnie nie – burknął Olek.
– Aleks... – puknęła go łokciem Agata.
– Jak mi ma być miło, gdy ktoś mnie niesłusznie oskarżył?
– Przepraszam najmocniej, ale nie taki był mój zamiar.
– A jaki? – Olek podniósł głos.
– Prasa ma informować ludzi o tym, co się dzieje wokół nich, ale także informować o zagrożeniach.
– I przypadkiem stałem się członkiem gangu?
– Wie pan, BMW i napaść to nie przypadek.
– Chyba niepotrzebnie tu przyszliśmy – odwrócił się w kierunku windy.
– Olek spokojnie – złapał go za ramię Piekarski.
– Jak mam być spokojny, gdy ktoś chcący ugody nadal ciśnie takie głupoty? – oburzył się zrzucając ze swojego ramienia rękę bogacza.
– Wiesz, jaka jest prasa. Czasem palną coś bez przemyślenia.
– Wydaje mi się, że sprawa powinna trafić do sądu – zasugerował Aleks.
– Nie, proszę tego nie robić.
– A dlaczego?
– Mam sporo innych kłopotów.
– Przez pisanie nieprawdy? Może ktoś się powinien tym zająć i ukrócić ten proceder?
– Zdarzają się nam wpadki, ale istniejemy już tyle lat.
– Bo cały czas idziecie na ugody? Nie szkoda wam pieniędzy?
– Nie wie pan, jaki to ciężki kawałek chleba.
– Nie wydaje mi się. Skoro macie tyle kasy na powiedzmy sobie szczerze, odpuszczenie sobie sprawy przez pokrzywdzonych to jednak ten chleb jest lekki.
– Możemy na słowo? – Piekarski spojrzał na właściciela gazety i wyszli z korytarza.
Olek spojrzał na skonsternowaną tą sytuacją Agatę.
– Przepraszam – szepnął.
– W porządku. To nie twoja wina. Zamiast się pokajać wyskakuje z takim czymś.
– Wychodzimy?
– Co chcesz zrobić?
– Pójdziemy do sądu i powalczymy o swoje.
Wtedy wszedł Piekarski.
– To nie będzie konieczne – dodał właściciel gazety.
– A skąd pan to wie?
– Mam nową propozycję.
– Więcej pieniędzy? Myśli pan, że każdego da się kupić?
– Nie każdego. I ma pan rację. Postąpiliśmy bardzo źle nie sprawdzając pańskiej osoby.
– Olek daj mu szansę – wtrącił się Piekarski.
– Dlaczego? Może potrzebna jest jakaś nauczka, aby wyciągnął jakąś lekcję? Ja ostatnio wyciągnąłem ich sporo. O mało nie przypłaciłem tego życiem.
– Kamil?
– Przepraszam i obiecuję, że nigdy więcej już nie napiszemy o was.
– Co to za gwarancja? Żadna – odpowiedział natychmiast Olek.
– Mogę na słowo? – bogacz spojrzał na Olka i Agatę.
Teraz to oni weszli do sekretariatu.
– Czterysta tysięcy, miesięczna reklama klubu i przeprosiny na pierwszej stronie. Tyle wynegocjowałem.
– Nie obraź się, ale nie rozumiem, dlaczego ci na tym wszystkim tak zależy.
– Znam dobrze jego i was. On też dochodził do swojej pozycji od zera. Wy jesteście bardziej uczciwi, ale każdy zasługuje na drugą szansę, nie?
– I mamy sprzedać nasze wartości, za jego propozycję, która jest dla niego niczym splunięcie?
– Uwierz mi, że nowa propozycja jest warta tyle ile jego kontrakt z jedną firmą, która wykupuje u niego reklamę.
– Zrobimy to na moich warunkach i tylko, gdy coś mi obiecasz – zaproponował Olek.
– Stawiasz mnie między młotem a kowadłem.
– Powiedziałeś, że masz szacunek do nas i do niego.
– Tak – potwierdził Piekarski.
– Ręczysz za niego?
– Mogę dać wam moje słowo.
– Chcę gwarancji, a nie słowa. Słowo nie jest za wiele warte szczególnie, gdy nie jest udokumentowane. Pół miliona w gotówce potwierdzone na papierze. Rezygnujemy z reklamy i przeprosin.
– Stoi.
– Nie zapytasz przyjaciela?
– I tak nie ma wyjścia.
– Jesteś tego pewien?
– Tak. Załatwmy do końca.
Wrócili do Bieleckiego.
– Pan Sobolewski już przyjechał – poinformowała ich sekretarka.
– Świetnie.
– I jak? – zapytał Kamil.
– Wytłumaczę panu coś – zaczął Olek – Robię to dla swojej rodziny. Potrzebujemy spokoju. Pół miliona w gotówce potwierdzone odpowiednim dokumentem. Z reklamy rezygnujemy, bo nie chcemy mieć już do czynienia z pańską gazetą. Przeprosiny na pierwszej stronie odpuścimy, bo jak pan wspomniał ma pan sporo kłopotów i co najważniejsze pan Piekarski za pana poręczył.
– Ja, ja nie wiem, co powiedzieć – głęboko westchnął Bielecki.
– Nie zgrywaj się – powiedział bogacz – Zmieniasz zapis w dokumentach i żegnacie się na zawsze.
– Tak, tak. Już się za to zabieram.
W tym samym momencie z windy wysiadł drobny i mocno już przygarbiony starszy mężczyzna.
– Dzień dobry panie Piekarski – przywitał się z bogaczem.
– Witam pana – uścisnął mocno pomarszczoną dłoń staruszka.
– Wszystko już dogadane? – zapytał rozglądając się po twarzach Olka i Agaty.
– Tak. Kamil wykonuje ostatnie poprawki. Właściwie możemy już zaczynać – odpowiedział za nich bogacz.
– W takim razie zapraszam – staruszek wyjął klucz z aktówki i otworzył swój gabinet – Pani Marleno?
– Tak? – podniosła wzrok z nad papierów.
– Proszę przygotować kawę dla mnie i dla moich gości to, co sobie zażyczą.
– Ja poproszę herbatę, a ty kochanie?
– Dla mnie też herbata – odpowiedziała Agata.
Gabinet nie był jakiś ekstrawagancki. W środku ciężkie, drewniane biurko w ciemnobrązowym kolorze, na którym stała stara, stylowa lampa z zielonym abażurem. W dwóch przeszklonych witrynach ogrom książek, a pomiędzy nimi mały barek. Staruszek natychmiast sięgnął po butelkę whisky.
– Wiem, w jakiej sprawię się tu spotykamy. Dla rozluźnienia atmosfery proponuję kolejkę.
– Ja poproszę – Piekarski nie odmówił.
– A państwo? – spojrzał na Olka i Agatę.
– Miło z pańskiej strony, ale prowadzę auto i mam na pokładzie rodzinę.
– Rozumiem. A pani?
– Jeszcze karmię dziecko, więc też dziękuję.
– Panie Kamilu?
– Tej jestem autem.
– Takie nastały czasy, że nikt już nie pije w towarzystwie – skomentował wszystkie odmowy staruszek.
– Ja mam kierowcę – pochwalił się Piekarski.
Do gabinetu weszła sekretarka z tacą. Na prośbę prawnika przeszli na drugi koniec pomieszczenia do prostokątnego stolika, który był równie masywny, co biurko. Wokół niego stało dziesięć krzeseł obitych jasną skórą. Skóra tak intensywnie pachniała i raczej nikt nie miał wątpliwości, że to podróbka.
– Dziękuję – powiedział staruszek i Marlena opuściła gabinet.
Mecenas sięgnął po okulary i ze szklaneczką bursztynowego płynu zajął miejsce na szczycie stołu.
– Sprawy, w których kluczową rolę odgrywają pieniądze nie są ani łatwe, ani przyjemne.
– Dla mnie kluczowy jest spokój i sprawiedliwość – wtrącił Olek.
– Tak, ma pan rację. Wyjaśnienie sobie wszystkiego i zachowanie spokoju to podstawa pokojowego rozwiązania sprawy. Chciałbym pochwalić pana Piekarskiego za działanie w tej sytuacji. Wydaje mi się, a raczej jestem tego pewien, że ugoda to zawsze najlepsze rozwiązanie. Ciąganie się po sądach to strata czasu i pieniędzy, a czasem rozgłos nie pomaga żadnej ze stron.
Starszy pan wyszedł na chwilę i wrócił z teczką.
– Wszystko gotowe o ile wszyscy państwo doszliście do porozumienia – znów rozejrzał się po twarzach zebranych, ale nikt się nie odezwał.
Wyjął papiery i zaczął odczytywać treść dokumentu, który miał być gwarancją dla Olka, że przykry etap z ich życia dobiega końca. Czytanie dziesięciu stron zajęło mu kilkanaście minut, ale robił to wolno i wyraźnie po krótce wyjaśniając niejasne dla wszystkich terminy.
– Czy obie strony potwierdzają zapis ugody? – podniósł wzrok znad kartek i poprawił okulary.
– Nam pasuje – powiedziała Agata łapiąc Olka za dłoń.
– Panie Kamilu?
– Tak. Wszystko w porządku.
– W takim razie poproszę każdego z państwa o złożenie podpisu w zaznaczonych miejscach – podał kartki Piekarskiemu, a ten posłał jej właściwym adresatom.
Olek jeszcze raz pobieżnie zapoznał się z dokumentem i złożył parafki na każdej stronie dokumentu przygotowanego w trzech egzemplarzach.
– Już po wszystkim – szepnął na ucho Agacie.
Odpowiedziała mu uśmiechem i przytuliła się do niego dając innym do zrozumienia, że wspierają się ponad wszystko. Olek dopił już wystygniętą herbatę i odstawił z ulgą szklankę, którą zajmował ręce podczas odczytywania dokumentu.
Staruszek wstał, jako pierwszy i szurając krzesłem obudził Natalkę. Mała rozpłakała się.
– Zajmę się nią. Proszę dokończyć – Agata wyjęła córkę z fotelika i opuściła gabinet.
Bielecki podszedł do Olka.
– Naprawdę jest mi przykro, że pańska rodzina musiała przeczytać takie słowa. Pan również wiele przeszedł w związku z tym, co zaszło.
– Mam tylko nadzieję, że w przyszłości popracuje pan nad udoskonaleniem swojego researchu i nie popełni pan podobnych błędów.
– Na pewno wprowadzę pewne zmiany. Jeszcze raz przepraszam. Pieniądze będą na pańskim koncie jeszcze dzisiaj.
Olek bez słowa odszedł od stolika w kierunku adwokata rozmawiającego z Piekarskim.
– Na nas już czas. Mamy jeszcze kilka spraw.
– Zadowolony? – zapytał bogacz.
– Z czego?
– Z warunków.
– Dobrze wiesz, że nie taki miałem cel.
– Nie wiem jak ty to robisz, ale potrafisz postawić niezłe warunki bez używania siły czy argumentu pięści. Poza tym wydaje mi się, że lekcja, jaka została mu przez ciebie udzielona wiele go nauczy. Świetna robota Olek. Naprawdę doceniam twoje podejście.
– Panie Sobolewski dziękuję za tak rzeczowe załatwienie sprawy. Stara szkoła w połączeniu z pańskim luzem to coś niezwykłego i rzadko spotykanego – skomentował postawę prawnika Olek.
– Ja mam być tylko rozjemcą, ale dziś wyręczył mnie pan Piekarski. To jemu należą się szczególne podziękowania. Ja tylko przypieczętowałem umowę.
– Dziękuję – powiedział sucho i zabierając teczkę ze swoim dokumentem opuścił gabinet uprzednio ściskając ich dłonie na pożegnanie.
– A fotelik? – wyszedł za nim Bielecki.
– Byłbym zapomniał. Dziękuję – zabrał go z ręki Kamila i wyszedł na korytarz, gdzie siedziała Agata karmiąca Natalkę.
– Już po wszystkim?
Olek skinął głową i zaczekał, aż Agata skończy. Po karmieniu włożyła córkę do fotelika. Objął ją mocno i poszli do windy nie tracąc ani chwili na coś, co w tym momencie było już tylko przeszłością.
Dodaj komentarz