Życie to ciągły trening cz.85

Życie to ciągły trening cz.85– Puść chłopaka – rzucił ojciec.
– Jeżeli byłeś tu od początku, to wiesz, że nie mam złych zamiarów.
– Myślisz, że się przestraszę trzech, czarnych aut i sześciu chłopaczków? – żachnął się kaszlem palacza.
– A czy ja chcę, abyś się przestraszył? Twój przyjaciel ostro dostał za ten nóż w moim brzuchu, ale to nie ja mu wymierzyłem sprawiedliwość.
– Przecież wiem. Stoi na podwórku bandzior jeden.
– Chciałem porozmawiać tylko.
– Wjechaliście tutaj jak na filmie o gangsterach i chcesz tylko pogadać? – przycisnął mocniej nóż do szyi Olka raniąc go.
– Weź tego tapeciarza, bo nie ręczę za siebie!
– Póki, co to ja dyktuje tutaj warunki. Wiesz, do czego jest zdolny mój kolega. Dla honoru był gotów zabić cię jak psa.
– Jakiego honoru? Co ty pieprzysz? Zwróciłem wam tylko uwagę i rzuciliście się na mnie jakbym wam kogoś zabił. W szkole też tacy cwani byliście? Czy dopiero teraz udajecie kozaków i to w kilku?
– Zgrywasz twardziela większego niż jesteś. Pajac z ciebie.
Olek gotował się w środku i z miłą chęcią przestawiłby mu drugie kolano, ale nie potrzebował kolejnych kłopotów. Ryzyko wbicia cienkiego ostrza było większe niż poprzednio, a nie chciał już narażać nerwów Agaty z powodu kolejnej wizyty w szpitalu.
– Tato przestań. Ten pan obiecał mi i Basi czekoladę.  
– Już cię kupił? Czekaj. Jak cię dorwę w swoje łapy to popamiętasz – odgrażał się.
– Nikogo nie dorwiesz. Jedna twoja próba i to się źle dla ciebie skończy.  
– I jak? Boli? – wbił mocniej ostrze.
– Mam sporą wytrzymałość, ale to ty będziesz miał większe problemy w sądzie.
– Straszysz mnie sądem? Mi i tak nie zależy. W więzieniu będę bezpieczniejszy niż tutaj. Im dłużej tym lepiej.
– Jesteś zwykłym tchórzem. Zostawisz rodzinę ze swoimi długami, a sam pójdziesz do paki. I kto tu jest frajerem?
– Jeszcze jedno słowo!
– Bo?
– Bo cię zabiję. Dwadzieścia pięć lat czy dożywocie. Wszystko mi jedno.
– Będziesz świeżakiem przez długi czas. A wiesz, co ci będą robić, jak się dowiedzą, że biłeś dzieciaka i kobietę?
– A co? Byłeś?
– Nie, ale ty będziesz.
– Stul ryj!
– Idź młody – poluźnił uchwyt ramion.
– Ale ja nie chcę. Tata jest zły.
– Ojciec zły? A kto ci zabawki kupuje? Do mnie, ale już! – wrzasnął.
– Nie chcę.
– Już mi dzieciaka przestawił. Ja go chyba naprawdę zabiję.
– Zastanów się nad tym czy chcesz być świeżym mięskiem.
– Ciebie nie pytałem o zdanie – pchnął nogą Olka na podłogę i szarpnął syna za rękę.
– Tylko go dotknij!
– Masz za swoje! – ojciec trzasnął dzieciaka, aż się zatoczył i rozpłakał na cały głos.
– Uciekaj! – krzyknął Olek i podleciał do ojca z deską w ręku.  
Chłopak wybiegł na podwórko.
– Spróbuj ze mną takiej sztuczki. No pokaż jak walczysz tym nożykiem.
– Wal się – wywrócił stół przed nim i pobiegł za dzieckiem.

Ledwo otworzył drzwi i wyłożył się jak długi. Noga Adama skutecznie zablokowała mu wyjście, kiedy chciał wybiec z zaskoczenia. Zarył twarzą w piach.
– Nie jestem taki jak on – spojrzał na kobietę i wyszedł z mieszkania.
Jego towarzysze stali w kółku nad oprawcą. Adam trzymał dzieciaka na rękach.
– Dzięki.
– Co teraz chcesz zrobić?
– Porozmawiać.
– Chyba będą potrzebne mocniejsze argumenty – obrócił się do nich Tomek.
– Nie jesteśmy tacy jak on – Aleks potarł szyję. Obejrzał zakrwawione palce – Znowu dałem się zaskoczyć.
– Możesz z nami poćwiczyć refleks na ringu.
– Chętnie.
– Masz – Adam wyjął z kieszeni chusteczkę.
Przycisnął na chwilę, aby zatrzymać krwawienie.
– Przecież on mógł cię tym pochlastać – Andrzej podał mu metalowy nóż do tapet.
– Dlatego był taki zimny.
– Kiedy?
– Jak mi go przystawił do szyi.
– Zrobić mu to samo? – zapytał jeden z ochroniarzy Piekarskiego.
– Nie no, co wy chłopaki? – ojciec podniósł się na kolana.
– Ani ja, ani wy nie potrzebujecie kłopotów. Jak już mówiłem chciałem pogadać, ale w środku nie byłeś chętny na męską rozmowę.
– Myślałem, że chcesz zabić mi dzieciaka – tłumaczył się nerwowo.
– Wyglądam na takiego?
– Proszę nie robić mu krzywdy – kobieta dołączyła do nich ze łzami w oczach.
Zapanowała cisza. Jakby czas się zatrzymał. Olek rozglądał się dookoła. W oknach wszystkiemu przyglądali się sąsiedzi. Dziwne, że jeszcze nikt nie wezwał policji.
– Pewnie go nienawidzą i z miłą chęcią by się go pozbyli – pomyślał i wrócił wzrokiem na kobietę. Trzęsła się ze strachu.  
– Dobrze, że dzieciak nie patrzy – szepnął do siebie.
Chłopiec płakał wtulony w ramiona Adama.
– Chciałbym ci wierzyć, że twoja rodzina jest dla ciebie ważna. Po tym jak im groziłeś, że ich zabijesz zwątpiłem w twoje uczucia żywione wobec nich.
– Chciałem ich ochronić. Błagam.
– Przed kim ochronić?
– Przed wami.
– Przyjechaliśmy do ciebie. Przecież to ty napadłeś na mnie, a nie oni.
– Zapłacił mi!
– Kto?
– Zenek.
– Czym ci zapłacił? Ile?
– Obiecał, że jak mu pomogę cię nastraszyć to będziemy pić przez miesiąc.
– Kupił cię wódką? A nie lepiej samemu sobie kupić?
– Za co mam kupić? Mam długi.
O dziwo nadal nie było słychać sygnału radiowozu. Z krążących tutaj opinii można było się dowiedzieć, że to była jakby trzynasta dzielnica tyle, że jej toruńska wersja. Nikt do końca nie wiedział jak jest naprawdę.  
Spojrzał na ochroniarzy wymownie. Podnieśli go na nogi. Olek stanął przed nim.
– Układu żadnego nie będzie.  
– Zrobię, co zechcecie.
– Już lepiej gada – uśmiechnął się Tomek.
– Po pierwsze wyśpiewasz, komu trzeba wszystko jak było. Opowiesz odpowiednim organom o tym, jak zwróciłem wam uwagę pod sklepem. Opowiesz jak zaczepialiście moją narzeczoną i jak się wtedy na mnie rzuciliście. Streścisz policji również wszystko na temat twojego układu z Zenkiem. Zapamiętałeś punkt pierwszy?
– Powiedzieć całą prawdę. Ale my już wypiliśmy część zapłaty.
– Uważam, że nie masz wyboru. Mój dobry przyjaciel stanął w mojej obronie pod stadionem. Po zeznaniach świadków i twoim przekonaniu śmiem twierdzić, że gdyby nie jego interwencja twój ziomek z premedytacją pociąłby mnie na oczach narzeczonej. Dogadasz się z Zenkiem, albo z prokuratorem. Andrzej to dobry chłopak i nie może siedzieć, za to, że ocalił mi życie. Zapamiętałeś punkt drugi?
– Zenek sam sobie zapracował na swój los.
– Brawo – uśmiechnął się jeden z ochroniarzy – Bystry z ciebie facet.
– Jak chcesz to rozmawiasz konkretnie. Jak widzisz można bez przemocy kulturalnie porozmawiać.
– Trzecia i ostatnia sprawa.  
– Jaka?
– Twoja rodzina. Ostatni raz uderzyłeś ją i dzieciaka. Nie mogę się wtrącać w to, co jest między wami.
– Właśnie się wtrącasz – sapnął ciężko.
– To jej decyzja czy będzie z tobą. Zrobisz wszystko, aby twoje długi nie miały wpływu na ich życie i bezpieczeństwo. Nie będę ci mówił, jak, ale chcę widzieć, że podjąłeś się tego zadania. I nie biorę pod uwagę żadnej wymówki. Pracy jest pod dostatkiem i na pewno coś znajdziesz.
– A jak sobie nie poradzę?
– Poradzisz sobie. Zrealizuj te trzy punkty i potem powiesz, że warto było. Zresztą to nie są zadania czy kara. Ta sprawa musi zostać rozwiązana szybko i zgodnie z prawdą. Gdyby ci nie chcieli uwierzyć jak było zaproponuj wykrywacz kłamstw. Niech cię sprawdzą. Będzie im łatwiej.
– Coś jeszcze?
– A gdzie dziękuje? – zapytał Tomek.
– Za co?
– Że nie było lania. Uwierz mi gdyby nie było tutaj Olka, to nie byłoby tak kolorowo.
– Wierzę. Dziękuję.

Olek wziął dzieciaka na ręce. Wyszli przez bramę do Mickiewicza i weszli do małego sklepiku.
– Na co masz ochotę?
– Oreo dla mnie i Basi.
– Idź wybierz coś – postawił go na ziemi. Chłopiec sięgał rączkami z półek wafelki, ciastka i czekolady.
– A kto zapłaci? Oni nie mają pieniędzy.
– Proszę podliczyć i zapakować.
– Wszystko? – spojrzał na chłopca.
– Tak proszę pana.
– Trzymaj – podał mu reklamówkę pełną słodyczy i wrócili z powrotem na podwórko.
– Mamo. Zobacz, co wybrałem dla mnie i dla Basi.  
– Mądry chłopiec – pogłaskała go przytulając mocno.
Ojciec siedział na ziemi i milczał przyglądając się wszystkim. Olek z uśmiechem obserwował jak chłopiec pokazywał mamie, co wybrał dla siebie i siostry.  
– Wydaje mi się, że nie muszę cię pilnować. Twoi sąsiedzi będą mieli cię na oku – wskazał palcem na ludzi stojących w oknach.
Dżinsy mężczyzny pociemniały. Całe ciśnienie uwolnił razem ze strachem prosto w spodnie.
– Trzy sprawy – pokazał mu na palcach Olek. Wsiadł do BMW Adama i wyjechali z podwórka. Przejechali Mickiewicza i wrócili do centrum.  

Zatrzymali się ponownie przed cmentarzem św. Antoniego.  
– Stary ja cię podziwiam za zimną krew. Drugi raz z nożem na karku. Ja bym go przecież zabił na miejscu. Nie byłoby, co zbierać z desek podłogi za to, że ktoś próbowałby mnie zabić – zapalił papierosa Tomek.
– Młody jesteś. Kiedy założysz rodzinę zmienisz poglądy. Gdy staną w centrum twojego świata zrozumiesz, że nie zawsze przemoc gwarantuje najlepsze rozwiązania – Olek zwrócił twarz w kierunku słońca, które akurat wyszło zza chmur chyba tylko dla niego.
– Mieliśmy go bardziej nastraszyć.
– To miała być ostateczność. Poszło lepiej niż przewidywałem.
– Wszystko się nagrało?
Olek wyjął dyktafon z kieszeni. Wybrał nagranie i włączył odtwarzanie. Wszyscy usłyszeli przebieg rozmowy z mieszkania.
– Wszedłeś jak do jaskini lwa.  
– Ten lew był bez zębów – uśmiechnął się Olek.
– Ale cię zranił.
– Ryzyko wkalkulowane w tą rozmowę – schował dyktafon do kieszeni.
– Co z nagraniem?
– Użyjemy w ostateczności, gdyby chciał nas wyrolować.
– A wyroluje? – zapytał jeden z ochroniarzy Piekarskiego.
– Zgłaszam się na ochotnika, żeby wybić mu to z głowy – wyszczerzył zęby Andrzej.
– Mało masz kłopotów przez nich?  
– Jeżeli zaśpiewa zgodnie z prawdą powinno się obejść bez poważniejszych konsekwencji. Tak powiedział jeden z prawników Piekarskiego.
– Naprawdę Aleks cię podziwiam. Chciałeś sprawiedliwości, ale nie kosztem zemsty za wszelką cenę.  
– Uwierz mi, że w skrajnym przypadku nie czekałbym ani chwili. Oczywiście nie potrafiłbym się zemścić na rodzinie, bo oni nie są niczemu winni.
– A gdyby skrzywdził twoich bliskich?
Tomek postawił go w trudnym położeniu. Udzielenie odpowiedzi na to pytanie sprawiło mu trudność. Na całe szczęście nikt z jego bliskich nie został skrzywdzony i nie musiał rozważać najgorszego scenariusza. Odpowiedział wymijająco.
– Ale ich nie skrzywdzili.  
– Każdego dnia i o każdej godzinie możesz na nas liczyć.
– Jasne, dzięki chłopaki – uścisnął im dłonie i odprowadził wzrokiem auta do skrzyżowania.
Adam czekał w samochodzie z włączoną klimatyzacją, bo słońce znów zaczęło przypiekać.
– Zrobiłbyś to?
– Pytasz czy bym go zabił?
– Dokąd? – Adam zmienił temat, bo odpowiedź już znał i spojrzenie Olka tylko utwierdziło go w tym przekonaniu.
– Do kwiaciarni. Muszę się jakoś wkupić w łaski Agaty po tej uciecze ze szpitala.
– Obawiam się, że bukiet może być niewystarczający.
– Weźmiemy cały bagażnik róż – uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał.
Widok nagrobków i poczucie ulgi, że nie spoczął na tym przybytku postawiły go nieco do pionu.

Dodaj komentarz