Życie to ciągły trening cz.93

Życie to ciągły trening cz.93Poranne słońce zaglądało do sypialni Olka i Agaty dając znać, że zaczął się dzień. Promienie grzały go w twarz tak mocno, że musiał przewrócić się na prawy bok. Śniada skóra dziewczyny pachniała różanym żelem pod prysznic. Pogładził ją po ramieniu tak czule, że wzdrygnęła się odwracając się do niego.
– Jak się spało? – zapytała.
– Źle. Tyle przed nami, że nie mam pojęcia, od czego zacząć.
– Ty jesteś tylko gościem. Nie musisz się stresować.
– Chciałbym przyznać ci rację, ale to są sytuacje, które wpłyną także na nasze życie.
– Ślub Oli i Janka?
– A nie?
– Nie rozumiem.
– Zrobią sobie dziecko i mamy jedną osobę mniej do pracy.
– Myślisz, że tak szybko się postarają?
– Nie wiem. Nie jestem kobietą, ale z tego, co wyczytałem to na dziecko jest jakiś przedział wiekowy czy coś takiego.
– Wydaje mi się, że dziecko może przyjść na świat w każdym momencie. Nie zawsze brzydko mówiąc da się je zaplanować.
– No tak, ale poprzez pewne mechanizmy intensyfikuje się te działania.
– Czasami i to nie pomaga, a nawet krępuje bardziej.
– A my?
– Co my?
– Zostaliśmy rodzicami, bo?
– Bo się kochamy – objęła go mocno.
– I o to mi chodziło – uśmiechnął się.
– Zajrzę do małej.
– Pójdę z tobą – podniósł się pierwszy i podając jej rękę pomógł wstać i jej.

Przeszli do pokoju obok trzymając się za ręce. Uchylili drzwi i natychmiast napotkali wzrok córki. Szybkie rozpoznanie i natychmiastowy uśmiech na widok rodziców rozpromienił również ich.
– Czekała na nas – Agata podniosła małą do góry.
– Masz najlepszą mamę na świecie – powiedział, gdy mu się przyglądała.
– I tatę też – dodała najlepsza mama na świecie.
– Obecnie w nie najlepszej formie, ale nadrobię to. Będziecie ze mnie dumne obie.
– Ale ten tata ma dylematy.
– Tobie jest łatwiej, bo nie musisz szukać wymówki.
– Jakiej wymówki?
– Że nie jesteś w formie, bo urodziłaś dziecko.
– A szukałam takiej?
– No właśnie nie musisz, bo wszyscy to widzą z zewnątrz.
– Uważasz, że mam za dużo kilogramów?
– Uważam, że wyglądasz idealnie, ale przydałoby ci się kilka więcej.
– Jest mi dobrze tak jak jest.
– No i niech tak będzie. Pora na śniadanie, bo długi dzień przed nami.
– No to do dzieła.  

Zeszli na dół zabierając nosidełko, które postawił na stole. Agata wsadziła córkę i zabrała się za pomoc Olkowi. Wyjęła jajka z lodówki i warzywa. Tata smarował bułki masłem, a potem zalał kawę.
– Myślisz, że to będzie już koniec z jego strony?
– Chciałbym. Załatwimy to i zapomnimy o wszystkim.
– Oby.
– Dosyp tego – podał jej paczkę z przyprawą gyros, którą natychmiast dosypała do wielkiej porcji jajek.
– A więc tutaj skrywa się sekret.
– Dodaje wyrazistości, ale w połączeniu z żółtym serem też jest dobra.
– Masz jakieś dziwne połączenia.
– Ale smakuje, nie?
– Tu przyznam ci rację – uśmiechnęła się – Kiedy zrobiłeś dla mnie pierwsze śniadanie zakochałam się w tym smaku. Ale najpiękniejsze było to, że ktoś zrobił mi śniadanie. Że czekało na mnie i czułam je już na górze.
– Kochanie – szepnął – Cóż za wyznanie. Dla takich słów warto żyć.
– A ty się tak narażałeś, tyle razy.
– Robiłem to dla was, ale od teraz będę na siebie uważał.
– Wydaje mi się, że wszyscy konfliktowi ludzie są już poza twoim zasięgiem.
– Tego nie wykluczam. I wiesz, kogo mam na myśli.
– Uważasz, że nie odpuści?
– Oferta współpracy z jego strony wygląda nachalnie. Dlaczego nie otworzy własnego klubu?
– Liczy na naszą znajomość branży i pewnie bazę klientów.
– Wydaje mi się, że to mógłby mieć na zawołanie. Otwierając nowy klub w nowym wybudowanym przez siebie budynku znalazłby uznanie wielu ludzi.
– Więc dlaczego chce prowadzić interes z nami?
– Nie wiem.  
– Odmówimy mu i będziemy mieć spokój.
– Chyba go nie znasz. On zawsze postawi na swoim.
– No to sprzedamy mu klub i wyjedziemy.
– Nie chcesz tego robić, a ja na to nie pozwolę. Nie będziemy działać pod czyjeś dyktando. Zbyt wiele serca i energii włożyłaś w ten projekt.
– Ty też.
– I nie pozwolę komuś zniweczyć tego trudu. Poradzimy sobie bez niego, a jak będzie trzeba to podejmę bardziej drastyczne rozwiązania.
– Olek…
– Jak widzisz niektórzy nie cofną się przed niczym, a już szczególnie, gdy mają pozycję i pieniądze.
– Poradzimy sobie.
– Wierzę w ciebie i twoje przeczucie – pocałował ją w czoło.
– Przypilnujesz jej? Wykąpię się.
– Chodź do taty – wyjął córkę z nosidełka i poszli przed telewizor.
Nie pochwalał przyzwyczajania dziecka do ekranu od najmłodszych lat, ale oglądanie przyrodniczych programów miało akurat edukacyjny wydźwięk. Jedyne, za co można było pochwalić publiczną telewizję to właśnie programy opowiadane przez bardzo dobrą lektorkę. Odcinek o wielkich kotach był niezłym odniesieniem do życia jego rodziny. Naturalny instynkt łowcy i opieka nad rodziną były jego wspólnymi cechami z lwem prezentowanym w telewizji. Ojciec w ostatniej chwili rozgonił stado hien, gdy spuścił z oka swojego kociaka.  
– Co tam ci tata pokazuje? – weszła w szlafroku.
– Oglądamy koty – złapał ją za pasek przyciągając do siebie – Takie kotki jak ty – poruszył komicznie brwiami – I lwy takie jak ja. Waleczne.
– Mrauuu – uśmiechnęła się szeroko.
– Kici, kici – szepnął, że nawet córka się złapała.
– Wariat.
– Mam dwa kotki koło siebie i zareagowały tak jak trzeba, gdy się je woła.
– Bierzesz prysznic?
– Aż tak czuć?
– Idź – pchnęła go, gdy wstał.
Przyklęknął i padł na czworaka próbując ryknąć jak lew, ale niezbyt mu wyszło. Agata roześmiała się, a za nią córka.
– Przynajmniej się starałem.
– Ale przynajmniej walczysz jak lew.
– Całe szczęście, że nikt nie ma, co do tego zastrzeżeń.
– Idź już, bo możemy się spóźnić.
Zamknął za sobą drzwi. Zrzucił koszulkę i spodenki. Ubytek formy był niewielki, bo po kryjomu jeździł do innej siłowni, ale pracował ostrożnie i zgodnie ze swoim ciałem. Wziął zimny prysznic, ogolił się i wyszczotkował zęby. Gdy skończył one już czekały na niego.
– Dłużej się nie dało?
– Która jest godzina?
– W pół do dziesiątej.
– O ja cię. Aż tyle mi zeszło?
– Już ci wszystko przygotowałam. Wkładaj – podała mu czarną koszulkę polo i jasne dżinsy.
– Dziękuję kochanie – pocałował ją wdzięczny za troskę.
Wciągnął buty i zabierając nosidełko poszedł do garażu. Zamocował je w aucie i wyjechał na podjazd.
– Z powrotem zatrzymamy się przed bankomatem.
– Jasne.
Wyjechał wolno na Lawendową i pojechali do centrum. O tej godzinie przejazd przez miasto był przyjemnością, bo nawet zielona fala była.

dreamer1897

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użył 1200 słów i 7001 znaków, zaktualizował 27 lip 2021. Tagi: #dziewczyna #chłopak #dziecko #córka #miłość #praca #problem #znajomi

Dodaj komentarz