Życie to ciągły trening cz.47

Życie to ciągły trening cz.47Wykąpany, odświeżony i w swoich ulubionych ciuchach wyszedł z szatni.  
– Panie Olku?
Kiedy się obrócił, aby sprawdzić, kto go woła niemalże oberwał drzwiami prosto w twarz. Jego refleks i szybka dłoń zatrzymały kogoś wybiegającego z sali ćwiczeń.  
– Przepraszam – zawstydzonym wzrokiem wpatrzonym w podłogę tłumaczył się młody chłopak.
– To nie plac zabaw. Przychodzimy tutaj by zbudować swoją formę a nie po to by robili to za nas lekarze pogotowia.
– Jasne. Naprawdę nie chciałem.
– Ile w przysiadzie? – widząc jego zakłopotanie Olek zmienił temat.
– Siedemdziesiąt.
– No proszę. Twoja budowa tego nie potwierdza, więc kilka osób mogłoby ci nie uwierzyć.
– Jem sporo. Pilnuję makroskładników.
– Jakby, co służę radą. Uważaj następnym razem, bo mogła to być ta pani – wskazał na rudowłosą dziewczynę.
– Jasne – chłopak udał się w kierunku szatni dość szybkim krokiem.
Poprawił włosy i zwrócił się do dziewczyny.
– Przepraszam, ale jakieś zasady muszą tutaj panować.
– Oczywista sprawa.
– W czym mogę pomóc?
– Ten fizjoterapeuta…
– Coś się stało?
– Nie chciałabym być niemiła, ale on chyba chce czegoś więcej.
– To znaczy?
– Poza sesjami terapii chciał się ze mną spotkać w kinie albo zaprosić na kawę.
– Ale ty nie masz ochoty?
– On po prostu nie jest w moim typie i chyba zrobił sobie zbyt wielkie nadzieje po pierwszym spotkaniu.
– Pogadam z nim.
– Dzięki trenerze.
– Albo pomyślę nad kimś innym.
– Byłoby miło.
Kiedy szedł do recepcji ona nadal była wpatrzona w niego jak w obrazek. Przez chwilę zastanawiał się czy jest trenerem czy specjalistą od życia sercowego swoich podopiecznych. Najpierw Jasiek, teraz Milena. Sam wiedział, czego chce od życia, ale żeby tak doradzać innym to w swoim mniemaniu nie posiadał odpowiednich kompetencji. Uśmiechnął się lekko, bo dobrze wiedział, co znaczy niefart w miłości. Sam wiele razy przechodził przez podobne sytuacje, ale dobrze wiedział, że namolność tylko pogarsza sytuację.  
– Odżywki zamówione? – zapytał Olkę.
– Jasiek wczoraj wszystko zaklepał. Pani Agata powinna mieć wszystko na poczcie.
– Świetnie.
– Może ty mi pomożesz.
– Zależy, w czym.
– Poleciłem naszej podopiecznej znanego mi fizjoterapeutę, ale on chyba liczy na coś więcej – poruszył zabawnie brwiami.
– Ciężka sprawa. Ja to bym z niego zrezygnowała.
– Pogadam z nim i chyba cię posłucham. Poszukam kogoś innego.
– Jedyne dobre wyjście.

Sięgnął po komórkę i wybrał numer podpisany, jako Staszek fizjo. Odebrał dopiero po pięciu sygnałach. Po krótkim przywitaniu przeszedł do sedna tej rozmowy.
– Milena dała mi do zrozumienia, że na nią lecisz.
– Do kina i na kawę chodzą nie tylko pary. Przyjaciele też.
– Być może. Twierdzi, że twoje propozycje są zbyt nachalne.
– Skoro mi się podoba to próbuję swojej szansy.
– Doszliśmy do wniosku, że Milena zmieni fizjoterapeutę.
Po drugiej stronie telefonu nastała cisza. Olek dał koledze chwilę do namysłu a sam sączył kawę z automatu.
– Jesteś tam?
– No.
– I?
– Nie chcę być kawalerem do końca życia.
– Słusznie. Ale z Mileną nie jest ci po drodze. Pracuję dla ludzi należących do społeczności naszego klubu i dla mnie najważniejszy jest ich komfort psychiczny i fizyczny.
– Wiem, ale ona jest taka fajna.
– Też ją obserwowałem jak po raz pierwszy zjawiłem się w tym klubie.
– Ty coś do niej?
– Nie. Ja jestem już zajęty.
– Łapię. Pies ogrodnika.
– Stasiu...Mam już kobietę, ale Milena nie jest tobą zainteresowana a ja nie chcę być po środku i wybierać między wami.  
– Dobra.
– Rozlicz się z nią.  
– Płaciła mi po każdej sesji.
– Trzymaj się. Znajdź swoją wybrankę.
– Dzięki.  
Olek nie spodziewał się takiej reakcji ze strony znajomego, ale ogólnie najważniejszy był efekt tej rozmowy. Pozostało mu tylko znaleźć kogoś bardziej przyzwoitego.  
– Jakby, co jestem pod telefonem – wsiadł do samochodu i pojechał do centrum.
Szedł wolno deptakiem w poszukiwaniu wolnych stolików. Jak na lato temperatura była znośna, choć lodowaty drink zaspokoiłby nieco pragnienie. Zamówił mrożoną kawę i czekał na Adama. Zupełnie bez celu grzebał w telefonie do momentu, kiedy dostrzegł znajomą mu sylwetkę. Adam w niebieskiej koszuli z podwiniętymi rękawami i okularach ze srebrnymi szkłami zupełnie nie przypominał przeciętnego obywatela. Spodnie na kant i czarne, błyszczące buty w taką pogodę to nie strój dla zwykłego człowieka uwielbiającego szorty, skarpety i sandały.  
– Czemu nie piwo?
– Jestem autem – pociągnął dwa łyki kawy – Co dla ciebie?
– Może być to samo.
Olek wrócił z następnymi dwoma szklankami.
– Dzięki – przekazał mu kopertę prosto do ręki.
– Nie miałeś się spieszyć.
– To tylko dziesięć tysięcy, ale powiedziałem, że oddam jak najszybciej by nie wydać.
– Jasne. Jak Agata i maluch?
– Dobrze, choć to ja bardziej jem za dwóch.
– Ale jej nie zabierasz?
– Nie.
– Widzę, że humor ci dopisuje.
– Kupiłem pierścionek – otworzył pudełko i postawił przed nim.
– Wygląda pięknie.
– Co teraz?  
– Oświadczyłem się jej bez pierścionka, ale teraz chciałbym to zrobić w obecności jej rodziców.
– Ale jej ojciec jest w porządku?
– Przeprowadził ze mną ciekawą rozmowę. Agata twierdzi, że im się spodobałem.
– To chyba najważniejsze.
– Czeka nas jeszcze wesele jej siostry.
– Masz zaproszenie?
– Agata zapewnia, że będzie w nim moje imię.
– Jak inwestycja?
– Zaczynamy nabór do specjalnych grup.  
– Świetnie.
– Pomału, ale do przodu – poprawił się na krześle i dopił resztę kawy – Ale zaszalałem. Dwie mrożone pod rząd.
– Przy takiej formie nie zaszkodzi ci wcale.
– Może nie.
– Mój siostrzeniec chciałby skorzystać z twojej propozycji.
– Jasne. Niech do mnie zadzwoni wcześniej i pogadam z nim w klubie.
– Dzięki.
– Coś ci obiecałem a ja zawsze dotrzymuję słowa.
– Wiem. Przejdziemy się?
– Dlaczego nie?
Szli brukowanym rynkiem w kierunku parkingu. Mijało ich dość sporo dziewczyn z pociechami w wózku albo za rękę. Olek mógł sobie spokojnie wyobrazić w tej roli swoją dziewczynę bez konieczności oglądania takich widoków.
– Nie możesz się już doczekać, co?
– Czego?
– Kiedy twój dzieciak będzie na świecie. Tak się oglądasz za tymi wszystkim panienkami.
– Szybkie badanie rynku. Wózki, zabawki. Takie tam sprawy organizacyjne – tłumaczył się ze swojego podglądania.
– Nie patrz na to, co jest na topie. To ma być komfort dla was.
– Rozumiem, że swoje twierdzenie opierasz na własnych doświadczeniach?
– Oczywiście.
– Wezmę to pod uwagę. Podrzucić cię gdzieś?
– W zasadzie mam za piętnaście minut spotkanie z klientem. Jeżeli nie będzie problemem wizyta na Chrobrego.
– No, co ty.
Dzięki zielonej fali w biurze Adama byli po niecałych siedmiu minutach.  
– Marzenia się spełniają, co nie?
– To na razie leasing, ale przyznam, że marzyłem o takim – zawstydzony, ale pełen dumy przyznał się do swoich pragnień.
– Nie warto kupować auta na własność.
– Bo?
– Po wyjechaniu z salonu auto traci na wartości minimum piętnaście procent. Z każdym rokiem w zależności od prestiżu marki wartość spada nadal i w końcowym rozrachunku koszty i eksploatacja są wyższe niż cena nowego auta.
– Mądrego miło posłuchać.
– Wiem coś o tym. Wejdziesz?
– Muszę wrócić do domu. Schody w wymianie.
– Jasne. Dzięki za podwiezienie.
– Trzymaj się – Olek zamknął drzwi i pojechał w kierunku Lawendowej.

Zrobił jeszcze zakupy w osiedlowym sklepie, bo nie uśmiechało mu się stać w kolejce do kasy w markecie z kilkoma produktami. Wrzucił papierowe torby do bagażnika i wjechał na osiedle. Przed bramą stało auto dostawcze będące własnością Adamskich.
Uchylił drzwi do środka. Z salonu słychać było zmieszane śmiechy Agaty i jakichś dwóch facetów.
– Dzień dobry – przywitał się z Arturem i jakimś młodym chłopakiem.
– Mój pomocnik Kamil – wskazał średniego wzrostu chłopaka w wieku góra osiemnaście lat.
– Co w klubie?
– Wszystko gra. Poszło piętnaście karnetów na nowe sekcje.
– Czego się napijesz?
– Jest jeszcze zimna Pepsi?
– Już przynoszę.
– Ja pójdę. Dołożę nowej.
Wyjął kilka kostek lodu i wrzucił do miseczki. Zabrał dwu litrową butelkę czarnego napoju i wrócił do towarzystwa.
– Lód, Pepsi. Częstujcie się.
Artur nalał sobie i młodemu, który zbyt gadatliwy nie był.
– Skończycie dzisiaj?
– Myślę, że za dwie godziny będzie gotowe.
Olek obadał wzrokiem stan prac i raczej nie był pewien dotrzymania terminu.
– Jak tata?
– Miał zawał.
– I nikt do mnie nie zadzwonił?
– Już jest lepiej. Za kilka dni wychodzi ze szpitala.
– Ale narobiłeś mi strachu.
– Nie chciałem. Miło się gawędzi, ale termin nagli – opróżnił szklankę i wrócił do pracy z młodym.
Wiertarka, młotek i szlifierka były jedynymi dźwiękami rządzącymi w domu. Remonty i przeróbki rządzą się swoimi prawami, więc pozostało mu zamknąć się na górze i odświeżyć stare znajomości z czasów kursów, jakie robił. Napisał maila do kilku osób z informacją na temat swojej podopiecznej, że może się z nimi wkrótce skontaktować. Uznał, że dając jej wybór zrewanżuje się za nietrafionego Stanisława.
Z ciekawością przeglądał profile Yanity i Taviego jego ulubionej pary działającej w branży fitness. O ile sylwetka Bułgarki nie budziła zastrzeżeń, co do używania jakichś dodatkowych specyfików o tyle zastanawiał go ideał Meksykanina. Wyglądał na bestię, ale w ładnym opakowaniu. Może ich życie w social mediach wyglądało na piękne, ale ważniejsze jest dostrzeganie ile ciężkiej pracy włożyli, aby być na tym szczycie. Nie zazdrościł im tego wszystkiego, ale jego celem był ideał zbliżony do nich.  
Krótka drzemka pomimo hałasu dobrze mu zrobiła i wrócił na dół zupełnie wypoczęty. Schody były na swoim miejscu i pozostało tylko odkleić folię ochronną i podłączyć oświetlenie.
– Zrobiłam kolację.
– Panowie do nas dołączą?
Artur zerknął na zegarek jakby się gdzieś spieszył.  
– Masz jakieś plany?
Młody pokręcił głową przecząco.
– W takim razie zapraszam do stołu.
Dwuosobowa ekipa dokonała kosmetycznych poprawek i dołączyła do nich zajmując miejsca naprzeciw gospodarzom.
– I jak?
– Będziecie zadowoleni. Nie młody?
Chłopak kiwnął tylko głową. Ani żadnego tak, ani żadnego nie.
– Co on taki wstydliwy? – zapytał Olek.
– Żeby taki grzeczny był w domu.
– Jestem – w końcu się odezwał, co wywołało niemałe zdziwienie wśród obecnych.
– Chodzisz jeszcze do szkoły?
– Do liceum.
– Mój siostrzeniec. Chyba po matce ma to milczenie.
– Wcale nie – odgryzał się.
– Zjemy i zrobimy odbiór robót.
– Jasne. Komu? – Olek uniósł butelkę Pepsi do góry.
Wszyscy nadstawili szklanki i butelka się skończyła.
Wszędzie zgasły światła.  
– Ta dam – Artur włączył oświetlenie schodów.
– Doskonała robota.
– Są piękne – Agata złapała się za policzki kręcąc głową z zachwytu. Jej oczy błyszczały a serce biło znacznie szybciej.
– Mówiłem, że to artyści?
– Nie przesadzaj. Dla ciebie włożyliśmy więcej serca.
– Dzięki. Teraz ta mniej dla mojego portfela a dla was bardziej przyjemna część tego zadania. Wypłata.
– Daj nam kilka dni. Kiedy tata wróci ze szpitala wpadnij do nas to ustalimy wszystko.
– Na pewno?
– Tak – uścisnęli sobie dłonie i wyszli.

Olek wbiegł i szybko wrócił na dół kilka razy. Schody nie wydały żadnych dźwięków.
– Profesjonalna robota. Idealne spasowane. I to podświetlenie.
– Tak. To wspaniały prezent dla nas. Cieszę się, że masz tak wybitnie uzdolnionych znajomych.
Pocałował ją w policzek i zabrał do salonu.  
– Wybieraj film a ja robię popcorn.
– Skoro nalegasz…
Kilka chwil i siedział w jej objęciach. Wspólnie wybrali film „Choć goni nas czas”. Tytuł niewiele mówił, ale sam opis o pragnieniu przeżycia najśmielszych marzeń przed śmiercią był wystarczającym powodem by go zobaczyć.

2 komentarze

 
  • AuRoRa

    Fizjoterapeuta narozrabiał ;) dobrze że Olek jest w pogotowiu i reaguje. Interesuje się sprawami ich przyszłości, ogląda akcesoria dla dzieci. Schody super, takie podświetlane, dobre w nocy :) Żal tego pana, co trafił do szpitala, ale różnie w życiu bywa. Oby zaręczyny przy rodzicach były niezapomniane :)

    13 lut 2019

  • dreamer1897

    @AuRoRa Czasem trzeba się za kogoś wstydzić. Musi się zapoznać z trendami aby nie wyszedł na ciemniaka...O tak łatwiej wracać po imprezach mając takie schody. Pewnie się udały ;)

    19 lut 2019

  • blondeme99

    Agata i Olek razem są niezwyciężeni  :zakochany: tak pięknie i realistycznie opisujesz ich relacje, ze chce sie czytac i czytać  :zakochany: coś cudownego  :zakochany: na każdą część czekam z utęsknieniem  :bravo:

    14 gru 2018

  • mydream2017

    @blondeme99 Aż nie wiem co napisać...zaraz wychodzę więc rumieńce na twarzy uzasadnię zimnem ale dumę jaka mnie ogarnia kiedy czytam tak piękne komentarze będę musiał schować do kieszeni i nie wiem czy się zmieści po tak ogromnie wznoszących słowach. To jest właśnie sens pisania kiedy czekasz na tak miłe komentarze i masz możliwość przeczytać tak piękne słowa. Dziękuje :yahoo:  :bravo:  :zakochany:

    15 gru 2018