Dom - 98

Dom - 98Łąki zmieniły się w las. Mijaliśmy wysokie sosny, krzaki. Kilka dziwek stało przy ulicy. Przejeżdżając koło nich, każdy z nas skierował na nie wzrok. Skórzane kurtki i krótkie spódniczki, kilogramy tapety. A we łbie pusto.
Kiedy zniknęły za nami, zobaczyłem że Grzesiek spogląda w tylnią szybę.
- Daj spokój, zajebiste nie były – powiedziałem do przyjaciela.  
Daniel spojrzał na nas z przedniego siedzenia, zainteresowany rozmową.  
- Nie ogarniesz... – westchnął chłopak zasłaniając dłonią oczy. Jakby posmutniał.
Chwila ciszy. Daniel cały czas patrzył na Grześka. W końcu rzekł.
- Monika?  
Grzesiek pokiwał głową i wykrzywił usta jakby chciał zapłakać. Jego twarz zrobiła się lekko czerwona.
Daniel położył dłoń na jego ramieniu i powiedział spokojnie "Zapomnij. Było i nie wróci” po czym odwrócił się przodem do kierunku jazdy.
Grzesiek pociągnął nosem i wyprostował sie. Skupił wzrok na oknie i tak pozostał aż do końca trasy.
Ja nie dociekałem. Chciałem wiedzieć co za Monika ale nie pytałem.
Też wgapiłem się w okno. Kiedy się zatrzymaliśmy, na dworze było już ciemno. Słońce jakieś 10 minut temu schowało się za horyzontem. Wokół było szarawo i mrocznie. Skręciliśmy z asfaltu na betonowy plac koło ogromnego budynku. Jakaś hala albo stary magazyn. Kamil krążył chwilę szukając czegoś w ścianach konstrukcji. Samochód się trząsł, było nierówno.
Szyby w budynku były powybijane a gołe cegły miejscami wylatywały. Tynku nie było, tak samo jak dachu bo leżał koło ścian w kawałkach.
Kamil zatrzymał samochód. Po lewej stronie auta zobaczyłem dziurę w murze. Po co szukać drzwi – tak pewnie myślał Kamil.
Bez słowa wszyscy wysiedliśmy z samochodu. Kamil podszedł do bagażnika i otworzył go.  
Następnie bez ostrzezenia rzucił mi czarną torbę, dosyć cięzką. Ugiąłem się pod jej ciężarem, prawie wypuszczając ją z rąk.
Co tu jest? – zapytałem Kamila. Ledwo go widziałem, w okolicy nie bylo zadnej lampy czy latarni.
- Zabawki Daniela – odpowiedział po czym ruszył przez dziurę do wnętrza budynku. Skierowaliśmy się za nim.  
W środku było wilgotno. I zimno. Sufit leżał na betonie i kawałkach gruzu po których szliśmy. Chrzęszczał pod stopami i rozrywał złowrogą ciszę.  
Rozglądałem sie, nie tracąc z oczu towarzyszy. Było ciemno, więc widziałem tylko granatowe niebo.
Kamil włączył latarkę i idąc dalej naprzód, przez ogromną niczym hangar czy tankowiec halę, oświetlał ją. W świetle latarki zobaczyłem popękane, grube słupy które niegdyś podtrzymywały sufit, duże kawałki gruzu kilka butelek po piwie. Pewnie mieszkają tu bezdomni albo gówniarstwo przychodzi się napić.
Wszyscy rozglądali sie, Kamil oświetlał halę jakby czegoś szukał. Szliśmy dosyć długo, kiedy w końcu jego głos rozbrzmiał.
- Tam jest – powiedział dowódca, świecąc na jakiś kształt w oddali. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i skierowali tam swoje kroki.  
Szedłem, starając się okreslić do czego idziemy. Kiedy w końcu zbliżyliśmy się do obiektu zobaczyłem że to leżący na gruzach człowiek.
Wzdrygnąłem, widząc spuchniętą twarz młodzieńca. Kamil cały czas na niego świecił.
Zobaczyłem że jest pobity, ma może dwadzieścia-kilka lat i ma związane ręce i nogi.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 608 słów i 3380 znaków.

1 komentarz

 
  • Rotiali

    Noom...świetne...super świetne...masz talent i nikt nie ma prawa, aby temu zaprzeczyć. A ja czekam na więcej.

    25 sty 2015