Dom - 71

Dom - 71Wokół było już ciemno. Wcale nie miałem ochoty jechać w trasę, chciałem znaleźć się już w domku, przed telewizorem z kanapką i herbatą nie martwiąc się o jutro.
Naprawdę, czułem się jak dzieciak z podstawówki przed sprawdzianem. Jakbym bal się lania w domu jak przyniosę 1. Wmawiałem sobie że kiedyś będę musiał przywyknąć i że Kamil nie będzie zawsze przy mnie. Tak jak kiedyś kiedy bałem się że Ania mnie zostawi. Że znajdzie sobie kogoś i z nim odejdzie. Stało się, wytrzymałem. Więc teraz też musze dać sobie rade sam.  
Kiedy tylko pomyślałem o niej jakoś znikła moja niepewność. Pomyślałem że jeśli chce ją jeszcze kiedyś zobaczyć… albo i nie chce, sam nie wiem. Prawdopodobnie to się nie stanie ale trzeba mieć nadzieję. Że musze być silny dla niej. I dla Kamila bo jak nawale to mnie zabije. Albo pokiereszuje w najlepszym wypadku. Albo skończę w areszcie z fałszywymi dokumentami i kilogramami marihuany w bagażniku. Niezły początek życia.
Powtarzałem że te straszne widoki za oknem to tylko doprawione moją wyobraźnia i walącym sercem zwykłe łąki. Owszem, jest ciemno. Tylko że to ciemność przyniosła mi ukojenie. Potem zawsze świeci słońce.  
Spojrzałem na Rolexa na mojej ręce. Była 19:35.  
Jadąc cały czas myślałem co robi Kamil? Jedzie, to pewne. Ale czy myśli o mnie? Czy wie że chciałbym żeby teraz tu był?
Cały czas oddychałem głęboko. Rozglądałem się czy nigdzie nie widać policji albo jakichś podejrzanych samochodów.
Jechałem w umiarkowanym tempie, nic nie zwróciło mojej uwagi. Co jakiś czas patrzyłem na zegarek. I chciałem dać Kamilowi powód do dumy. Żeby zobaczył że dam sobie rade.
Było kilka minut po 23. Według nawigacji byłem jakieś 20 kilometrów od celu. Tylko że na mapie nie był zaznaczony konkretny budynek tylko punkt na środku pustkowia. Zastanawiało mnie to ale historia tyczy się Gringo czyli faceta o którym mało wiem. Postanowiłem pójść za radą Kamila i nie myśleć za dużo na temat którego i tak nie zrozumiem. On sam pewnie mało wie o Gringo. Nie mówił nawet jak się poznali.
Nastrój trochę mi się poprawił bo wiedziałem że zaraz będę mógł w spokoju zadzwonić do Kamila i spotkać się gdzieś z resztą mojej ekipy. Moja pozycja na ekranie prawie pokrywała się z punktem docelowym.  
- Okolice Bydgoszczy… - pomyślałem. - Tu nie ma żadnego miasta! - Szukałem jakiegoś magazynu albo chociażby garażu. Nie miałem pojęcia gdzie mam zostawić zawartość bagażnika
Nerwowo się rozglądając szukałem miejsca. Przypomniało mi się jak Ania zawsze się wkurzała kiedy ktoś jechał przed nami i czegoś szukał. Teraz jeszcze bardziej by się zdenerwowała gdyby zobaczyła kto siedzi za kierownicą.
Zaśmiałem się sam do siebie i zobaczyłem w oddali grupkę ludzi. Dookoła były tylko łąki a ulica ciągnęła się dalej w nieskończoność. Polna droga skręcała w prawo w stronę tamtych ludzi. Spojrzałem na GPS - chyba dojechałem. Jeśli to nie tutaj to gdzie?
A co najgorsze byłem sam. Nie było nikogo kto by mi pomógł gdyby tamci zaatakowali. Serce biło mocno, przeczuwałem kłopoty.
Kiedy podjechałem bliżej wszystkie twarze trzech młodych mężczyzn były zwrócone na samochód. Nie gasiłem silnika gdyż mogła nastać konieczność nagłej ucieczki. Patrzyłem spokojnie jak jeden z nich, miał na sobie czarną bluze z kapturem, podchodzi do okna.
Otworzyłem je i ukrywając strach spojrzałem na niego. Na jego twarzy ni widziałem śladu zagrożenia.
- Jesteś od Gringo? - miał zachrypnięty głos młodego osiedlowego chuligana. Mógł mieć około 20 lat.
-Tak - powiedziałem a on pokazał głową żebym wysiadł. Podeszło do nas dwóch jego kolegów. Każdy z nich trzymał plecak.  
- To jest kasa. Ma do niego trafić - chłopak podał mi plecaki od kolegów. Ja zaniosłem je na przednie siedzenie podczas gdy oni zajęli się przepakowywaniem paczek do jakiegoś sedana którym przyjechali.
Stałem z tym który mnie powitał przy Jeepie.
- Papierosa? - zapytał wyciągając paczkę.
- Nie, nie pale - powiedziałem odwracając wzrok podczas gdy on zapalał.  
- Chociaż… to był ciężki wieczór… - pomyślałem.
- Dobra daj - Ostatecznie zdecydowałem się na jednego.
Paliliśmy w oczekiwaniu na skończenie roboty. Szybko to załatwili i wsiadłem do samochodu. Trochę rozluźniony jak najszybciej stamtąd odjechałem. Chciałem zadzwonić do Kamila i powiadomić go o sukcesie. I jak najszybciej wrócić do domu.
Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer brata.
- Siema, wracasz już? - powiedziałem z nutką dumy w głosie.
-Co się tak cieszysz gówniarzu? - W jego głosie wyczułem entuzjazm.
- Bo dostarczyłem. Gdzie się spotykamy?
Chłopak chwilę się zastanowił.
- Słuchaj, ja się nie wyrobie. Jedź do domu. Dasz rade?
- Jakoś sobie poradzę. Widzimy się rano - Zadowolony z siebie rzuciłem telefon na siedzenie pasażera.
Zwróciłem uwagę na torby. Pewnie Gringo by się nie zorientował gdybym wziął sobie coś za fatygę. Ale na tą myśl sam głupio się uśmiechnąłem i pomyślałem że to ze zmęczenia przychodzą mi do głowy takie durne myśli.  
Była 23:24. Normalnie powinienem albo siedzieć przed komputerem albo pić w salonie z moimi kolegami. Ale teraz byłem daleko od moich obu domów.
- Zaraz… - Właśnie zdałem sobie sprawę że jestem wolny.
Nie jesteśmy na polanie ani w domu. Mam samochód, mapę pod ręką, prawie pełny bak paliwa.
- Mam szanse - pomyślałem.
Mogę wyszukać na mapie Lublin, ustalić trasę i w ciągu tej nocy znaleźć się w moim starym domu obok ukochanej kobiety.
Uśmiechałem się jak głupek zdając sobie sprawę że to idiotyczny pomysł. Że nie dam rady. Ale była też opcja że się uda.
Kamil może jakoś by to zrozumiał.
- Nie, nie zrozumiałby - wyszeptałem i poczułem pieczenie w oku. Mimowolnie uroniłem łzę która spadła na moją koszulkę.
Spojrzałem na nią. Wyrażała moje wewnętrzne rozdarcie w tej chwili i bezsilność.
Kamil by mnie znalazł i zabił. A Ania i tak dalej widziałaby we mnie swoją siostrę nawet gdybym wpakował się jej do łóżka bez koszulki.
Jechałem dalej z nadzieją że nagle któraś strona mnie przeważy i będę wiedział co robić.  
Powiedziałem sobie że to jest teraz mój świat. To jest moje życie i praca którą właśnie wykonuje też jest oj. Że już nie pasuje do życia które kiedyś miałem. Że tak miało być. Bóg w końcu sobie o mnie przypomniał i powinienem być wdzięczny. I że ta rozłąka z siostrą była mi potrzebna żebym się usamodzielnił. Najprostsze tłumaczenie jakie przyszło mi do głowy.
Przegoniłem z głowy wszystkie myśli i skupiłem się na drodze. To nic że była ciągle taka sama a krajobrazy za oknem zmieniały się rzadko. Dobra trasa na której nic złego nie może się stać.
Ziewałem cały czas. Kiedy zerknąłem w pewnym momencie na zegarek było kilka minut po pierwszej w nocy.
- Chce do łóżka - pomyślałem. Ale patrząc na mapę poczułem ulgę. Za jakieś pół godziny powinienem być u Gringo na podwórku.
Przetarłem twarz ręką. Droga powrotna była mniej stresująca niż w tamtą stronę. A że byłem już blisko celu cieszyłem się że zaraz powiem "Witaj, tak długo czekałem” mojej poduszce. Nie wiem dlaczego ale ta zadanie było męczące.  
Kiedy po mojej lewej dostrzegłem w oddali zapalone światło, znajomy dom i zbieraninę ludzi na podwórku odetchnąłem głośno i nie włączając kierunkowskazu skręciłem w lewo wjeżdżając przez otwartą bramę na posiadłość Gringo.  
Mężczyzna dopalał właśnie cygaro. Nie wiem czy chciał przede mną zgrywać bossa mafii narkotykowej czy po prostu lubi. Z tego co wiem jest tylko nędzną płotką, nawet mniejszą niż mój gang.
Zaparkowałem obok dwóch czarnych chevroletów które zjawiły się podczas mojej nieobecności. Gringo lekko się uśmiechając podszedł kiedy opuszczałem samochód.
- Udało się? - zapytał.
- Dwa plecaki, wyglądają na wypchane forsą po brzegi.
Mówiąc to otworzyłem drzwi pasażera i podałem mu jego należność. Ten położył plecaki na masce Jeepa i otworzył.
Czekałem gdy ten po przeliczeniu podał mi dwa pliki banknotów stuzłotowych.
- 5 tysięcy razy dwa. Spisałeś się młody - Gringo dalej się uśmiechał.
- Dzięki - powiedziałem chowając do kieszeni zapłatę.
- Twoi koledzy jeszcze nie dojechali. Może powinieneś pojechać do domu? Czy chcesz zaczekać?
- Nie, pojadę i położę się spać - uśmiechnąłem się lekko - Kamil nie zostawił kluczyków, mogę wziąć Jeepa?
- Jasne, i tak mieliśmy je zniszczyć.
Wsiadając do samochodu pożegnałem się z Gringo i opuściłem jego podwórko.  
Była późna godzina. Oczy trochę mnie piekły a usta co chwilę się otwierały.  
Po wyjątkowo ciężkich 30 minutach jazdy stało się coś co gwałtownie przywróciło mnie do życia.
Jechałem przed siebie. Nagle, przejeżdżając koło małego domku zobaczyłem dziewczynę. Stała oparta o niski drewniany płot. Miała na sobie bordową bluzę z kapturem i czarne dresowe spodnie. Oświetlona reflektorami Jeepa wyglądała ładnie. Przyglądałem się jej, przyciągała mnie do siebie. Miała ciemne włosy i opaloną skórę. Kiedy zbliżałem się do niej podniosła wzrok i zobaczyłem jej twarz. Tę samą która na imprezie u Gringo wprawiła mnie w kłopoty.  
Lekko otworzyłem usta gdyż przyglądając się bliżej jej twarzy zobaczyłem spuchnięte policzki. Jakby mokre.
Miałem jakieś 2 sekundy na decyzje gdyż znowu we mnie biły się dwie myśli. Albo zignorować albo ucieka. Lecz gdy tylko ją minąłem zatrzymałem auto. W jej oczach zobaczyłem smutek.  
Chyba nie spodziewała się że przypadkowy samochód zatrzyma się koło niej. Nie wyglądała na dziwke jakich pełno było tamtego wieczoru gdy mnie zaczarowała swoją osobą.  
Myśląc " Co ty robisz chłopaku?” wysiadłem z auta. Musiałem z nią pogadać, przynajmniej chwilę.
Zbliżałem się, ona obgryzała nerwowo paznokcie. Nie wiem czy tylko mi serce biło tak mocno i czułem się jakbym robił coś czego nie powinienem.  
Kaptur zasłaniał całą jej twarz. Miała w sobie coś czego nie widziałem wtedy. Wyglądała inaczej.
Nie wiedziałem czy mnie pamięta.
- Cześć - powiedziałem niepewnie gdy byłem kilka kroków od niej. Szybko dodałem - Nie wiem czy mnie pamiętasz…
Tutaj przerwała mi. Smutek było słychać też w jej głosie. Jakby dopiero co płakała.
- Przepraszam za niego - powiedziała nie patrząc na mnie. Miała silny głos, nie pasujący w ogóle do jej niewinnej osoby.
Zamilkłem gdyż nie wiedziałem co dalej powiedzieć. Staliśmy w ciemności, jedynie słabe światło dochodzące z okna domu oddalonego od nas rozrywało tą ciemność.
- Co tu robisz? - zapytała lekko podnosząc wzrok. Zobaczyłem skrawek jej oczu. Nie miała grzywki ale widać że nie chciała pokazać mi swoich oczu.
- - Wracam do domu. Znasz Gringo, nie? - zapytałem.
Lekko się uśmiechnęła chociaż niechętnie.
- Tak, pomógł ci wtedy - wsłuchiwałem się w jej głos. Był jak u małego gówniarza któremu zaczyna się mutacja. Może był nawet podobny do mojego? Hormony robią swoje. Jednak to nie był jej naturalny głos. Coś go zakłócało.  
Nie wiedziałem jak zapytać dlaczego płakała. Byłem pewny że cos jest nie tak.  
-Wszystko w porządku? - zapytałem podchodząc bliżej. Byłem pół metra od niej.  
- Tak - odparła odwracając głowę.
- Wyglądasz na zmartwioną więc pomyślałem -W tym momencie gwałtownie spojrzała na mnie krzycząc:
- Nic się nie stało!
Gdy zobaczyłem jej twarz, już wiedziałem co się stało. Kaptur i ciemne włosy chowały siniaka na jej prawym policzku. W oczach wciąż tliły się łzy. Usta jej drżały, oczy też.
Pomyślałem że miałem rację wczorajszego poranka. Kiedy myślałem że płacze przez tego debila.
- Co on ci zrobił? - spytałem poważniej.  
- Nic, jedź stąd.- Znowu zaczęła gapić się w żwir.
- Nie zostawię tak tego - Starałem się powiedzieć to opiekuńczo ale zdenerwowanie było słyszalne w moim głosie.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, spadaj! - wykrzyczała nie patrząc na mnie.
- Gdzie on jest? - spytałem tonem Kamila kiedy się wkurza. Siniak na jej policzku był wystarczającym powodem by zabić Mikeya.
Słysząc trzask drzwi spojrzałem w stronę małego przypominającego przyczepę kempingową domu. Wychodził z nich szybkim krokiem ten którego szukałem.
- Co tu się do kurwy dzieje?! - wykrzykiwał. Na jego twarzy widziałem gniew. Był nietrzeźwy albo naćpany. Nie panował nad sobą.
-Nic, naprawdę… - Dziewczyna przestraszona odsunęła się szybko od płotu.
- Zamknij się! - Kiedy krzyknął to w jej stronę, jej twarz wydawała się pękać. Jakby łzy chciałby znowu polecieć. Kiedy spojrzałem na tego bydlaka powiedziałem sobie że czas to zakończyć.
- Odszczekaj to śmieciu! - Powiedziałem głośniej wyjmując mój pistolet z kurtki.  
Wtedy ten potwór spojrzał na mnie z uśmiechem psychopaty. Szaleństwo - to miał w oczach. Wyglądał jak narkoman albo menel. W brudnej białej koszulce i spranych dżinsach. Nie wiem co przyciągało do niego tą dziewczynę.
- Bo co szczylu? - zapytał bełkocąc.  
- Bo wpakuje ci kule w łeb. Zostaw ją w spokoju!
Wycelowałem w jego tors. Chciałem żeby się stąd wyniósł. Żeby odszedł i nigdy nie postawił stopy w tym mieście.  
- Jest zwykłą szmatą, tak jak ty… - Chwiejnym krokiem zbliżał się do mnie. Jednak nie zamierzałem odpuścić. Już się go nie bałem. Wiedziałem że robie to dla niej.
Dopadłem do niego wściekły. Zanim opity alkoholem, z spowolnionym refleksem zorientował się co zamierzam został przeze mnie popchnięty i leżał na ziemi. Kurwiał coś pod nosem, ja tylko patrzyłem na przerażoną dziewczynę.
Objąłem ją lekko ramieniem i zgrywając grzecznego chłopca rzuciłem do Mikeya " Nie wracaj tu” celując mu w głowę i odchodząc z jego dziewczyną w stronę domu.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2670 słów i 14152 znaków.

2 komentarze

 
  • EdD

    Tak :)

    28 cze 2014

  • Gabi14

    To teraz części c weekend? :D

    28 cze 2014