Dom - 39

Dom - 39#Turkusowy Opel Corsa stał zaparkowany na jednej z Warszawskich ulic. Stał pod kawiarnią i czekał na swoją właścicielkę która poszła na podwieczorek ze swoim chłopakiem.
W kącie, przy beżowej ścianie w kawiarni stał drewniany stolik a przy nim dwa aktualnie zajęte krzesła.
Na jednym siedział chłopak, miał 30 lat i krótkie brązowe włosy. Uśmiechał się do swojej dziewczyny siedzącej naprzeciwko. Oboje popijali kawę ze śmietanką z białych, eleganckich filiżanek. Przyszła również kelnerka podając im po kawałku zamówionego wcześniej keksu.
W lokalu panowała miła atmosfera ale ten jeden stolik musiał być chyba gdzieś indziej. Nic nie było takie jak powinno. Dziewczyna siedziała zamyślona, wpatrzona w coś czego nie widza inni. Coś strasznego w jej głowie.
Ania patrzyła raz na apetycznie wyglądający kawałek ciasta, raz na Sylwka uśmiechającego się do niej.
-Co? - Chłopak zobaczył jej niepewną minę.
-Dlaczego akurat Warszawa? U nas w Lublinie też mamy keks - Jej mina dalej była nietęga. Blondynkę coś trapiło.
- Chciałem żebyś się od tego oderwała. Za dużo myślisz o… - zawahał się - Edycie.
-Ale ja wiem że ona nie umarła. Może nawet jest gdzieś niedaleko? Czeka na mnie? - mówiła to spokojnie patrząc w podłogę. Nie miała ochoty na ciastko. Chciała tylko odzyskać rodzinę.
Sylwek zaczął ją pocieszać ale ona chciała wsiąść do tej Corsy i wrócić do domu. Obraz chłopka się rozmazał. Patrzyła na drugą stronę ulicy. Był tam fryzjer i salon tatuażu. Niedaleko od niego stał odpicowany Hummer.
-Spodobałby jej się - powiedziała w duchu znając moją obsesję na punkcie tuningowanych samochodów.
Nie odrywała wzroku od ulicy jakby chciała zobaczyć tam jakaś podpowiedź : Gdzie jest moja siostra?
Tymczasem my siedzieliśmy w salonie tatuażu. Oni na kanapie a ja zwijałem się z bólu na krześle pod lampą. Nie, nie przesłuchiwali mnie. Ale bolało tak samo.
O godzinie 20 igła się zatrzymała. Mogłem przestać zaciskać zęby i ukrywać łzy. Mięśnie się rozluźniły a moją prawą rękę zdobiły tatuaże.
-Podoba się? - zapytał chłopak sprzątając tusz do szuflady wózka na kółkach.
Ja podszedłem pod lusterko i oglądałem ikonki ( małe obrazki ) na mojej ręce. Między obrazkami był czarny tusz aby wyglądały jak jedna całość.
Miałem na ramieniu i przedramieniu małe Lamborgini, małego dolara, mały pistolet, małą felgę od samochodu, dużego buldoga który był w centrum na przedramieniu.
A niżej, pod łokciem była wtopiona, mało widoczna od nadmiaru obrazków litera A.
Patrzyłem na nią. Wiedziałem dla kogo jest ten tatuaż
-Podoba się? - Tym razem zapytał Kamil.
-Boli ale jest ok. - Ja wciąż niedowierzałem że mam na sobie jakiś fragment z poprzedniego życia.
- Pozwalam ci o niej pamiętać - powiedział, klepnął mnie po bolącym i tak ramieniu i odszedł do chłopaków którzy gadali z tyłu z tatuażystą.
Ogromne Lustro wisiało na ścianie na wprost drzwi. Widziałem więc jak moja ekipa tam stoi i uśmiecha się do siebie
Niespodzianka jednak mi się podobała. Miałem duży tatuaż więc wpadłem na pomysł podrasowania swojego wizerunku gangstera.
- Grzesiek - podszedłem do niego a on spojrzał na mnie - Daj czapkę - powiedziałem z szemranym uśmieszkiem.
Broń za plecami, łańcuch, czapka i tatuaż… amerykański gang wychodzi z studia tatuażu. Kierowaliśmy się do samochodu. Jednak kiedy tylko zszedłem ze schodów prowadzących do salonu zobaczyłem widok którego nie spodziewałem się ujrzeć.
Po drugiej stronie ulicy stała Corsa. Ale nie jakaś zwykła Corsa. To było TO auto… to któro woziło mnie setki razy. Kierowcą była moja ukochana, ta za która mógłbym oddać życie. Lakier błyszczał się jak zwykle, wszędzie mógłbym poznać tego Opla.
-Nie… - podpowiadał mi rozsądek. Ona siedzi przed telewizorem jak zawsze o tej porze. Poza tym ona nie znosi Warszawy.
-Dom, chodź! - usłyszałem Kamila.
Zamknąłem otwarte ze zdziwienia usta i poszedłem do niego. Czekał przy naszym Hummerze.
- Co jest? - zapytał otwierając mi drzwi.
-Nic, coś mi się przewidziało - powiedziałem spokojnie, jakbym był smutny spoglądając w miejsce gdzie widziałem ślad mojego dawnego życia. Jednak samochodu już tam nie było. Chłopaki stali jeszcze chwilę gadając po czym wsiedli i ruszyliśmy w drogę.
# Z kawiarni naprzeciwko salonu wyszła para która jeszcze niedawno siedziała i modliła się nad keksem. Jednak ciasto zostało zjedzone, kawa wypita a teraz Ania i Sylwek wychodzą z restauracji.
-Dobre było? - zapytał kiedy już wyszli.
-Nawet - Ania się uśmiechnęła i zamierzała iść w stronę samochodu który stał niedaleko. Sylwek poszedł, pierwszy.
Kiedy już prawie doszli Ania jakby przypadkiem spojrzała na przeciwna stronę ulicy. Wśród świateł latarni zobaczyła znajomy widok.
Idzie nastolatek, charakterystycznie się kiwając. Czapka z daszkiem naciągnięta na oczy, złoty łańcuch i Jordany… takie jak miała Edyta. I ten chód…
Ania zdrętwiała. Zna tylko jedną osobę która chodzi jak pijana Kidy jest trzeźwa…
-Nie - pomyślała zdrętwiała. Patrzyła na CHŁOPAKA, a nie na dziewczynę przypominającą chłopaka. Poza tym w końcu trzeba pogodzić się z faktem że… Edyta jest martwa.
-Ania, chodź! - usłyszała Sylwka i spojrzała na samochód przy którym stał.
Chłopak zniknął. Czarny Hummer stał dalej tam gdzie wcześniej. Tylko pojawili się przy nim jacyś ludzie.  
- Co jest? - zapytał Sylwek kiedy już wsiedli do auta. Ania położyła dłonie na kierownicy i odpowiedziała smutna  
- Nic, coś mi się przewidziało.
Odpaliła silnik i wyjechała z parkingu.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1058 słów i 5776 znaków.

3 komentarze

 
  • EdD

    Już jest. Może dzisiaj bedzie jeszcze jeden ale nie wiem

    10 sty 2014

  • ja

    Super dawaj dalej

    10 sty 2014

  • Gabi14

    wow, to ( jak na cb ) bardzo długi rozdział. Rozpisałeś się :D

    10 sty 2014