Wypuszczałem dym, słysząc echo z budynku. Krzyki, kopnięcia, czasem brzdęk kiedy łom upadał na beton.
Mrużyłem oczy, chcąc powstrzymać łzy które nie wiem dlaczego zbierały się w moich oczach. Nie rozumiałem tego, przecież jestem gangsterem.
W głębi duszy, gdzieś gdzie się nie zapuszczam, musiałem współczuć temu chłopakowi. Zginie tutaj i nie może nic na to poradzić. Jak w tragedii antycznej. Co byś nie zrobił, i tak wszystko się spierdoli.
W życiu jest tak samo – myślałem, zaciągając sie. Każdy ma lepsze dni i gorsze. Czasem się tym wogóle nie przejmujemy a czasem nawet w jeden dzień możemy popaść w depresję i pomyśleć że tak już będzie zawsze. Że słońce już nigdy nie wzejdzie i zostaniemy sami z ciemnością.
Jestem wrażliwy. Za każdym razem kiedy dochodziły mnie dźwięki z wnętrza magazynu, chciałem tam pójść i powiedzieć Kamilowi żeby przestał. Jednak nie mogłem, znienawidziłby mnie. A i tak nic bym nie wskórał.
Siedziałem tam już dobre 20 minut, a żaden nadal nie przyszedł mnie szukać.Pewnie yli tak pochłonięci swoją "pracą” że nawet nie zauważyli że mnie to nie kręci.
Szlug skończył się dawno temu. Usłyszałem dźwięk telefonu, jakby kamil. Drake – Over, tylko on ma taki dzwonek.
- Co tam?... Nadal milczy, ale zaraz zdechnie. Chyba nie odzyskasz tego hajsu... Czyli mam go zabić?... Dobra, ogarniam. Trzym sie.
Tyle usłyszałem. Pewnie ten debil Gringo chciał uzyskać informacje.
Zajrzałem do budynku, chcąc zobaczyć czy Kamil naprawdę zabije chłopaka. Podszedłem do przyjaciół i to, co zobaczyłem mną wstrząsnęło.
Prawie go zabili. Rozwalili mi głowę, krew się lała wodospadem. Ponadto był pocięty nożem i poobijany, kości połamane. Nie wierze że to mówie ale na jego miejscu modliłbym się o kulkę w łeb.
- Ja pierdole, to musi fchuj boleć – myślałem. Schowałem się za Danielem nie chcąc patrzeć na tę masakrę.
Kamil... patrzył na mnie ale nawet nie spytał gdzie byłem. O ile wogóle zauwazył moje zniknięcie. Oni wszyscy byli dziwnie spokojni, jak na ludzi którzy przed chwilą dokonali takiej rzezi.
Pewnie dla nich to normalka.
Kamil chwycił jeden z podłużnych przedmiotów leżących na podłodze. Bawił się nim chwilę, chodząc wokól więźnia. Leżał na podłodze, dysząc resztkami sił. Oczy miał zamrużone.
- I co kurwa, wiesz że jak cię walne jeszcze raz to po tobie? – zapytał kucając przy leżącym.
Kam... wyglądał groźnie. Nie znałem go z tej strony.
-Dom, chcesz pokazać że się do czegoś nadajesz? – zapytał dowódca.
Co? – spytałem.
- Weź to coś i go jebnij. Tak żeby już nie wstał – przy tym podał mi łom.
- I tak nie wstanie. Nogi mu złamaliście – pomyślałem ale ująłem łom w dłoń.
Nie chciałem się przyczyniać do śmierci tego chłopaka ale w sumie nie miałem wyboru. Chciałem skrócić jego cierpienia – tylko to mi pozostało. Przynajmniej to moge dla niego zrobić.
Z ciężkim sercem, nie wierząc w to co się dzieje, uderzyłem cięzkim narzędziem w głowę chłopaka. Nie patrzył na mnie, oczy całkiem mu się zamknęły jeszcze zanim umarł. A krew z jego głowy... miałem ją na koszulce. Białej do tego.
Ręce mi się trzęsły, puls wariował. Przepędziłem uderzenia gorąca sugerującce że zaraz zemdleje i kucnąłem pod jednym z filarów. Wszyscy trzej patrzyli na mnie zdziwieni.
- A tobie co? – zapytał Grzesiek.
- Nic kurwa, wszystko okej tylko przed chwilą zabiłem człowieka! – miałem ochotę krzyknąć. Jednak milczałem, chcąc pozbierać mysli.
Cisza która się między nami zrodziła ozwoliła odkryć coś ważnego.
- Ej, słyszycie? – przerwał ją Daniel.
- Ale co? – spytał Kamil.
Zamilkli, chcąc usłyszec coś co słyszał tylko Daniel. Jednak... zorientowali się że to nie urojenia. Cisze, pulsujące dźwięki z oddali...
- KURWA PSY! – wydarli się prawie wszyscy. Dołączyłem do paniki pytając Kamila co teraz.
- Spierdalamy! – odpowiedział na szybko zabierając torbę i ciągnąc mnie za ręke.
Dodaj komentarz