Dom - 37

Dom - 37Z drugiej strony w tym gangu było mi dobrze. Czułem się doceniany i czułem że jestem kimś. Że im na mnie zależy. Mam nadzieję że kiedyś będę na takiej pozycji jak Kamil. Że będę postrachem miasta, przywódcą. I chyba właśnie w mojej głowie zagnieździło się nowe marzenia. To jedno spełnię sam.
Jednak, niestety trzeba będzie przywyknąć do takiego stylu życia. Jedyną rodziną, przyszywanymi braćmi są twoi koledzy z gangu. I robisz tylko to na co pozwoli ci przywódca. Którym kiedyś zostanę. I to ja będę dyktował warunki w tym mieście.
Zostawiasz stare życie ale masz z tego korzyści. Pieniądze, samochody, szacunek itp. A jeśli masz dobrą ekipę to ty rządzisz miastem i jesteś niepokonany.
Moja głowa była poniżej linii okna kiedy leżałem na siedzeniu wbijając kolana w fotel Daniela. Teraz się podniosłem i spojrzałem przez szybę.
Jechaliśmy tą samą trasą co poprzednio ale naszym celem nie był zawalony magazyn.
Gapiłem się w okno nic nie mówiąc. Widziałem oświetlone zachodzącym słońcem łąki z wysoką trawą i kwiatkami rosnącymi gdzieniegdzie. Czasem gdzieś rosło drzewo. Za łąkami rozciągały się lasy. I tak przez godzinę…
Byliśmy dobrze ukryci przed światem. Półtorej godziny to czas dojazdu do Warszawy.
Spojrzałem na swoich kolegów. Gadali o jakimś ostatnim skoku. Gestykulacja i ekscytacja Kamila dawały do zrozumienia że była to udana akcja. Wszyscy byli w doskonałych nastrojach tylko ja byłem zamyślony. Wiem kto sprawia że ciągle taki jestem. Zamyślony i stęskniony. Po prostu mam w głowie jej obraz. Ona nie może o mnie zapomnieć. Kocham ją i znam powód mojej rozterki. To po prostu tęsknota za domem i rodziną. Chociaż mam wszystko żaden z kolegów nie zastąpi mi mojej siostry.
Wjechaliśmy do dużego miasta. Najpierw po bokach widziałem poodgradzane wysokimi płatami domy jednorodzinne ale potem znaleźliśmy się na ruchliwych ulicach warszawskiego centrum. Ryk aut był głośny, natłok barw wirował w oczach. Magiczne miasto, pełne wdzięku ale może przytłaczać.
Czekaliśmy na światłach. Za oknem widziałem ogromny wieżowiec, prawdopodobnie biurowy. W wielu oknach paliły się światła tworząc efektowną mozaikę. Na dworze było dziwnie ciemno chociaż była dopiero godzina 17.
-Szybko się ściemniło - powiedziałem patrząc na nadjeżdżając z ulicy po lewej samochody.
-Taki dzień - odpowiedział Kamil.
-Gdzie jedziemy? - oderwałem wzrok od okna i spojrzałem na niego.
-Zobaczysz.
Nie powiedział nic interesującego więc oparłem głowę na siedzeniu i obserwowałem niebieskawej barwy świat za samochodem.
Odwróciłem głowę w prawo, Grzesiek spał. Położył głowę na lewym ramieniu i zasnął na siedząco.
Uśmiechnąłem się. Jednak przewijające się miasto Est ciekawsze.
W szybach odbijały nam się reklamy z telebimów porozmieszczanych na budynkach. Mieliśmy tęcz na szybach, wszystko było naprawdę kolorowe.
Moją twarz oświetlały coraz to inne barwy. Tylko niebo zostało tak samo ciemnoniebieskie jak każdej nocy.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 558 słów i 3109 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Without

    Ciekawie  xD

    9 sty 2014