*******
Gdy po dziesięciu dniach spędzonych w usa wracałem porannym lotem z Chicago O'Hare na paryskie CDG, cały czas uporczywie zastanawiałem się :
kim była ta dziewczyna, czy wpadliśmy do jakiej dziury w czasie, alternatywnej rzeczywistości , wymiary się nakładały na siebie ?
Nie była żadnym duchem, zjawą , mimo że wyglądała dziwnie, staroświecko - dla nas facetów żyjących w trzecim tysiącleciu, a zreszta my dla niej też - ale przecież poklepała mnie po ramieniu, a Luke podał jej dłoń gdy wspinała się do kabiny - była zatem żywą czującą istotą.
Zamiast podziwiać w czasie lotu fantastyczny wschód Słońca nad oceanem takie myśli nie dawały mi spokoju….
( to opowiadanie publikuję w kategorii science fiction, bo nikt nie nie uwierzy że to się naprawdę wydarzyło : oczywiste, ja też bym nikomu nie uwierzył gdybym usłyszał taką historię ! A nawet wyśmiał. Tylko że widziałem na własne oczy ..)
Telefon zapikał jeszcze na lotnisku gdy chodziłem tam i z powrotem obok wygodnych foteli w poczekalni : trzy esy od łukasza w których informował mnie że specjalnie jeździł tam przez pół godziny wczoraj, w kółko.. ale nie było już ani śladu tej tajemniczej dziewczyny,
ani wielkiego pola kukurydzy, dziurawych dróg czy zaniedbanych osad z ludnością w nieco dziwnych ubraniach..
aha wiesz - dopisał mi - pokazałem tą kukurydzę znajomemu farmerowi - powiedział że to bardzo stara odmiana, dziwił się skąd takie coś mam ? Weeeird…
szkoda tylko że nie pomyśleliśmy aby sobie z tą Sue zrobić selfie, co Matt ?!? A tak wogóle opowiesz o tym komuś ? Wiem że wspomniałeś już temu ufologowi i nawet niespecjalnie się zdziwił, ale poza tym ?
Zaśmiałem się czytając te słowa, wówczas ktoś przede mną nagle głośno chrząknął z dezaprobatą..wówczas podniosłem wzrok i stanąłem w miejscu : o mało nie staranowałem wydatnego biustu urodziwej Amerykanki w średnim wieku idącej z naprzeciwka.
A ten świstek w biblioteki zostawiłem Łukaszowi na pamiątkę..zżółkł zreszta po kilku dniach, a kolba kukurydzy wyschła szybko.
Tak, wiemy że niczego nie wolno przywozić z przeszłości, aby nie zmienić przy..ale nie mogliśmy się powstrzymać aby zachować jakieś dowody tego niewiarygodnego spotkania.
Ale zacznę po kolei.
Ta niewiarygodna historia wydarzyła się pod koniec września 2017 :
To był mój pierwszy pobyt w Stanach..jasne Ameryka robi wrażenie na każdym cudzoziemcu, rozmach olbrzymie budynki itd ( ale jako że kuzyn przejechał parę lat wcześniej wynajętym autem od Nowego Jorku do słonecznej Kalifornii, to gdy wrócił wypytałem go o tą eskapadę ile się dało , widoki, mentalność ludzi i miałem jakieś pojęcie, relację z pierwszej ręki. )
Po nocnym locie ze Schiphol byłem mało przytomny, w samolocie ubawiłem się obserwując jak siedzący nieco dalej facet usiłuje zaglądać w wycięcie kusej spódniczki na nogach blond holenderskiej piękności na wygodnym fotelu obok mnie, ale znudziło mi się w końcu i próbowałem trochę czytać a potem drzemać.
W wyniku czego Statuę tak zwanej Wolności przegapiłem.. pomimo ekscytacji w głosach innych pasażerów zbudziłem się dopiero w trakcie lądowania.
Niestety niewiele USA zobaczyłem zza szyby platformy widokowej lotniska JFK, po tym jak odprawa paszportowa poszła gładko.. już po dwóch godzinach miałem lokalny lot do Chicago , tam spędziłem dwa dni na przedmieściach i nawet nie zobaczyłem centrum ani tego wielkiego jeziora, oprócz dużej rzeki tylko mignęły mi w oddali drapacze chmur.
Rano dosłownie pod drzwiami wynajętego mieszkanka w Naperville czekał na mnie internetowy znajomy swoim lśniącym Dodge Ram i przyznam bardziej gapiłem się na to kultowe dla mnie auto - ponad pięciolitrowy smok z silnikiem V8 - niż widoki wielkomiejskiej szarości za oknem..jechaliśmy 80tką na zachód, przez Davenport do des Moines.
Patryk mieszkał w Stanach ponad pięć lat, prawie czas nawijał, opowiadał, czasem tylko dawał mi dojść do słowa, gdy już wreszcie mi się to udało zapytałem : a te słynne gigantyczne krzyżówki autostrad na betonowych słupach , jak esy floresy ? Gdzie są ?
Popatrzył na mnie wyrozumiale : te chicagowskie właśnie przegapiłeś, ale najlepsze to w Kalifornii..
-gdzie dokładnie się wybierasz ? Bo jadę tylko do Oakland, miasteczko niedaleko Omaha..
- tylko - uśmiechnąłem się kpiąco - przecież to kawał drogi..około 750 km !
jak będziesz tu z tydzień co najmniej - przerwał mi - przyzwyczaisz się bo w USA wszystko jest zajeb.. duże, odległości też ! Autostrady są większe niż w Europie, szybko łyka się kolejne kilometry.
jasne, kiwnąłem głową, akurat będę dziesięć dni, to wystarczy.
do Siouxsie Falls - dodałem tam czeka na mnie daleki krewny, polski emigrant z drugiego pokolenia.
Fajna trasa - mruknął - co robisz służbowo w takich dziurach ?
Rozpędzał swojego potwora bo właśnie wjechaliśmy na autostradę, silnik mruczał miarowo, a pojazd trzymał się fantastycznie nawierzchni.
Prywatnie już - dodałem - w Chicago załatwiłem służbowe sprawy w dwa dni, nawet nie miałem czasu na zwiedzanie centrum ani czegokolwiek... Walmart, kawiarnia, park , wizyta w biurze amerykańskiego wspólnika szefa naszej firmy i tak w kółko. Zamiast zostać tam te kilka dni które mi pozostały przed powrotem zdecydowałem się zobaczyć trochę tego kontynentu.
- Prywatnie do Minnesoty ?
-Tak, chcę się spotkać z lokalnym wydawcą książek o tematyce ufologicznej. Facet od ponad 15 lat robi tam bardzo ciekawe lokalne poszukiwania, obiecałem sobie że jak tylko będę w Stanach to się z nim spotkam.
-Po Europie jeździłem swego czasu dużo stopem, często z tirowcami, to i zapragnąłem się trochę powłóczyć po Ameryce Północnej.
-Wiesz, ludzie którzy widzieli coś takiego jak UFO, coś co przeczy tak zwanej oficjalnej wersji rzeczywistości są po prostu inni.. odmienieni przez to doświadczenie.
Ciekawe - Patryk kiwnął głową - oglądałem film o takich exposures na temat ufos - mieszał polskie słowa z angielskimi - zdrzemnij się teraz jak chcesz. Jeszcze ponad czterysta mil przed nami.
Deszcz zaczął miarowo, monotonnie stukać o dach pickupa. Chwilę patrzyłem na prawie niekończące się pola uprawne za oknem.. potem dałem za wygraną i wyciągnąłem się na dużym wygodnym siedzeniu.
Sen przyszedł prawie zaraz : Rozmawiałem z kimś, wokół była przyroda, pewnie to już Minnesota.
Do Omaha dotarliśmy wieczorem, Pat wysadził mnie pod jakimś lokalnym Inn na przedmieściach gdzie miałem rezerwację.
Hotel był spory, no ale to w końcu Ameryka, powtarzałem sobie. Biust sympatycznej czarnej dziewczyny w recepcji też był taki… Zamieniłem z nią kilka słów, kolejna miła osoba w tym kraju, odbyłem przez te dwa dni sporo rozmów i zauważyłem że ludzie są zwykle bardzo otwarci, inni niż w Europie.
Chwilę posiedziałem w lobby przeglądając jakieś foldery lokalnych pól golfowych i stadniny a z głośników sączył się cicho jakiś nastrojowy kawałek Nory Jones, ale senność zagoniła mnie do pokoju mimo że była dopiero 19h40 lokalnego czasu.
Zwykle potrzebuję ze dwie przespane w pełni noce aby dojść do siebie po długiej podróży.. Pokręciłem się chwilę po sporym pokoju, łazienka była dość elegancka, ale spędziłem w niej niewiele czasu i po chwili odświeżony padłem na dużym łóżku..
To już trzeci dzień mojej wizyty w USA,
co ja do tej pory widziałem oprócz dwóch lotnisk , kawiarni, niskiego biurowca z czerwonej cegły w podmiejskim Chicago ? Supermarketu, mieszkanka z airbnb i hotelu ? I autostrad - uśmiechnąłem się do siebie patrząc w sufit pokryty gustownymi kwadratowymi płytkami z ciemnego drzewa..
Zza ściany dochodziły przytłumione dźwięki jakiejś rozmowy. Poza tym było zaskakująco cicho..amerykańska prowincja.
Wysłałem służbowego maila, potem dwa prywatne, próbowałem chwilę czytać zabrany z Polski miesięcznik “Nexus nowe czasy” ale wypadł mi z dłoni po chwili- typowe gdy zasypiałem.
Ponad 11 godzinny sen świetnie mi zrobił, rano szybko się ogarnąłem, rozruszałem mięśnie, zjadłem śniadanie i już po dziewiątej rano wychodziłem z hotelu. Kolejny etap podróży miałem przebyć za pomocą typowego amerykańskiego długodystansowego autokaru czyli : oczywiście linie Greyhound !
Naprawdę czułem ekscytację ta małomiasteczkową Ameryką.
Przyszedłem na mały dworzec trochę za wcześnie, miałem lekki plecak i małą torbę do samolotu, zatem chodziłem kilkadziesiąt metrów w tył i przód aby nabić trochę metrów na krokomierzu i obserwowałem otoczenie z dużym zaciekawieniem.
i nie rozczarowałem się : wszystko było tu takie typowo ..amerykańskie :
czarna babcia z dwojgiem wnuków, chłopak z deską, jakaś para latynosów, poza tym sami znudzeni chyba lokalni. I pogoda się trochę poprawiła ale było dość chłodno.
Gapiłem się na tych kolejnych pasażerów z ukradka, lustrowałem ich twarze, ciuchy itd, natomiast jak zauważyłem na mnie kompletnie nikt nie zwracał uwagi.
Autokar był punktualny, wygodny, sporo pustych miejsc, wtorek, może dlatego.
po wysłuchaniu wiązki komunikatów z głośnika zrobiło się wreszcie cicho, znowu troche drzemałem z twarzą na chłodnej szybie, po której za miasteczkiem Vermillion zaczęły spływać krople deszczu.. cała trasa zaledwie niecałe 300 km, zatem już wczesnym popołudniem wysiadłem na dworcu w Sioux Falls, i już innym stanie : mianowicie South Dakota.
Dosłownie po przejściu kilkudziesięciu kroków usłyszałem charakterystyczne buczenie : dochodziło z tira zaparkowanego niedaleko który grzał potężnego diesla. Z uchylonej do połowy szyby kabiny ktoś do mnie energicznie machał :
to był Luke Zielinski, wnuk powojennych polskich emigrantów, mój bardzo daleki krewny o którego istnieniu zresztą nie miałem pojęcia, zanim pojawiła się ta perspektywa wrześniowej podróży do USA i znalazłem go na jakimś emigracyjnym portalu.
Jego truck nie był taki typowy amerykański pociąg drogowy.. trochę byłem rozczarowany, przyznam.
Po prostu zwykła biała, prawie nowa ciężarówka Volvo. Ale miał na dachu te charakterystyczne trąbki, małe amerykańskie flagi i pełno naklejek na kabinie.
Woził zwykle koreańskie lodówki, tym razem był prawie pusty, miał tylko trochę palet i wracał pod kanadyjską granicę.
Uściskaliśmy się, pogadaliśmy chwilę - Luke trochę mówi po polsku oczywiście z tym amerykańskim akcentem który jest dla mnie pretensjonalny. I okazał się być jeszcze bardziej miły niż w czasie rozmowy na Skype. Pytał o Polskę , Zakopane , Kraków bo jego rodzice byli tam kilka razy.
Pojechaliśmy na północ Interstate highway n 29 , ale już po kilkudziesięciu milach zatrzymaliśmy się na jakimś uroczym zadupiu przy drodze na obiad.
Kolejny raz Ameryka wyglądała jak na filmach : motel na poboczu a przy nim okazałe amerykańskie SUVy i trochę skromniejszych mocno zakurzonych starszych Toyot plus jakiś fantastycznie odrestaurowany Chevrolet pewnie z lat sześćdziesiątych ,
i oczywiście podłużny bar z tymi charakterystycznymi stolikami.. kelnerka o imieniu Cindy , i cały wystrój : wszystko było tak jak się spodziewałem.
( Za to niedługo miałem zobaczyć trochę starej Ameryki i tego się kompletnie nie spodziewaliśmy.)
Jakoś tak nam zeszło tam do wieczora, potem połaziliśmy po okolicy, ach te amerykańskie przestrzenie..
Ruszyliśmy dalej dopiero po osiemnastej.
I zaczęło znowu kropić, wtedy okazało się że jest ten objazd. No ale gdyby go nie było to nie spotkalibyśmy przecież tej Sue.
Czytałem kolejne nazwy miejscowości a za oknem ciężarówki powoli zachodziło słońce.. White, Hendricks, Toronto ..
Kierunek Kanada na skróty - zapytałem z niedowierzaniem - nieee - odpowiedział Luke - tak się nazywa jakaś lokalna dziura.
Jechaliśmy chwilę w milczeniu.
Zaczęło się od tego że w radiu rozległ sie jakiś dziwny pisk… trwał może kilka sekund, i zaraz muzyka w nim zrobiła sie też jakaś dziwna.. cały taki nowoorleański blues, czasami tylko jakby wczesny rock, i Presley co chwilę ? A potem spiker zaanonsował podekscytowanym głosem nową piosenkę Elli Fitgerald..akcent też miał jakiś inny, a raczej sposób mówienia.. nawet ja mogłem zobaczyć różnicę.
słuchaliśmy chwilę aż w końcu Łukasz mruknął :
dziwne , mówią o prezydencie Kennedym jakby żył nadal, zwróciłeś uwagę ?
Tak - pewnie jakaś historyczna audycja czy coś.
i nie mam zasięgu w komórce - dodał. CB też nie działa..
A na dworze zrobiło się już prawie całkiem ciemno. Kierowca skupił się na omijaniu dziur, których było zaskakująco dużo.
Stary znak drogowy poinformował nas że do Clear Lake zostało tylko 5 mil, a do Goodwin piętnaście.
za tym drugą osadą wracamy na Interstate , wreszcie - mruknął Luke.
Po obu stronach tylko pola… rzadko budynki.
Tak szczerze to wyglądały wręcz dziadowsko ! A droga była coraz bardziej wąska i asfalt się skończył… dziwna ta Ameryka , mruknąłem do siebie, a przecież Arkansas to podobno najbiedniejszy stan USA, a nie Minnesota -
i wówczas Łukasz nagle zmienił światła po czym przyhamował. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem, wtedy wskazał palcem przed siebie .
Wtedy ją zobaczyłem..
jakieś trzysta metrów przed nami na poboczu stała dziewczyna ubrana..jak na tańce w prowincjonalnym klubie ? Moje pierwsze skojarzenie.
zasłaniała oczy jeszcze oślepiona potężnymi reflektorami ciężarówki. po obu stronach drogi były wysokie pola kukurydzy.. We wrześniu jeszcze nie zebrane ?
Powiedziałem mu o tym klubie, zaśmiał się i powiedział : albo jak z powojennych reklam zup Campbella.
Wtedy przypomniał mi się cytat z jakiejś amerykańskiej klasyki :
widzę miasto widzę wieś widzę majtki Mary Jane.
Volvo powoli dotoczyło się i stanęło. Zgrabna panienka średniego wzrostu w staroświeckich ciuchach i o zmęczonym wyrazie twarzy szczerzyła się do nas, z bliska zobaczyłem że jest trochę wymalowana. Wracała z imprezy ?
Łukasz otworzyłam okno i zawołał do niej po angielsku :
co jest , dear, zgubiłaś się czy auto Ci padło ?
Ale nie było tam żadnego auta..tylko ta dziewczyna o urodzie wypisz wymaluj amerykańskich gwiazd Hollywood z lat pięćdziesiątych.
Uśmiechnęła się nieśmiało : -Hi, nie mam auta, no skąd ? Ostatni autobus do Fargo mi uciekł, próbowałam łapać stopa ale jest bardzo mały ruch o tej porze a Interstate dopiero w budowie..
poszłam na skróty przez to pole żeby dojść do głównej drogi ale bardzo pieką mnie już stopy... Cud że akurat na Was trafiłam !
Miała dziwny akcent albo raczej sposób mówienia - pomyślałem na głos, i powiedziałem a wtedy a Łukasz popatrzył na mnie porozumiewawczo - czy tu wszyscy od kilku minut mają taki dziwny sposób mówienia na tym środkowym Zachodzie..
Wsiadaj - Łukasz gestem pokazał mi abym otworzył drzwi w mojej strony. Wysiadł na chwilę , obszedł ciężarówkę. Dziewczyna próbowała wdrapać się na stopnie , ale zawisła na pierwszym - oh my shoes.. - a wtedy on sprężystym kocim ruchem wskoczył na najwyższy ,podał jej rękę i pomógł wgramolić si≤ę do wysokiej kabiny.
Klapnęła z wyraźną ulgą na szerokim siedzeniu pasażera obok mnie. - jadę na tańce - ale w ostateczności możecie mnie wysadzić w Madison ? Bo już trochę za późno jest. Straciłam sporo czasu..
Miała krótka spódniczkę za kolana, jakby marynarską koszulkę, długie ciemny blond włosy,a w nich wstążkę, twarz aniołka, i bardzo staromodną torebkę. Wyglądała bardzo naturalnie i jakoś tak..bezpretensjonalnie.
OK , jasne - Łukasz skinął głową, potem na chwilę przeszedł się na poboczu aby rozprostować nogi. Jakby tknięty impulsem zerwał kolbę kukurydzy, powąchał i wrzucił na tylne siedzenie.
Dziewczyna zaskoczona rozglądała się po kabinie - ale piękna ta ciężarówka, to nie nasze ?
szwedzkie - powiedział z dumą Łukasz - model z 2015.
Wybuchnęła śmiechem - ojej Wy to chyba z latającego spodka jesteście ?
Popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni.
Łukasz bez słowa zapalił silnik i pojechaliśmy. Co chwile robił do mnie miny jak pasażerka patrzyła w okno.
Ten objazd..- mruknął pod nosem - a dziewczyna zaraz podjęła temat - no tak jeszcze budują nitkę autostrady od Fargo, mają zakończyć do listopada. Mój chłopak nowym Studebakerem ojca czasami w nocy po niej jeździ, na postojowych albo i po ciemku żeby nikt nie zobaczył haha, zabrał mnie kilka razy - Sue jestem , tak w ogóle !
Studebakerem, mówisz - powoli wysyczał Łukasz . jechał jak w transie patrząc przed siebie w rozpraszany silnymi reflektorami mrok, ale co chwilę przyglądał się na ułamki sekund naszej pasażerce z napieta uwagą.
a tak - uśmiechnęła się dziewczyna z dumą - prawie nowiutki bo rocznik ‘57, model Golden Hawk, taka bryka, wszyscy mu go zazdroszczą !
Kątem oka zobaczyłem kropelki potu na twarzy naszego kierowcy..
Aha jesteśmy Luke i Matt - powiedziałem wreszcie, powoli, obserwując jak Sue przygląda się wystrojowi kabiny z prawie nabożnym podziwem.
A ty, Sue, studentka jesteś - no co Ty - prychnęła - skończyłam college w Sioux, ale gdzie tu się wyrwać na studia z takiej dziury ? Pomagam rodzicom w sklepie, dorabiam latem przy owocach, dzieci pilnuje sąsiadom, najbliższy Uniwersytet aż w Chicago , na razie poza zasięgiem - westchnęła smutno.
ale tak,chciałabym tam studiować medycynę albo geofizykę - w jej głosie zabrzmiała nuta entuzjazmu- wiem co mówię, bo jak byłam dwa lata temu w Chicago na koncercie to wstąpiłam na chwile na Uniwersytet i wzięłam sobie foldery z kierunkami studiów !
Na koncercie - odezwałem się - tym jubileuszowym Smashing Pumpkins może ?
Dziewczyna była autentycznie zdumiona - co za pretensjonalna nazwa , nigdy nie słyszałam o nich, to blues czy jazz ?
Parsknąłem śmiechem : Rock alternatywny ! A Ty pewnie słuchasz niestety Miley Cyrus ?
Kogo niby - spytała podejrzliwie - Jesteś cudzoziemcem ? Masz dziwny akcent..
Ty też jak na Amerykankę - chciałem dodać ale ugryzłem się w język - tak, Polakiem.
Ooo, powiedziała Sue - komuniści Cię wypuścili zza żelaznej kurtyny, uciekłeś im ?
Łukasz milczał a jego mina wskazywała na to że już niewiele go zdziwi tego wieczora.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pojednawczo - no mniejsza z tym, chyba nie jesteście szpiegami.
A ja byłam na koncercie, ale nikt oprócz mojej najlepszej przyjaciółki Kelly i jej siostry nie wie, oficjalnie tylko odwiedziłam wujka w Chicago bo on pracuje blisko Uniwersytetu i namówił mnie abym poszła do sekretariatu.
A faktycznie - klasnęła w dłonie wyraźnie ożywiona - to byłam na koncercie Elvisa ! Zobaczyć go na żywo to po prostu coś niesłychanego..wyobrażacie to sobie ?
Popatrzeliśmy na siebie z Łukaszem zdumieni.
- Elvis..żyje ? Nie mogłem się powstrzymać - no co Ty, jasne - zaśmiała się - przecież mówię że go widziałam, co ma nie żyć ?
W międzyczasie snop reflektorów Volvo wyłowił z ciemności na poboczu nieco zardzewiały znak znak : Madison.
Maleńka osada wyrosła przed nami po kilkuset metrach. Przed jakimś oświetlonym budynkiem było trochę ludzi. Wiejska zabawa w klimacie retro czy co, jakaś inscenizacja, co to jest na miłość Boską ?
Super - powiedziała Sue - tu wysiadam. Moja ciotka tam za zakrętem mieszka, zostanę u nich na noc.
A jest w domu ? Może do Niej najpierw zadzw - Łukasz ugryzł się w język.
Po chwili stanął na placyku przed budynkiem. Od razu grupka dzieci w staromodnych ubraniach obskoczyła jego ciężarówkę, pokazując coś sobie palcami. Niektóre dzieci były bose..
Czarny mężczyzna podszedł do kabiny Volvo , ukłonił się i zapytał bardzo grzecznie a wręcz usłużnie : czy szanowni panowie może szukają noclegu ?
Dziękujemy, jeszcze jedziemy dalej - odpowiedział mu Łukasz, jego głos drżał.
Sue klepnęła mnie w ramię : Luke i Matt, dzięki za podwiezienie ! Baaaj big boys.. otworzyłem jej drzwi, jeszcze raz z niedowierzaniem rozejrzała sie po kabinie i wyskoczyła z gracja ze stopnia na klepisko parkingu.
Zatrzasnąłem drzwi . Łukasz pokiwał głowa z niedowierzanie i ruszył bez słowa, zawrócił i pojechaliśmy w stronę autostrady. po kilkunastu minutach włączył radio, znowu był ten dziwny pisk a potem nagle rozległ się czysty głos spikera :
“Tu radio Minnesota KBMX 107.7 FM czyli Mix 108 ! W necie jesteśmy na mix 108 dot com.
A jeśli Wy jeszcze jesteście gdzieś na Interstate tego deszczowego wieczora to..mamy dla Was stary nastrojowy kawałek w sam raz na taką podróż :
Fuzzy w wykonaniu Grant Lee Buffalo ! “
Łukasz pokiwał głową jakby z niedowierzaniem.
“Here we are in our car driving down the street” - nuciłem pod nosem - All and all
The world is small enough for both of us
To meet upon the interstate
Waiting on a train”
A w międzyczasie minutach droga znowu stała się gładka.. i ujrzeliśmy zwykły, nowoczesny charakterystyczny zielony znak autostrady międzystanowej 29.
Dopiero wtedy mój kierowca wydał z siebie wyraźne westchnienie ulgi.
Ale nic nie mówiliśmy do siebie, jakby nie chcąc stracić resztek nastroju tego niesamowitego spotkania ?
i wtedy zobaczyłem ten papierek.. zmięty leżał na siedzeniu obok mnie.
Musiał jej wypaść z torebki - powiedziałem na głos a Łukasz patrząc prosto przed siebie zapytał :
-co to jest ?
Podniosłem go , widniała na nim świeża pieczątka biblioteki stanowej w Fargo ,
obok błękitnym atramentem i zamaszystym pismem ktoś wyraźnie wpisał nazwę książki :
On the road by Jack Kerouac, i data wypożyczenia,
przeczytałem ją na głos :
8th September 1959
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.