Woda (XIX)

Woda (XIX)Tytuł oryginału: „Something in the Water”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     – Czekaj, najpierw musimy znaleźć wyłącznik.
Dominika gorączkowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Musieli to skończyć raczej prędzej niż później. Wyłączniki powinny znajdować się gdzieś w pobliżu głównej linii zasilania.
     – Dobrze.
Patryk położył piłę do metalu na grubym kablu. Kabel był prawie tak gruby jak jego kutas. Przyjrzał się odległej ścianie i zauważył metalowy prostokąt zamontowany na murowanej ścianie.
     – Tam. – wskazał go palcem.
     – Dobra.
Dominika podbiegła do pudła, jej klatka piersiowa falowała. Jeśli nie będzie ostrożna, znowu zacznie się pocić i jaką mieliby wtedy szansę na powodzenie? Próbowała uspokoić swoje serce, przestawiając wszystkie przełączniki. Górne światła zgasły i wszystko pogrążyło się w mroku, jedyne światło dochodziło ze znaków ewakuacyjnych nad drzwiami prowadzącymi do jeziora, jakieś trzy metry dalej. Maszyny wokół nich zamilkły. Ogarnęło ich dziwne uczucie, jakby nagle uwolnili się od bijącego serca. Usłyszała odgłos piłowania.
     – Patryk, przytnij go bliżej maszyny. Będziemy potrzebować sporą ilość kabla.
     – Dobrze.
Patryk zatrzymał się i przesunął kilka metrów w prawo. Piłował szybko, pierwsze krople potu pojawiły się na jego czole. Poczuł miękką dłoń Dominiki na swoim ramieniu.
     – Czy to zadziała?
     – Powinno.
Kolana Dominiki ugięły się, a nozdrza rozszerzyły.
     – Pospiesz się, Patryku.
     – Gotowe.
Patryk upuścił piłę i podniósł kabel. Miał nagłą potrzebę, by zapomnieć o całej sprawie i po prostu zatopić się w czekającej na niego cipce Dominiki. Przypomniał sobie, że od nich zależy los całej okolicy. Krok po kroku ruszył w kierunku drzwi z postrzępionym końcem kabla, uważając, aby trzymać ręce na izolacji, z dala od odsłoniętego przewodu.
     – Włącz przełącznik i spotkajmy się na zewnątrz.
Nie zaszkodzi, jeśli rozdzielą się na minutę. Czuł zapach jej intensywnego potu. Może świeże powietrze na zewnątrz przyniesie im obojgu ulgę.
     – Tak zrobię.
Dominika przyglądała się, jak jej chłopak otwiera drzwi i wyciąga ze sobą przewód. Pobiegła z powrotem do skrzynki z przełącznikami i na nowo je wszystkie włączyła. Maszyny wokół niej ożyły, a światła zamigotały. Ponad kakofonią dźwięków w gigantycznej przestrzeni słyszała Patryka wołającego ją na zewnątrz. Ale nie mogła zrozumieć słów. Dominika odwróciła się i pobiegła tak szybko, jak tylko mogła przez otwarte drzwi, przeskakując przez wiszący kabel, przez który teraz płynął prąd.
     – O mój... – Jej stopy nagle się zatrzymały. – Co to jest?
     – Masz na myśli, że niepokojąco to wygląda?
Patryk wpatrywał się w przezroczyste kule, unoszące się na wodzie w półokręgu wokół małego doku. Każda kula była wielkości człowieka. A w środku wiły się duże istoty, które kształtem wydawały się lekko gadzie. Złośliwie wyglądające kule przesuwały się powoli nad wodą do miejsca, w którym Patryk stał na skraju doku.
     – Co powinienem zrobić?
     – Usmaż je – wrzasnęła Dominika.
Spowiła ich mgła. Nie, Dominika zdała sobie sprawę, że coś jest tu nie w porządku. Jej okulary zaparowały. Zdjęła je i spojrzała na zamazaną postać Patryka, wahającego się na skraju wody. Kilka kul znajdowało się o rzut kamieniem od niego.
     – Usmaż je natychmiast!
Koniec drutu zasyczał i zaiskrzył o jakieś pół metra przed Patrykiem. Dominika gorączkowo wytarła okulary i założyła je w samą porę, by zobaczyć, jak wbija koniec kabla w taflę jeziora.
     Patrykowi wydawało się, że wrzucił do wody błyskawicę. Dało się zauważyć kilka jasnoniebieskich błysków i usłyszeć ostry trzask, po którym nastąpiło skwierczenie, a potem z zamykającego się półkola dobiegł do niego wrzask i tak po prostu było po wszystkim. Patryk słyszał, jak maszyneria z wnętrza przepompowni znowu się wyłącza. Spojrzał na kule. Piękne, rozgałęziające się zygzaki prądu wciąż przebijały się przez nie. Ciemne kształty w środku nagle znieruchomiały, a potem każda kula pękła jak bańka i z pluskiem wrzuciła swoją zawartość do jeziora. Patryk stał w miejscu, wciąż trzymając przewód w taki sposób, że jego koniec był zanurzony i pozwolił, by zapadła cisza. Ciemne kształty zanurzyły się w wodzie i zniknęły. Zabił je czymkolwiek były.
     – Zrobiliśmy to?
Dominika podeszła do Patryka i spojrzała na wodę.
     – Musieliśmy wywołać zwarcie. Czy to wystarczyło, by zabić je wszystkie?
     – Tak, myślę, że tak.
Patryk z głuchym brzękiem upuścił kabel na deski. Słychać było tylko ich ciężki oddech i uderzanie fal o pale. Wszystko inne pozostawało ciche.
     – Zabiliśmy to coś w wodzie, Dominiko. To było… niesamowite.
Odwrócił się i przytulił ją mocno, wdychając jej zapach. Pochylił się i złożył pocałunek na jej miękkich ustach. Nagle zaczęli się całować. Wygrali, dlaczego mieli z tego powodu nie świętować? Patryk starał się wyłuskać z sukienki ciężkie piersi Dominiki.

***

     Cokolwiek się właśnie wydarzyło, Axcix się to nie podobało. Ani trochę. Poczuła gwałtowny wzrost napięcia, a potem kilka jej systemów uruchomiło się ponownie. Kiedy wszystko już działało, odtworzyła wydarzenia z ostatnich kilku minut. Jej wytrzymali i lojalni wartownicy nie żyli. Ważna stacja pomp była unieruchomiona. Wyglądało na to, że ci przedstawiciele dominującego gatunku byli bardziej zaradni niż się po nich spodziewała. Przekierowali przepływ elektronów z pompy do jej legowiska. Jony w wodzie umożliwiły przeniesienie elektronów, by unieszkodliwić jej strażników. Poruszyła się, by wypuścić kilka dronów dla przywrócenia choć odrobiny bezpieczeństwa w zaistniałej sytuacji, lecz drzwi do jej zewnętrznej wnęki nie chciały się otworzyć.
     Na zamulonym dnie Axcix znajdowała się wystarczająco daleko od wydarzeń, by odnieść jedynie drobne obrażenia. Co robić, co robić? Musiała jakoś poradzić sobie z tym zagrożeniem. Ale jej strażnicy zniknęli i jej wierny Kowalski zamilkł. Sprawdziła czy w jej otoczeniu nadal płynie prąd o wysokim natężeniu, ale nic nie zauważyła. Zwarcie musiało spowodować wyłączenie bezpieczników w przepompowni. Poruszała się w swym leżu, zmieniając konfigurację swojej kuli.
     „Kontakt bezpośredni nie jest zabroniony. Odradza się bezpośredni kontakt. Użyj swoich narzędzi. Pozostań ukryta, odległa. Jesteś jedyną rzeczą, której nie można zastąpić.” – Te słowa, które twórcy powtarzali jej podczas szkolenia, zanim przemierzyła przestrzeń kosmosu. To, co zamierzała zrobić, nie było zabronione, a jedynie odradzane. Wyskoczyła z kadłuba, sześcioma ramionami o trzech stawach, odepchnęła się od dna, uwalniając chmurę osadu. Axcix szybko wypłynęła na powierzchnię.

***

     Byli wciąż jeszcze około dwa kilometry od domu, kiedy Sandra je zauważyła. Grupa kobiet żwawo szła środkiem ulicy jakiś kilometr za nimi.
     – Chodź, panie Fogiel. Ruszaj się szybciej.
Kobiety zmniejszały dystans. Co gorsza, Sandra mogła stwierdzić, że ich ramiona były zmienione. To samo wydarzyło się w hotelu. Mimo wsparcia Agaty, Sabina zataczała się idąc ulicą. A Mariusz ciągle mamrotał coś o swojej pani. Jego stopy nie poruszały się szybciej niż podczas spokojnego wieczornego spaceru.
     – Moja pani, moja pani, moja pani – mamrotał Mariusz.
     Sandra spojrzała przez ramię. Były coraz bliżej. Grupa kobiet w szykownych, zwiewnych sukienkach, stukając obcasami o chodnik, znajdowała się teraz tylko pół kilometra za nimi.
     – Nie wrócimy do domu. Spójrz za siebie, Agato.
     – O nie...
Oczy Agaty rozszerzyły się, gdy zobaczyła ścigające je istoty. Te straszne ramiona kołysały się jakby były z gumy, a ich dłonie sięgały poniżej kolan, gdy kobiety szły. Agata rozejrzała się gorączkowo.
     – Kościół.
Skręciła w prawo i poprowadziła matkę przez parking przy kościele.
     – Tam będziemy bezpieczni.
     – W porządku.
Sandra wątpiła, by kościół zapewnił im większe bezpieczeństwo. Ale miał solidne zamykane drzwi. Pchnęła Mariusza w stronę wielkiego krzyża, mając nadzieję, że te istoty za nimi zostawią ich w spokoju.
     Szybko przeszli przez parking. Gdy Langiewiczowie i Mariusz weszli do kościoła, ścigające istoty zeszły z ulicy podążając w ich kierunku.
     – Gdzie jest zamek? – spytała gorączkowo Sandra. – Boże, potrzebujemy klucza.
     Pastor Nowacki podniósł wzrok znad Biblii i wstał, gdy usłyszał zamieszanie.
     – Moniko? Moniko? Przydałaby mi się twoja pomoc. Mamy tu paru parafian.
Ostatnio w kościele było tak cicho. Pastor Nowacki nie miał pojęcia, dlaczego parafianie stali się tacy onieśmieleni. Pospieszył do przedsionka i zobaczył Langiewiczów oraz mężczyznę, którego nie znał.
     – Wejdźcie, wejdźcie. Co Bóg może dzisiaj wam zaoferować?
     – Pastorze, musi pan zamknąć drzwi wejściowe. Ścigają nas jakieś demoniczne kobiety.
Sandra cofnęła się i wciągnęła swoją rodzinę w kąt. Pozwoliła Mariuszowi stać bez wyrazu tam, gdzie się znajdował. Wiedziała, że ten spacer sprawił, że się obficie pociła i potrzebowała, aby pastor szybko się poruszał. Miała nadzieję, że jej nie poczuje.
     – Mówicie, że was ścigają? Cóż, to nie jest sposób, w jaki kobiety powinny się zachowywać.
Pastor Nowacki zmarszczył brwi.
     – Och, jesteś, Moniko.
     – Witam moi drodzy.
Monika miała na twarzy promienny uśmiech, ale miała również złe przeczucia co do tego, co się dzieje. W dłoni bawiła się pękiem kluczy.
     – Słyszałam coś o zamykaniu drzwi.
Grażyna Kobylińska podeszła i stanęła obok niej.
     – Hej, jesteś tym naukowcem, który zaginął.
Sandra spojrzała na niską blondynkę. Miała strużkę białego płynu na brodzie. Spojrzała na Monikę. Przez mokrą plamę na sukience widziała ciemny, prawy sutek żony pastora. Czy karmiła tę kobietę własnym mlekiem? Potrząsnęła głową.
     – Nieważne, po prostu zamknij drzwi. Szybko.
     – Nonsens. Te kobiety, kimkolwiek są, potrzebują tylko słowa Bożego.
Pastor Nowacki wyczuł w powietrzu coś dziwnego. Czuł się trochę nieswojo, ale nic, co by go powstrzymało od wykonywania pracy Pana. Wyszedł z kościoła na jasne słońce.
     – Nie.
Sandra przyglądała się, jak odchodzi. Zanim drzwi się zamknęły, dostrzegła kilka kobiet stojących niecałe cztery metry od drzwi, ze spuszczonymi głowami, przygarbionymi barkami i potwornie zwisającymi ramionami. Drzwi się zamknęły i wszyscy w przedsionku zastygli w bezruchu. Słyszeli głos pastora stłumiony przez drzwi. Mówił coś o zachowywaniu się. Potem jego głos ucichł i rozległ się najbardziej przerażający dźwięk rozpryskiwania. Następnie nastąpił huk, który wstrząsnął całymi drzwiami. Wydawało się, jakby ktoś rzucił w nie ogromnym balonem z wodą.
     – Zamknij drzwi, proszę – szepnęła Sandra.
     Monika skinęła głową i przebiegła przez pomieszczenie. Włożyła klucz do zamka i przekręciła. Niecałą sekundę później drzwi zadrżały gwałtownie. Drżenie ustało. Wszyscy w pokoju cofnęli się spod drzwi. Potem z wnętrza nawy rozległo się głośne uderzenie. Potem kolejne.
     – O nie.
Monika zadrżała ze strachu.
     Sandra powoli podeszła do wejścia do nawy i zajrzała do środka. Okropne kobiety rzucały się teraz na okna biegnące po lewej stronie ławek. Szyby zagrzechotały w swoich ramach. Zielony śluz rozmazywał się w miejscach, w których kobiety miały kontakt z oknami.
     – Niedobrze – powiedziała Sandra. – Czy te drzwi się zamykają? Wskazała na drzwi między przedsionkiem, a nawą.
     Monika pokręciła głową.
     – W porządku.
Sandra próbowała oddychać spokojnie, rozglądając się po członkach swojej rodziny. – Wymyślimy coś. Prawda?

***

     Jej naga pierś wypadła z uwięzi. Blada, piegowata skóra odbijała promienie światła słonecznego. Taka piękna rzecz. Taka pełna życia. Taka chętna do dawania życia. Patryk pomyślał o ich przyszłych dzieciach. Dominika pewnego dnia nakarmi je tymi ciemnymi sutkami. Chwycił w dłoń ten jędrny kawałek ciała i ścisnął. Wszystkie myśli o ich obecnej sytuacji zniknęły z jego umysłu. Wygrali, ale on już nawet o to nie dbał.
– Patryku… Patryku… Patryku! – Głos Dominiki nagle zmienił się z rozmarzonego na mocno zaniepokojony. Wymagało to od niej całej siły, ale odepchnęła go. Środek jeziora bulgotał nieustannie.
     – Patrz!
Stała z nagimi piersiami i szeroko rozwartymi ustami w szoku.
     – O nie.
Patryk podciągnął spodnie i próbował do nich wepchnąć swojego penisa. Odniósł częściowy sukces. Ciemnofioletowa końcówka wystawała zza jego paska i spod koszuli na zewnątrz. Patryk przyglądał się, jak stwór wynurza się z wody niczym wielki, metalowy pająk.
     – Przewód.
Schylił się i podniósł kabel zasilający, ale wiedział, że nie płynie w nim prąd.
     – Włącznik, Dominiko. Włącz zasilanie i to też usmażymy.
     Dominika bez słowa pobiegła z powrotem do środka, jej odsłonięte piersi podskakiwały nieprzyjemnie z boku na bok, w górę i w dół.
     Przez ramię obserwował, jak jej rude włosy znikają w ciemności. Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę i spojrzał z powrotem na istotę, która teraz wznosiła się prawie siedem metrów nad powierzchnią jeziora.
     – Chooodź dooo mnieee, annnnnnntropoidzieee... – Axcix przerwała.
Nawet przy wyłączonym zasilaniu nie chciała zbliżać się zbytnio do tego przewodu. Spojrzała na prawo od budynku. Więcej elektronów przepływało przez przewody wzdłuż szeregu słupków, zanurzając się w budynku. Punkt zwarcia był więc lokalny, a samica szybko zniknęła. Albo ze strachu, albo przygotować się do walki. Lepiej zneutralizować te stworzenia z dala od budynku.
     – Chooodź i spoootkaaaj sięęę zeee mnąąą tuuutaaj.
     Patryk pokręcił głową. Dziwny, niewyraźny głos wszedł do jego umysłu jakimś skrótem, całkowicie omijając uszy. Telepatia – pomyślał. Spojrzał z powrotem na linie wysokiego napięcia, które doprowadzały energię do przepompowni. Nie było tam żadnego obwodu do przerwania. To więcej niż wystarczająca moc, by zabić tego ohydnego robota przypominającego pająka. Ale jak mógł go bezpiecznie przeciąć? Potrząsnął głową, zapominając o tej linii energetycznej. To było niemożliwe. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Będzie wystarczająco dużo napięcia, gdy tylko Dominika uruchomi zasilanie.
     – Mam nadzieję – mruknął Patryk pod nosem.
Jego kolana drżały, gdy czekał.
     – Poookażęęęę ciii. Chooodź. – Axcix wyciągnęła do Patryka jedno ze swoich metalowych ramion w geście przyjaźni.
     – Nie, dzięki.
Patryk pokręcił głową.
     – Dlaczego nie podejdziesz? – Zacisnął zęby. – Ale jeszcze nie – dodał szybko.
Za nim przepompownia nadal milczała. Co tak długo zajmowało Dominice? Stwór zrobił kilka niezdarnych kroków w jego stronę, po czym zatrzymał się, jakby niepewny siebie.
     – Tyyy jeeewsteeeś Paaaaaaatryyyk?
Axcix uderzyła w jeden z jej ekranów, który nagle zgasł. Później będzie musiała przejść kilka poważnych napraw. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji.
     – Chooodź pooo naagrooodęęę.
     Patryk ponownie pokręcił głową. Tylko, by pozbyć się brzęczącego głosu z jego głowy, jak i powiedzieć potworowi „nie”.
     – Dominiko? Pospiesz się, proszę – zawołał przez ramię.
     – Ona już tu jest. – Głos Roberta był bardziej szyderczy niż zwykle.
     Patryk w jednej chwili przeszedł od drobnego niepokoju do całkowitej paniki. Odwrócił się i jego oczy wyszły z orbit. Zobaczył Dawida, wysokiego i imponującego, ze swoim głupim uśmiechem, który ostatnio stał się jego znakiem rozpoznawczym. Stojący obok niego Robert wyglądał na bardziej rozczochranego niż kiedykolwiek, wpatrując się w Patryka z czystą złośliwością. Obaj osiemnastoletni chłopcy mieli słabe smugi czegoś niebieskawego lub zielonkawego pokrywającego ich ubrania i skórę. A ich skóra lśniła wilgocią. Patryk widział plamy potu pod pachami Roberta. Robert stał z jedną ręką na swoim wielkim brzuchu, a drugą wplątaną w piękne rude włosy Dominiki, ponieważ Dominika klęczała przed nim. Spodnie Roberta były spuszczone do kostek, a jego długi kutas żartobliwie uderzał w piegowaty policzek Dominiki raz za razem. Oczy Dominiki były szkliste, a wyraz twarzy pełen głodu. Jej piersi wciąż były odsłonięte i lekko drżały za każdym razem, gdy Robert uderzał ją w twarz swoim kutasem. Wyglądała na niewiarygodnie wrażliwą i bezradną.
     – Zostaw ją! – wrzasnął Patryk.
     – Yyy ... nie. – Robert roześmiał się.
Spojrzał na Dawida, a jego przyjaciel dołączył do niego z niezręcznym, pozbawionym wesołości chichotem.
     –  Co powiesz na to, że zmienię rozmiar jej tyłka tu i teraz?
Robert pozwolił, by jego śmiech ucichł i uniósł brwi.
     – Och, ona tego chce, Patryku. Błagała mnie, żebym dał jej go tam przy wyłącznikach. Ale powiedziałem jej, że będzie musiała poczekać. Więc będziesz grzeczny?
Uderzył ją swoim kutasem trochę mocniej, a potem opuścił swoje biodra, podłożył ciemną główkę swojego penisa pod jej podbródek i uniósł jej twarz do góry, aby Patryk mógł się jej dobrze przyjrzeć.
     Umysł Patryka pędził. Olbrzymi, metalowy pająk nie poruszył się. Prawdopodobnie był ciekawy nowego rozwoju wydarzeń. To znaczyło, że miał czas, żeby coś wymyślić.
     – Czego chcesz, Robercie?
Patryk upuścił bezużyteczny teraz kabel i stał odwrócony do Roberta tak, żeby mieć oko na jezioro.
     – Czy to właśnie uczyniło mnie królem?
Robert wskazał na gigantycznego pająka swoim długim kutasem.
     – Jaaa uczyyyniłaaam cięęę leeepszyyym – odparła Axcix.
     – Świetnie. – Robert skinął głową, wciąż trzymając włosy Dominiki.
     – Przepraszam, Patryku.
Ciało Dominiki nie chciało jej słuchać.
     – Nie chciałam…
     – Zamknij się.
Robert uciął jej słowo kolejnym uderzeniem w twarz.
     – Pani Meteor? To ten facet sprawia pani problemy. – Skinął na Patryka. – Jesteśmy po twojej stronie. Możesz go sobie wziąć i zrobić z nim, co zechcesz. Po prostu pozwól nam wziąć tę damę i odejść. Brzmi świetnie?
     Z prądem wody Axcix przesunęła swoje metalowe ciało w pobliże doku. Sięgnęła w dół robotycznym ramieniem i delikatnie podniosła Patryka szponem. Taki dzielny, zrobiłaby z niego coś specjalnego.
     – Moożeeeciee oooodeeejść. – Powiedziała do pozostałych przedstawicieli dominującego gatunku.
     – Nnnnieeeee! – Dominika poruszyła się, by pomóc Patrykowi, gdy został uniesiony na pięć metrów w górę, ale Robert przytrzymał ją w miejscu. Zapach potu Roberta rozmył się na świeżym powietrzu. Czuła, jak jej umysł wraca do normy, ale nie dość szybko. Jej ciało wciąż odpowiadało na jego żądania. Nie mogła wstać i usunąć tego okropnego penisa z twarzy.
     – Na razie, Patryku. Zawsze byłeś tylko głupim kujonem.
Robert odwrócił się do wyjścia.
     – Chodź, Dawid.
     Ale Dawid zamrugał szybko i rozejrzał się ze zdumieniem.
     – Patryk?
Znowu zamrugał.
     – O cholera.
Jego przyjaciel był w niebezpieczeństwie. Kiedy to wszystko się stało? Dawid cofnął się w kierunku budynku, gdzie w pobliżu fundamentu leżał stos kamieni. Podniósł jeden i rzucił nim w olbrzymiego, metalowego pająka. Zadźwięczał z głuchym hukiem. Zrobił to ponownie.
     Ponieważ niektóre z systemów nie działały, Axcix nie była w stanie określić jakie szkody wyrządza ten nowy atak. Te stworzenia też źle oceniła. Nawiązywali kontakt z jej kadłubem. Poruszyła się, by zetrzeć je ze swej powierzchni, ale jej kontrolki nie działały.
     Patryk przyglądał się ze zdziwieniem, jak tafla wody pędzi mu na spotkanie i nagle wpadł do wody, oswobodzony. Stwór go puścił. Wyskoczył na powierzchnię i popłynął do doku. Podciągnął się na deski, gdy jedno z szalonych metalowych ramion nad nim uderzyło w słup linii energetycznej. Przewód pękł i Patryk odskoczył od syczącego, iskrzącego kabla, który teraz tańczył  przy krawędzi wody.
     – Dawid co wyprawiasz? .... Ooooohhhhhhhhh. – Robert zwinął się z bólu.
     – Nie dorastasz Patrykowi do pięt.
Dominika ponownie uderzyła pięścią w nisko wiszące jądra nastolatka i wsłuchała się w syreni śpiew jego zbolałego krzyku. Wciąż nie była całkowicie sobą, ale jej umysł się oczyścił. Podeszła do Patryka i odciągnęła go od niebezpiecznego przewodu.
     Dawid przestał rzucać kamieniami i ruszył, by pomóc Patrykowi. Ale z każdym krokiem, który robił, czuł, że jego umysł znów zostaje przyćmiony. Bał się, że kiedy nie będzie już sobą, zrobi coś strasznego. Wróciły do niego mgliste wspomnienia ostatnich dni. Zatrzymał się i spojrzał na gigantycznego pająka, który wydawał się wracać do sił. Dawid wiedział, że przygotowuje się do ataku. Podbiegł do przewodu pod napięciem, chwycił go ponad metr od iskrzącej końcówki i pobiegł do końca doku.
     – Co nie...
Ciało Roberta wciąż pulsowało gorącym bólem, ale gonił za Dawidem. Wiedział, co chciał zrobić jego przyjaciel, a tego robota-pająka trzeba było ratować. Robert nie mógł wrócić do życia, jakie wiódł przed zmianami, których dokonał w nim ten obcy. Wyskoczył ze spodni, jego teraz miękki kutas kołysał się dziko przed nim.
     Dawid zacisnął zęby. Czuł, że jego umysł znowu go zawodzi. Z ostatnim wielkim wysiłkiem zeskoczył z doku i poszybował w powietrze.
     – Stój!
Robert skoczył tuż za nim. Przyjaciele razem lecieli nad wodą. Dawid uderzył najpierw w metalową nogę pająka, a ułamek sekundy później Robert uderzył w nią pół metra niżej. Świat wokół nich rozświetlił się.

***

     – Wdzierają się do środka! – krzyknęła Agata.
Skuliła się za Sandrą, która opiekuńczo postawiła się przed swoją rodziną, wdową po pastorze, zaginioną panią naukowiec i Mariuszem. Sabina wciąż była oszołomiona po wypadku samochodowym. Mariusz nie otrząsnął się z transu, a wszystkie pozostałe kobiety były sparaliżowane strachem. Sandra musiała stawić im czoła sama. Trzymała w dłoniach solidny krzyż z brązu. Był ciężki. Mogłaby wyrządzić nim krzywdę, gdy te dziwne kobiety wejdą do środka.
     Rozbiło się szkło, a między ławkami wylądowała kobieta w różowej, zwiewnej wzorzystej sukience. Ruszyła do głównej nawy, jej gumowate ramiona przesuwały się i pieściły drewniane ławki, gdy je mijała. Potem do środka dostała się inna kobieta i kolejna. Wkrótce w nawie znalazło się ich aż pięć.
     – Cofnijcie się wszyscy.
Ale Sandra nie musiała tego mówić. Nie było innych ochotników do walki. Szkoda, że jej mama nie była w stanie jej pomóc. Sabina chętnie pokonałaby kilka z tych istot, pomyślała Sandra. Złe kobiety rzuciły się do biegu, pędząc w kierunku przedsionka. Ciało Sandry napięło się. Była gotowa.
     Nastąpiła odrażająca eksplozja, która obrzuciła cały kościół zieloną mazią. Sandra zamrugała, by usunąć to z pola widzenia. Teraz zostały naprzeciwko niej już tylko cztery kobiety. trzask, trzask, trzask, trzask i jeszcze więcej odgłosów mokrych eksplozji zza okien. Sandra otarła oczy wierzchem dłoni. Wszystko w zasięgu tych przerażających kobiet było pokryte zielonym szlamem. Ale gdzie te kobiety? Wszystkie zniknęły. Sandra osunęła się na podłogę.
     – Dzięki Bogu.
     – Co się stało?
Ładna buzia Moniki również była oblepiona zielonym śluzem.
     – Myślę, że wszystkie… wybuchły.
Sandra podczołgała się i przytuliła siostrę oraz matkę.
     – To koniec.
     – Potrzebuję prysznica. – Szepnęła Agata.
     – Ja też, Agatko. Chodźmy do domu.
Sandra wstała i pomogła wszystkim się pozbierać.
     – Lepiej zabierzmy też pana Fogiela do naszego domu.
     – Jasne.
Agata zarzuciła ramię matki na swoje ramiona i razem powoli podeszły do drzwi. Monika i zaginiona pani naukowiec zostały. W końcu był to kościół Moniki.

***

     – Czekaj, Dawid!
Patryk obserwował, jak to wszystko dzieje się w zwolnionym tempie.
     – Nie rób tego.
Ale było za późno. Jego przyjaciel chwycił przewód i skoczył z Robertem tuż za sobą. Patryk przyglądał się z otwartymi ustami, jak niebieskie pioruny elektryczności wystrzeliwały w górę i w dół metalowej nogi, w którą wpadli jego przyjaciele. Robot-pająk zatrzymał się i zesztywniał. Był owinięty niebieskimi płomieniami. W przeciwieństwie do wcześniejszej próby tym razem nie było bezpiecznika, który odciąłby zasilanie, a Patryk patrzył, jak jego skwierczący przyjaciele wpadają do wrzącej wody pod nimi.
     – Nie, Patryku.
Dominika położyła mu rękę na ramieniu i powstrzymała go przed zanurkowaniem za nimi. Kabel nadal wysyłał bełty w głąb wody i do robota. Pozwoliła, by Patryk obrócił się do niej, a ona przytuliła jego głowę do swojej nagiej piersi.
     – Zgadza się, nie patrz.
Ale Dominika obserwowała uważnie. Widziała dym unoszący się z kulistego ciała pająka. Skwierczenie trwało przez ponad minutę, aż w końcu przerwano zasilanie. Rozlegający się echem huk przeniósł się po drzewach. Pewnie wysadziło gdzieś transformator.
     Sztywny pająk zachwiał się, a potem wpadł do wody. Potężny plusk zgasił dym. Jezioro bulgotało przez chwilę, a potem już nic nie mąciło spokojnej tafli jeziora poza łukami delikatnych fal.
     – To koniec.
Dominika oddaliła się od Patryka, trzymała go na wyciągnięcie ręki i poprawiała mu okulary.
     – Wszystko w porządku?
     Patryk skinął głową. Ale oczywiście nic nie było w porządku. Spojrzał z powrotem na wodę.
     – Wracajmy do domu i sprawdźmy, co u twojej rodziny.
Dominika wstała i trzymała Patryka za rękę, prowadząc go z powrotem do przepompowni.
     Myśl o jego rodzinie przywróciła natychmiast trzeźwość działań Patryka. Mocno ścisnął jej rękę.
     – Myślisz, że wszystko z nimi w porządku?
     – Jestem pewna, że tak, inspektorze Langiewicz. Chodźmy ich odnaleźć. Posłała mu ponury uśmiech.

***

     Axcix rozejrzała się dookoła. Była uszkodzona. Wszystko było zniszczone. Próbowała zebrać raporty, ale napotkała tylko iskry i błyski. Co oni jej zrobili? Główny procesor był sprawny jedynie w trzynastu procentach. W głębi serca wiedziała, że nie będzie w stanie samodzielnie dokonać napraw. Kiedy jej twórcy przybędą za kilkaset lat, będą bardzo niezadowoleni z jej misji.
     „Gdzie ja jestem?” Głos Dawida odbił się echem w jego głowie. Co się stało?
     „Nie może być. Co zrobiłeś, antropoidzie?” Axcix nie rozumiała, dlaczego słyszy głos w swoim pancerzu. Stworzenie w jakiś sposób połączyło swój umysł z jej umysłem. Czy ten gatunek był aż tak wyrafinowany?
     „Czy jesteś tym gigantycznym pająkiem? Gdzie jest moje ciało?” Dawida ogarnęło zrozumienie. Nie był już Dawidem. Nie do końca. „Pozwól mi odejść.”
     „Nie mogę pozwolić ci odejść. Jesteśmy połączeni. Na dnie.” Axcix omal nie roześmiała się z przerażenia z powodu tego, co ją spotkało.
     „Więc nie jesteśmy martwi?” Robert był pewien, że nie żyje. „Wyślij mnie tam z powrotem. Potrzebuję cipki.”
     „Jest was dwóch?” Teraz Axcix się śmiała. To było zbyt wiele.
     „Nigdzie nie idziesz, Robercie. Upewnię się. Zmusiłeś mnie do robienia tylu strasznych rzeczy.” Dawid pamiętał każdy szczegół swojego poprzedniego życia z absolutną dokładnością. Żałował, że nie może zapomnieć.
     „Chrzanić to. Jestem królem Pilchowa, Dawidzie. Naprawmy to i wynośmy się stąd.” Robert próbował podnieść rękę w niestosownym geście w kierunku Dawida, ale stwierdził, że Dawida nie ma, a on wydawał się nie mieć ręki.
     „Cisza.” Axcix wysłuchiwała sprzeczek dwóch przedstawicieli dominującego gatunku. „Cisza!” Ośmielili się ją zignorować. Zapowiadało się na to, że wieki na dnie tego jeziora, będą mijały dla niej bardzo powoli.

***

     – Nazywam się Jacek Rojecki. Moja żona to Sandra. Jej panieńskie nazwisko Langiewicz. Czy mogę się z nią skontaktować?
Jacek pokazał strażnikowi swoje dokumenty. Spojrzał w lewo, gdzie mężczyźni w mundurach wznosili dziewięciometrowy betonowy płot zwieńczony drutem kolczastym.
     – Przepraszam. Nie może pan wjechać.
Strażnik machał Jackowi, żeby zawrócił.
     – Telefon jej rodziców nie działa. Nie odpowiada na moje listy. Proszę, mnie przepuścić.
Jacek stał na biegu jałowym, mocno wciskając hamulec.
     – Nie powinienem nic mówić, ale doszło do wycieku chemikaliów.
Strażnik pochylił się blisko samochodu Jacka, szepcząc przez okno.
     – Obawiam się, że nikt nie ocalał. Zabezpieczamy to miejsce, aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo, a teraz proszę zawrócić.
     Zszokowany Jacek wrzucił bieg i zawrócił, ruszając we wskazanym przez strażnika kierunku. Jego piękna Sandra zniknęła. Popatrzył na obrączkę na swojej lewej dłoni, trzymając kierownicę. Szok sparaliżował go do głębi. Miał nadzieję, że na końcu myślała o nim.

***

     Dom wypełnił lament niemowląt. Lidia nie obwiniała męża za grę w golfa tak bardzo jak on ją obwiniał o wszystko. Wojsko było na tyle uprzejme, że wybudowało nowe pole golfowe nad jeziorem. Lidia przypuszczała, że przynajmniej tyle mogli zrobić, skoro odcięli wszystkie drogi z Pilchowa.
     Lidia tęskniła za chłopcami. Rafał wyjechał bezpiecznie na studia, a Dawid zniknął w dniu, w którym wszyscy ci źli ludzie zmienili się w zieloną maź. Lidia modliła się, żeby Dawida nie spotkał ten sam los. Oczywiście Patryk przekonywał ją, że Dawid uratował wszystkich i że teraz jest szczęśliwy w niebie, ale Lidia nie mogła w to uwierzyć. W każdym razie jej córeczka nie pozwalała jej zbytnio tęsknić za chłopcami. Cóż, naprawdę wszystkie dzieci w domu. Wyglądało na to, że Dawid z powodzeniem zapłodnił swoim nasieniem także ich gości. W życiu Lidii było teraz tyle radości, że nie mogła sobie pozwolić na smutek.
     Była też głęboka tęsknota. Ilekroć widziała młodego mężczyznę spacerując po Pilchowie, jej cipka tęskniła. Przypomniała sobie słodki, doprowadzający do szału seks, jaki uprawiała z synem, a potem gwałtowny, mroczny rytm jego przyjaciela Roberta. Ale najlepiej było zostawić te rzeczy za sobą. Musiała się zająć dziećmi i mężem.

***

     – Po prostu zamknij się i wsadź mi go w tyłek. Taaaaaaaaaaak!
Samochód Amandy zakołysał się w jej garażu, gdy znajdowała się z nogami uniesionymi wysoko na tylnym siedzeniu. Widziała, jak córka zagląda do nich, ale Amandy to nie obchodziło. Kogo mogła osądzać Anita? W końcu podrywała więcej mężczyzn niż ona. Gdzieś za Anitą płakało dziecko, a osiemnastolatek odwrócił się wystraszony, oglądając się za siebie. Amanda nie potrafiła stwierdzić, czy to płakała córka Anity, czy jednak jej syn. W tej właśnie chwili nie obchodziło jej to. Potrzebowała tylko tego kutasa, by ją mocniej rżnął.
     – Chryste… uch… jesteś prawie tak duży jak on.
     – Jak kto… uch… uch… uch… pani Araszkiewicz?
Radosław Dobrzyński wepchnął kutasa głębiej w jej wnętrze. Od dłuższego czasu nie uprawiał seksu z nikim poza matką i był zachwycony, że Amanda zaczepiła go, gdy szedł ulicą.
     – Robert… Robert… Robert. Jesteś prawie… tak duży… ugh… jak mój Robert. Oczy Amandy zezowały trochę, kiedy jądra młodego mężczyzny uderzyły ją w pośladki. Z nim w środku, czuła się idealne.
     – Naprawdę? Twój... syn?
Radosław wyciągnął rękę i chwycił jej masywne piersi, mleko pociekło mu na dłonie.
     – Też...to robię... z moją mamą. – Uśmiechnął się do niej.
     – Nic nowego… uh… uh… Radku. Teraz… pieprz mnie. – Amanda pisnęła.
Mogła stwierdzić, że jest coraz bliżej orgazmu i nie pragnęła niczego bardziej niż euforii, która towarzyszyła przyjmowaniu w siebie nasienia młodego mężczyzny. W rzeczywistości była całkiem pewna, że znów jest w ciąży. Ale tym razem nie miała pojęcia, kim był ojciec.
     – Aaachhh...
Samochód zakołysał się, oczy Amandy wywróciły się do tyłu, a ona pławiła się w błogości, gdy Radek wypełniał jej łono swym nasieniem.

***

     – To było cudowne kazanie, nie sądzisz?
Sabina cmoknęła męża w policzek i poklepała syna po tyłku za plecami.
     – Pastor Nowacka naprawdę przeszła samą siebie?
     –  Nie jestem pewien, co miała na myśli, mówiąc o trzodzie ssącej mleko i nie jestem pewien… – Franciszkowi przerwała żona.
     – Nie bądź zrzędliwy, skarbie. Spóźnisz się na grę w golfa. Czas ruszać nad jezioro.
Sabina pchnęła męża w kierunku garażu, nie pozwalając mu nawet zdjąć marynarki.
     – Dominiko, kochanie, ten list przyszedł do ciebie wczoraj. Przepraszam, że zapomniałam ci o tym wspomnieć. Zaraz wracam.
Sabina zaprowadziła Franciszka do samochodu.
     Dominika sięgnęła i chwyciła list.
     – To od Mariusza.
     – Myślałem, że poczta nie dociera.
Patryk poprawił okulary i uniósł brwi. Był może nieco zazdrosny.
     – Będziemy na górze.
Sandra popchnęła Agatę w stronę schodów. Po drodze siostry zaczęły ściągać z siebie sukienki.
     – Nie siedźcie za długo na dole. Będziemy za wami tęsknić.
Sandra uśmiechnęła się i zniknęła machając. Wiedziała, że Dominice może spodobać się chwila prywatności z listem od byłego męża.
     – Mariusz zawsze był sprytny.
Dominika otworzyła list i przeczytała. Na jej różowych ustach pojawił się lekki uśmiech i wręczyła list Patrykowi.
     – Przedostał się przez blokadę? Poluje na sforę wilkołaków na Podkarpaciu?
Patryk pokręcił głową.
     – Cóż, wydaje się, że szybko się pozbierał.
Podniósł wzrok i zauważył wyraz twarzy Dominiki.
     – Och, przepraszam. To znaczy wiem, jak trudno było ci zostać i... – Patryk poczuł się jak głupek.
     – Nie bądź głupi.
Dominika bardzo powoli opadła na kolana. Jej ciężarny brzuch sprawiał, że ruchy były o wiele trudniejsze, niż się spodziewała. Rozpięła pasek Patryka, ściągnęła mu spodnie i odsunęła krawat na bok. Nie była zaskoczona, widząc, że był gotowy. Seks po kościele zawsze był jego ulubionym zajęciem
     – Bardzo się cieszę, że jestem tu z tobą, Patryku. Mmmmpppppphh... – Wzięła go do ust, delektując się słonym smakiem preejakulatu.
Jeszcze tego dnia nie doszedł, a Dominika pomyślała, że może połknąć ten pierwszy ładunek, zanim dołączą do jego sióstr na górze.
     Sabina wyszła z garażu i zobaczyła rudą głowę Dominiki podskakującą na długim przyrodzeniu syna. Była tak oddaną narzeczoną. Sabina widziała, jak pierścionek, który dał jej Patryk, błyszczy, gdy doiła jego trzon lewą ręką. Sabina nie chciała przeszkadzać gołąbkom. Jeszcze nie. Stała więc przy drzwiach, tuląc swój gigantyczny brzuch. Po chwili oddech Patryka przyspieszył, a jego ciche pomruki odbijały się echem po kuchni. Sabina dobrze znała znaki, które zwiastowały orgazm u jej syna. Sabina szybko zdjęła sukienkę i wygrzebała się z bielizny. Patryk cały się zatrząsł i wbił się w wyczekujące usta Dominiki. Kobieta przełknęła nasienie, jakby od tego zależało jej życie, a potem osunęła się na bok. Sabina widziała wykrzywiony wyraz jej ładnej twarzy. Dominika odleciała na nasieniu Patryka. Tym samym nasieniu, które miało zaraz zostać umieszczone we wnętrzu jego matki.
     – Mamo?
Patryk zamrugał, pozwalając rozkoszy przepływać przez swoje ciało.
     – Nie widziałem, jak wracasz. Widok jej nagości zapierał mu dech w piersiach. Była uosobieniem płodności. Każda krzywa zaakcentowana dojrzałą pełnią. Jej oliwkowa skóra gdzieniegdzie upstrzona rozstępami.
     – Wyglądasz pięknie.
     – Dziękuję, skarbie.
Sabina podeszła do niego i wzięła w ręce jego wciąż twarde przyrodzenie. Spojrzała w dół na dyszącą Dominikę, spermę rozpryskaną na jej okularach i piegowatej skórze. Sabina odwróciła się tyłem do Patryka i wypięła w jego stronę pośladki. Dominika znajdowała się tuż pod wiszącymi piersiami Sabiny.
     – Wracaj tam skąd przybyłeś, Patryku. Umieść swoje przyrodzenie tam, skąd pochodzisz. Twój ojciec spędzi cały dzień nad jeziorem.
     – O tak.
Patryk zdjął marynarkę, zarzucił krawat na ramię i wbił kutasa głęboko w swoją matkę. Wkrótce zaczął rżnąć ją, przyglądając się, jak jej tyłek faluje i trzęsie się.
     – To cudowny widok.
Dominika zawołała z podłogi. Widziała męskość swojego narzeczonego rozciągającą pochwę Sabiny od dołu.
     – Wydawało nam się, że słyszymy…
Sandra zeszła ze schodów, zupełnie naga. Jej piersi wisiały ciężko na jej klatce piersiowej, tuż nad spuchniętym brzuchem.
     Agata podążyła za nią. Była w znacznie mniej widocznej ciąży, ale krzywizna jej brzucha była wyraźnie widoczna.
     – Hej, nie fair. Nie czekałeś na nas.
     Siostry pospieszyły aby przyłączyć się do zabawy.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Byk71

    I co z dalszymi opowiadaniami? czekamy na DeX-a kolejne części ;-) i inne!!

    10 mar 2022

  • Użytkownik C10H12N2O

    Poprawki wprowadzone ;)

    1 sty 2022

  • Użytkownik TakiJeden

    Koniec roku i koniec tej ciekawej, nietuzinkowej powieści.
    Autorka tłumaczenia przeniosła realia do naszego, pięknego kraju, co pozwoliła na utwierdzenie się w przekonaniu, że byle pająkowata, oślizgła poczwara (choćby z Kosmosu) nie ma szans na przeżycie w ojczyźnie Lechitów.   :smile:

    31 gru 2021

  • Użytkownik Majkel705

    Super powieść szkoda, że to już koniec

    31 gru 2021