Tytuł oryginału: „Something in the Water”
Autor oryginału: Rawly Rawls
Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!
W pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Porucznik Beata Karbowska wcisnęła przycisk w radiu.
– Pułkowniku? Myślę, że transport wody już dotarł. Odejdę na chwilę.
Puściła przycisk i radio zabrzęczało. W tej okolicy na falach radiowych było sporo zakłóceń.
– Wiadomość... odebrana... o siebie... i bez odbioru.
Piskliwy głos pułkownika ledwo dotarł do celu.
Beata skinęła głową, poprawiła nakrycie głowy na swoich blond włosach i wstała.
– Hasło? – powiedziała do dostawcy po drugiej stronie drzwi, lecz nie otrzymała odpowiedzi.
– Hasło?
Kolejne trzy puknięcia. Beatę opuścił delikatny uśmiech.
– Ciągle wam powtarzam, używajcie hasła. To nie jest wcale zabawne, kiedy milczycie.
Podeszła do drzwi, jej świeża spódnica od kostiumu poruszała się sztywno na jej biodrach. Ci dostawcy zawsze się z nią droczyli. Wiedzieli, że to dziwne zadanie, biorąc pod uwagę wszystkie pogłoski o dziwnych eksperymentach naukowych obcego wywiadu w sercu kraju i zaginionym personelu. Spojrzała na zegarek.
– Jesteś też trzy godziny za wcześnie – powiedziała Beata do zamkniętych drzwi. Położyła rękę na klamce, przekręciła ją i otworzyła drzwi.
– Cóż, witam, była porucznik Karbowska.
W drzwiach stał sobowtór Beaty.
Przypominało to przyglądanie się swojemu odbiciu w lustrze. Wszystko wydawało się identyczne, łącznie z przypinką wywiadu na mundurach.
– Co?
Beata gapiła się na kobietę, która odwzajemniała jej uśmiech.
– Kto?
Stała jak słup soli.
– Ja?
Sobowtór Beaty odepchnął Beatę na bok i wszedł do środka. Zatrzasnął za sobą drzwi i spojrzał na porucznik.
– Jestem nową Beatą Karbowską. Jestem tu, by zwolnić dawną porucznik Karbowską ze służby. Widzisz, Axcix potrzebuje oczu i uszu w tej waszej małej operacji. Czy jest tu ktoś jeszcze poza tobą?
– Ja... ja...
Serce Beaty waliło w jej piersi jak bęben. Czy to… czy to była jakaś sztuczka obcego wywiadu?
Kopia Beaty podeszła do prawdziwej i uderzyła ją w policzek. Dźwięk rozniósł się po całym małym pomieszczeniu, nakładając się na zakłócenia, które wylewały się z radia w rogu.
– Spytałam, czy jest tu z tobą ktoś jeszcze?
– Czym jesteś?
Beata potarła policzek i odsunęła się od swojego klona. Policzek wyrwał ją z otępienia wywołanego szokiem. Zgięła lekko kolana i podciągnęła spódnicę, żeby lepiej poruszać nogami. Nie powinna była wpuszczać tej kobiety za drzwi.
– Axcix nazywa mnie Kowalski. Ale nie chodzi ci o moje nazwisko, prawda?
Sobowtór Beaty podniósł lewą rękę, a palce połączyły się i wydłużały. Całe ciało pulsowało i drgało, podczas trwania zmian.
– Zostałem przydzielony do... utrzymania porządku. Sprzątam bałagan.
– Eww...
Beata poczuła, jak jej żołądek skręca się z obrzydzenia.
– Jesteś jakimś dziwnym eksperymentem.
Przesunęła się w prawo, kierując się do biurka, gdzie leżał jej służbowy pistolet. Przyglądała się, jak kobieta przed nią zmienia swoje całe ramię, wraz z dłonią w wijące się pnącze z bulwiastą głową na końcu. W pokoju dało się wyraźnie wyczuć zapach. Mroczny, pierwotny zapach, który niósł ze sobą dzikie obietnice. Kolana Beaty zadrżały, a jej cipka zacisnęła się spazmatycznie. Jeszcze tylko kilka kroków do pistoletu, a wtedy skończy z tym potworem.
– Niech się pani nie martwi, pani porucznik Karbowska. Chociaż nie będziesz już dokładnie... sobą. Będziesz całkiem użyteczna. Potrzebujesz tylko odrobiny reedukacji.
Klon zbliżył się Beaty. Wyraźnie znał jej zamiary, kiedy skoczyła po swoją broń, Kowalski w locie złapał ją wijącym się wyrostkiem.
– O Boże.
Kiedy umysł Beaty wirował, jej ciało drżało od dotyku tej zdeformowanej kończyny. Stworzenie nazywające siebie Kowalskim obróciło ją w powietrzu i umieściło na łóżku. Beata walczyła, ale czuła, jak pnącze zaciska się wokół jej talii. A potem, ku jej przerażeniu, czubek wsunął się pod jej spódnicę i zerwał z niej majtki.
– Nie możesz… aaaaaahhhhhhhhh...
Fajerwerki eksplodowały przed oczami Beaty, gdy to, co kiedyś było lewą ręką Kowalskiego, zatopiło się w jej pochwie. Tylko jacyś szaleni naukowcy mogli wymyślić tak podły i… urzekający plan. Beata zacisnęła mocno oczy i walczyła, by oprzeć się rozkoszy, która rozprzestrzeniła się po jej ciele, gdy bulwa wbiła się w jej wnętrze.
– Otwórz oczy, moja słodka mała istotko.
Ramię Kowalskiego, przypominające linę, owinęło się wokół Beaty, a jej czubek wsuwał się i wysuwał. Proces był tak długi, że Kowalski mógł powoli wspiąć się na łóżko i spojrzeć w dół na piękną panią porucznik.
– Czujesz to? Stajesz się jedną z nas. Wkrótce będziesz pływać w oceanie rozkoszy i poczujesz moc wspaniałego połączenia.
Prawą ręką klon rozerwał przód munduru Beaty i zerwał jej stanik. Dwie dorodne piersi zderzyły się ze sobą w rytm pompowania. Kowalski pamiętał wystarczająco dużo z przeszłości, aby cieszyć się widokiem idealnych piersi podczas kopulacji.
– Jesteś… aaaaahhhhhhh… pomylona.
Ciało Beaty zadrżało z przyjemności. Otworzyła oczy i spojrzała na swojego złego klona.
– Nigdy do was nie dołączę… wy... jestem oficerem… ooooohhhhhhhhhhh...
Beata często lubiła zaszaleć ze swoim narzeczonym, ale nigdy nie wywołał rozkoszy w jej ciele w taki sposób, jak to czyniła ta kreatura. Gdy odzyskała świadomość, odkryła, że jej biodra wypychają się, by spotkać rozpychające jej wnętrzności pnącze i nie mogła zrobić nic, by się powstrzymać.
– Czy teraz rozumiesz?
Klon, w doskonale wykrochmalonym mundurze, pochylił się, by ucałować swoje lustrzane odbicie, w podartym i pomiętym mundurze.
– Należycie do nas. Wszyscy należycie do nas.
– Och, Boże.
Usta Beaty otworzyły się, by przyjąć pocałunek tej potwornej kobiety. Jej mroczna kopia wiedziała doskonale, co robić z językiem. Zwarli się na dłuższą chwilę, gdy długi wyrostek wzniósł Beatę na nowe wyżyny przyjemności. Po chwili przerwali pocałunek, a oczy Beaty próbowały skupić się na istocie nad nią. Wydawała się cała wibrować, a jej usta zwisały niemożliwie nisko nad Beatą.
– Przygotuj się na przyjęcie… daru Axcix.
Ciało Kowalskiego pragnęło zakończyć ten proces, aby wypełnić misję i wykorzystać tę kobietę dla ich celów. Kowalskim kierowało coś ciemnego i naglącego. To nie był instynkt, to była jazda jeszcze bardziej fascynująca i totalna.
– Ty… augghhhhh… nie zamierzasz… do…
Beata wiedziała, co ta istota zamierzała zrobić. Pomimo tego, że pieprzyła ją tym, co kiedyś było jej ramieniem, miała zamiar wystrzelić w niej swoje nasienie. Przez krótką chwilę zastanawiała się, gdzie są jej jaja, ale po chwili jej ciało wypełniło się najrozkoszniejszym ciepłem.
– Taaaak... wspaaaaaniaaaalllleee...
A potem wrzasnęła z nadejściem najwspanialszego orgazmu jakiego kiedykolwiek doznała.
Kiedy Beata ponownie otworzyła oczy, zobaczyła istotę będącą jej kopią, siedzącą przy radiu. Usiadła na łóżku, jej piersi zwisały z munduru.
– Nie, to nie była dostawa wody. Po prostu ktoś pukał do niewłaściwego pokoju.
Lewa ręka Kowalskiego wróciła do normy i znów wyglądał jak idealna kopia Beaty. Spojrzał na prawdziwą Beatę, mrugnął, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.
– Coś... w stodole... sprawdzamy to.
Głos pułkownika przebił się przez szum i trzaski radia.
– Przyjęłam. – powiedział Kowalski.
Beata bez słowa stanęła na drżących nogach. Czuła, jak wycieka z niej ciepłe nasienie Kowalskiego. Poprawiła pończochy, o których wiedziała, że są podarte i zrobiła, co w jej mocy, by zapiąć mundur. Musiała wyglądać naprawdę żałośnie, ale to nie miało znaczenia. Chwiejącym krokiem udała się do drzwi i wyszła na korytarz. Pływać. Musiała iść popływać. Niczym gołąb pocztowy, Beata wypadła z hotelu i ruszyła na zachód.
***
Długi stół za regałami stał wolny, więc Dominika z Patrykiem rozłożyli na nim stary zbiór planów okolicy. Dominika przesunęła palcem po niebieskiej linii.
– Więc oczyszczalnia jest tutaj.
– Zgadza się.
Patryk poprawił grube okulary i przyjrzał się kartkom.
– Ale gdzie jest źródło?
– To może być studnia… albo…
Dominika zmarszczyła w zamyśleniu piegowatą twarz, okulary spoczywały na czubku jej nosa.
– Nie jestem... pewna.
– Jezioro w puszczy – powiedzieli jednocześnie i spojrzeli na siebie. Mózgi ich obojga pracowały zaciekle.
– Kiedy Dawid, Robert i ja zobaczyliśmy meteor, był nisko na niebie, kierując się na zachód. Znajdowaliśmy się tutaj. – Wskazał na ciąg kanałów i wodociągów w pobliżu miejscowości.
– Jezioro byłoby logicznym miejscem lądowania. Meteor nadlatywał tutaj.
Wziął ołówek i narysował delikatną linię na starych planach, a jezioro jest kilka kilometrów stąd. Narysował krzyżyk na jeziorze i zakreślił je.
– Cokolwiek to jest, jest tam. Jestem tego pewien.
– Masz rację.
Dominika skinęła głową. Nie potrafiła powiedzieć dlaczego, ale też miała takie przeczucie.
– Musimy się tam udać. Natychmiast.
Patryk wstał. Nagle zdał sobie sprawę, że ołówkiem zabrudził własność biblioteki. To nie było właściwe, ale biblioteka i każdy okoliczny mieszkaniec mieli większe problemy, tłumaczył sobie.
– Cóż, nie będziemy tam jechać na rowerze.
Dominika wzięła ołówek i próbowała wyczyścić ślady, które zrobili na planach.
– Wróćmy do hotelu i weźmy mój samochód.
– A te blondynki?
Patryk wzdrygnął się na myśl o dzikim, głodnym spojrzeniu, które obdarzyła go druga mundurowa.
– Będziemy musieli zaryzykować.
Dominika wstała, objęła go ramieniem w pasie i wsunęła ołówek do torebki.
– Może powinniśmy wezwać jakieś posiłki. Może twój wysoki przyjaciel?
– Zgoda.
Biodro w biodro wyszli z biblioteki, zostawiając plany na stole. Nawet nie zastanawiali się, jaki dziwny widok musieli sprawiać. Dostojna, światowa kobieta i osiemnastoletni nastolatek z małej miejscowości, spacerujący jak gołąbki, żeby całe miasto mogło ich zobaczyć.
– Weźmiemy twój samochód i pojedziemy obok domu Dawida.
– Będzie w domu?
Dominika pomyślała, że może też powinni zapytać Mariusza. Ale zdecydowała, że prawdopodobnie będzie bezużyteczny. Cóż za dziwna myśl o jej niegdyś szykownym mężu.
– Tak. Na pewno spędza czas z mamą.
– Oh. – Dominika zastanowiła się chwilę – Oooooooooooooo...
Myśl o tym, że ten wysoki, krępy chłopak pieprzy właśnie swoją matkę, sprawiła, że nieco zmiękły jej kolana. Próbowała oczyścić umysł. Nie potrzebowali w tej chwili żadnych rozrywek. Mieli do wykonania ważne zadanie.
***
– Um… nie wiem, jak to powiedzieć.
Dawid siedział na tylnym siedzeniu samochodu Dominiki, gdy jechali przez las.
– W czym problem?
Patryk oparł łokieć na przednim siedzeniu i spojrzał do tyłu na swojego przyjaciela. Zauważył, że Dawid spoglądał z nieufnością na miedziane włosy Dominiki, gdy ta prowadziła.
– Wszystko z nią w porządku. Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, jej też możesz.
Dawid wzruszył ramionami. Musiał zrzucić to ze swoich barków, a ta kobieta była dziewczyną jego najlepszego przyjaciela.
– Moja mama jest w ciąży.
– Gratulacje... czekaj... to znaczy... czy ty...?
Twarz Patryka zaczerwieniła się. Spojrzał na Dominikę i zobaczył, że też się rumieni.
– Mój ojciec nie jest ojcem – powiedział cicho Dawid.
Dobrze było wygadać się Patrykowi.
– Jesteś pewien? To znaczy... – Patryk policzył na palcach. – Odkąd to wszystko się zaczęło, nie trwało to aż tak długo.
– Jestem pewien.
Dawid uśmiechnął się. Dobrze było to ujawnić.
– Brzuch już jej rośnie.
– Ale to nie jest możliwe. – Patryk był zdumiony tempem w jakim rozwijała się ciąża matki przyjaciela. – Czy to prawda?
Spojrzał na swoją dziewczynę, kiedy wjechali na znajomy parking nad jeziorem.
– Miałam kiedyś przypadek, w którym kobieta urodziła w nieco ponad miesiąc od poczęcia.
Dominika znalazła miejsce na pustym parkingu, zaparkowała i wyłączyła silnik.
– Ale to było podczas opętania przez demony i nie sądzę, że to się dzieje w tym przypadku.
– Co tu się do diabła dzieje?
Dawid nasłuchiwał trzasków i stęknięć samochodu, gdy stygł silnik.
– Meteory, dziwne zmiany w Pilchowie u różnych obywateli, Robert staje się zły…
– Robert nie potrzebował do tego zbytniego nacisku.
Dawid zmarszczył brwi.
– Prawda, ale jednak. Myślę, że to oczywiste, że coś jest w wodzie.
Patryk poprawił okulary i wskazał na jezioro.
– Coś z innego świata.
– Dlatego tu przyjechaliśmy?
Dawid wysiadł z samochodu, a pozostali poszli w jego ślady. Podeszli do brzegu jeziora.
– To tutaj wylądował meteor?
– Zgodnie z naszymi najlepszymi szacunkami.
Dominika skrzyżowała ręce na swoim obfitym dekolcie i zadrżała. Zimny wiatr wiał znad puszczy i nabierał prędkości nad wzburzoną wodą.
– Więc co zrobimy?
Dawid odwrócił głowę w stronę brzegu, około stu metrów po ich lewej stronie. Z lasu wytoczyła się jasnowłosa kobieta w podartym mundurze wojskowym.
– Zbadamy. Przyjrzymy się… – Patryk przerwał, zauważając kobietę, która jak pijana zataczała się w stronę wody.
– To ona. To kobieta ze złą bliźniaczką.
– Proszę pani? Proszę pani? – Dominika zawołała.
Kobieta jednak ich zignorowała.
– Co ona robi? – szepnęła Dominika. Zerwał się silniejszy wiatr i rozrzucił rude włosy Dominiki na ramionach. Fale rozbijały się o błoto u ich stóp.
Trzej śledczy patrzyli, jak jasnowłosa kobieta wchodzi do wody, szybko zanurzając się po pas.
– Patrzcie.
Patryk wskazał na środek jeziora. Kilka dużych bąbelków wypłynęło na powierzchnię. Bąbelki nie do końca były przejrzyste i wydawały się zawierać w sobie duże, ciemne, wijące się stworzenia. Wiatr wył wokół nich.
– Hej, proszę pani. Niech pani tam nie wchodzi – krzyknął Dawid.
Ale zignorowała ich i wchodziła dalej, była zanurzona już po piersi.
– Cholera.
Dawid szybko zarzucił buty wraz ze skarpetkami. Zdjął koszulę i zrzucił spodnie.
– Zamierzam ją uratować.
– Pójdę z tobą.
Patryk rozpiął sweter.
– Umiesz pływać?
Dawid spojrzał na niego z kwaśną miną. Wszedł do wody, kierując się w stronę kobiety, która była teraz zanurzona po szyję.
– Nie.
Patryk zapiął sweter.
– Więc zostań tutaj. Uruchomcie samochód. Być może będziemy musieli zabrać ją do szpitala.
Dawid wskoczył do lodowatej wody i płynął mocno uderzając ramionami w wodę.
Dominika odwróciła się i pobiegła z powrotem do samochodu. Patryk stał na brzegu bezradny. Spojrzał w prawo i jego usta opadły. Te duże, złowrogie bąbelki zmierzały właśnie w jego stronę. Każdy z nich był do połowy zanurzony w wodzie, a istoty w środku wydawały się szaleć. „Przynajmniej nie zmierzały w kierunku Dawida”, pomyślał Patryk.
– Dawid! Bąbelki!
Dawid przerwał machanie ramionami i zaczął unosić się w wodzie. Spojrzał w prawo i zobaczył dziwne rzeczy zmierzające w kierunku jego przyjaciela.
– Ruszaj! Wsiadaj do samochodu i jedź! – Dawid wrzasnął. – Zabiorę tę kobietę od drugiej strony od tych rzeczy. Ruszaj po pomoc.
– Kogo mamy wezwać?
Patryk złożył dłonie w trąbkę, krzycząc ponad szum wiatru wśród drzew.
– Policję, głupku.
Dawid odwrócił się i ponownie zaczął płynąć w stronę kobiety. Teraz widział tylko jej nakrycie głowy i trochę blond włosów unoszących się na powierzchni wody. Poruszał się tak szybko, jak tylko potrafił. Zarówno po to, by uratować tę głupią kobietę, zanim utonie, jak i wydostać się z jeziora, zanim te bąbelki zawrócą w jego stronę.
– Wrócimy!
Patryk odwrócił się i pobiegł w stronę samochodu, spoglądając przez ramię. Ciemne bąbelki były już prawie na brzegu.
– Wskakuj.
Dominika cofnęła i zatrzymała się obok Patryka z otwartymi drzwiami pasażera.
– Jedź, jedź, jedź.
Patryk wskoczył do środka i zatrzasnął drzwi. Odwrócił się i obejrzał, gdy opony samochodu zapiszczały, a potem złapały przyczepność, szarpiąc nimi do przodu. Bąbelki wtoczyły się na parking. Było ich cztery, a teraz, gdy się zbliżyły i można było im się lepiej przyjrzeć, „bąbelki” nie wydawały się właściwym określeniem. Były twarde i sztywne, nie pękały poddając się naciskowi ziemi pod nimi. Fakt ten był zarówno niepokojący, jak i przynoszący ulgę. Patryk obawiał się, że bąbelki pękną i ich oszalały ładunek rozleje się na otwartej przestrzeni.
– Czy nadal są za nami?
Dominika oszczędziła sobie nawet szybkiego zerknięcia w lusterko.
– Oddalają się.
Dominika zdjęła nogę z gazu i samochód zwolnił.
– Teraz nadrabiają zaległości. Co robisz? – W głosie Patryka dało się wyczuć panikę.
– Chcę, żeby te istoty towarzyszyły nam tak długo, jak to tylko możliwe.
Usta Dominiki zacisnęły się w cienką linię, jej oczy skupiły się na drodze przed nimi.
– Nie chcesz chyba, żeby się zawróciły i ruszyły za twoim przyjacielem. Prawda?
– Zgadza się.
Patryk chwycił mocno oparcie siedzenia i patrzył za siebie. Ich samochód kilkakrotnie przyspieszał i zwalniał. Przejechali kilka kilometrów, zanim kule przestały się toczyć za nimi i zawróciły.
– Miałaś kiedyś taki przypadek? Co teraz zrobimy?
– Nigdy nie badałam podobnej sprawy.
Jej twarz spochmurniała. Samochód Dominiki zawarczał wściekle i zaczął pędzić tak szybko, jak pozwalała na to kręta droga.
– Teraz zrobimy to, o co prosił twój przyjaciel. Sprowadzimy jak najwięcej policjantów i wrócimy nad jezioro.
***
– W jeziorze jakaś kobieta została zaatakowana przez… hm… – Oficer Chełmicki spojrzał na swoje notatki i przewrócił oczami. – ... małą grupę bąbelków.
– Kulek.
Patryk postukał stopą. Marnował tutaj czas.
– Nie miałem na myśli bąbelków. Odległe kule. I nie była atakowana. My byliśmy. Tonęła, a mój przyjaciel Dawid Rogowski popłynął, by ją uratować.
– A dlaczego zostawiłeś swojego przyjaciela i kobietę z... tymi kulkami?
Oficer Chełmicki spojrzał na Patryka, a potem na Dominikę.
– Ścigały nas. Niech pan słucha, pokażę panu. Musimy zabrać ze sobą jak najwięcej radiowozów i natychmiast tam ruszać.
Patryk uderzył rękoma w biurko Chełmickiego. Kiedy Chełmicki zerknął na niego, szybko zabrał swoje ręce.
– Niech pan posłucha, panie oficerze, to bardzo skomplikowane. – Dominika próbowała spokojnie z nim porozmawiać. – Sednem tej historii jest to, że tonie kobieta i młody mężczyzna próbuje ją uratować. Prosimy o pomoc w…
– A jaki jest pani stosunek do zaangażowanych w to młodych mężczyzn?
Chełmicki przerwał jej. Pozwolił swoim oczom wędrować po krągłościach jej sukienki, nie dbając zbytnio o to, czy kogoś tym urazi.
– Jestem krewną z… – Dominice ponownie przerwano stukotem, gdy gwałtownie zostały otwarte drzwi do pomieszczenia.
– Witam wszystkich. – oznajmił Dawid. – To ja, Dawid Rogowski. Już jestem.
Wszedł do środka pomieszczenia i stanął, nieco niezręcznie. Jego ubranie oraz włosy były mokre, jakby przed chwilą wyszedł z jeziora. Wokół niego zbierała się kałuża wody. Uśmiechnął się.
– Czekaj... jak ty...?
Patryk szarpnął się za swoje brązowe włosy, a fala ulgi i zmieszania przepływały przez niego.
– Dlaczego jesteś taki mokry? Przecież zostawiłeś swoje ubranie na brzegu.
– Wpadłem. – Szeroki uśmiech Dawida nie zdradzał oznak odpuszczenia. – Ojej.
– A jak tak szybko dotarłeś do miasta? – Dominika zmarszczyła brwi. – … i gdzie jest ta blondynka?
– Nie było żadnej blondynki. To było tylko zabawnie wyglądające drzewo. – Dawid mrugnął do oficera. – Małe nieporozumienie.
– Żadnej kobiety? – Patryk był oszołomiony. – A bańki... kulki... czy cokolwiek to było?
Zadrżał na myśl o tych rzeczach.
– Może... gaz z dna jeziora?
Dawid wzruszył ramionami.
– To ty jesteś mózgowcem, nie ja.
Z uśmiechem wciąż przyklejonym do twarzy, odwrócił się i skierował do drzwi.
– Tajemnica rozwiązana. Ja, Dawid Rogowski, wracam do domu.
Patryk i Dominika wymienili zdumione spojrzenia.
– Podrzucić cię? – Patryk zawołał za nim.
– Nie, dzięki.
Dawid wyszedł przez drzwi.
– Cóż, to wszystko wyjaśnione.
Oficer Chełmicki wyrwał kartkę ze swojego notatnika, zgniótł ją w kulkę i rzucił do kosza na śmieci. Odbiła się od jego krawędzi i zatrzymała u stóp Patryka.
– Do widzenia. Mam w tej chwili ważniejsze sprawy do załatwienia.
Chełmicki położył nogi na biurku, włożył papierosa do ust i go zapalił.
– Ale… – Patryk był w szoku.
– Powiedziałem, do widzenia. – Chełmicki uśmiechnął się do nich usłużnie.
– Chodź, Patryku.
Dominika objęła go ramieniem i wyprowadziła przez drzwi.
– Najważniejsze, że z Dawidem wszystko w porządku – powiedziała na tyle głośno, by oficer ją usłyszał.
– No nie wiem, wydawał się dziwny.
Patryk pozwolił jej by wtuliła go w swój bok. Poczuł uspokajający nacisk jej nabrzmiałych piersi.
– I nie potrafił powiedzieć, jak dotarł do miasta.
Kiedy wyszli na zewnątrz, zostawiając za sobą zamknięte drzwi posterunku, Dominika nachyliła się do ucha Patryka.
– Jestem pewna, że coś się stało twojemu przyjacielowi i tej blondynce.
Ścisnęła go, gdy zobaczyła wyraz zmartwienia na jego twarzy.
– Nie martw się. Odkryjemy co się stało. Nic im nie będzie.
Zaprowadziła go do swojego samochodu i pomogła mu usiąść na siedzeniu pasażera.
Patryk czekał, aż wejdzie i uruchomi silnik.
– Więc wracamy nad jezioro, żeby uratować kobietę?
– Nie. Jest już za późno. Nie teraz.
Dominika ruszyła samochodem w stronę domu Patryka.
– Musimy to przemyśleć. Obserwuj wszystko z tej nowej perspektywy.
– W porządku.
Patryk osunął się na swoim miejscu i wyjrzał przez okno na znajomą miejską przychodnię. Wszystko wydawało się dziwne i obce.
– Czy powinniśmy… przestać pić wodę.
– Tak byłoby najrozsądniej.
Dominika skinęła głową.
– Chcesz, żebym cię dzisiaj tylko podrzuciła? Czy…
Dominika ukradkiem spojrzała na nastolatka. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, potrzebowała kolejnej rundy z Patrykiem, zanim wróci do męża. Miała nadzieję, że ją zaprosi.
– Chcesz wejść?
Patryk spojrzał na nią. Wydawała się bezpieczną przystanią w czasie szalejącej burzy. Jakie to dziwne, że nawet jej nie znał parę dni temu.
– To znaczy... byłoby miło...
Zarumienił się.
– Byłoby miło. – Dominika skinęła głową, żeby potwierdzić.
***
Przechodząc w pośpiechu obok kuchni, Patryk usłyszał kobiecy śmiech. Zatrzymał się i zajrzał do środka. Obie jego siostry siedziały przy kuchennym stole. Odwróciły się, żeby na niego spojrzeć, a sposób, w jaki na niego spoglądały, sprawił, że Patryk zaczął podejrzewać, że rozmawiały właśnie o nim.
– Cześć, Agata. Kiedy przyjechałaś?
Patryk był szczęśliwy widząc młodszą ze swoich dwóch starszych sióstr, ale po tym, czego był świadkiem tego dnia, nie był zachwycony, że znalazła się w Pilchowie.
– Cześć, Patryku. – Agata uśmiechnęła się do niego. – Sandra zadzwoniła i namawiała mnie abym przyjechała na długi weekend. Nie mam zajęć w piątek, więc jak mogłam odmówić?
Agata odwróciła się, by spojrzeć na Dominikę stojącą obok brata.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się i skinęła głową Dominice, a jej brązowy kucyk podskoczył za jej głową.
– Och... um... to jest... moja... um...
Patryk błądził wzrokiem między kobietami.
– To jego... – Sandra pochyliła się do siostry i szturchnęła ją.
– O mój... – Agata zlustrowała kobietę od góry do dołu.
– Jestem dziewczyną Patryka, Dominika Fogiel.
Dominika posłała Agacie delikatny uśmiech i skinęła jej głową. Po męce jaką przeszła tego dnia chciała po prostu zatracić się w ekstazie z Patrykiem. Ale teraz znalazła się w dość niezręcznej sytuacji.
– Ona jest moją...? – Patryk uniósł brwi. Cóż, czemu by nie.
– Jestem Agata. Miło cię poznać.
Wzrok Agaty odnalazł obrączkę na dłoni Dominiki. To było niewiarygodne. Nie mogła uwierzyć, że jej matka pozwoliła Patrykowi na wiązanie się z zamężną kobietą. Ale widziała, dlaczego Patryk stał za tym wszystkim. Starsza kobieta była piękna, choć wyglądała na nieco zaniedbaną. Może miała ciężki dzień. Może usiłowanie oderwania od siebie sprośnych rączek Patryka było dla niej męczące. Agata nie mogła stłumić chichotu.
– Cóż, idziemy do mojego pokoju, żeby… um… się trochę... pouczyć.
Patryk próbował skrócić tę niezręczność. Zastanawiał się, czy ciężko będzie im zachować się na tyle cicho, żeby Agata nie usłyszała, co wyprawiają.
– Nie bądź głupi, nie puszczę cię bez uściskania.
Agata wstała. Miała na sobie elegancką kwiecistą sukienkę, która szeleściła wokół jej kolan. Widziała, jak Dominika i Patryk patrzą na jej sukienkę, gdy szła w ich kierunku. Zarumieniła się lekko. W tamtym roku odrobinę przytyła, ale tak się dzieje, gdy ktoś jest na pierwszym roku studiów. Nie było powodu, żeby się na nią gapić.
– Łał.
Patryk nie mógł się powstrzymać. Zastanawiał się, czy to coś w jeziorze w jakiś sposób wpłynęło również na piersi i biodra Agaty. Ale to było niemożliwe, prawda? System wodociągowy był ograniczony do Pilchowa i najbliższych okolic.
– Myślisz, że jestem gruba, prawda?
Agata wyciągnęła ręce i przytuliła go, żeby nie mógł już się na nią gapić.
– Nie... nie miałem na myśli...
Patryk był gotowy aby ten dzień się już zakończył.
– Myślę, że wyglądasz dobrze.
Sandra spojrzała na szeroki tyłek siostry, gdy uścisk zelżał.
– Patryk też. Prawda?
– Tak. Wyglądasz jak kobieta. To znaczy…
Patryk cofnął się. Jej kształtne ciało, zaczynało go naprawdę mocno podniecać. Musiał szybko dostać się na górę z Dominiką.
– ... bardzo ładnie.
– Lepiej idźcie się już uczyć.
Sandra mrugnęła do Patryka i machnęła ręką.
– Miło było cię poznać.
Dominika poszła za swoim chłopakiem na górę. W drodze po schodach klepnęła go w tyłek.
– Wstydź się. Gapić się w ten sposób na swoją siostrę. – szepnęła.
– Nie myślałem… – Patryk odwrócił się i zobaczył uśmiech na jej twarzy.
– Po tym wszystkim z twoją matką, chyba nie pomyślałeś, że jestem typem zazdrośnicy, prawda?
Dominika poszła za nim do jego pokoju.
– Nie.
Zamknął drzwi i spojrzał na nią. Był gotowy, by ją wziąć po całym dniu, który razem spędzili.
– Dobrze. A teraz mnie pocałuj.
Dominika wtuliła w niego, wpychając swoje piersi w jego chudą klatkę piersiową i spotkała jego usta swoimi.
***
– Właśnie tak, Anito. Bierz go całego… w taki… sposób…
Robert trzymał dłonie wplecione w falujące brązowe włosy swojej siostry bliźniaczki. Wpychał prawie całego fiuta do jej gardła. W ciągu ostatnich kilku dni był bezlitosny w jej szkoleniu, a ona bardzo chętnie próbowała wszystkiego, czego zażądał. Kompletna zmiana o sto osiemdziesiąt stopni w ich relacji. Lubił oglądać ją w jej stroju do WF-u. Często domagał się, aby zakładała go, gdy razem się zabawiali.
– Mmmmmppppphhhhhhh...
Anita uniosła podbródek, starając się utrzymać szyję prosto, żeby w końcu mogła wciągnąć go do samego końca. Wiedziała, że jego nabrzmiałe jądra znajdują się już tylko o kilka centymetrów od jej drżącego podbródka.
– Robert, kochanie? – Głos Amandy docierał zza drzwi sypialni Anity wraz z cichym pukaniem.
– Przyszedł twój przyjaciel i chce się z tobą zobaczyć.
– Jestem... zajęty... mamo!
Robert pociągnął Anitę za głowę i zatopił kolejne centymetry w jej gardle.
– Wiem. – Amanda brzmiała spolegliwie. – Wiem, że czas spędzony z siostrą jest dla ciebie bardzo ważny. Ale... to Dawid Rogowski stoi przy drzwiach. Pomyślałam, że będziesz chciał z nim porozmawiać.
– Czego on znowu chce?
Robert wyrwał kutasa z ust siostry z głośnym siorbnięciem i podciągnął spodnie. Schował swojego penisa za pasek i pozwolił, by klapy koszuli zwisały z przodu. Nie obchodziło go, jak wyglądał.
– Jak… mi… szło…? – Anita dysząc, spojrzała na Roberta z oczekiwaniem.
– Lepiej.
Robert czuł pewną frustrację, że mu przerwano, ale nie mógł się doczekać aby odkryć, czego chciał Dawid. Ciekawość go pokonała.
– Zostań tutaj. Wrócę za kilka minut. Dasz mi się dziś wyruchać w tyłek?
– Tak, Robercie.
Anita spuściła swój wzrok na podłogę. Jak do tego doszło?
– Będę tu czekać.
– Dobrze.
Robert wyszedł z pokoju i zszedł do drzwi. Jego wysoki przyjaciel czekał na niego opierając się o framugę drzwi z idiotycznym uśmiechem na twarzy.
– Czego chcesz?
Robert stał kilka kroków od niego.
– Jestem Dawid Rogowski. – powiedział Dawid.
– No co ty nie powiesz, przygłupie. – Robert przewrócił oczami.
– Przybyłem, aby uczynić nas… – Dawid rozejrzał się na boki, zastanawiając się nad słowem jakiego użyć – ... znowu drużyną. Ty i ja będziemy działać razem.
– Dlaczego tak mówisz? – Robert zerknął na Dawida. Czy on robi sobie z niego jaja?
– Klasyka – powiedział Dawid zagadkowo, nadal uśmiechając się do Roberta.
– Klasyka?
– Klasyka. – Dawidowi spodobało się to słowo. – Klasyka, klasyka, klasyka.
– Więc... um... jasne. Jesteśmy przyjaciółmi. Do zobaczenia. – Robert poruszył się, by zamknąć drzwi.
– Przyjaciółmi. – David radośnie powtórzył to słowo i wszedł do korytarza. – Drużyna. Na górze.
– Jestem zajęty.
Robert słyszał, jak mama nuci, przygotowując posiłek w kuchni.
– Spotkamy się w szkole.
Dawid pochylił się bliżej i szepnął do Roberta:
– Drużyna. Podajesz mi piłkę. Albo siostrę?
– Co?
Robert miał trudności z podążaniem za tokiem rozumowania Dawida.
– Chcesz ...?
– Wyobraź sobie twarz Bartka Kaczmarczyka, kiedy dowie się, że podałeś mi piłkę.
Uśmiech Dawida nieprawdopodobnie poszerzył się jeszcze bardziej. Zajrzał do drzwi kuchni.
– Dzień dobry, Amando Araszkiewicz.
– Witam ponownie, Dawidzie.
Amanda spojrzała na wysokiego, przystojnego osiemnastolatka. Przerwała siekanie cebuli. Coś w nim wydawało się dziwne.
– Dawid Rogowski. – Dawid skinął jej głową.
– Dobra, przygłupie, chodź.
Robert przemyślał to. Podobał mu się pomysł wypożyczenia swojej siostry. Może kiedyś powie o tym jej głupiemu chłopakowi. Pchnął Dawida w kierunku schodów.
Dwóch przyjaciół wpadło do pokoju Anity minutę po tym, jak skończyła poprawiać makijaż po przerwanym lodziku.
– Robercie? – Anita zaczęła. – Co on tutaj robi?
Ale nie miała czasu o tym myśleć. Dawid podszedł do niej i uniósł ją w powietrze. Mogła myśleć tylko o tym, że jego ubrania były raczej wilgotne i pachniał... naprawdę dobrze.
– Postaw mnie… na ziemi…
Poczuła, jak jej majtki zsuwają się na bok, a potem weszło w nią coś tak dużego jak przyrodzenie Roberta.
– Aaaaaaaahhhhhhhhhh...
Zarzuciła ręce na jego szerokie ramiona i splotła nogi wokół jego bioder. Nawet nie zauważyła, jak Dawid zsunął swoje spodnie.
– On... wziął mnie... Robercie. Wziął mmmnniiieeeeeeeeeee.
Anita spojrzała przez ramię Dawida na swojego głupiego brata szklistymi oczyma. Wszystko wydarzyło się tak szybko.
– Święte nieba.
Robert przyglądał się, jak jego znowu przyjaciel bierze jego siostrę jak maszyna. Widział uroczą, małą twarz Anity podskakującą nad ramieniem Dawida. Wywróciła oczy i wydała z siebie okrzyk orgazmu. Wyglądało na to, że Dawid był w tym prawie tak dobry jak Robert. Stał przy drzwiach i przez chwilę gapił się, jak Dawid pieprzy ją w powietrzu.
– Robert, kochanie. – Głos Amandy znów docierał stłumiony przez drzwi Anity. – Mam nadzieję, że nie robisz tego, o czym myślę, że robisz, razem ze swoim przyjacielem.
Nie spoglądając na drzwi, Robert otworzył je, żeby jego matka mogła to zobaczyć.
Drzwi zaskrzypiały, gdy powoli się otworzyły. Amanda usłyszała najpierw uderzenie skóry o skórę, męskie pomruki i kobiecy skowyt. Potem zobaczyła, jak jej córka podskakiwała w powietrzu niczym szmaciana lalka, nadziana na przyrodzenie Dawida.
– Dobry Boże. Co się tu…
Ale zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć lub zrobić, Robert złapał ją, obrócił i zarzucił sukienkę na plecy.
– Och, Robert. Nie możesz tego zrobić. Ale pozwoliła mu wejść w siebie od tyłu, kiedy oboje spoglądali na drugą parę w pokoju.
– Której części nie mogę zrobić?
Robert objął Amandę i chwycił w dłonie ciężkie piersi. Pod sukienką nie miała stanika. To uczucie było świetne. Poruszał się za nią w stałym rytmie.
– Wszystko... uch... to.
Amanda najwyraźniej zawiodła jako matka. Rozpieszczała syna, a on oszalał. Nie wiedziała, jak go teraz powstrzymać.
– Mogę robić wszystko, co… ach… ach… ach… zechcę.
Robert zastanawiał się, czy podzieliłby się również matką z nowym kolegą z drużyny. Być może.
– Ale nie martw się, nie sądzę, żeby ją zapłodnił.
– Naprawdę?
Amanda widziała tylko muskularny tyłek Dawida z pozycji w jakiej się znajdowała. Więc nie mogła zobaczyć, czy miał założoną prezerwatywę.
– Czy… on… się zabezpieczył?
Przyglądała się, jak tyłek młodego mężczyzny napina się przy każdym pchnięciu głęboko w jej córkę.
– Nie.
Robert przyspieszył.
– Ale z taką ilością spermy, jaką już zalałem Anitę, prawdopodobnie już nosi moje dziecko. Nie może zostać zapłodniona przez dwie osoby jednocześnie.
– Ooooooooooooooooooo...! – Amanda przeżyła swój pierwszy tego popołudnia orgazm.
Pół godziny później obie kobiety Araszkiewiczów klęczały nagie. Były zwrócone twarzami do siebie, obie podrygiwały do przodu z każdym pchnięciem, tak że ich głowy niemalże się zderzały co sekundę. Dawid rżnął Anitę od tyłu, mocno trzymając ją za biodra. Robert znajdował się za swoją matką.
– Naprawdę nigdy... nie lubiłem… sportów zespołowych.
Robert uśmiechnął się, patrząc na udręczoną twarz swojej siostry. Doszła ponownie i zapiszczała, gdy Dawid brał ją w tyłek.
– Ale teraz… rozumiem, dlaczego ci się to podoba.
– Dawid Rogowiecki – uśmiechnął się radośnie, a jego biodra wydawały się zamazane.
– Wystrzał… blisko.
– Klasyka. – Robert potrząsnął głową i roześmiał się, przekrzykując kobiecą ekstazę. – Będziemy mieli wielkie kłopoty, Dawidzie. Tak… wielkie… kłopoty. Aaaaaahhhhhhhh... – Z ogromną satysfakcją opróżnił jaja w swojej matce.
***
Axcix monitorowała swoje nowe stworzenie. To była pospieszna modyfikacja. Stworzenie wciąż było sobą, ale nie do końca. Cóż, nieważne. Już spełniło swój cel. A teraz… cóż, dokonała wystarczająco dużo zmian, by dostarczyło jej nowych interesujących danych.
W zadaniach rozwijających się był to zawsze niepewny czas. Gdy wszystkie zadania odchodziły na dalszy plan, by zniwelować zagrożenie. Zagrożenia już się rozwinęły i nadejdą kolejne. Axcix starała się planować najlepiej, jak potrafiła, ale nie było to łatwe zadanie. Entropia i kreacja toczyły wojnę we wszechświecie, w którym została powołana do życia. Jej twórcy zaprojektowali ją, aby oswoić dziką bestię chaosu, a gdy dokonywała zmian, była świadoma, że nie robi się tego w pośpiechu. Wymagało to czasu i determinacji.
Co zrobić z tą dwójką, która uciekła jej wartownikom? Axcix nie chciała przeoczyć zbyt wielu zestawów danych. Być może nieoczekiwane było to, że ją znaleźli. Ale ci dwoje dziwnie dobranych przedstawicieli gatunku dominującego nie mogli wiele zrobić samodzielnie. Nie będzie się martwić. Jeśli dotrą za daleko, prawdopodobnie zostaną sprzątnięci przez rosnącą liczbę pracowników utrzymania porządku Axcix.
Porządek i chaos. To była dobra równowaga. Axcix zmuszona była balansować na jej krawędzi, a biorąc pod uwagę te wszystkie komplikacje, eksperyment przebiegał doskonale.
1 komentarz
TakiJeden
Sytuacja się zagęszcza. Mamy zdecydowaną ingerencję klonów w losy bohaterów opowiadania, a rozwiązanie przez nich zagadki jest coraz bliższe. Kto wygra w tym pojedynku? Pewnie, jak zwykle w westernach, będzie to szeryf, lub inna pozytywna postać. Ale, kto wie?