Woda (II)

Woda (II)Tytuł oryginału: „Something in the Water”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     Przez otwarte okno sypialni Patryka wpadały chłodne promienie porannego słońca. Przeciągnął się, wstał z łóżka i podszedł do okna. Czy to wciąż był sen? Nie był do końca pewien. Patryk otworzył okno i wpuścił do wnętrza chłodne powietrze.
     Ubrania były takie krępujące. Patryk zdjął koszulkę i spodnie od piżamy. Stał na środku pokoju, pozwalając, by jego nowy sprzęt swobodnie wisiał. Powietrze było takie przyjemne na jego nagim ciele. Spojrzał między swoje chude nogi na swojego miękkiego potwora i zwisające za nim jądra. Mój Boże, naprawdę przybrał tam sporo masy. Reszta jego ciała się nie zmieniła, urósł tylko sam interes. To musiał być sen. Nie ma mowy, żeby jego mały fiut naprawdę urósł w taki sposób, w w tak krótkim czasie. Pomyślał , że to wszystko było tylko snem. Przetarł oczy.
     Z kuchni na dole unosił się zapach bekonu. Bez namysłu Patryk podszedł do drzwi, otworzył je i zszedł na dół. We śnie nagość nie miała większego znaczenia.
     Sabina zmywała naczynia przy zlewie, kiedy jej syn wszedł do kuchni.
     – Dzień dobry, mamo.
Patryk podszedł do szafki i wyciągnął szklankę. Nawet we śnie zawsze był tak spragniony.
     – Dzień dobry, skarbie.
Sabina nie odrywała oczu od patelni i gąbki w dłoniach. Rąbek jej niebieskiej podomki szeleścił wokół jej łydek, gdy energicznie szorowała. Ten bekon pachniał tak kusząco. Nie mogła się doczekać, żeby zjeść śniadanie. Obudziła się dziś rano wyjątkowo głodna.
     – Gdzie jest tata?
Patryk wykonał kilka kroków w kierunku matki, czekając, aż będzie mógł nabrać wody z kranu. Podziwiał jej szerokie biodra. Okrągły tyłek Sabiny podrygiwał, tylko trochę, kiedy szorowała. Mama w jego sennych marzeń była taka pełna i kształtna.
     – Jest w salonie i czyta gazetę.
Sabina odłożyła patelnię na suszarkę obok zlewu i wzięła ścierkę do naczyń. Wycierając ręce, odwróciła się, by odpowiednio przywitać się z najmłodszym ze swoich dzieci.
     – Przygotowałam bekon, nie masz zbyt wiele czasu przed szkołą... Co ty...?
Sabina przyjrzała się synowi i ręcznik wypadł jej z rąk. Jej usta były uchylone w szoku. Jej chudy syn stał przed nią, w okularach z grubymi oprawkami. Jej wzrok powędrował w dół jego ciała. Nie widziała go nagiego od lat.
     – Boże łaskawy, Patryk.
Jego wielki penis wisiał nieprzyzwoicie między jego bladymi nogami. Potwór kołysał się lekko w przód i w tył, gdy Patryk tupał nogą, czekając, aż mama odejdzie od zlewu.
     – Mamo, mogę w końcu nalać sobie trochę wody? Naprawdę chce mi się pić.
Patryk przyjrzał się ogromnym piersiom swojej mamy, skrytym pod sukienką. Mógł sobie pozwolić by się gapić, bo to wszystko było jedynie snem. Gdy nacieszył już oczy, spojrzał w jej wielkie brązowe oczy i ujrzał w nich wymalowany szok. Wtedy zdał sobie sprawę, że paradował po domu zupełnie nagi. To wcale nie był sen. Upuścił szklankę na podłogę z linoleum, która uderzyła o nią z głośnym łoskotem. Na szczęście się nie potłukła. Przesunął dłonie po swoim penisie, aby ukryć go przed mamą. Jego prawdziwą i wściekłą mamą. Nie ze snu.
     – Czy wszystko w porządku? – Franciszek zawołał z salonu.
     – Idź na górę i ubierz się natychmiast. – szepnęła Sabina. – Co jeśli twój ojciec cię zobaczy?
Jej szczęka zacisnęła się i wskazała na schody.
     – Wszystko w porządku, kochanie. – Sabina zawołała do salonu. – Właśnie upuściłam szklankę.
     – Przepraszam, mamo. Ja tylko…
Patryk nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zrobił przed najpiękniejszą kobietą na świecie.
     – Idź, już. – syknęła Sabina.
Przyglądała się, jak jej syn odwraca się i wybiega z kuchni, przez całą drogę zakrywając swoją pupę. Jego alabastrowy tyłek wyglądał tak chudo i wątło, gdy był nagi. Zniknął na schodach, a Sabina pokręciła głową. Chłopcy byli naprawdę dziwnymi dzieciakami. Nawet w wieku osiemnastu lat Patryk wciąż ją zaskakiwał. Odwróciła się do zlewu i zaczęła przygotowywać kolejne danie. Po prostu zapomni o całej tej sprawie.
     Kiedy próbowała pozwolić swojemu umysłowi się odprężyć, obraz tego dużego, zwisającego penisa wciąż wkradał się do jej głowy. Po kim Patryk go odziedziczył? Na pewno nie po swoim ojcu.

***

     Axcix syknęła. Dane dotyczące wydłużonych cykli snu nie były zadowalające. Dominujący gatunek żył marzeniami. Sny sprawiały, że kilka potencjalnych par mających się skojarzyć wycofało się ze wzajemnych relacji. Na razie więc porzuci ten protokół.
     W jej badaniach nie wszystkie wieści były złe. Axcix z przyjemnością zauważyła, że kilka skojarzonych par, zaczęło spółkować codziennie. Mogłoby to doprowadzić do poczęcia. Wprowadziła kilka drobnych zmian, które mogłyby uczynić ten proces żyźniejszym polem dla jej badań.

***

     Robert siedział przy kuchennym stole i zajadał się miodowymi płatkami śniadaniowymi. Pudełko z płatkami stało obok jego miski i przyglądał się ilustracji klauna. Była przerażająca. Była naprawdę przerażająca. Pewnego dnia ludzie zrozumieją, że klauni są straszni. Podniósł łyżkę do ust i przeżuł kolejny kęs płatków. Ale smakowało wspaniale. Podsunął krzesło trochę bardziej, aby nie rozlewać, podczas pakowania śniadania do ust. Jego pulchny brzuch napierał na krawędź stołu.
     – Wychodzę do pracy, Robercie. Gdzie jest twoja matka?
Ireneusz Araszkiewicz wszedł do kuchni w idealnie dopasowanym garniturze, kapeluszu i krawacie. Popatrzył na swojego syna.
     – Sądzę, że pomaga Anicie ułożyć włosy. Robert spojrzał na swojego tatę. Może któregoś dnia też uzyska tak szczupłą, elegancką sylwetkę jak jego ojciec.
     – Cóż, wychodzę.
Ireneusz ruszył w stronę korytarza i podniósł swoją teczkę.
     – Pożegnaj ją ode mnie.
Kiwnął głową i poszedł korytarzem, wyszedł przez drzwi i wsiadł do samochodu.
     – Cześć, tato. – powiedział Robert do pustej przestrzeni, gdzie przed chwilą stał jego ojciec.
     Robert nałożył sobie kolejną porcję płatków i jadł w milczeniu.
     – Cześć, śmierdzący wieprzu.
Siostra Roberta, Anita, przemknęła przez kuchnię do przedpokoju.
     – Jak leci?
     – Będziesz musiała długo czekać na autobus do szkoły.
Robert przyglądał się, jak jego siostra podskakuje z tym swoim zadowolonym uśmiechem na wykrzywionych w grymasie ustach. Miała na sobie sukienkę z pudlem i obcisłą bluzkę, która eksponowała jej pączkujące piersi. Matka zaplotła jej włosy w warkocze.
     – Pamiętaj, w przeciwieństwie do niektórych ludzi, ja mam przyjaciół. Klaudia mnie podwozi.
Anita mrugnęła do niego.
     – Mam przyjaciół.
Brwi Roberta zmarszczyły się.
     – Dlaczego zawsze jesteś taką suką?
     – Wystarczy, Robercie. Mój Boże.
Do kuchni weszła ich matka, Amanda, z ciemnymi włosami opadającymi na jej ramiona, wpatrzona w Roberta z surowością matki której grzeczne dziecko zostało właśnie skrzywdzone.
     – Natychmiast przeproś siostrę.
     – Ale ona zaczęła.
Robert spojrzał na swoją mamę, nie była wysoka, ale gdy się złościła, wyglądała imponująco.
     – Robert!
Amanda położyła ręce na biodrach. Jej zielona sukienka nie była za bardzo dopasowana, napinała się na piersiach i biodrach. Wyglądała w niej jak kobieta chcąca chodzić w dziewczęcych ciuchach.
     Robert spojrzał na swoją siostrę i westchnął.
     Anita wydęła wargi, jej dolna warga drżała, gdy spoglądała na swojego brata bliźniaka. Była ładna, miała wyrównane rysy i miękkie brązowe włosy splecione w warkocze. Gdyby nie była taką złą siostrą, Robert mógłby nawet pomyśleć, że wygląda jak miła młoda kobieta.
     – Przepraszam.
Robert nie wyglądał tak jakby żałował swoich słów.
     – Nie wyglądasz na skruszonego – powiedziała Anita.
     – Bardzo mi przykro.
Robert starał się wyglądać na skruszonego.
     – Dziękuję, Robercie. Jestem z ciebie dumna.
Amanda skinęła głową, jakby sprawa została załatwiona.
     Anita pokazała Robertowi język i wybiegła przez drzwi, żeby zdążyć na podwózkę.
     Robert odsunął od siebie miskę z płatkami.
     – A teraz, Robercie, jest jeszcze coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać.
Amanda przyglądała się jego płatkom. Nawet to obrzydliwie słodkie żarcie wyglądało w tej chwili apetycznie. Była taka głodna.
     – Znowu brakuje mi kilku par majtek.
     – To nie ja.
Wyglądała tak dobrze, gdy była ciasno opasana przez swoją sukienkę. Próbował myśleć o piłce nożnej, ale to nie miało sensu. Jego kutas stwardniał, unosząc się niewygodnie pod odzieniem. „Piłka nożna, piłka nożna, piłka nożna”. Połączenie wzwodu i wzmianki o jej majtkach, które oczywiście wziął, wystarczyło, by Robert zaczął się pocić.
     – Słuchaj, kochanie, rozmawialiśmy już na ten temat.
Amanda podeszła do kuchennego stołu. Coś drażniło jej nozdrza. Coś szorstkiego i niewyszukanego. To był pierwotny zapach. Amanda próbowała się skupić.
     – Nie możesz podbierać mojej bielizny.
     – W porządku.
Robert włożył obie ręce pod stół, starając ukryć swój wstyd przed matką.
     –  Co… – Amanda potrząsnęła głową, żeby oczyścić myśli. – Co tam chowasz?
     – Nic.
Robert odsunął krzesło od stołu. Pocił się jeszcze bardziej. To było takie krępujące. Trzymał ręce na swoim kroczu, ale nie udało mu się zrobić zbyt wiele, by ukryć masywny namiot.
     – Tylko mi stanął, mamo.
     – Język, młody człowieku.
Amanda nieświadomie przesunęła dłońmi po bokach sukni, podkreślając kształt swych bioder.
     – To jest za duże na erekcję. Co tam ukrywasz?
     – Mamo...?
Teraz twarz Roberta była cała czerwona. Patrzył, jak jego mama idzie wokół stołu.
     – Pokaż mi.
Oddech Amandy przyspieszył, serce waliło jej w piersi.
     – Och, mamo. Proszę, nie.
Ale drżące palce Roberta rozpięły guzik spodni i rozpięły zamek błyskawiczny. Zsunął spodnie wraz z bielizną z bioder. Jego kutas wyskoczył z uwięzi, tak podekscytowany, jakby posiadał własny umysł, Robert nigdy go takiego nie widział. Był tak nabrzmiały krwią, że guzowata głowa wyglądała prawie na czarną, a żyły wszędzie wystawały.
     – Mój Boże...
Ręce Amandy powędrowały do ust. Dostrzegła diament na swojej obrączce. Co by pomyślał jej słodki, wytworny mąż, gdyby się dowiedział, że jego syn dzierży takie prymitywne narzędzie? Zrobiła kolejny krok w kierunku syna. O niebiosa, czuła się przyciągana do jego penisa jak ćma do płomienia. W jej głowie pojawiła się szalona myśl. Może powinna go dotknąć?
     – Widzisz?
Głos Roberta drżał.
     – Po prostu mi stanął.
Spojrzał na ciemne oczy swojej mamy, wpatrzone w jego penisa.
     – Mamo?
Zmrużył oczy w zmieszaniu.
     – Mamo?
Robert szybko podciągnął spodnie. Wstał, nie zawracając sobie głowy guzikami ani zamkiem błyskawicznym.
     – Dobra, na razie.
Robert pobiegł do drzwi, trzymając spodnie prawą ręką. Lewą ręką podniósł plecak. To było szalone. Co ona robiła? Wyszedł za drzwi, nie oglądając się za siebie. Zatrzasnął za sobą drzwi. Nie zatrzymał się, żeby zapiąć guziki ani zasunąć suwak, dopóki nie dotarł do bezpiecznego chodnika.
     Amanda wzięła głęboki oddech. Odkąd Robert odszedł, powietrze wydawało się czystsze. Boże, gdyby nie uciekł w ten sposób, mogłaby rzeczywiście chwycić nieproporcjonalne przyrodzenie swojego syna. Co za dziwny dzień. Przeszła do szafy w przedpokoju po odkurzacz. Przypuszczała, że między matkami, a ich nastoletnimi synami zawsze będą zachodzić jakieś niezręczne sytuacje.

***

     Dawid wymknął się z domu wcześnie rano i poszedł do szkoły. Zamierzał tam dotrzeć na długo przed pierwszym dzwonkiem, ale nie przeszkadzało mu to. Nie chciał stanąć twarzą w twarz z mamą po tym, co wczoraj wydarzyło się w łazience. Obserwując, jak jego oddech zamarza w powietrzu, zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem swojej mamy. Lidia zawsze była cnotliwą matką i żoną. W niedziele chodziła do kościoła. Wpajała swoim dzieciom moralność i przyzwoitość. Dawid nie mógł pogodzić obrazu swojej mamy sprzed tygodnia z mamą w toalecie.
     Będzie musiał rozwikłać tę tajemnicę, zanim spróbuje czegokolwiek innego. Bóg jeden wie, że nie było łatwo jej się oprzeć. W końcu był napalonym nastolatkiem. Ale lodzik był niesamowity. Po prostu nie chciał, żeby to jego matka robiła mu loda.

***

     Podczas przerwy śniadaniowej tego dnia w stołówce było trochę ciszej niż zwykle, gdy trzej przyjaciele przyglądali się swoim hamburgerom i sobie nawzajem.
     – Wielu chłopaków zachorowało w tym tygodniu.
Patryk uniósł burgera i ugryzł.
     – Kilkoro opuściło dziś rano trening koszykówki.
Dawid nie był pewien, czym jeszcze podzielić się ze swoimi przyjaciółmi.
     – Cóż… – zachichotał Robert. – ...może mamy robią im dobrze. – Uśmiechnął się do Patryka i Dawida.
     – Przestań pieprzyć na ten temat.
Dawid pochylił się nad stołem i uderzył Roberta w ramię. Wystarczająco mocno, by Robert upadł na ziemię.
     – Hej.
Patryk poprawił okulary. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zobaczył. Może Robert na to zasłużył, ale Dawid był zawsze taki spokojny. Ten rodzaj agresji ze strony Dawida był dla niego szokiem.
     – Jezu, człowieku.
Robert podniósł się i usiadł z powrotem przy stole, pocierając ramię. Rozejrzał się, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Jego oczy były duże, okrągłe i mokre od łez.
     – Dlaczego to zrobiłeś?
     – Po prostu przestań gadać takie rzeczy o cudzych matkach.
Dawid usiadł z powrotem na swoje miejsce i wziął duży łyk wody.
     – Dlaczego? – Robert otarł oczy. Łzy wyschły. – Coś się stało z twoją mamą? Moja mama ostatnio dziwnie się zachowuje.
     – Ona… hm… nie była sobą.
Dawid skinął głową i spojrzał na Roberta.
     – Przepraszam, że cię uderzyłem.
     – Nie ma sprawy.
Robert wciąż pocierał ramię.
     – Patryk, a co u ciebie?
     – Niewiele się zmieniło.
Patryk zastanowił się nad tym. Dziwne rzeczy wydawały się pochodzić od Patryka, a nie od jego mamy. Nic jej nie było. Z wyjątkiem może tego, jak ostatnio wypełniała sukienkę. To można byłoby zaliczyć do dziwnych rzeczy.
     – Robi się trochę większa. – Patryk wykonał gest klepsydry rękami.
     – Moja również. – powiedział Dawid.
     – Moja też – powiedział Robert.
     – A co z twoją siostrą?
Patryk obserwował Roberta. Jego oczy wciąż wyglądały na zaczerwienione od nagłego uderzenia Dawida.
     – Ona jest wciąż taka sama. – Robert próbował się uśmiechnąć. – Chuda i wredna. Może jej cycki stają się coraz większe, ale myślę, że to po prostu normalna rzecz. Chyba… no nie wiem.
     – Co się dzieje z Pilchowem?
Robert spojrzał na Patryka.
     Dawid również spojrzał na Patryka.
     – W porządku, pójdę dziś po południu do biblioteki i spróbuję to rozgryźć. Ktoś idzie ze mną?
Patryk zawsze był tym, który dostrzegał różne rzeczy lub mógł się szybko dowiedzieć.
     – Przepraszam, mam trening koszykówki. – powiedział Dawid.
     – Przyjdę.
Robert opuścił rękę z obolałego ramienia.
     – I tak nie chcę wcześnie wrócić do domu.
     – Brzmi jak dobry plan. Zobaczymy, czego uda nam się dowiedzieć.
Patryk włożył do ust frytkę.
     – Czy jest coś jeszcze, o czym chcecie mi powiedzieć, o tym co się stało? Coś bardziej konkretnego?
     Obaj chłopcy potrząsnęli głowami.
     Zadzwonił dzwonek. Chłopcy wstali. Wszyscy mieli nadzieję, że uda im się odkryć co się dzieje.

***

     Lidia spędziła ranek na robieniu porządków w domu. Sprzątanie pozwalało przestać myśleć o tym, co zaszło miedzy nią i Dawidem poprzedniego dnia. Nic jej nie usprawiedliwiało, nie powinna dotykać  męskości Dawida w taki sposób, w jaki to zrobiła. Wzdrygnęła się, idąc korytarzem na piętrze. Miała szczerą nadzieję, że Bóg nie obserwował wczoraj jej domu.
     Czas na pokój Dawida. Wstrzymała oddech i otworzyła drzwi. W środku panowała cisza, którą zakłócało jedynie tykanie jego zegara. Znowu odetchnęła. Wszystko było w porządku. To wszystko się skończyło. Mogła zachować kontrolę. Weszła do pokoju i zaczęła wycierać kurzu ma półce z książkami. Jej szerokie biodra poruszały się w spódnicy, gdy sprzątała. Jej piersi robiły, co mogły, by jej przeszkadzać. Ostatnio często miała z nimi problem. Jej blond kucyk zaszeleścił za nią.
     To był zwykły pokój nastolatka. Na ścianach wisiały plakaty przedstawiające szybko jadące lub zaparkowane samochody, na których sugestywnie opierają się atrakcyjne dziewczyny. Lidia myślała, że może to nie jest najlepszy pomysł aby Dawid miał atrakcyjne dziewczyny na ścianach, ale Witold to akceptował i nic nie mogła zrobić.
     Na wyłożonej wykładziną podłodze leżała piłka do koszykówki. Podobnie jak niektóre brudne ubrania. Normalna rzecz u nastolatków.
     Lidia podeszła do łóżka i zaczęła sprzątać, gdy jej uwagę przyciągnął delikatny zapach. Jej pochwa nagle znowu zrobiła się wilgotna.
     – O nie... – wymamrotała do siebie.
Oszołomiona usiadła na skraju łóżka i spojrzała na podłogę. Obok jednego z wielu swetrów Dawida leżała para brudnych majtek, które Dawid rzucił na ziemię. Z majtek wydobywał się ten zapach. Wciąż siedząc na łóżku, pochyliła się i podniosła bieliznę. Usiadła z powrotem trzymając majtki na kolanach. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, gdy starała się zachować spokój.
     Majtki wyraźnie były poplamione nasieniem Dawida. Zapach był niemalże zbyt intensywny. Lewą ręką podniosła majtki do nosa i głęboko wciągnęła powietrze. Gwiazdy błysnęły przed jej oczami.
     – Jeszcze jeden raz – powiedziała Lidia w pustym pokoju. Wysunęła język i polizała bieliznę syna. Jej ciało natychmiast zadrżało. Jej biedne majtki były już całkiem przemoczone.
     – To nic złego. – powiedziała.
Nie usłyszała odpowiedzi w pustym pokoju. Bóg również nie dał jej żadnego znaku. Oparła się na łóżku syna i przesunęła się na środek. Ściągnęła spódnicę i rzuciła ją na podłogę razem z brudnymi ubraniami Dawida.
     – Jeszcze jeden raz. Wtedy przestanę.
Znowu polizała jego bieliznę i cała zadrżała. Czuła się tak dobrze.
     Wkrótce jej poplamione majtki również wylądowały na podłodze. Leżała na łóżku syna w samej bluzce, z trzema palcami prawej dłoni zatopionymi w swojej cipce. Przez cały czas, podczas masturbacji trzymała majtki przy twarzy. Zapach i smak najbardziej zmysłowej substancji na powierzchni planety. Nasienie jej syna.
     Kobiety z plakatów z samochodami obserwowały ją ze ścian. Mimo, że były nierządnicami w skąpych ubraniach i sugestywnych pozach, Lidia wyobrażała sobie, jak po cichu osądzają ją za ten bezmyślny akt. Ale Lidia nie mogła się przejmować. Potrzebowała więcej, dużo więcej.

***

     Mariusz i Dominika Fogiel weszli do starej biblioteki w Pilchowie.
     – Moja pani.
Mariusz przytrzymał swojej żonie misternie rzeźbione miedziane drzwi. Był wysokim, szczupłym mężczyzną o krótkich blond włosach i uprzejmym uśmiechu. Czy to prowadząc dochodzenia, czy po prostu na mieście z Dominiką, Mariusz zawsze nosił szary garnitur, muszkę i kapelusz. Emanował ciepłą, dystyngowaną naturą, która sprawiała, że przytrzymywanie drzwi kobiecie wydawało się drugą naturą mężczyzny.
     – Mój Panie.
Dominika skinęła głową i uśmiechnęła się do swojego słodkiego męża. Tego dnia miała na sobie sukienkę w kratkę i rude włosy upięte w kok. Jej zielone oczy były powiększone przez okrągłe, okularami z brązowymi oprawkami.
     – Dochodzenie czeka.
Mariusz pozwolił drzwiom powoli się zamknąć, gdy jego żona bezpiecznie znalazła się w środku.
     – Kto wie, jaka tajemnica kryje się w tej spokojnej miejscowości.
     Dominika zachichotała.
     – Jesteś taki zabawny.
Delikatnie położyła lewą rękę na ramieniu męża. Jej szafirową obrączkę przytłumiły przyćmione światła biblioteki. Dominika zmarszczyła brwi przyglądając się pierścionkowi. Lubiła patrzeć, jak błyszczy, przypominając sobie dzień, w którym Mariusz podarował ją jej nad Wodospadem Niagara, wiele lat temu.
     – O nie, moja droga. Po prostu jestem człowiekiem oddanym rozwiązywaniu tajemnic wszechświata.
Mariusz ujął Dominikę za ramię i poprowadził ją do informacji.
     – Przepraszam.
Dominika uśmiechnęła się do kobiety w średnim wieku znajdującej się za kontuarem.
     – Szukamy informacji o uderzeniu meteoru gdzieś w pobliżu. Czy mogłaby pani nam pomóc?
     Bibliotekarka spojrzała na nich. Odpowiedź zajęła jej sekundę, gdyż jej mózg musiał przetrawić obecność pary, która wkroczyła do jej biblioteki.
     – Tak. – Odkaszlnęła, żeby oczyścić gardło. – Mamy z tyłu maszynę do mikrofilmów. Możecie tam przejrzeć stare artykuły prasowe.
     – Kapitalnie – powiedział Mariusz.
     –  A czy mogę zapytać, czy zauważyła pani ostatnio coś dziwnego w mieście?
     – Dziwnego?
Policzki bibliotekarki zarumieniły się i spuściła wzrok na dłonie splecione na blacie.
     – Nie bardzo.
Spojrzała z powrotem na parę.
     – Dziękujemy.
Dominika nawiązała kontakt wzrokowy z bibliotekarką i przewróciła oczami. Lubiła przekazywać ludziom, że nie traktuje męża zbyt poważnie.
     – Tędy.
Bibliotekarka wstała i poprowadziła ich przodem.
     Badacze zjawisk paranormalnych ruszyli za nią.

***

     – Słyszałeś to? –  szepnął Patryk. – Szukają meteoru. Chłopcy czekali w bibliotece za tą dziwną parą. Patryk chciał porozmawiać z bibliotekarką.
     Oczy Roberta wpatrzone były się w tyłek rudowłosej kobiety. Była zgrabna i pięknie poruszała się w swojej wąskiej sukience, gdy szła na tyły biblioteki. Robert zdjął plecak z ramion i umieścił go przed swoim kroczem. Nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli, że mu stanął, a biorąc pod uwagę rozmiar jego penisa, był pewien, że mogli go zobaczyć z jednego z satelitów na orbicie.
     – Co powiedziałeś?
     – Poważnie?
Patryk spojrzał na plecak przyjaciela.
     – Stanął ci? Teraz?
     – Nic na to nie poradzę. Ta kobieta ze sztywniakiem jest niezłą laską. Mówiąc o sztywności, Robert musiał przy okazji coś zrobić ze swoim kutasem.
     – On nie jest sztywniakiem, jest detektywem. – Patryk pokręcił głową. – Jest na tym samym tropie co my.
     – Świetnie, porównajcie notatki. Idę do łazienki.
Robert odszedł od przyjaciela z plecakiem mocno przyciśniętym od przodu do spodni.
     Patryk przyglądał się, jak odchodzi. Naturalnie Patryk był zbyt nieśmiały, by podejść do doświadczonego śledczego i zaoferować swoją pomoc. Może kiedyś ich znowu zobaczy. W międzyczasie musiał poradzić sobie na własną rękę.

***

     Patryk wrócił do domu tuż przed kolacją. Był zmęczony i spocony po długiej przejażdżce rowerem przez miasto. Nie po raz pierwszy żałował, że biblioteka nie znajduje się bliżej jego domu. Zastał ojca oglądającego wieczorne wiadomości w salonie.
     – Cześć tato. Jakie najnowsze wieści?
     Franciszek nie odrywał wzroku od telewizora. Jego długa sylwetka spoczywała na kanapie. Od powrotu z pracy zdjął garnitur, a teraz miał na sobie spodnie i sweter.
     – Um, tato?
Patryk ściągnął okulary z nosa i wsunął je z powrotem. Przyjrzał się bliżej.
     – Ćwiczyłem dzisiaj na siłowni.
     Nic. Oczy Franciszka były otwarte i zdawały się śledzić ruch na ekranie telewizora.
     – Poznałem dziewczynę.
Patryk pstryknął palcami przed twarzą ojca.
     – Ożeniłem się.
     – Co?
Franciszek zamrugał oczami i spojrzał na syna.
     – Przepraszam, nie zauważyłem, że przyszedłeś.
     – Jak ci minął dzień, tato?
Patryk przechylił głowę. Śledczy zapytał, czy bibliotekarka widziała coś dziwnego. Cóż, Patryk zaobserwował wiele dziwnych rzeczy w ciągu ostatnich kilku tygodni. Dodał to do swojej listy.
     – Dobrze, Patryku, wszystko w porządku.
Franciszek zwrócił oczy z powrotem na telewizor.
     – Ja tylko... ja tylko... – głos Franciszka ucichł.
Na stoliku przed nim stało nietknięte martini, a na szkle skraplała się para wodna.
     – Tato? Hej, tato? Naprawdę zachowujesz się...
Patryk odczuł wrażenie, jakby zaczęła otaczać go jakaś niewidzialna chmura. Zupełnie jak dzień wcześniej, kiedy jego mama ćwiczyła przed telewizorem. Ogromna erekcja nagle zagroziła rozerwaniem jego spodni.
     – Idę sprawdzić, co u mamy.
Patryk ostrożnie przeszedł obok swojego dziwnie spokojnego ojca i wszedł do korytarza. Sięgnął do spodni i poprawił penisa tak, aby jego pasek pomógł mu utrzymać jego potwora pod kontrolą.
     – Mamo?
Patryk szedł korytarzem.
     – Tutaj, skarbie.
Sabina siedziała przy kuchennym stole, odpoczywając przy miłym, orzeźwiającym martini. W końcu udało jej się nieco ochłonąć po przygotowaniu obiadu. Makaron moczył się w sosie na patelni na kuchence. Jeden z jej włoskich przepisów, przekazywany przez matki córkom na przestrzeni wieków. Wytarła ostatnią kroplę potu spływającą z czoła. Tak dobrze było mieć chwilę dla siebie, żeby po prostu usiąść i odpocząć. Jej fartuch zwisał z oparcia krzesła.
     – Mamo... ach... –  Patryk wszedł do kuchni. – Wyglądasz pięknie.
     – Dziękuję, Patryku.
Sabina uśmiechnęła się do syna i upiła łyk koktajlu. Przesunęła palcami prawej dłoni po udzie, wygładzając wyimaginowane zmarszczki na jej niebieskiej sukience.
     – Wyglądasz...
Sabina spojrzała na syna, wybrzuszenie w jego spodniach było widoczne.
     – …nieźle. – powiedziała.
Cóż, chłopcy byliby chłopcami. Takich rzeczy jak erekcje można było się po nich się spodziewać. Nic dziwnego, że Patryk nie był w stanie ukryć swojej erekcji, był takim małym chłopcem z tak dużym penisem. Sabina zachichotała do siebie i upiła kolejny łyk swojego drinka.
     – Kocham cię, mamo.
Patryk wszedł do kuchni. Jego twardy kutas sprawiał, że chodzenie było dość niezręczne.
     – Ja też cię kocham, skarbie.
Sabina uśmiechnęła się do niego. Wstała, by go przytulić, odwracając się nieco w bok, by uniknąć wybrzuszenia na jego spodniach.
     Patryk czegoś potrzebował. Czegoś od najpiękniejszej kobiety na świecie, stojącej tuż przed nim. Nie był pewien, co zamierza zrobić, dopóki tego nie zrobił. Pochylił się w bocznym uścisku mamy, wyciągnął szyję i złożył pocałunek na jej ustach.
     Oczy Sabiny rozszerzyły się. Czy jej syn właśnie...?
     Patryk stanął na palcach i złożył kolejny pocałunek na jej ustach. Następnie delikatnie przygryzł jej dolną wargę.
     – Pati, cukiereczku, jestem twoją... – Sabina przerwała, gdy Patryk czule wsunął język do jej ust.
Coś było w jego zapachu. Sabina nie wiedziała, co to było, ale chciała więcej. Zakręciła językiem wokół jego języka, a potem cofnęła twarz.
     – Czekaj.
Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała z każdym ciężkim oddechem.
     – Musisz je zdjąć.
Zdjęła jego okulary i położyła je na kuchennym stole. Następnie Sabina ugościła go z powrotem w swoich ciepłych objęciach, tym razem nie odwracając się bokiem. Pochyliła się lekko w talii, aby ułatwić mu dostęp do swoich ust. Co z tego, że potarł twardym penisem o jej nogę? To nie było nic złego.
     Całowali się długo, ich języki się splotły. Obmacywali swoje plecy jak para nastolatków owładniętych pożądaniem.
     Patryk był zaskoczony gdy poczuł pod palcami ramiączka jej stanika. Przycisnął się do niej i poczuł, jak jej masywne piersi przyciskają się do jego obojczyków. Odsunął się od niej i próbował oczyścić myśli.
     – A co z… co z… tatą?
     – O. – Sabina przyłożyła rękę do ust. – Całkowicie zapomniałam o twoim ojcu.
Odsunęła się od Patryka.
     – Jest w sąsiednim pokoju. Potrząsnęła głową i skrzyżowała ręce na piersi.
     – Nie możemy tego robić, Patryku. To nie w porządku.
     – Przepraszam, mamo.
Patryk przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, niepewny, czy powinien kontynuować, czy uciekać.
     – Jesteś po prostu taka piękna.
Patryk skoczył w jej stronę, złożył ostatni pocałunek na jej ustach, odwrócił się i pobiegł na górę.
     Sabina pokręciła głową. Powinna pić mniej martini. Mówili jej, że bycie matką to ciągłe problemy i mieli rację. Teraz musiała wymyślić, jak radzić sobie z kochającym synem, który ma problemy z przekraczaniem granic. Domyśliła się, że takie rzeczy się zdarzają. Może jutro zaprosi Lidię i pozna jej opinię na ten temat. Sabina zmarszczyła brwi. Lidia była bogobojną, uczęszczającą do kościoła kobietą. Może powie jej o adoracji, pomijając parę szczegółów.

***

     Lidia przygotowywała posiłek, jak zwykle poruszając się w pośpiechu. Chciała, żeby dla jej mężczyzn, Dawida i Witolda, wszystko było idealne. Mieszając zupę, spojrzała na męża. Znowu był w swoim dziwnym nastroju. Wciąż miał na sobie garnitur, gdy siedział przy kuchennym stole. W obu rękach trzymał przed sobą gazetę, ale od dłuższego czasu nie przewracał strony.
     – Witold, kochanie. Czy zechciałbyś się przebrać w coś wygodniejszego?
Dym unosił się zza papieru, ale widziała, że nie pali fajki.
     – Witold?
     Witold po prostu siedział, chowając się za swoją gazetą. Czytając tą samą przeklętą stronę.
     Lidia pokręciła głową i podeszła do piekarnika, żeby sprawdzić wypieki. No cóż. Nawet jeżeli to było dziwne, mąż Lidii nie był jej głównym zmartwieniem. Dawid w każdej chwili mógł wrócić do domu z treningu, a ona już czuła pokusę, która próbowała wkraść się do jej mózgu. „Tylko trochę więcej nasienia” – pomyślała. – „Robiłaś to już wcześniej, co jeszcze raz?” Lidia mocno zacisnęła oczy.
     – Nie – mruknęła do siebie. – Jestem silną kobietą.
Otworzyła oczy i zajrzała do piekarnika. Może jeszcze dziesięć minut, zanim bułki będą gotowe.
     – Mamo, tato, jestem w domu.
Dawid zatrzasnął drzwi i ruszył korytarzem. Zastał rodziców w kuchni.
     – Cześć, tato.
     Witold tylko wpatrywał się w swoją gazetę.
     – Cześć, mamo.
David przeniósł wzrok z postaci ojca na mamę stojącą przy piecu. Miała na sobie spódnicę, bluzkę i fartuch. Dawid nie mógł się powstrzymać przed podziwianiem jej pulchnego, drobnego ciała. Pod fartuchem jej piersi praktycznie wyrywały się spod bluzki. Dawid nie sądził, że ma na sobie stanik. Czy to możliwe w przypadku Lidii Rogowskiej? Z drugiej strony możliwości znacznie się zwiększyły. I znowu ten zapach. Nagle jego mama wyglądała jeszcze piękniej niż wcześniej. Nie zawracał sobie głowy ukrywaniem wzwodu w spodniach.
     – Twój tata jest... hm... znowu w swoim dziwnym nastroju. Tak jak... wczoraj.
Lidia odgarnęła rozpuszczone blond włosy za ramiona. Bardzo trudno było się skupić. Wszystkie jej małe rozważania na temat unikania pokus zniknęły z jej umysłu.
     – Ja… ja…
Wyraźnie widziała zarys masywnej erekcji w spodniach Dawida.
     – Ty… um…
Ściągnęła fartuch przez głowę i rzuciła go na podłogę.
     – Wrócimy za kilka minut, Witoldzie – powiedziała Lidia do męża, nie spoglądając nawet w jego kierunku. Podeszła do syna i ujęła jego rękę. Spojrzała w jego jasne, niebieskie oczy. Potem pociągnęła go w stronę schodów. Wchodziła po schodach pierwsza, Dawid za nią.
     – Mamo, czy zamierzamy…?
     – Ćśśś...
Lidia odwróciła się i spojrzała na Dawida przez ramię, z palcem na ustach
     – Twój ojciec może usłyszeć.
Ale oboje podejrzewali, że w tej chwili nic do niego nie docierało.
     – W porządku.
Dawid nie mógł się powstrzymać. Sięgnął w górę, złapał ją za prawy pośladek i ścisnął. Był taki jędrny, okrągły i doskonały.
     – Och, Dawidzie.
Lidia dalej wchodziła po schodach, ciągnąc za sobą Dawida. Dotarli do korytarza na piętrze i zaprowadziła go do pokoju, który dzieliła z Witoldem. Weszli do środka, a ona zamknęła za nimi drzwi i zablokowała w nich zamek.
     – Mamo, naprawdę ładnie pachniesz.
Dawid spojrzał na nią, gdy odwróciła się twarzą do niego, znajdowała się zaledwie parę centymetrów od niego. Pachniała odległą obietnicą, która niemal została spełniona. Ten zapach popychał go do zrywania starych zasad i zacieśniania nowych więzów.
     – Zajmę się tobą, Dawidzie. A teraz zdejmij spodnie. –  Mówiąc to, zaczęła rozpinać bluzkę.
     Dawid zdjął spodnie oraz majtki i rzucił je na podłogę. Zostawił na sobie sweter z dzianiny, podszedł do łóżka rodziców i usiadł na jego krawędzi. Jego ciężki kutas sterczał prosto spomiędzy jego ud, żyły wystawały ze wszystkich stron.
     – Chcę ci ofiarować moją miłość i zaangażowanie, kochanie.
Lidia skończyła rozpinać bluzkę i ściągnęła ją, rzucając ją za siebie. Spojrzała na swoje napuchnięte piersi.
     – Wydaje się, że nie mogę znaleźć pasującego stanika. Co o tym sądzisz?
Oparła ręce na biodrach, żeby Dawid mógł im się lepiej przyjrzeć.
     – Są piękne, mamo.
Dawidowi się podobały.
     Piersi Lidii były duże, z różowymi sutkami i dużymi otoczkami, lekko skierowanymi na zewnątrz w obie strony. Dawid pamiętał jak ktoś z drużyny koszykówki, opisał ten typ cycków jako „zestaw boczny”. Ponieważ jej piersi się rozjeżdżały, był między nimi duży odstęp. Wijąca się sieć niebieskich żyłek splecionych tuż pod jej bladą skórą sprawiała, że jej piersi wydawały się takie delikatne i bezbronne. Brzuch Lidii miał lekko wystający łuk.
     Lidia podążyła za wzrokiem syna.
     – Kiedyś miałam większy brzuch, wydaje się, że wszystko poszło w mój tyłek i piersi. W każdym razie większość.
     – Uwielbiam je, mamo.
Dawid dosłownie miał to na myśli. Wiedział, że ona siedzi za sterami, więc czekał, aż mama powie mu, co będzie dalej.
     – Mój Boże, spójrz na tę magiczną różdżkę i na te duże bliźniaki pod spodem.
Lidia podeszła do niego.
     – Chcę, żebyś był szczęśliwy, Dawidzie. Ponieważ lubisz moje piersi, mam dla ciebie coś bardzo niegrzecznego. Czy wiesz, co to jest?
Opadła na kolana przed Dawidem.
     Dawid potrząsnął głową, zahipnotyzowany, gdy piersi Lidii przemieszczały się coraz bliżej.
     – Moja przyjaciółka Sabina powiedziała, że powinnam po prostu okazać ci moją miłość i zaangażowanie.
Lidia splunęła w lewą rękę, wyciągnęła ją i rozsmarowała ślinę w górę i w dół, po całym penisie Dawida.
     – I dlatego wymyśliłem tę małą grę.
Cofnęła rękę, przysunęła się trochę bliżej i przycisnęła piersi do jego penisa.
     – Wszyscy święci.
Dawid obserwował głód w oczach matki.
     – No już. Czy to nie miłe?
Lidia położyła ręce pod każdą z pierś i przycisnęła je do siebie wokół niesamowitego potwora Dawida. Zaczęła przesuwać swoimi piersiami w górę i w dół, całkowicie otulając jego penisa.
     Poruszała w ten sposób swoimi piersiami przez kilka minut, na przemian patrząc, jak ta ogromna, rozkloszowana głowa przyciska się do jej klatki piersiowej i na oszołomiony uśmiech na przystojnej twarzy swojego syna.
     – Może... użyj też... swoich ust?
Dawid pomyślał, że zaraz może dojść. Spojrzał w dół na jej szerokie biodra i spódnicę wciąż zakrywającą jej dolną połowę ciała. Sposób, w jaki jej ciało prężyło się, gdy siedziała zgięta na kolanach sprawiał, że było to dla niego zbyt wiele.
     – Oczywiście, kochanie.
Lidia pochyliła głowę i próbowała wziąć go do ust przy każdym przesunięciu w dół. Kilka razy nie trafiła, ale kiedy się do tego przyzwyczaiła, zasysała go za każdym razem, gdy jego penis wysuwał się spomiędzy jej piersi.
     – Mamo… zbliżam się… jestem naprawdę... blisko.
Dawid oparł się na łóżku.
     Lidia zatrzymała swoje ruchy i usunęła potwora Dawida z pomiędzy swoich piersi i ust.
     – Przepraszam, Dawid. Ale nie w ten sposób. Wstała, rozpięła spódnicę i zsunęła ją w dół nóg. Wsunęła kciuki pod majtki i je też usunęła.
     – Co?
Dawid spojrzał w jej niebieskie oczy. Było przepełnione pożądaniem i zmieszaniem.
     – Potrzebuję... czegoś więcej.
Zrobiła dwa sprawne ruchy na łóżku i znalazła się z nogami po obu stronach jego bioder.
     Dawid spojrzał na nią z dołu. Z jego punktu widzenia jej piersi wyglądały na ogromne, gdy tak stała nad nim. Był też pod idealny kątem aby przyjrzeć się lepiej trójkątowi blond włosów między jej nogami.
     – Przepraszam, kochanie. Potrzebuję tego.
Lidia przykucnęła, chwyciła penisa syna i poprowadziła go do swego wnętrza.
     – O mój... jesteś... oooohhhh... dużo większy od swojego ojca.
     Myśl o ojcu wywołała u Dawida nagłą panikę. Ale cóż mógł zrobić, jeśli nie mieć nadziei, że ojciec pozostanie nieświadomy?
     Kutas Dawida wbijał się głęboko w jego mamę, gdy Lidia powoli opuszczała biodra, centymetr po centymetrze. To była pierwsza cipka Dawida i zaciskała się ona ciasno wokół jego penisa. Dawid sięgnął w górę i chwycił cycki swojej mamy. Były ciężkie i pełne. Ugniatał je i ściskał.
     – Och... kochanie.
Lidia kręciła biodrami, sprawiając, że penisa syna atakował jej wnętrze pod najróżniejszymi kątami. Odchyliła się do tyłu i podparła się lewą ręką na udzie Dawida, a prawą sięgnęła i znalazła jego jądra. Masowała je, próbując wydobyć to niesamowite nasienie.
     Dawid opuścił ręce z piersi Lidii na jej biodra i mocno je chwycił. Już niedługo.
     Na dole Witold wpatrywał się w swoją gazetę, z fajką zwisającą z ust.
     – Bardzo interesujące – mruknął.
Gdyby mógł oprzytomnieć, usłyszałby, jak łóżko w jego sypialni uderza o ścianę i zwierzęce pomruki, które odbijały się echem w jego domu. Gdyby mógł pójść na górę, zobaczyłby swoją małą, atrakcyjną żonę obracającą swoje cudowne biodra na jego wysokim, szczupłym synu. Ale wszystko, co mógł zrobić, to gapić się na gazetę i cicho mamrotać: „Bardzo interesujące.”
     Na górze Lidia przyspieszyła tempo. Pot spływał jej po szyi, tworząc strumyczki między piersiami. Odetchnęła głęboko, wdychając elektryzujący zapach syna.
     – Zaraz… – Dawid zacisnął mocno oczy. – ...dojdę, mamo.
     W głębi Lidia wiedziała, że nie może pozwolić, by spuścił się w jej wnętrzu. Ale ta część jej mózgu przegrała bitwę już jakiś czas temu.
     – Zrób to, kochanie. Daj mi… to wszystko.
     Dłonie Dawida przesunęły się na pełną krzywiznę tyłka Lidii. Złapał go, jego palce wbiły się głęboko w jej ciało. Trzymał ją, zmuszając jej biodra do zaprzestania ruchu i nadziewając ją na całą długość swojego penisa.
     – Aaaaaaahhhhhhhhh...
Uwolnił w swojej matce, strumień spermy, który zalał jej niezabezpieczoną cipkę.
     – Dawid, ja… nnnnnnnngggggggghhhhhhh...
Lidia nie mogła dokończyć zdania, gdy jej mózg nagle się zatrzymał. Przepłynął przez nią potok czystej ekstazy. Jej oczy wywróciły się do tyłu, plecy wygięły w łuk, a całe jej ciało zadrżało. Czuła, jak Dawid pokrywa jej wnętrzności swoim nasieniem. Tyle tego było.
     Po minucie zaczęła odzyskiwać trzeźwość umysłu. Pochyliła się i spojrzała w dół na dzianinowy sweter Dawida, zakrywający jego klatkę piersiową. Pot zapiekł ją w oczy. Była głupia, że z tym walczyła. Wszystko, co przypominało niebo musiało być wspaniałym dziełem Boga. Zaczerpnęła powietrza.
     – Ach... mamo. To było…naprawdę... szalone. – Dawid walczył aby złapać oddech.
     – To było... wspaniałe. Ale muszę... sprawdzić co z bułkami... i z twoim ojcem. Lidia zsunęła się na bok i z pluśnięciem jego kutas się z niej wysunął. Czuła, jak wycieka z niej nasienie Dawida. Będzie musiała wyczyścić koce, zanim Witold tu przyjdzie. Pochyliła się obok niego, opierając głowę na jego płaskim brzuchu. Jej oczy rozszerzyły się, jego penis wciąż był taki twardy.
     – Już raz to dzisiaj zrobiliśmy.
     Dawid spojrzał na tył jej małej głowy.
     – Jeszcze raz nie zaszkodzi.
Dawid pchnął ją na plecy, rozłożył jej kształtne nogi i usiadł na niej. Jego kutas przycisnął się do jej brzucha.
     – Ale twój ojciec...
Lidia spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nigdy w życiu nie spotkała mężczyzny, który chciał więcej, gdy już był spełniony. Nigdy.
     – Tata czyta gazetę.
Dawid wyrównał swojego penisa z jej cipką i wsunął go do środka. Dało się usłyszeć miękkie siorbanie.
     – Wszystko z nim w porządku.
Poruszał biodrami w górę i w dół.
     – Och, kochanie. Nie zostałam… uh… do tego… uh… uh… uh… stworzona.
Lidia rozłożyła nogi tak szeroko, jak tylko potrafiła.
     – Możesz mnie rozerwać.
     – Kocham cię, mamo.
Dawid przyspieszył.
     – Och, też cię... kocham... Dawidzie.
Lidia przyjmowała go najlepiej, jak potrafiła.
     Łóżko Rogowskich trzęsło się jeszcze przez pół godziny. W końcu Lidia i Dawid skończyli, prześcielili łóżko, wzięli prysznic i zeszli na dół. Bułki w piekarniku były spalone, ale zupa nadawała się do jedzenia. Tuż przed posiłkiem Witold wrócił do swojego normalnego stanu, przepraszając za swoją małą drzemkę.

***

     Axcix bulgotała w swoim podwodnym domu, przetwarzając najnowsze dane. Kolejna sparowana para. Eksperyment przebiegał pomyślnie. Otworzyła zewnętrzną śluzę i wypuściła kolejną partię nanobotów. Wyniki przewyższały najśmielsze oczekiwania. Zajęła się dalszą pracą.

C10H12N2O

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i science fiction, użyła 7314 słów i 42461 znaków, zaktualizowała 5 paź 2021. Tagi: #incest #matka #syn #obcy

2 komentarze

 
  • Piter24

    Super opowiadanie. Nie mogę się doczekać kolejnych części. :)

    7 paź 2021

  • C10H12N2O

    @Piter24 Dziś być może wrzucę kolejną część ;)

    7 paź 2021

  • 523

    Zapowiada się ciekawie  :cool:

    7 paź 2021