Woda (III)

Woda (III)Tytuł oryginału: „Something in the Water”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     Kiedy Robert wrócił do domu po wycieczce do biblioteki, był zaskoczony, że czekała na niego cała rodzina. Jego ojciec i siostra bliźniaczka siedzieli już na swoich miejscach przy stole, kiedy Robert szedł przez korytarz.
     – Cześć – powiedział do nich Robert.
     Ireneusz siedział z otwartą gazetą przed sobą. Ojciec Roberta podniósł rękę w geście, który zawsze oznaczał „nie teraz”. Robert spojrzał na swoją siostrę. Anita ukryła się za jedną ze swoich powieści kryminalnych dla nastolatek. Zignorowała go.
     Robert odwrócił się i wszedł do kuchni.
     – Cześć, mamo.
     – Robert, naprawdę?
Amanda siedziała przy kuchennym stole, podniosła wzrok znad najnowszego wydania  „Pani Domu”.
     – Twój ojciec wyszedł wcześniej z pracy, tylko po to, abyśmy mogli dziś wieczorem zjeść wszyscy razem.
     – Nie ma telewizji?
Robert zaciągnął się kilkukrotnie powietrzem wyłapując zapachy. Jedzenie pachniało przepysznie. Cokolwiek gotowała jego mama, znajdowało się jeszcze w garnkach na kuchence.
     – Nie mówiłaś mi o tym.
     – Mówiłam ci dziś rano.
Amanda zmarszczyła brwi, jej blade policzki zaróżowiły się.
     – Może byłam nico rozproszona.
Spojrzała w stronę jadalni, a potem z powrotem na Roberta.
     – Przepraszam, że nie wierzyłam ci w twojego... hm... – wyszeptała.
     – W mojego kutasa?
Robert podrapał się po głowie.
     – Wyrażaj się grzeczniej, Robercie.
Smutek Amandy się pogłębił.
     – Ale tak, chodzi przyrodzenie, które tam trzymasz. Dopóki zostawisz moją bieliznę w spokoju, nigdy więcej o tym nie będziemy rozmawiać. Nadal mówiła cicho, ale jej twarz pojaśniała.
     – Zgoda?
     – Jasne, mamo.
Brzuch Roberta zaburczał.
     – Możemy już zjeść?
Był taki głodny.
     – Tak. Idź umyć ręce, a potem dołącz do ojca i siostry w jadalni.
Amanda wstała z krzesła i podeszła do pieca. Jej czarny kucyk podskakiwał za nią.
     – Za chwilę podam posiłek.
     Robert skierował się do głównej łazienki. Odetchnął z ulgą. Może nie wszystko było w normie, ale jak na dom Araszkiewiczów wszystko było w porządku.

***

     Kiedy jej namiętności ostygły, Lidię dopadły wyrzuty sumienia. Z jej synem zrobiła najbardziej grzeszny z czynów. Jeśli to nie był jeden z grzechów głównych, to nie wiedziała, co nim było. Po tym, jak Dawid poszedł spać, Lidia poszła sprawdzić, co u jej męża. Znalazła Witolda w salonie, czytającego książkę. Żołądek Lidii obrócił się. Widok jej spokojnego męża wywołał fale poczucia winy krążące po jej ciele.
     Jak mogła zrobić to swojemu potulnemu Witkowi? Weszła do salonu, padła przed nim na kolana i odpięła jego pasek. Ściągnęła mu spodnie i udała się na południe ze swoim mężem. Zrobiła to, co dzieciaki nazywają robieniem loda.
     Aż do tego momentu zawsze myślała, że Witold ma satysfakcjonujęcego penisa. Ale włożenie go do jej ust stworzyło niefortunny kontrast z penisem ich syna. Z łatwością zmieściła większość trzonka Witolda. Z Dawidem ledwo była w stanie zmieścić głowę w ustach. Kiedy Witold wytrysnął, zdeponował swoją normalną, skromną ilość nasienia. Nie wywoływało to w niej żadnych dreszczy przyjemności. Wypluła jego nasienie na dłonie. W przypadku Dawida był to istny potop, który próbowała przełknąć i sprawiał, że była w prawdziwej ekstazie.
     Oczywiście Witold był wdzięczny i doceniał ją za to. Pogratulował Lidii ze jej inicjatywę. To było miłe. Miała nadzieję, że ten akt ich zwiąże i odwróci jej myśli od Dawida. Zamiast tego, podczas gdy Witold uprzejmie doceniał swoją żonę, umysł Lidii skupił się na spermie w jej łonie. Po prostu wiedziała, że małe plemniczki Dawida są w niej, poszukując jajeczka. Ta myśl była bardzo niepokojąca. Przeprosiła i poszła spać.

***

     Następnego ranka Patryk dogonił Dawida na szkolnym korytarzu przed pierwszą lekcją.
     – Dowiedziałem się kilku rzeczy w bibliotece.
Patryk spojrzał na przyjaciela i poprawił okulary.
     – O?
Dawid spojrzał w głąb korytarza, jakby miał być gdzie indziej. Co robił, od czego miał się zacząć dzień szkolny.
     – Chcesz o tym porozmawiać podczas długiej przerwy? Podam ci wszystkie szczegóły.
Patryk poprawił sweter. Dawid go denerwował, ale nie był pewien z jakiego powodu.
     – Jasne, jasne.
Dawid poklepał przyjaciela po ramieniu i w końcu na niego spojrzał.
     – Do zobaczenia.
Odszedł w kierunku klasy.
     – Dobrze. Bądź na stołówce albo gdzieś w pobliżu – zawołał za nim Patryk. Będzie dobrze, jak porozmawiają podczas posiłku.

***

     Kontrast Dawida i Witolda nękał Lidię, gdy myślała o tym podczas porannych obowiązków. Uświadomiła sobie przewrotność tego, co zrobiła ze swoim synem. Zastanawiała się, czy nie udać się do swojego pastora po pomoc, ale uznała, że będzie zbyt zawstydzona, by przedstawiać tego rodzaju problemy zwierzchnikowi Boga. Czy Bóg naprawdę mógł to wszystko widzieć? Zastanawiała się nad tym, jak mógł pozwolić, aby to stało się w jej rodzinie? Lidia czuła się nawet trochę zła na Boga.
     Zamiast skierować się do kościoła, poszła do kuchni aby zadzwonić do swojej przyjaciółki Natalii Chmielewskiej. Natalia była absolwentką uniwersytetu i miała spore pojęcie o świecie. Natalia wydawała się najlepszym wyborem Lidii.
     Dwie kobiety rozmawiały przez telefon przez dwadzieścia minut, zanim Lidia wyznała, że miała problemy z Dawidem. Powiedziała Natalii, że ostatnio za bardzo się zbliżyli. Natalia, zawsze pomocna przyjaciółka, poleciła doradcę rodzinnego, który pracował w pobliżu Pilchowa. Dr Kubik został jej gorąco polecony. Lidia posłusznie zapisała nazwisko, adres i numer telefonu.
     Kiedy rozłączyła się z Natalią, nie zadzwoniła do doradcy. Może sama sobie z tym poradzi. Myśl o powierzeniu komukolwiek prawdy była zbyt upokarzająca. Potrzebowała tylko nieco więcej silnej woli. Złożyła kartkę z danymi doktora Kubika, schowała ją do torebki na wypadek, gdyby zmieniła zdanie i zajęła się obowiązkami domowymi. Jej myśli wędrowały do Dawida i tego, co mu powie, kiedy wróci do domu po szkole.
     Lidia spojrzała na zegar na ścianie w salonie. Musiała się pospieszyć z odkurzaniem. Sabina będzie na nią czekała z kawą za jakieś pół godziny.
     Odgłos trzaskających drzwi wejściowych odbił się echem w salonie. Lidia zamarła. Jej zielona podomka powiewała wokół jej kolan, gdy się nagle zatrzymała.
     – Mamo, gdzie jesteś?
Dawid rzucił plecak i szedł korytarzem.
     – Jestem w salonie, Dawidzie.
Lidia stała jak zamurowana.
     – O, tutaj jesteś.
Dawid wszedł do salonu.
     – Dlaczego nie jesteś w szkole?
Lidia zamrugała niebieskimi oczami z niedowierzaniem.
     – Uciekłem.
Dawid posłał jej swój najszerszy uśmiech.
     – Co zrobiłeś?
Lidia nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie zrobił czegoś podobnego. Spojrzała na syna. Zauważyła na nim połysk potu. Stało się dla niej oczywiste, że gnał do domu.
     – Po prostu chciałem cię zobaczyć.
Dawid podszedł do niej szybkim krokiem przez salon.
     – Mnie?
Wyczuła zapach młodego mężczyzny, a jej pochwa znów zrobiła się wilgotna niczym wodospad Niagara. O nie. Jej kolana drżały.
     – Musisz zadzwonić do szkoły i wymyślić dla mnie jakąś wymówkę.
Zmniejszył dzielącą ich odległość.
     – Ale najpierw...
Sięgnął w dół i wcisnął dłonie w tył jej sukienki. Ujął jej tyłek w obie dłonie i podniósł ją.
     Lidia bez namysłu objęła go nogami w pasie, zarzuciła mu ręce na ramiona i pozwoliła, by ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. To był ich pierwszy pocałunek.

***

     Rober i Patryk czekali na Dawida przez całą długą przerwę. Minęło kilka minut przed końcem przerwy i obaj przyjaciele spojrzeli po sobie. Było oczywiste, że się nie pokaże.
     – Jak myślisz, co się z nim stało?
Robert miał na twarzy wyraz zmartwienia.
     – Nie mam pojęcia. – Patryk wzruszył ramionami.
     W tym momencie po drugiej stronie miasta Dawid podnosił mamę do góry, mocno ściskając jej nagie pośladki.
     – Och, kochanie. Nie wiedziałam... że ludzie uprawiają seks... na stojąco.
Rozłożone nogi Lidii zwisały po obu stronach Dawida, a jej stopy podskakiwały przy każdym potężnym pchnięciu. Jej zielona sukienka była owinięta wokół talii. Jej czarne majtki zwisały z prawej kostki, kołysząc się w przód i w tył, w przód i w tył.
     – Gdzie… nauczyłeś się… uh… uh… uh… gdzie tego się nauczyłeś?
Mocno chwyciła kurtkę, która wciąż zakrywała ramiona syna, jej ślubna obrączka błyszczała, odbijając południowe promienie słońca wpadające do salonu.
     – To po prostu… wydaje się naturalne.
Dawid obserwował, jak słodka, okrągła twarz jego mamy zaciska się za każdym razem, gdy wbija się w jej cipkę. To był niesamowity widok.
     Dźwięki ich pieprzenia wypełniły pokój. Chlupot cipki Lidii. Uderzenie ich skóry o siebie.
     – To niesamowite, Dawidzie. Blond kucyk Lidii podskakiwał.
     – Twoja... uh... szkoła? O nieeeeeeeee...
Jej pochwa się zacisnęła. Miała kolejny orgazm, gdy była uniesiona w powietrzu. Piszczała jak nierządnica.
     Dawid posuwał ją, kiedy dochodziła. Kiedy się uspokoiła, odpowiedział.
     – Zadzwoń do nich później. Jestem... w ostatniej klasie... ach... ach... co mogą... mi zrobić?
     W tym momencie kilka ulic dalej Sabina zamiatała kuchnię miotłą. Gdzie się podziała Lidia? Spóźnienie się na jedno z ich porannych spotkań przy kawie nie było w jej stylu, a Sabina musiała porozmawiać z kimś o Patryku. Spojrzała na telefon na ścianie. Może powinna po prostu do niej zadzwonić. Sabina oparła miotłę o ścianę, podeszła do telefonu i wybrała numer. Podniosła słuchawkę do ucha.
     Po ośmiu czy dziewięciu sygnałach Lidia odebrała.
     – Halo? Tu dom Rogowskich. – Głos Lidii był ochrypły.
     – Cześć Lidia. Tu Sabina Langiewicz.
Sabina zakręciła przewodem telefonicznym wokół palca.
     – Och… tak… przepraszam, Sabinko – powiedziała Lidia.
Zapomniałam o naszej... kawie. Czy... możemy umówić się na popołudnie?
     – Och. Oczywiście.
Sabina spojrzała na miotłę. Oznaczało to więcej czasu na sprzątanie.
     – Czy wszystko w porządku, wydajesz się trochę zdyszana.
     – Och, tak. Ponieważ… ćwiczę z jednym z tych programów telewizji… programów z ćwiczeniami… które poleciłaś.
Lidia nie chciała powiedzieć swojej przyjaciółce, że była pochylona nad kuchennym stołem, a Dawid powoli posuwał ją od tyłu.
     – Muszę kończyć, Sabinko. Do zobaczenia... o drugiej?
     – Jasne, kochanie.
Prawa ręka Sabiny bawiła się guzikami z przodu jej sukienki w czerwoną kratę. Te biedne guziki usiłowały powstrzymać jej rosnący biust.
     – Pa.
Lidia odłożyła słuchawkę.
     –  Do widzenia – powiedziała Sabina do sygnału w słuchawce.
Ona też się rozłączyła. To było dziwne. Program z ćwiczeniami Norberta Sawickiego miał być na kanale piątym dopiero po południu. Może któryś z pozostałych kanałów emituje go wcześniej? Sabina będzie musiała kiedyś to sprawdzić. Wzruszyła ramionami i chwyciła miotłę. Czas wracać do pracy.

***

     Lidia i Dawid uprawiali seks od rana do wczesnego popołudnia. Brał ją na stojąco, pochyloną nad kanapą, na podłodze, w salonie, w pokoju, w kuchni i w przedpokoju. Spuszczał się raz za razem głęboko w jej wnętrzu.
     Cały ten wysiłek wyczerpał Dawida. Kiedy skończyli kopulację, Lidia pomogła mu się umyć pod prysznicem, nakarmiła sporą porcją jedzenia i ułożyła do łóżka na drzemkę. To była pierwsza drzemka od wielu lat, do jakiej go utuliła. Ciche chrapanie wypełniło pokój Dawida, zanim Lidia dotarła do drzwi, kiedy wychodziła.
     Lidia zeszła na dół, zjadła drugie śniadanie i w końcu zadzwoniła do szkoły.
     – Tak. Boli go żołądek – powiedziała Lidia.
Cóż, okłamywanie szkolnej sekretarki nie było najgorszą rzeczą, jaką zrobiła tego dnia.
     – Nie powinien był wychodzić bez powiadomienia nauczycieli.
Kobieta na drugim końcu linii wydawała się trochę zniecierpliwiona.
     – Bardzo mu przykro. Odpoczywa teraz w łóżku.
Lidia gładziła swoją bordową sukienkę.
     – A pani jest jego matką? – Kobieta westchnęła. – Przepraszam, że byłam taka szorstka, ostatnio mamy dużo nieobecności. Telefon non stop się urywa.
     – Tak, jestem jego matką. Nazywam się Lidia Rogowska.
     – Myśli pani, że Dawid wróci jutro do szkoły?
     – Ja…
Lidia przygryzła dolną wargę. Mieszanka poczucia winy, strachu i oczekiwania sprawiła, że w jej brzuchu zatrzepotały motyle.
     – Mam taką nadzieję.
     – Bardzo dobrze, będziemy się go spodziewać – powiedziała kobieta. – Do widzenia, pani Rogowska.
     – Do widzenia.
Lidia odłożyła słuchawkę. Wzięła głęboki oddech. Może uda jej się to w jakiś sposób powstrzymać. Może Dawid się obudzi i wszystko wróci do normy. Modliła się, żeby stracił zainteresowanie nią, ponieważ pokusa tej ekstazy nie opuszczała jej mysli.
     Lidia wyszła na korytarz i złapała torebkę. Spóźniła się na spotkanie z Sabiną. Miała nadzieję, że przyjaciółka jej wybaczy.
     Odbicie, które powitało ją w lustrze w przedpokoju, przedstawiało kobietę dobrze ułożoną, z idealnym makijażem, włosami zaczesanymi do tyłu i nienagannym uśmiechem. Czy tak łatwo było oszukać cały świat?

***

     Salon Langiewiczów był nieskazitelny, zresztą jak zawsze. Lidia usiadła na nowoczesnej kanapie Sabiny i sączyła kawę, myśląc o tym, ile będzie musiała sprzątać we własnym domu tego popołudnia. Trzymała nogi razem, od czasu do czasu trzymając filiżankę kawy na udach. Jej ciepło było przyjemne.
     Lidia spojrzała na swoją wysoką przyjaciółkę, siedzącą po drugiej stronie kanapy. Sabina była idealną gospodynią domową. Wszystko w jej domu było idealnie. Cóż, prawie wszystko, ubrania Sabiny już na nią nie pasowały. Najwyraźniej te ćwiczenia nie przynosiły efektów.
     – Patrzysz na mój biust, prawda? – Sabina zmarszczyła brwi. – Wiesz, prawie się już poddałam. Myślę, że będę musiała kupić cały nowy komplet ubrań. Sabina wzdrygnęła się lekko, by pokazać swój dyskomfort.
     – Wiesz, Sabinko. – Lidia pochyliła się. – Ja się poddałam. Nie mogę już nosić staników.
Skinęła głową w kierunku swoich piersi, słabo ukrytych jedynie warstwą kasztanowego materiału.
     – Nie zamierzałam nic mówić.
Sabina podniosła rękę do ust ze współczuciem i niedowierzaniem.
     – Może coś jest w wodzie?
Obie kobiety zachichotały.
     – Dlaczego nie wybierzemy się na zakupy w ten weekend? Mogłybyśmy kupić kilka pasujących rzeczy.
Lidia obdarzyła Sabinę pełnym uśmiechem, eksponując swoje dołeczki.
     – To znaczy, jeśli Franek nie będzie mieć nic przeciwko.
     –  Och, ten stary mięczak za wszystko zapłaci.
Sabinie spodobał się pomysł zakupów z przyjaciółką. Jeszcze bardziej spodobała jej się wizja idealnie dopasowanych ubrań.
     – W sobotę o pierwszej?
     – To jesteśmy umówione. – Lidia skinęła głową.
     – Jest coś, o czym chciałam z tobą porozmawiać. – Uśmiech Sabiny zbladł.
     – O czym?
Lidia wzięła kolejny łyk kawy.
     – Mam małe kłopoty z Patrykiem.
     – Tak?
Lidia zastanawiała się, do czego zmierza. Czy Sabina miała takie same problemy jak Lidia?
     – Tak.
Sabina przyglądała się, jak para unosi się znad jej kubka.
     – Ostatnio zrobił się trochę zbyt czuły. – Widząc oczy Lidii, szybko dodała – Nic krępującego. Po prostu strasznie się lepi.
     Lidia wypuściła powietrze. Więc Lidia była sama ze swoimi problemami.
     – Rozumiem.
     – Zastanawiam się, czy kiedykolwiek miałaś takie problemy z Dawidem.
Sabina spojrzała w dół na czerwony, kraciasty wzór na swojej sukience. W tej chwili nie miała ochoty patrzeć na przyjaciółkę. Nie lubiła nikogo okłamywać, a już najmniej Lidię, ale Sabina nie mogła jej powiedzieć, że jakimś sposobem namiętnie całowała się z Patrykiem przez kilka minut.
     – Jeśli tak, czy masz jakąś radę?
     – Cóż…
Serce Lidii biło szybciej. Co ma doradzić swojej przyjaciółce?
     – Dawid zawsze był trochę maminsynkiem. Ale nic mnie niepokoiło.
Skłamała. Wyglądało na to, że kłamstwa zaczęły po prostu Lidii przychodzić zbyt łatwo.
     – A jeśli chodzi o mojego drugiego chłopca, teraz, gdy Rafał ma narzeczoną, nie odbiera nawet ode mnie telefonu. Zawsze wolał swojego ojca.
     Sabina skinęła głową. Dwie starsze siostry Patryka niedawno się wyprowadziły i teraz są bardziej zaangażowane we własne życie. Pomyślała o wychowaniu dwóch chłopców i nie wiedziała, jak Lidia tego dokonała. Dziewczyny były w tej kwestii znacznie łatwiejsze. Sabina miała pełne ręce roboty przy Patryku.
     – Wiesz... – Dołeczki Lidii powróciły. – Jest doradca rodzinny, o którym się dowiedziałam. Doktor Kubik. Właściwie mam przy sobie jego dane kontaktowe. Lidia wstała i wyszła z pokoju po torebkę.
     Sabina przyglądała się, jak jej przyjaciółka wychodzi, ze wzrokiem utkwionym w jej tyłku. To był nieco hipnotyzujący sposób, w jaki bujała pośladkami, gdy szła, nawet gdy jej pupa była ukryta pod sukienką. Sabina zaczęła się zastanawiać, jak by wyglądała bez sukienki. Zmarszczyła brwi. Taka dziwna myśl.
     – Oto jest.
Lidia wróciła do pokoju i wręczyła Sabinie złożoną kartkę papieru.
     – Pozwól mi to przepisać.
Sabina poruszyła się, by wstać z kanapy, ale Lidia położyła rękę na jej ramieniu.
     – Nie ma potrzeby.
Lidia podeszła do swojego dawnego miejsca i usiadła z powrotem.
     – Nie potrzebuję tego.
Z dala od domu i rozmawiając z przyjaciółką, Lidia znalazła alternatywę. Mogła odepchnąć pokusę tak głęboko, gdzie już jej nie przeszkadzała. Dopóki Dawid trzymał ręce z dala od niej, Lidia była pewna, że uda jej się wrócić do normalności. Była silną kobietą. Porozmawia o tym jutro z Dawidem.
     – W porządku.
Sabina mocno ściskała kartkę. Miała nadzieję, że dobry lekarz nawróci Patryka na właściwą drogę.
     – Dziękuję.
     – Nie ma za co.
Lidia uśmiechnęła się, ukazując przyjaciółce oba dołeczki.

***

     Patryk wybrał się na długi, kręty spacer do domu. Włóczył się i ledwo zwracał uwagę na otoczenie. Nagłe zniknięcie Dawida szkole było częścią tej układanki. Co Patryk odkrył do tej pory?
     Niedaleko Pilchowa spadł na Ziemię meteor. Od tego czasu przyrodzenia przynajmniej kilku starszych chłopców znacznie się powiększyły. Kilka starszych kobiet przybrało na wadze: dwie nauczycielki, bibliotekarka, matki jego przyjaciół i jego własna matka. W miejscowości kręcili się śledczy zainteresowani meteorem. Dawid zachowywał się dziwnie. Robert zachowywał się dziwnie. Całował się... nie, Patryk całował się z własną matką, kiedy jego ojciec był w sąsiednim pokoju. A na dodatek te wszystkie rzeczy, które znalazł w bibliotece.
     Podczas swoich poszukiwań Patryk odkrył, że w pobliżu uderzeń meteorów miały miejsce dziwne zdarzenia. Stara, zakurzona książka na regałach poświęconych nauce, zawierała opisy trzech spadających meteorów pięćset lat temu. Wszystkie trzy spadły w pobliżu wiosek. Jeden w Afryce Północnej, jeden w Anglii i jeden w Chinach. Meteorytów nigdy nie odnaleziono, ale ludzie donosili, że widzieli na niebie niebieską smugę światła. Były też doniesienia o małych trzęsieniach ziemi po uderzeniu. To, co nastąpiło później, było niepokojące. W ciągu kilku tygodni i miesięcy po spadnięciu meteorów, wszystkie trzy wioski zgłaszały zaginięcia, przemoc i inne niepokojące rzeczy. Pojawiły się doniesienia o dziwnych zmianach wśród obywateli. Przyjęcie nowych religii. Ostatecznie wszystkie trzy wioski zostały zaatakowane przez sąsiadów. Wszystkie zostały doszczętnie spalone.
     To wszystko było dziwne i straszne. Patryk po prostu żałował, że nie mógł podzielić się swoimi odkryciami z Dawidem. Łagodny olbrzym zawsze lubił dobre historie o duchach i innych dziwnych rzeczach.
     Mimo powolnego marszu Patryk znalazł się przy drzwiach wejściowych. Wziął głęboki oddech. Teraz coś przekąsi i może odrobi pracę domową. Otworzył drzwi.
     – Mamo, jestem w domu.
     – W ... salonie, skarbie.
Sabina znów była w szortach i sportowej bluzce, ćwicząc razem z mężczyzną z telewizji. Podskakiwała zgodnie z poleceniami, pot spływał jej po szyi.
     – Cześć, mamo. Ja…
Patryk wszedł do salonu i zamarł. Jego plecak upadł na podłogę. Znowu ten zapach. Jak nietknięta dżungla, gotowa by ją odkryć. Spojrzał na okrągły tyłek Sabiny, podskakujący przy jej ruchach. Zerknął na jej biust z boku, który chwilowo przeciwstawił się grawitacji przy każdym skoku, tylko po to, by ponownie opaść.
     – Skończę za… kilka minut, Patryku.
Sabina nie odrywała oczu od telewizora, podnosząc każde kolano tak wysoko, jak tylko było to możliwe, a następnie opuszczając je z powrotem.
     – Dlaczego sam nie weźmiesz... sobie szklanki... mleka.
     Patryk wolał wziąć coś innego. Jego twardy kutas żarliwie napierał na materiał spodni. Podniósł rękę do okularów, zdjął je i położył na ławie. Sabina była teraz niewyraźna, ale to go nie obchodziło. Podszedł do niej.
     – Patryku?
Sabina przestała podskakiwać i odwróciła się. Widziała, jak jej syn patrzy na nią niczym dzikie zwierzę.
     – Patryku Langiewicz, co ty wyprawiasz?
     – Jesteś taka piękna, mamo.
Uniósł się na palcach, twarzą do góry, gotowy na kolejny pocałunek.
     – Nie, nie, nie, nie, młodzieńcze...
Sabina chwyciła go za prawe ucho i wyprowadziła z salonu.
     – Ał, ał, ał...
Ucho Patryka pulsowało, gdy mama wciągała go za nie do kuchni.
     – Koniec z tym. Umówiłam cię na jutro u lekarza.
Sabina zaprowadziła go do zlewu. Prawą ręką ciągnęła dalej górną część jego ucha, lewą chwyciła szklankę i napełniła ją wodą.
     – Nie wiem, co w ciebie wstąpiło i nie wiem, dlaczego wczoraj pozwoliłam ci robić takie rzeczy. Wylała zimną wodę na głowę Patryka.
     – Mamo!
Patryk sapał i bełkotał. Jego kutas zmiękł w spodniach.
     – Jutro rano idziemy do lekarza, który ci pomoże.
Zadowolona puściła jego ucho. Odwróciła go w stronę schodów i uderzyła go w tyłek.
     – A teraz idź do swojego pokoju i odrób pracę domową. Nie chcę cię widzieć do kolacji.
     – Dobrze proszę pani...
Patryk pobiegł do salonu, podniósł plecak, oraz okulary i pobiegł na górę.
     Sabina wróciła do salonu. Musiała dokończyć ćwiczenia.

***

     Stare łóżko w motelu zaskrzypiało cicho, gdy Mariusz Fogiel delikatnie wszedł w swoją żonę. Była taka piękna, gdy leżała pod nim. Jej piersi delikatnie przesunęły się na boki i kołysały się do przodu i do tyłu w rytm jego ruchów. Był jak księżyc, a jej piersi były oceanem przyciąganym przez jego wpływ. Natura jest magiczna, pomyślał. Spojrzał w dół na piegi, które zdobiły jej szyję i klatkę piersiową. Mariusz nigdy nie wątpił, że miał szczęście, zdobywając Dominikę.
     – Mariusz?
Dominika myślała. Spojrzała na swojego męża, który powoli zbliżał się do końca. W dzisiejszych czasach seks z mężem często dawał jej czas do namysłu. Nawet się już nie pociła. Nie byli już dzieciakami, tak jak wtedy, gdy się poznali.
     – Mariusz, myślę, że powinniśmy oduścić sobie Pilchowo.
     – Nie możemy, kochanie. Zajmujemy się tą sprawą.
Poruszył biodrami.
     – Przestań. Po prostu zatrzymaj się na minutę. Jestem spragniona.
Podniosła ręce i odepchnęła jego ramiona.
     – Oczywiście.
Mariusz zatrzymał się i zsunął się z żony, lądując obok niej w łóżku.
     Dominika pochyliła się i chwyciła szklankę z wodą stojącą na nocnym stoliku. Szybko wypiła całość. Ostatnio była taka spragniona.
     – Może moglibyśmy wyjść i zjeść wczesną kolację.
Była głodna. Tak bardzo głodna.
     – Oczywiście, skarbie.
Mariusz westchnął. Tym razem nie miał okazji skończyć. Zakrył ramieniem oczy.
     – Ale mamy zaplanowane rozmowy w liceum na dzisiejsze popołudnie. Pamiętasz anomalie, które znaleźliśmy pod Pęczniewem? To może być coś podobnego. Obiecuję, że zaraz potem pójdziemy na kolację.
     – Może to nie jest taki dobry pomysł.
Dominika przerzuciła nogi przez krawędź łóżka i wstała.
     – Są inne meteory i inne miasta, Mariusz. Mam złe przeczucia co do Pilchowa.
     – Nonsens.
Mariusz odsunął rękę od oczu i obserwował Dominikę. Jej idealne piersi wisiały nisko, drżąc, gdy próbowała założyć stanik. Pomyślał o tym, jej ciało wyglądało na trochę pełniejsze niż zwykle. To było interesujące, musiałby to zapisać w notatniku. Nigdy nie wiedział, co mogłoby być jakąś wskazówką.
     – Widzę, że jesteś głodna, kochanie. A co z tymi planami?
Mariusz usiadł na łóżku.
     – Zaraz pójdziemy coś zjeść. Zadzwonię do szkoły i przełożę te rozmowy na jutro. Dobrze?
     – Dziękuję, mój panie.
Dominika wcisnęła się w sukienkę. Ostatnio nic na nią nie pasowało.
     – Nie ma za co, moja pani.
Mariusz sięgnął po swoje ubrania.

***

     Lidia szorowała podłogę w kuchni, ciężko pracując na czworakach. Pozwoliła swoim myślom błądzić, gdy podłoga powoli stawała się nieskazitelnie czysta. Jej myśli wracały do wysokiego, szczupłego ciała jej syna i jego gigantycznego penisa oraz tego, jak może go uniknąć w przyszłości. Dzwonek do drzwi wyrwał Lidię z rozmyślań. Była około czwartej trzydzieści i Witold miał wrócić do domu dopiero za godzinę. I tak nie zadzwoni do drzwi. A Dawid spał na górze.
     – Już idę.
Lidia strzepnęła swoją kasztanową sukienkę. Wrzuciła ścierkę do wiadra, wyciągnęła ręce nad głowę i się przeciągnęła. Wszystko było takie sztywne i obolałe. Jej nogi, ramiona, brzuch, plecy, a zwłaszcza jej biedna, poobijana wagina. Dawid wcześniej nie traktował jej zbyt łagodnie. Lidia podeszła do frontowych drzwi.
     Dzwonek do drzwi zadzwonił ponownie. Miała nadzieję, że nie obudzi biednego Dawida. Biorąc pod uwagę, jak bardzo Lidia była obolała, wiedziała, że Dawid musi być kompletnie wykończony. Lidia otworzyła drzwi i zastała za nimi przyjaciela Dawida, z ramionami skulonymi z zimna.
     – Cześć, Robercie.
     – Dzień dobry, pani Rogowska.
Robert tupał nogami.
     – Czy Dawid jest w domu?
     –  Jest, młodzieńcze. Śpi w swoim pokoju.
Prawa ręka Lidii chwyciła drzwi, gotowa odprawić Roberta i zapobiec przedostawaniu się zimnego powietrza do wnętrza jej domu.
     – Nie czuł się dzisiaj zbyt dobrze.
     – No cóż, czy mógłbym wejść na chwilę?
Tłuste policzki Roberta były czerwone od zimna.
     – Przyjechałem tutaj na rowerze, żeby sprawdzić, co u niego i naprawdę przydałaby mi się szklanka wody.
     – No dobrze.
Lidia odsunęła się na bok, wpuszczając nastolatka do środka. Dziwiła się, że Dawid miał przyjaciół tak różnych od niego. Ten chłopak był niski, gruby i nie zawsze tak uprzejmy, jak powinien.
     – No, wejdź, wejdź, na dworze jest zimno.
Lidia zamknęła za nim drzwi i zaprowadziła go do kuchni.
     – Czy mogę wziąć twoją kurtkę?
     – Nie, jest w porządku.
Robert rzucił plecak w korytarzu i poszedł za nią. Czy to była jego wyobraźnia, czy Lidia była niezłą sztuką? Jego spojrzenie padło na jej odsłonięte łydki i powędrowało w górę w kierunku jej pośladków. To był błąd, czuł, jak jego kutas staje się coraz bardziej sztywniejszy w jego spodniach. „Piłka nożna, piłka nożna, piłka nożna”. Co gorsza, w domu było tak ciepło, a właśnie odbył długą jazdę na rowerze i wciąż miał na sobie kurtkę. Na jego czole pojawiła się kropla potu. Poszedł za nią korytarzem.
     Czuł jakiś zapach. Coś zatęchłego, ciemnego i jednocześnie pociągającego we wnętrzu tego domu. Robert wciągnął powietrze. Jako ktoś nazywany w szkole spoconym wieprzem, znał go doskonale. To był zapach ciała. Ale to było też coś więcej. Szedł za Lidią, a jej zapach unosił się za nią, wprost do niego. Żadna ilość myśli o piłce nożnej nie mogła stłumić wzwodu, który teraz próbował oswobodzić się z jego spodni.
     – Proszę bardzo, Robercie.
Lidia nabrała wody w zlewie i odwróciła się ze szklanką w dłoni. Jej wzrok natychmiast przyciągnął wystający namiot z przodu spodni chłopca.
     – O mój.
Czuła ten zapach. Tak samo jak z Dawidem. Lidia była bezradna, jej majtki znów zrobiły się wilgotne. Jej nogi nagle się ugięły jakby były z gumy.
     – Przepraszam, pani Rogowska. Nie potrzebuję już tej wody.
Robert zrobił krok w jej stronę. Co on robił? Jakaś pierwotna część jego mózgu przejęła kontrolę i Robert nawet nie wiedział, co zamierza dalej zrobić czy powiedzieć.
     – Och, dobrze.
Lidia chciała odstawić szklankę z powrotem na blat. Małe zmarszczki tańczyły w wodzie, gdy jej ręka drżała.
     – Czy mogę zrobić coś jeszcze...?
Odstawiła szklankę i spojrzała z powrotem na Roberta. Dobry Boże, on rozpinał spodnie.
     – Tak.
Robert zsunął spodnie na podłogę i kopnął je w róg kuchni.
     – Nie mogę jechać do domu z takim wzwodem.
     – Widzę.
Oczy Lidii utkwiły w jego kroczu. Rozmiar jego penisa był tak długi, że jego żołądź wystawała spod majtek. Zdjął bieliznę, a potwór opadł, kołysząc się przed nim. Był niewyobrażalnie nabrzmiały, a głowa niemalże czarna.
     – Czegoś potrzebujesz?
     – Potrzebuję pomocy.
Robert spojrzał na nią, jakby była wolna.
     – Och. Nie sądzę...
Lidia przygryzła dolną wargę, jej wzrok utkwił w jego penisie. Boże w niebiosach, dlaczego jej się to przydarzyło? Czy jego nasienie wywoła taką samą euforię jak Dawida?
     – Um... Tak... mogę ci pomóc.
Lidia opadła na kolana i podpełzła do Roberta.
     – Nigdy nikt nie robił mi loda.
Robert chwycił swojego penisa prawą ręką i zaczął go głaskać.
     – Wiem, jak to zrobić.
Lidia zatrzymała się przed Robertem i usiadła na piętach. Odgarnęła blond włosy za ramiona i odepchnęła jego rękę. Obiema rękami sięgnęła po jego penisa. Jej palce wydawały się tak małe, gdy próbowały sięgnąć dookoła. Czy wszyscy chłopcy w dzisiejszych czasach mieli penisy tego rozmiaru? Czy tak to wyglądało w dzisiejszych czasach? Spojrzała na niego. Był grubszy niż u Dawida, ale nie tak długi. Głowa była mniejsza, ciemniejsza i wyglądała na bardziej rozgniewaną. Jej ręce poruszały się w górę i w dół.
     – Och, pani Rogowiecka, to jest naprawdę wspaniałe.
Robert rozpiął kurtkę i rzucił ją na ziemię. Zdjął sweter oraz podkoszulek i rzucił je za siebie.
     – Robię to tylko po to, abyś mógł dojechać rowerem do domu.
Lidia spojrzała na Roberta, który był teraz nagi. Jego brzuch zwisał i podrygiwał, gdy zrzucał ubranie. Wzięła go do ust i zakręciła językiem wokół nabrzmiałej głowy. Jej oczy przewróciły się trochę, gdy poczuła w ustach smak preejakulatu. Podobnie jak Dawid, jego wydzieliny były zachwycające.
     – To naprawdę miłe.
Robert nie wiedział, co zrobić ze swoimi rękami, więc po prostu pozwolił im zwisać po bokach. Patrzył, jak mama jego przyjaciela liże i ssie. Jego kutas wślizguje się, powoli, do i z jej ślicznych, różowych ust.
     – Mmmmmppppppphhhhhh...
Głowa Lidii kołysała się przez kilka minut. Penis tego młodego mężczyzny w jej ustach był boski.
     – Uch… pani Rogowiecka…
Robert był blisko.
     Spojrzała na niego zaskoczona swoimi niebieskimi oczyma. A potem jej usta zostały zalane jego nasieniem. Tak jak w przypadku Dawida, ciągle tego dochodził i dochodził. Podobnie jak w przypadku Dawida, w ten sposób zapewnił jej niesamowity orgazm. Połknęła trochę, a potem, w konwulsjach ekstazy, puściła penisa i upadła na bok na podłogę.
     – Aaaaaahhhhhh...
Robert wyrzucił z siebie to wszystko. To była najlepsza rzecz, jaka mu się kiedykolwiek przytrafiła. Kiedy Lidia upadła na podłogę z linoleum, drgając na niej, Robert stał i po prostu spuszczał się, pokrywając jej sukienkę, twarz i włosy swoją spermą.
     – Więcej... jeszcze tylko trochę... więcej.
Natychmiast opadł na kolana, sperma wciąż kapała z pulsującego penisa. Chwycił Lidię za biodra i brutalnie ustawił ją na czworakach. Podniósł jej sukienkę i odsunął majtki. Cipka Lidii była cała mokra i czekała, jej wargi były rozłożone i różowe.
     – Prezerwatywy.
Lidia zdołała wydobyć z siebie słowa. Jedno to pozwolić swojemu słodkiemu Dawidowi wsadzić w nią przyrodzenie bez zabezpieczenia. Ale co innego pozwolić na to temu chłopakowi. Próbowała się skupić.
     – Na górze. Mój mąż ma… prezerwatywy na górze.
     – Przepraszam, pani Rogowiecka.
Potarł czubkiem penisa o jej cipkę. Jej tyłek wyglądał na taki okrągły, pełny i zachęcający.
     – Nie mam czasu.
Pchnął do przodu, ale nie mógł trafić w dziurę. Spróbował ponownie, ale jego kutas nie wchodził. To było trudniejsze, niż się wydawało.
     – Poczekaj.
Lidia sięgnęła do tyłu lewą ręką. Diament na jej pierścionku nie błyszczał, w kuchni prawie nie było światła. Robiło się późno.
     – Pchnij teraz.
Trzymała jego penisa i wprowadzała go do środka. Jeśli nie było czasu na prezerwatywy, nic nie można było na to poradzić.
     – Ooooooooooo...
potwór wsunął się do połowy przy pierwszym pchnięciu. Jej pochwa była obolała, ale przyjazna.
     – Tak.
Robert chwycił ją za biodra i pchał długimi, agresywnymi ruchami. Słuchał jej jęków i pomrukiwania. Czuł się tak, jakby właśnie stanął na szczycie świata. Na tym polega pewność siebie, uświadomił sobie Robert.
     Pieprzyli się tak przez długi czas na podłodze w kuchni. Lidia czuła go głęboko, głęboko w sobie. Wkrótce kuchnia została całkowicie spowita w ciemności. Lidii nie obchodziło to. Wiedziała, że straciła okazję na przygotowanie posiłku. Wiedziała, że Witold wkrótce wróci do domu. Wiedziała, że Dawid spał na górze. Ale w tym momencie liczyło się dla niej tylko przyjmowanie w siebie tego wielkiego penisa. Poczuła, jak sperma wysycha na jej twarzy. Wiedziała, że jest spocona i brudna. Wiedziała, że sukienka, którą Robert owinął wokół jej talii, była poplamiona. Jednak nie obchodziło jej to wszystko.
     Drzwi frontowe otworzyły się ze skrzypnięciem. Ani Robert, ani Lidia nie próbowali przestać. Robert dalej ją walił, obserwując, jak trzęsie się jej tyłek. Nawet kiedy Witold zawołał, nie przestali.
     – Lidia, kochanie? Dlaczego wszystkie światła są wyłączone?
Witold o coś się potknął.
     – Czyj to plecak?
Usłyszał hałas w kuchni i udał się tam. Nie dotarł zbyt daleko.
     W holu powitał go parujący obłok feromonów. Zatrzymał się i odwrócił do rodzinnego portretu wiszącego na ścianie w korytarzu.
     – Miła rodzina – wymamrotał.
Jego teczka opadła mu pod nogi. Wpatrywał się w zdjęcie, które rodzina zrobiła kilka lat temu. Cała jego rodzina w eleganckich ubraniach, z idealnie uczesanymi włosami. Witold stał na portrecie, a jego piękna żona Lidia siedziała obok niego. Natomiast ich obaj synowie klęczeli po obu jej stronach. W tej chwili nie mógł sobie przypomnieć ich imion. Wydawało mu się, że to coś, o czym powinien pamiętać.
     – Rodzina.
     – Zaraz się... spuszczę.
Robert pieprzył Lidię tak mocno, jak tylko mógł.
     – Proszę… ach… ach… ach… proszę.
Lidia zacisnęła zęby, przygotowana na euforię, która powinna towarzyszyć jego eksplozji. Wygięła plecy w łuk, zachęcając, żeby się w niej spuścił.
     – Przyjmij… to…
Robert spuścił się, a głęboko w jej wnętrzu popłynęła kaskada spermy.
     W chwili, gdy jego wytrysk uderzył w jej wnętrzności, Lidia widziała przed oczami tylko gwiazdy. Rzucała głową w przód i w tył i wykrzyczała swój orgazm, długo zawodząc. Dawid, który jeszcze spał, nie usłyszał jej. Witold, który wpatrywał się w rodzinny portret, również jej nie słyszał. Ale sąsiadka wyprowadzająca psa na zewnątrz, już tak. Zarówno właścicielka, jak i pies zatrzymali się, próbując ustalić, skąd pochodził ten nieziemski wrzask. Po kilku sekundach zrezygnowali i ruszyli dalej.
     Kiedy skończył dochodzić, Robert z pluskiem wyszedł z Lidii. Spojrzał w dół i mógł ujrzeć, jak jego sperma wycieka z jej rozciągniętej cipki. Jej dziura była uchylona, a jej wargi cipki rozłożone na boki.
     – Muszę iść.
Robert wstał i pospiesznie się ubrał. Wepchnął swojego opadającego penisa do bielizny. Wciągnął spodnie, buty, koszulę i sweter.
     Lidia pozostała na czworaka, dysząc i wpatrując się w podłogę. Pot kapał jej z nosa i zbierał się na linoleum. Co właśnie zrobiła?
     – Do widzenia, pani Rogowiecka.
Robert wybiegł z kuchni i zatrzymał się z przerażeniem, kiedy zobaczył Witolda stojącego w korytarzu. W swoim wcześniejszym szaleństwie nie słyszał, jak Witold wrócił do domu.
     – Um… panie Rogowiecki.
     Witold stał między Robertem, a drzwiami. Nie spoglądał na Roberta ani w żaden sposób nie dał znaku, że w ogóle go zauważył.
     Wszystko tego popołudnia było szalone. Ale to? Kolana Roberta trzęsły się ze strachu.
     – Panie Rogowiecki?
Robert nie wiedział, co się dzieje, ale ponieważ Witold wydawał się zaabsorbowany, nie zauważając co się wokół niego dzieje, okrążył ojca swojego przyjaciela, podniósł plecak i wybiegł przez frontowe drzwi.
     Lidia poruszyła się. Wstała, a jej sukienka opadła poniżej kolan. Potrzebowała planu. Posprząta bałagan, weźmie prysznic, a potem pójdzie spać. Powiedziałaby Witoldowi, że ona i Dawid są chorzy i że sam musi się zająć przygotowaniem kolacji dla siebie. Wyjęła szmatę z wiadra i zabrała się do pracy.
     Kiedy skończyła sprzątać, wspięła się po schodach do swojego pokoju, nie zauważając Witolda stojącego w ciemnym korytarzu. W ferworze namiętności, gdy pieprzyła się niczym suka, nawet nie usłyszała, jak jej mąż wrócił do domu.
     Kiedy Witold wrócił ze stanu otępienia, był bardzo zdezorientowany. Było później, niż myślał. Nie mógł nigdzie znaleźć swojej rodziny. Wszedł do środka i zapalił światło. Znalazł syna i żonę we własnych łóżkach na górze, kurujących się z jakiejś choroby. „Co za dziwny wieczór” – pomyślał. Zszedł do kuchni i znalazł w kącie kurtkę. Za mała jak na Dawida. Jeden z jego przyjaciół musiał ją zostawić. Ten przyjaciel wrócił do domu bez niej w takim mrozie? Dziwne. Doszedł do wniosku, że to był naprawdę dziwny dzień.

***

     Axcix otworzyła śluzę, aby wpuścić do środka jednego ze swoich dronów z zebranymi danymi. Więcej par się połączyło. Niektóre pary też się nakładały. Tego można było się spodziewać.
     Oczywiście wiedziała, jak zakończyły się pierwsze ekspedycje. Tyle danych zostało zniszczonych przez ogień. Dlatego uważnie obserwowała obcych. Do miejscowości przybył już dwuosobowy zespół, który usiłował ją odnaleźć. Ale byli głupi i naiwnie napili się jej wody. Wszystko było pod kontrolą.
     Ale teraz jej skany ostrzegły ją przed innym zespołem przybyłym z zewnątrz. Nie pili wody. To może być problem. Axcix potrzebowała więcej danych.

C10H12N2O

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i science fiction, użyła 6965 słów i 40098 znaków, zaktualizowała 7 paź 2021. Tagi: #incest #matka #syn #obcy

1 komentarz

 
  • TakiJeden

    Pomysł dość podobny do Twoich dwóch poprzednich opowiadań/tłumaczeń. Jakieś tajemnicze moce sprawiają, że młodzi chłopcy stają się demonami seksu i uwodzą wszystkie kobiety, z własnymi matkami i siostrami włącznie. W aktualnym opowiadaniu różnica jest taka, że ta "zaraza" dotyka nie jednego lecz wielu chłopaków.
    Ale że tematyka incest ma wielu zwolenników, to także kolejne rozdziały "Wody" czytam z zainteresowaniem i oczekiwaniem na rozwój akcji.  
    Przy okazji pytanie - czy autor oryginału (tego i poprzednich) pisze tylko w tej tematyce?

    8 paź 2021

  • C10H12N2O

    @TakiJeden Tak, autorka oryginału operuje jedynie w tematyce incestu, uatrakcyjniając fabułę elemantami s-f, fantasy czasami horrory.

    O ile po pewnym czasie motyw gigantycznych przyrodzeń, tryskających hektolitrami nasienia wydaje się wtórny i nudny, o tyle fabuła "Wody" jest jeszcze w miarę trzymająca w napięciu i ciekawa, co ratuje serię. Pozostałe opowiadania, które nie zostały jeszcze ukończone moim zdaniem nie mają już takiego polotu. Może z małym wyjątkiem, którym jest "Enki's Puzzle", ale ta seria na  moje oko dopiero dobiła do połowy i nim zostanie ukończona minie prawie rok. Nie ma sensu abym tłumaczyła dziewęć rozdziałów, a potem czekała po miesiącu, aby móc tłumaczyć każdą następną część. Poza tym, jeszcze mogłoby się okazać, że w kolejnych częściach fabuła nie spełniałaby moich oczekiwań ;)

    Powoli nadchodzi ten moment, że chyba pożegnam się z twórczością RawlyRawls i zacznę się rozglądać za innymi anglojęzycznymi opowiadaniami, które jednak zepewnią ten dreszczyk emocji :)

    8 paź 2021

  • TakiJeden

    @C10H12N2O  dziękuję za wyjaśnienia i zgadzam się, że fabuła "Wody" wnosząca motyw ingerencji obcych w życie mieszkańców małej miejscowości w Polsce znacząco różni się od poprzednich. Z ciekawości zerknę (o ile znajdę) na treść opowiadania "Enki's Puzzle", o którym wspominasz. Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się Twojego tłumaczenia i tej pozycji, jeśli uznasz, że warta jest Twojej pracy i niewątpliwego talentu. Pozdrawiam.   :smile:

    8 paź 2021