Woda (XII)

Woda (XII)Tytuł oryginału: „Something in the Water”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     Dziewięć miesięcy to zbyt długi czas oczekiwania na wyniki eksperymentów. Zwłaszcza, gdy ktoś spędził całe lata na pokonaniu przestrzeni międzygwiezdnych. Axcix przejrzała poprawki, które wprowadziła jakiś czas temu. Bardziej rozsądnym okresem oczekiwania były cztery miesiące. Taka zmiana dotycząca ciąży nie była łatwym zadaniem. Szczególnie dla tak złożonego gatunku. Ale Axcix czuła, że sprosta temu wyzwaniu.

***

     Lidia pochyliła się nad toaletą i znów nią szarpnęło. Powtarzało się to od kilku dni. Budziła się przed innymi i wymykała się na chwilę, by zwymiotować. Biorąc pod uwagę to i jej nabrzmiały brzuch, wydawało jej się, że Dawidowi udało się ją zapłodnić. Ale oczywiste było, że za wcześnie, by ciąża była już widoczna. Więc może to były po prostu problemy po czymś, co zjadła. Lidia znowu zwymiotowała. Chyba to jednak nie były problemy z trawieniem.
     Po chwili poczuła się lepiej i wstała. Wypłukiwała usta przez dłuższą chwilę przy umywalce i na drżących nogach powędrowała do swojej sypialni, nie zwracając uwagi na chrapiącego męża. Biedny Witold. Taki słodki i tak nieświadomy. Przynajmniej przez ostatnie kilka miesięcy uprawiała z nim trochę seksu. Gdyby to jednak była ciąża, mogłaby wiarygodnie wmówić Witoldowi ojcostwo.
     Lidia zadrżała, kiedy otworzyła drzwi i wymknęła się na korytarz. Otworzyła drzwi pokoju Dawida i zamknęła je za sobą. Mieli kilka godzin, zanim Witold jak zwykle się obudzi, wystarczająco czasu by matka mogła pobyć trochę z synem.
     – Dawidku, widzę, że jesteś już twardy, kochanie.
To prawda, jego penis stał dumnie pod kołdrą, gdy spał na plecach. Nie słysząc odpowiedzi, Lidia podniosła kołdrę i wczołgała się pod nią. Zapach był tam ostry i boski. Pachniało surowym nastolatkiem. Zadrżała w oczekiwaniu.
     – Dawidzie.
Weszła między jego nogi i wtuliła się w przejrzałe jaja. Jej ręce odnalazły kutasa i powoli zaczęły go gładzić. Ciągle wdychała jego zapach.
     – Mamo?
Dawid otworzył oczy. W jego pokoju wciąż było ciemno.
     – Która godzina?
Nikt nie zajmował się nim tak jak jego matka. Całe jego ciało wypełniało się przyjemnością.
     – Jest… wcześnie… Dawidku – powiedziała Lidia liżąc jego mosznę. Wspięła się na jego szczupłe ciało i usiadła okrakiem na przyrodzeniu.
     – To będzie kolejny piękny dzień.
Westchnęła, wciąż zakrywając głowę kołdrą, nadziała się, czując, jak to długie przyrodzenie  całkowicie ją rozciąga. Zaczęła delikatnie kołysać biodrami.
     – Mamo?
Dawid spojrzał w dół, na górkę pod kołdrą, która go ujeżdżała. Jego umysł był przepełniony myślą o jego drobnej matce poruszającej się jak wyrafinowana prostytutka na jego penisie. Podniósł koc i nałożył go na głowę, aby dzielić z nią tę samą ciasną przestrzeń. Czuł pod nią zapach jej wilgoci.
     – Tak skarbie?
Lidia przyspieszyła biodrami. Czuła, że za chwilę dojdzie.
     – Chcę zrobić to z panią Goniewską. – Złapał ją za szerokie biodra. – Mogę?
     – Taaaaaaakkkk… – Linda zaczęła drżeć z rozkoszy i schowała twarz w szerokiej klatce piersiowej Dawida. Jej paznokcie wbiły się w jego skórę. Kiedy doszła do siebie, podniosła się i z powrotem zaczęła podskakiwać w górę i w dół na jego długim kutasie.
– Jeśli będziesz grzecznym chłopcem... i napełnisz mnie... ooooohhh... dzisiejszego poranka... pozwolę ci ją wziąć... kiedy wrócisz do domu po szkole.
Twarz Lidii wykrzywiła się, gdy doszła ponownie.
     – Dzięki, mamo.
Dawid wytężył wzrok, przyglądając się jak ciemne cienie piersi jego mamy podskakują, zataczając kręgi w przeciwległych kierunkach. To było hipnotyzujące. Dziesięć minut później zalał jej ciężarne łono gorącą spermą.

***

     Rozległo się pukanie do drzwi Roberta.
     – Robert, gnoju, widziałeś mamę?
     – Anita, nie bądź suką.
Robert zatrzymał biodra i oparł tłusty, spocony brzuch na nabrzmiałym brzuchu swojej mamy. Trzymał prawą rękę na jej ustach, żeby nie krzyczała, gdy jego siostra jest w domu.
     – Nie widziałem jej. Pewnie bierze prysznic czy coś.
Spojrzał w dół na szerokie, brązowe oczy swojej mamy i uśmiechnął się.
     – Mama też się poci!
     – Ugh, jesteś taki obrzydliwy.
Anita uderzyła ostatni raz w drzwi.
     – Wychodzę już do szkoły, do później frajerze.
Jej głośne kroki dochodziły ze schodów, a potem już jej nie było słychać.
     Robert zdjął rękę z ust Amandy i chwycił jedną z jej dużych piersi. Sutek był ciemniejszy niż zwykle. Jego biodra wznowiły pracę.
     – Bądź… miły… dla swojej… uuuuhhhh… siostry.
Palce u nóg Amandy były skierowane prosto w górę, a jej dłonie poruszały się po plecach Roberta, z rozkoszy wbijając w nie paznokcie.
     – O mamo. – Robert zignorował jej prośbę. – Mam pytanie.
Teraz posuwał ją długimi, zdecydowanymi ruchami. Kiedy jego tata i siostra wyszli z domu, nie musiał starać się, by zachować ciszę. Jego łóżko zapiszczało w proteście, a materac zapadał się za każdym razem, gdy opierał cały swój ciężar na jej biodrach.
     – Czy jesteś może ze mną... w ciąży?
Otarł pot z czoła.
     – Ooohhhhh ... Robercie... tak sądzę. Na pewno nie z twoim... ojcem.
Amanda odchrząknęła w ramię syna.
     – Super. – Robert klepnął ją w prawą pierś. – Będziesz miała wiele wnuków, mamo. I założę się, że urodzisz jako pierwsza. O taaak! Jesteś teraz moją suką, mamo. Wycofał się z jej cipki i przyłożył swojego penisa do jej odbytu.
     – Nie, Robercie.
Amanda zacisnęła dłonie w drobne piąstki i uderzyła go w plecy, by zwrócić jego uwagę.
     – Moja obrączka jest w moim tyłku. Jeśli… to zrobisz. Zgubimy ją.
     – Ach tak.
Robert podniósł penisa i wsunął go z powrotem do jej cipki. Sięgnął pod nią i złapał jej szeroki tyłek. Wbijał się w nią z całej siły.
     – Dziękuję, Robercie. Och, dziękuję…
Pierwsza gorąca fala spermy wypełniła jej cipkę, a euforia wymiotła dalsze myśli ze ślicznej głowy Amandy. Zawyła z rozkoszy, gdy jej syn spuścił się w niej przed szkołą.

***

     – Znalazłam twój pierścionek gdy wczoraj sprzątałam w łazience.
Sabina odeszła od kuchenki i sięgnęła do kieszeni fartucha. Wyciągnęła błyszczącą obrączkę i uniosła ją, aby córka mogła ją zobaczyć.
     – Och, tam to się podziało.
Sandra podeszła do Sabiny i wzięła pierścionek z dłoni matki.
     – Gdzie jest Patryk?
     – Wciąż śpi. Wymyka się, żeby spotykać się z tą bezwstydną dziewczyną. Ona go zamęczy.
Sabina wróciła do kuchenki i podniosła łopatkę. Pokój wypełnił zapach placków ziemniaczanych i bekonu.
     – A twój ojciec wyszedł przed chwilą do pracy. Usiądź, Sandro, za chwilę podam ci śniadanie.
     – Jasne, mamo.
Sandra bała się nawiązać kontakt wzrokowy ze swoją matką. Czuła się bardzo nieswojo, że zapomniała o obrączce. Zwłaszcza po dwukrotnym opróżnieniu jej osiemnastoletniego brata. Co gorsza, miała w głowie obraz, jak ciągle się z nim zabawia. Pomyślała, że niesamowicie musiały wyglądać usta jej matki, kiedy owinęła te wspaniałe różowe wargi wokół grubego kutasa Patryka. Wyciągnęła jedno z kuchennych krzeseł, wsunęła pod siebie sukienkę i usiadła.
     – A więc, moja droga córko. – Sabina spojrzała na Sandrę, która siedziała przy stole.
Jej córka włożyła pierścionek z powrotem na palec.
     – Nasi mężowie oczekują od nas czegoś więcej niż tylko gubienia obrączki bez namysłu. Co by było gdybym jej nie znalazła?
     – Przygadał kocioł garnkowi. – Sandra zmarszczyła brwi, a jej usta zacisnęły się w cienką linię. – Ty też to zrobiłaś.
     – Nigdy nie zgubiłam obrączki, skarbie.
Sabina użyła łopatki do usunięcia placków ziemniaczanych i bekonu z patelni, po czym starannie ułożyła jedzenie na białym talerzu.
     – Na pewno usłyszałabyś o tym od swojego ojca, gdyby tak się stało.
     – Wiesz o czym mówię.
Sandra podniosła wzrok, gdy Sabina podała jej talerz.
     – Nie mam pojęcia.
Sabina uniosła brew. Udało jej się wyprzeć ze swego umysłu, wszystkie niegodziwości, które robiła z Patrykiem. Wyparcie może być potężnym narzędziem. Nie miała pojęcia, że jej córka słyszała, jak poprzedniej nocy niechlujnie obciągała synowi. Naprawdę nie wiedziała, o czym mówi Sandra.
     – Poważnie?
Sandra współczuła ojcu, ale była tak samo winna jak jej matka. Nie miała wystarczających argumentów, by móc postawić na swoim. Wzięła do ręki widelec i zaczęła nabierać nim jedzenie z talerza.
     – Będę bardziej ostrożna.
     – Dobrze, skarbie.
Sabina odwróciła się i podeszła do lodówki.
     – Chcesz trochę soku?
     – Tak, proszę.
Sandra czuła się rozdarta. Poczynania jej rodziny wymknęły się spod kontroli. Powinna uciekać do domu, daleko od tego miejsca. Wracać do Jacka. Ale nie chciała zostawić Patryka. Chciała spędzić jeszcze trochę więcej czasu z bratem. Może mogłaby nawet poznać tę jego nową dziewczynę. Normalne siostrzane myśli rywalizowały w jej mózgu z dziwnymi perwersjami. Nie wiedziała, co robić, zjadła więc śniadanie w milczeniu. Co gorsza, wydawało się, że jej ubrania były trochę przyciasne. Czy przybierała na wadze?

***

     Dawid i Patryk minęli Roberta na korytarzu, ale żaden z nich nawet na niego nie spojrzał. Kiedy Robert był już daleko za nimi, Dawid pochylił się do swojego przyjaciela.
     – Co za gnojek.
     – Zawsze był niechlujny.
Patryk podniósł wzrok i spróbował się uśmiechnąć. Trzej przyjaciele byli razem od lat, trudno było ich rozdzielić, tak jak Robert tego dokonał.
     – Tak, ale nie w ten sposób.
     Patryk odwzajemnił lekki uśmiech.
     – Włosy w nieładzie, koszula wymięta, podarty sweter. Wygląda jak jakiś menel.
     – Zapomnij o nim.
Patryk podniósł wzrok, gdy zadzwonił dzwonek sygnalizujący następną lekcję.
     – Jesteś dziś zajęty... z... hm... no wiesz... ze swoją mamą... po szkole?
Zatrzymali się w korytarzu, gdy uczniowie przebiegali obok.
     – Zrobiliśmy to dziś rano.
Dawid pochylił się bliżej i szepnął:
     – Powiedziała, że mogę to zrobić z jej nowym gościem po lekcjach. – Jego uśmiech się poszerzył. – Znalazłeś już ten meteor?
     –  No, hm… –  wyjąkał Patryk.
     – Został zepchnięty na dalszy plan, bo jesteś zajęty ze swoją dziewczyną-detektywem, prawda?
     – Tak. – Patryk skinął głową.
     – Po prostu czerp z tego przyjemność, człowieku.
Dawid poklepał Patryka po ramieniu.
     – Żyjemy niczym we śnie.
     – Niektóre sny zamieniają się w koszmary. – Uśmiech Patryka zniknął z jego twarzy.
     – Nie ten. – Dawid skinął mu głową i wszedł do klasy.
     Patryk podążył za nim, marszcząc brwi.

***

     Robert z całkowitą nonszalancją wszedł na lekcję chemii Karoliny Radziszewskiej.
     – Dyrektor chce się z panią widzieć, pani Radziszewska.
     Energia w klasie narosła, gdy uczniowie zaczęli między sobą szeptać.
     – Cisza, klaso. Witam... Panie Araszkiewicz.
Okrągłe policzki Karoliny przybrały głębszy odcień różu. Odgarnęła blond włosy za ramiona.
     – Czy powiedział, czego chce?
     Robert wzruszył ramionami.
     – W porządku. – Karolina wskazała pierwszy rząd. – Krystyna, poprowadzisz lekcję czytając pierwszy temat z rozdziału trzynastego. Wrócę za kilka minut.
Posłała klasie surowe spojrzenie.
     – Słuchajcie uważnie co mówi Krystyna. Ona tu dowodzi, dopóki nie wrócę.
Z tymi słowami wygładziła bluzkę, wyszła z klasy i podążyła za Robertem korytarzem. Zatrzymali się przed klasą do zajęć matematyki.
     – To nie jest gabinet dyrektora – szepnęła Karolina.
Rozejrzała się, ale korytarze były puste.
     – Cholera, myślałaś, że to prawda? – Robert zachichotał pod nosem. – Wejdź tam i powiedz pani Bentkowskiej, że musi z tobą pójść.
     – Dlaczego?
Karolina spojrzała w dół na niechlujnego osiemnastolatka i poczuła motyle w brzuchu.
     – Czy muszę ci to przeliterować? – Robert mówił do niej, jakby była niegrzecznym dzieckiem.
     – Nie chcę.
Karolina pokręciła głową.
     – Hej wszyscy. – Robert zawołał na pustym korytarzu. – Jest tu nauczycielka, którą...
     Karolina położyła drżącą dłoń na ustach Roberta.
     – Dobrze, zrobię to. Ale jak?
     – Wymyśl coś.
Robert ponownie wzruszył ramionami. Przyglądał się, jak Karolina bierze głęboki oddech i wchodzi do sali. Cała klasa odwróciła się, by spojrzeć na nią, gdy wchodziła. Powiedziała kilka rzeczy Elwirze Bentkowskiej, a potem Elwira powiedziała coś do klasy. Obie kobiety wróciły do drzwi. Robert był bardzo zainteresowany Elwirą. Była starszą nauczycielką, a ostatnio pozbyła się większość siwych włosów, odrobiny zmarszczek i znacznie schudła. Wszędzie oprócz piersi, które urosły. Robert chciał zobaczyć, jak wygląda pod tymi eleganckimi, obszernymi sukienkami, które zawsze nosiła. Jej teraz w większości brązowe włosy były z powrotem zaplecione w ciasny warkocz.
     Karolina wyprowadziła Elwirę z klasy.
     – Powiedziałam jej, że dyrektor powierzył ci zadanie ćwiczenia w…
     – Pracowni plastycznej.
Robert skinął głową i uśmiechnął się.
     – Teraz nie ma nikogo w pracowni plastycznej.
Prowadził je korytarzem przez całą drogę, robiąc pajacyki.
     – Jesteś tego pewna?
Elwira spojrzała na młodszą nauczycielkę. Pomyślała, że Karolina wyglądała na dość zdenerwowaną z jakiegoś powodu.
     – To jest całkiem… – Spojrzała na grubego dzieciaka podskakującego przed nimi, gdy szły. – ... niezwykłe.
     – To tylko ćwiczenia praktyczne. – Karolina spuściła niebieskie oczy.
     Obie nauczycielki wraz z uczniem weszły do sali plastycznej. Dookoła stały szerokie stoły, niektóre pozsuwane razem z dużymi arkuszami papieru.
     Elwira poszła włączyć światła.
     – Bez świateł.
Robert podszedł do niej i odsunął jej rękę od przełącznika. Następnie sięgnął w dół i zamknął zamek w drzwiach.
     – Co się dzieje?
Myśli Elwiry dryfowały, gdy ten spocony, obrzydliwy dzieciak jej dotknął. W tym pokoju unosił się najwspanialszy zapach. Nigdy wcześniej nie pamiętała, żeby coś takiego kiedykolwiek czuła. Ciepło rozprzestrzeniało się z jej cipki i poczuła się dziwnie.
     – Pani Bentkowska to miła dama, Robercie.
Kolana Karoliny drżały, gdy obserwowała ten kluczowy moment.
     – Nie rób tego.
     – Pani Radziszewska, proszę uprzejmie aby pani zdjęła ubranie pani Bentkowskiej.
Robert rozpiął spodnie i pozwolił im opaść do kostek.
     – Co się dzieje, Karolino?
Elwira spojrzała na wyższą blondynkę z zakłopotaniem w oczach.
     – Przepraszam, Elwiro.
Karolina podeszła do niej i rozpięła bluzkę Elwiry.
     – Ale poczujesz rzeczy, o których nigdy nie myślałeś, że są możliwe.
Zdjęła bluzkę, złożyła ją i położyła na pobliskim stole.
     – Pokochasz to. Obiecuję.
Karolina zgięła się w kolanach i ściągnęła spódnicę kobiety. Pomogła Elwirze z niej wyjść, a następnie położyła ją na bluzce.
     – Potrzebuję... potrzebuję... – Nozdrza Elwiry rozszerzyły się.
     – Wiedziałem, spójrz na to ciało. Ma pani naprawdę wspaniałe ciało, pani Bentkowska.
Robert lustrował nauczycielkę od stóp do głów, gdy stała jedynie w staniku, majtkach i wciąż w butach.
     – Pokażę ci, czego potrzebujesz.
Robert opuścił bieliznę i jego masywna erekcja wypadła na otwartą przestrzeń. Ciemna, prawie czarna, guzowata głowa wyglądała na bardzo rozgniewaną.
     – Nigdy czegoś takiego nie… – Wielkie piersi Elwiry unosiły się i opadały, gdy walczyła o każdy oddech. – ...widziałam.
     – Pomóż jej, pani Radziszewska. – Robert mrugnął do Karoliny.
     – Dobrze, Robercie.
Karolina położyła jedną rękę z tyłu głowy Elwiry, a drugą na delikatnej krzywiźnie jej pleców. Delikatnie popchnęła Elwirę, by opadła na kolana przed Robertem.
     – Lubi, kiedy kładziesz jedną rękę na trzonku, a drugą na jednym z jego jąder. Wiesz… kiedy go ssiesz.
     – Nigdy nie robiłam czegoś takiego mojemu mężowi.
Elwira wpatrywała się w preejakulat wyciekający z głowy.
     – A nawet gdybym robiła…
Poczuła delikatny nacisk na warkocz i jej głowa przesunęła się do przodu, aż penis dotknął jej ust i otarł się o policzek. Iskry eksplodowały przed jej oczami, a euforyczne błyskawice przeszyły jej nerwy. Potrzebowała więcej.
     Pięć minut później Karolina siedziała na pobliskim stole, ze spódnicą podciągniętą wokół bioder i majtkami zsuniętymi na bok. Bez wstydu głaskała swoją blond cipkę, patrząc, jak starsza nauczycielka obciąga potwora Roberta. Usta Karoliny były uchylone. Wygląda na to, że Elwira mogłaby spokojnie robić karierę, nawet w nowoczesnych przedsiębiorstwach. Starsza kobieta, która wyglądała naprawdę niesamowicie jak na swój wiek, przesuwała lewą rękę w górę i w dół po trzonie, podczas gdy prawą ręką masowała prawe jądro Roberta. Karolina spojrzała na pierścionek z brylantem sunący po żylastym kutasie i pomyślała o wszystkich latach wierności, które Elwira właśnie zaprzepaściła.
     – Co pani... myśli pani Radziszewska, czy powinienem... spuścić się jej na twarz?
Robert oddychał ciężko z rękami opartymi na biodrach i spojrzał na swoją ładną nauczycielkę od chemii.
     – Tak – pisnęła Karolina.
Jej lewa ręka poruszyła się szybko, wyglądała niczym rozmazana plama na jej nabrzmiałej łechtaczce. Lekko skinęła głową Robertowi.
     – Mmmmppppphhhhhhh?
Elwira nigdy nawet nie rozważała takiej nieprzyzwoitości. Wytrysnąłby jej na twarz? W jakie sidła została uwikłana? Kilka minut temu stała zdecydowanie w swojej klasie, ucząc matematyki pierwszoroczniaków. Teraz ssała niewiarygodnie dużego penisa i czekała, aż zostanie zbezczeszczona. Nie była w stanie tego powstrzymać.
     –  Oto… nadchodzi… pani Bentkowska.
Robert wyciągnął swojego penisa z jej ust, uderzył ją w policzek, a następnie wystrzelił kilka centymetrów od jej twarzy.
     – Aaaaaaahhhhhhhhh...
     Nie było czasu na obrzydzenie, którego się spodziewała. W chwili, gdy pierwsza kropla spermy uderzyła w nos Elwiry, doświadczyła oślepiająco czystej przyjemności. Upadła na podłogę i wiła się, gdy osiemnastoletni chłopiec pokrywał ją swoim nasieniem. Była tylko mgliście świadoma rozmowy Karoliny i Roberta, gdy była na haju.
     – Niesamowite.
Robert szarpnął penisem posyłając na nią ostatnich kilka kropel spermy.
     – Podnieś ją… i pochyl ją… nad stołem – wydyszał.
     – Dobrze, Robercie.
Karolina właśnie przeżyła swój własny orgazm, gdy Elwira poddała się grubemu nastolatkowi. Zsunęła się ze stołu i złapała Elwirę pod ramiona, uważając, by sperma Roberta nie dostała się na jej własne ubranie. Podciągnęła Elwirę na nogi i pochyliła się, żeby zdjąć jej majtki. Elwira oparła się o stół z tępym spojrzeniem, nie stawiając oporu. Karolina sięgnęła za Elwirę i rozpięła jej stanik, który opadł na podłogę, odsłaniając parę dużych, okrągłych piersi. Na ich górze były rozstępy i były delikatnie obwisłe, ale nie przypominały piersi starszej kobiety.
     – W porządku, Elwiro. Przygotuj się.
Karolina manewrowała nauczycielką i pochyliła ją nad stołem. Nagie piersi kobiety wcisnęły się w stół, a sperma z jej twarzy zaczęła kapać na blat.
     – Pożegnaj się ze swoją starą cipką, pani Bentkowska.
Robert zachichotał, stanął za nią i potarł jej śliskie wargi sromowe główką swojego penisa.
     – Czekaj.
Elwira spojrzała w lewo na Karolinę, skupienie wróciło do jej oczu.
     – Nie możemy mu pozwolić…
Długi kutas otworzył coś głęboko w jej wnętrzu, gdy wsunął się i ją rozciągał.
     – Oooooooooooooooo...
To było jak odkrycie ciągu Fibonacciego po raz pierwszy. Tak piękne i tak oczywiste, że natura zaplanowała te rzeczy. Elwira oparła się o stół, gdy gruby chłopiec wsuwał się i wysuwał z jej cipki. Czuła, jak jego pulchny brzuch uderza o jej tyłek.
     – Dajesz, Robercie.
Karolina wpatrywała się w parę. Jej prawa ręka masowała piersi przez bluzkę.
     – Uczyń ją swoją. Zdobądź ją. – Nie wiedziała, skąd wzięły się te słowa.
Jak mogła dopingować tłustego nastolatka, gdy bezcześcił tą niegdyś dostojną kobietę?
     – Daj jej klapsa.
     – Niech pani da jej klapsa, pani Radziszewska.
Robert zabrał lewą rękę, by dać Karolinie dostęp do chwiejącego się lewego pośladka. Drugą ręką mocno trzymał prawe biodro Elwiry.
     – Dobra.
Karolina uderzyła dłonią w blade, falujące ciało.
     – Och – wydusiła z siebie Elwira.
     – Teraz jesteś jego, Elwiro.
Uderzyła ponownie w tyłek i zostawiła wyraźny, czerwony odcisk dłoni.
     – Jesteś teraz nasza.
     – To praca zespołowa, pani Radziszewska.
Robert położył lewą rękę z powrotem na biodrze Elwiry. Duże pomieszczenie wypełniło się dźwiękami klapsów i głośnym chlapaniem mokrej cipki Elwiry.
     – A teraz daj mi cycka, pani Radziszewska.
     – Dobrze.
Karolina pośpiesznie rozpięła górną część bluzki i oswobodziła lewą pierś ze stanika. Podniosła ją do oczekujących ust Roberta.
     – Taaaaaaaaaaaaakk... – Karolina westchnęła, gdy obrócił językiem wokół jej sutka.
     Robert oderwał usta od różowego sutka.
     – Dzięki. Wystarczy.
Uderzył w jej odsłoniętą pierś i przyglądał się, jak się chwieje, a potem spojrzał w dół na kobietę piszczącą na stole. Ten rozchwiany tyłek był naprawdę wspaniały.
     – Niech pani jej… doda trochę otuchy… pani Radziszewska.
     – Dobrze, Robercie.
Karolina pochyliła się na stole, przyciskając piersi do chłodnego blatu i spojrzała w brązowe oczy starszej nauczycielki.
     – Świetnie sobie radzisz, Elwiro. Teraz wszystko jest inne. Będziesz chciała z tym walczyć, ale nie rób tego. Będzie lepiej, jeśli go po prostu zaakceptujesz.
     – Tak... aaaahhhhh... głębokooo.
Usta Elwiry były uchylone, a jej źrenice sprawiały wrażenie, jakby nie mogły się skupić. Twarz niegdyś opanowanej kobiety wyrażała coś pomiędzy szokiem, a ekstazą.
     – Mój... mąąąż...
     – Twój mąż nigdy tego tak z tobą nie robił?
Karolina skinęła głową, wciąż trzymając twarz blisko Elwiry.
     – Wiem, jak bardzo musisz być zaskoczona tym, jak naprawdę wygląda seks. Zwłaszcza po tylu latach. Jak długo jesteś zamężna?
Karolinie trudno było nawiązać kontakt wzrokowy z koleżanką, gdy głowa Elwiry podskakiwała do przodu z każdym pchnięciem, które pochłaniała.
     – Trzydzieści… dwa… lata…
Pot spływał po twarzy Elwiry. Jej pisk brzmiał prawie jak kwilenie świni. Zdecydowanie nie brzmiał kobieco.
     – Jak ma na imię twój mąż?
Karolina sięgnęła po lewą rękę Elwiry i ścisnęła ją dłonią.
     – A… A… A…
Elwira nie była w stanie wymówić imienia swojego męża. Przepłynęła przez nią fala elektryzującej przyjemności i zdała sobie sprawę, że przeżywa kolejny orgazm.
     – Ona już... zapomniała... jego imienia. – Robert chrząknął. – Teraz jest pani moja… pani Bentkowska. Jaja Roberta zagotowały się. – Aaaaaahhhhhhh...
     Gdy Elwira dochodziła po swoim orgazmie, znów została odurzona przez gorącą spermę rozpryskującą się w jej wnętrzu. Jej głowa kiwała się z boku na bok, a jej warkocz rozplątał się. Dźwięki wydobywające się z jej ust były już nierozpoznawalne.
     – Niesamowite.
Karolina przyglądała się, jak Elwira przyjmuje nasienie Roberta głęboko w swoim wnętrzu i podziwiała, co się z nią działo. Karolina zastanawiała się, czy nadal jest płodna. Czy Robert jest w stanie ją zapłodnić? Podejrzewała, że tak się właśnie stało.
     Kilka minut później Karolina zamruczała, gdy Robert wsunął swojego kutasa w jej oczekującą cipkę. Usiadła na stole obok wciąż dyszącej Elwiry. Spódnica Karoliny była podciągnięta wokół jej talii, a majtki zwisały jej z kostki.
     – Weź mnie, Robercie.
Karolina sięgnęła rękoma za jego głową i przeczesywała palcami jego krótkie, rozczochrane, brązowe włosy.
     – Chcesz… uh… uh… uh… urodzić moje dziecko, pani Radziszewska?
Robert chwycił piersi, które wciąż wylewały się spod jej bluzki i użył ich, by ciągnąć Karolinę w tą i z powrotem na swoim penisie.
     – Tak... ooooohhhhh... tak. Spraw bym zaszła... w ciążę.
Karolina wykrzyczała te słowa. Ten gruby, niechlujny uczeń wykorzystywał ją, jak mu się podobało i to było wspaniałe.
     – Ciąża?
Elwira walczyła o oddech, wpatrując się w blat tuż przed swoimi oczami. Całe życie spędziła żyjąc według zbioru zasad i upewniając się, że podopieczni również tak robili. Odwróciła wzrok w lewo, gdzie para pieprzyła się jak zwierzęta i zdała sobie sprawę, że wszystkie normy społeczne leżały wokół niej roztrzaskane. Poczuła, jak sperma chłopca kapie spomiędzy jej nóg i wiedziała, że wiążący ich kodeks moralny był znacznie słabszy, niż kiedykolwiek sobie wyobrażała. Wkrótce zobaczyła, jak młoda blondynka płacze i chętnie przyjmuje spermę do miejsca, które było prawowitą własnością jej męża.
     – Przyjmij… moje… nasienie…
Robert wcisnął swojego fiuta do wnętrza Karoliny i poczuł, jak jej cipka zaciska się wokół niego.
     Kilka minut później nagie kolana Elwiry spoczęły na zimnej podłodze pracowni plastycznej. Miała na sobie tylko szpilki. Spojrzała na sterczącego przed nią długiego, grubego potwora przerażonymi oczami. Już trzy razy się spuszczał. Jakim cudem mógł być nadal twardy? Co to za obrzydliwość?
     – Niech pani oczyść mojego fiuta, pani Bentkowska.
Robert spojrzał w dół na białą, spienioną masę pokrywającą jego przyrodzenie, resztki spermy i wydzieliny dwóch zamężnych kobiet. To było życie.
     – Pani również, pani Radziszewska. Posprzątajcie przed powrotem.
     – Naprawdę?
Głos Elwiry był drżący. Pochyliła się do przodu i z niechętną miną na twarzy polizała w górę trzonu. Jej powieki zatrzepotały, a przed oczami pojawiły się małe iskry. Słona maź smakowała bosko. Zmarszczka z jej czoła zniknęła, zaczęła łapczywie go lizać i ssać.
     – Och, Robercie. Dlaczego zmuszasz nas do takich rzeczy?
Karolina opadła na kolana i pomogła Elwirze w wykonywaniu jej zadania. Zaczęła od wyciągnięcia języka i wylizania wysuszonej spermy z prawego jądra Roberta.
     – Tak dobrze, moje panie.
Robert spojrzał w dół na kobiety posłusznie wylizujące całe jego przyrodzenie. Obie miały wzrok skupiony na swoim zadaniu. W przyszłości każe im patrzeć na niego, kiedy będą to robiły.
     – Tak dobrze. A teraz, pani Radziszewska, musi pani wyczyścić panią Bentkowską przed powrotem. I pospiesz się. – Robert spojrzał na zegar. – Mamy tylko kilka minut, zanim zadzwoni dzwonek.
     Na tę prośbę Karolina wzdrygnęła się. Spojrzała na Elwirę siedzącą obok niej i widziała wysuszoną spermę na jej twarzy, piersiach, a nawet plecach.
     – W porządku, Karolino. – Elwira spojrzała na podłogę pokonana. – Zacznij to robić.
     I tak Karolina podczołgała się do drugiej kobiety i zlizała z niej spermę. Zaczęła od twarzy, potem przesunęła się na plecy i skończyła na tych ociężałych piersiach. Czuła, jak Elwira drży przez cały czas, gdy język Karoliny wędrował po jej ciele. Nie dało się nic zrobić ze spermą we włosach Elwiry, więc Karolina zostawiła ją w spokoju. Kiedy skończyła, Karolina wsunęła swoje piersi z powrotem do stanika i zapięła bluzkę. Następnie pomogła wstać Elwirze i ubrała ją tak szybko, jak tylko potrafiła.
     Kiedy kobiety spojrzały na Roberta, zobaczyły, że schował już swojego penisa i zbliżał się do drzwi.
     Robert uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz.
     – Droga czysta, pospieszcie się.
Robert wymknął się na korytarz.
     Nauczycielki ruszyły za nim. Zamiast wracać do klas, cała trójka wybiegła tylnymi drzwiami na parking.
     – Nie mogę się doczekać następnego razu, pani Bentkowska. – Robert zawołał za Elwirą, gdy pospiesznie oddalała się od nich, zmierzając do swojego samochodu.
Zignorowała go. Robert zwrócił się do Karoliny, która szła tak szybko, jak tylko pozwalały jej stopy, w kierunku swojego samochodu.
     – Hej, czy możesz mnie podrzucić?
     – Jasne, Robercie. Pospiesz się, zanim ktoś cię zobaczy.
Karolina otworzyła drzwi swojego samochodu i usiadła za kierownicą. Zatrzasnęła za sobą drzwi.
     – Świetnie.
Robert usiadł na miejscu pasażera i wyjechali z parkingu.
     Kiedy Elwira wróciła do domu, zatrzymała się na dłuższą chwilę w korytarzu, patrząc na zdjęcie swojej rodziny. Dopóki nikt się nie dowie, wszystko jest w porządku. Jej słodki, brzuchaty mąż i jej dwoje dorosłych dzieci nigdy się o tym nie dowiedzą. Mogła zostawić ten incydent za sobą. Następnie zadzwoniła do szkoły i powiedziała im, że nagle zachorowała i musiała wrócić do domu. Nie lubiła kłamać, ale czasami było to konieczne.
     Kiedy Karolina wróciła do domu, nie zatrzymywała się i nie wpatrywała się w żadne rodzinne zdjęcia. Chociaż, kiedy weszła przez frontowe drzwi, w holu przywitała ją piękna fotografia jej męża i teściów. Zamiast tego na siłę odwzajemniła pocałunek Roberta i sięgnęła do jego spodni, by ująć twardego jak stal fiuta.
     Porozrzucali swoje ubrania, idąc korytarzem, przez całą drogę obmacując się nawzajem. Jej mąż będzie w pracy jeszcze przez wiele godzin, więc mieli dość czasu.
     Nieco później Robert pochylił ją nad kuchennym stołem, gdy dzwoniła do szkoły, aby wyjaśnić jej wczesne wyjście. Sekretarka uznała to za bardzo dziwne, że Karolina nie usprawiedliwiła się, kiedy opuszczała szkołę, ale przyznała, że Karolina brzmiała okropnie. Sekretarka nie wiedziała, że to dlatego, że w tym momencie miała wbite w tyłek potężne przyrodzenie Roberta.
     Kiedy Robert skończył z Karoliną, pomarańczowe popołudniowe słońce rzucało długie cienie na ulice Pilchowa. Robert gwizdał pod nosem, wracając do swojego domu.

***

     Agent Seweryn Miler nadzorował rozładunek żywności i wody w butelkach z ciężarówek. Polecił swojemu podwładnemu umieścić odbiorniki radiowe i większe nadajniki w jednym z pomieszczeń na piętrze. Zarezerwowali w hotelu pięć pokoi na czas nieokreślony.
     List, który Seweryn otrzymał od agenta Rakowskiego, był tajemniczy i niepokojący. Kiedy przybyli do miasta, odkryli, że minęło kilka dni, odkąd ktokolwiek widział doktor Kobylińską, agentów oraz resztę zespołu.
     Misja była prosta. Odnaleźć zespół i zlokalizować wszelkie wrogie podmioty. Seweryn przyglądał się, jak jego podwładni, mężczyźni wraz z kobietami rozładowują zapasy i skrzywił się. Nigdy wcześniej nie dowodził grupą składająca się z tak wielu kobiet. Informacje doktor Kobylińskiej podkreśliły znaczenie naturalnej odporności kobiet na to dziwne zjawisko. Seweryn miał nadzieję, że ma rację i że te kobiety sprostają zadaniu.
     To było coś wielkiego. Czuł to w kościach. Ruskie. To musieli być pieprzeni Rosjanie. No cóż, dotrą do sedna sprawy i wyślą tych pieprzonych zboczeńców z powrotem gdzie ich miejsce.

***

     Ulubioną porą dnia Dawida były godziny między powrotem ze szkoły do domu, a powrotem ojca z pracy. Nagi, na łóżku brata, orał od tyłu cipkę swojej mamy. Ona też była naga, na czworakach, stękając i mocno trzymając się prześcieradła. Po obu jej stronach na plecach leżały Oliwia wraz z Wandą. Kobiety miały przechylone ramiona i głowy pod kołyszącymi się piersiami Lidii. Oliwia i Wanda przełykały najsłodsze mleko z ciemnych sutków Lidii.
     – Czy mogę… spuścić się w pani Goniewskiej, mamo?
Dawid mocno trzymał biodra Lidii.
     – Będziesz... ohhh... musiał ją o to... zapytać...
Lidia wypychała tyłek naprzeciw każdemu pchnięciu.
     – Hej, pani Goniewska... mogę panią zapłodnić?
Dawid spojrzał w prawo. Widział, jak poruszają się czarne kręcone włosy Wandy, gdy potrząsa głową pod prawą piersią jego mamy. Może zmusi ją do zmiany zdania.
     – Przepraszam mamo.
Dawid wysunął się z cipki mamy i wstał z łóżka. Sięgnął w dół, ujął ciemną dłoń Wandy w swoją i pociągnął ją na nogi obok siebie. Spojrzał w dół na drobną kobietę, z jej czarnymi sutkami i śniadymi krągłościami. Zapierała dech w piersiach.
     – Założę się, że to dla ciebie nowość.
     – To wszystko jest dla mnie nowe.
Po brodzie Wendy spłynęła strużka białego mleka. Jej brązowe oczy rozszerzyły się, gdy wysoki nastolatek uniósł ją w powietrze i obrócił do góry nogami.
     Dawid rozłożył jej nogi i umieścił je po obu stronach swej głowy, spojrzał w dół na jej ciemne wargi cipki i róż kryjący się pod spodem. Przywarł twarzą do jej kobiecości i zanurzył język między fałdkami jej cipki.
     – Oooooooooooooo...
Wanda wiedziała co nieco o minetce, dzięki doświadczeniu z innymi kobietami w domu Rogowskich, ale wcześniej nie było to związane z unoszeniem się w powietrzu do góry nogami i bycie agresywnie wylizywaną. Chwyciła gigantycznego kutasa Dawida tylko po to, by mieć w ręce coś stabilnego, czego można się trzymać.
     – Mam pytanie, Dawidku.
Lidia spojrzała na swojego syna. Teraz leżała na plecach, a Oliwia ssała jej lewą pierś.
     – Jesteś zwierzęciem?
     Oliwia też spojrzała na rozgrywającą się scenę, popijając mleko. Jej oczy były szeroko otwarte.
     Po kilku minutach przygotowywania Wandy na nadchodzącą inwazję, Dawid odwrócił ją z powrotem głową do góry, tyłem do siebie. Chwycił rękoma pod jej udami i opuścił ją tak, że jego kutas wtulił się w jej cipkę.
     – Włóż go, panno Goniewska.
     Wanda skinęła głową, sięgnęła w dół i poprowadziła przyrodzenie do swego wnętrza. W ciągu ostatnich kilku dni Wandę spotkało tak wiele pokręconych rzeczy, ale uczucie, że to potworne przyrodzenie powoli ją wypełnia, gdy widziała jak dwie kobiety z dołu ją obserwują, było czymś czego nigdy nie zapomni.
     – Boże... jesteś w moim brzuchu.
     – To jak... z tym dzieckiem?
Dawid podrzucał nią w górę i w dół długimi, płynnymi ruchami, a jego kutas jakimś cudem był w stanie utrzymać jej słodki ciężar.
     – Nieee – szepnęła Wanda.
     – W porządku.
Dawid kontynuował swój atak. Podobał mu się sposób, w jaki jej drobne opalone stopy bezradnie kołysały się na boki. W końcu trochę się zmęczył i umieścił ją na łóżku na kolanach. Pozostał głęboko w jej wnętrzu, sięgnął i chwycił jej piersi. Doszedł do wniosku, że były większe niż wcześniej. Przyciągnął ją do siebie tak, że jej włosy znalazły się tuż pod jego brodą, zaczął ją mocniej posuwać. Przyglądał się, jak piersi Lidii trzęsą się, gdy łóżko uderzało o ścianę przy każdym uderzeniu w cipkę Wandy.
     – Tak głęęęboooboookooo...
Wanda chrząknęła, zaszlochała i zadrżała gdy po chwili doznała orgazmu.
     – Teraz ją zapytaj, Dawidku.
Lidia mogła stwierdzić, że jej syn był bliski własnego orgazmu.
     – Chcesz... urodzić moje... dziecko?
Dawid w tej chwili nie pragnął niczego poza spuszczeniem się w jej wnętrzu.
     – Taaaaaaaaaaaaaaaakkk...
Wanda rzuciła się do tyłu mocniej się na niego nadziewając. Euforia rozlała się po całym jej ciele, gdy gorąca sperma wypełniła jej łono. Jej oczy wywróciły się do tyłu, gdy przyjmowała w swe wnętrze każdą kroplę tego cudownego nasienia.
     Kiedy Dawid skończył, puścił ją, opuszczając na łóżko.
     – Mam tego więcej.
Dyszał, jego erekcja w żaden sposób nie zmalała.
     – Masz ochotę, panno Zielińska?
     Oliwia skinęła głową i przyjęła pozycję, pokazując mu swój tyłek wysoko wypięty w górę. Wydała wrzask, gdy Dawid wszedł do jej cipki, a potem zacisnęła zęby. Żyła teraz dla przyjemności. Tylko dla przyjemności.

***

     – Mariusz, tu nie jest dla ciebie bezpiecznie.
Dominika przechadzała się obok hotelowego łóżka z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
     – Powinieneś wyjechać.
     – Chyba chciałaś powiedzieć, że my powinniśmy wyjechać.
Mariusz siedział na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Koszulę miał rozpiętą, a muszkę przewieszoną przez ramię. Już nie zawracał sobie głowy jej wiązaniem.
     – Czy nie mam racji, moja pani?
     – Nie.
Dominika nieświadomie poprawiła okulary, ale nie spojrzała na męża. Przeszła siedem kroków, obserwując punkt na ścianie, odwróciła się i wróciła, obserwując punkt na przeciwległej ścianie. Robiła to w kółko.
     – W Pilchowie jest do rozwiązania ważna sprawa, Mariuszu.
     – Zauważyłem.
Mariusz uniósł brew. Od kilku dni nie nazywała go swoim panem. Najwyraźniej coś niepokoiło jego żonę.
     – Nie musimy ryzykować naszego życia, Dominiko.
     – Nic nam się nie stanie.
Spojrzała w jego stronę i delikatny uśmiech przemknął po jej piegowatej twarzy.
     – To jest coś, co muszę zrobić. Musimy dotrzeć do sedna tej sprawy.
     – No cóż. Podziwiam twoje zaangażowanie i oczywiście całkowicie ci ufam.
Mariusz wstał i położył ręce na ramionach żony, zatrzymując ją w miejscu.
     – Będę musiał wziąć samochód, jeśli mam wyjechać. – Spojrzał jej w oczy, szukając odpowiedzi.
     – W porządku, Mariusz, coś wymyślę.
Dominika pocałowała go w szorstki zarost pokrywający jego policzek. Patrzyła, jak odwraca się i pakuje walizkę.
     Kiedy Mariusz się spakował, zawiązał muszkę w lustrze, chwycił kluczyki do samochodu i poprawił marynarkę.
     – Wszystko gotowe.
Włożył kapelusz i podszedł do drzwi.
     – Utrzymuj stały kontakt, Dominiko. Będę się martwił jeżeli nie będę wiedział, że wszystko w porządku. Położył dłoń na klamce.
     – Będę.
Dominika podeszła do niego, jeszcze raz cmoknęła go w policzek i cofnęła się.
     Żadne z nich nie poruszyło się przez kilka uderzeń serca.
     – Na razie. – Dominika pomachała i uśmiechnęła się.
     – Wygląda na to… – Mariusz zacisnął zęby. – Że teraz, kiedy postanowiłem odejść, nie mogę się poruszyć.
     – Co masz na myśli?
Czoło Dominiki zmarszczyło się ze zmartwienia.
     – Coś… może to jakaś złowroga siła zatrzymała moją rękę i spętała mi stopy niewidzialnymi więzami.
Oddech Mariusza stał się płytszy. Stęknął z wysiłku, ale nie mógł się zmusić do otwarcia drzwi pokoju hotelowego.
     – W porządku, Mariusz.
Dominika podeszła do niego i palcami poluzowała jego uchwyt na klamce. Pomogła mu odłożyć walizkę i zaprowadziła go z powrotem do łóżka.
     – To dość przygnębiające, kochanie.
Mariusz usiadł. Jego umysł wydał się nagle zamglony.
     – Och, kochanie.
Dominika wyjęła klucze z jego ręki. Nie będzie potrzebowała samochodu, ale póki co może jej się przydać.
     – Odpręż się tutaj, a ja postaram się rozwiązać tą sprawę.
     Mariusz skinął głową i w milczeniu przyglądał się, jak jego żona wychodzi z pokoju.
     Dominika współczuła swojemu biednemu mężowi. Znajdzie sposób, by pomóc mu się stąd wydostać. Ale w tamtej chwili miała motyle w brzuchu, kiedy szła przez hotel do pokoju, który zarezerwowała na swój intymny czas ze swoim chłopakiem. Zajęcia szkolne dobiegły już końcowi i Patryk powinien już jechać na rowerze w jej stronę. Niczego nie pragnęła bardziej niż powitać nastolatka z szeroko rozwartymi nogami.

2 komentarze

 
  • Użytkownik gość71

    Ile części ma oryginalne opowiadanie?

    17 lis 2021

  • Użytkownik C10H12N2O

    @gość71 19

    17 lis 2021

  • Użytkownik Charlie099

    Czy kolejna część pojawi się po tygodniu, czy wcześniej?

    17 lis 2021

  • Użytkownik C10H12N2O

    @Charlie099 Pojawi się może dziś albo jutro. Zobaczę jak się wyrobię ;)

    17 lis 2021