Dom - 85

Dom - 85W lesie było cicho jak w grobie. Można się było spodziewać że z mroku wyłoni się gość z siekierą i odrąbie mi łeb. W sumie może nawet byłaby to lepsza… i szybsza śmierć od tego co spotka mnie w domu.
Czułem się bezsilny, przytłoczony tym wszystkim. Gdyby Ania tu była… Zapłakałem cicho, zaciskając usta.
- Chciałaby żebym był silny - powiedziałem sam do siebie patrząc jak łza spływa z oczodołu na mój policzek.
- Nie jestem tchórzem - pomyślałem ścierając ją.
Ale… co tu robić…
Rozglądałem się po samochodzie szukając jakiejś wskazówki. Znaku od Boga że sobie o mnie przypomniał. Dał mi nowe życie ale teraz je spieprzył. Tak jak kiedyś. Dał mi się narodzić ale stworzył mnie transseksualistą!
Od siedzenia, do okna, do schowka… mój wzrok wędrował po wnętrzu Lambo. W końcu zatrzymał się na nawigacji GPS.
Coś kazało mi ją włączyć. Blask bijący od włączającego się ekranu oświetlił pogrążone w ciemności auto.
Patrzyłem na mapę. Było widać Nową Sól, kilka godzin drogi stąd. Do domu mam jeszcze dalej…
Ale… rozbłysło światełko w tunelu. Zaznaczony punkt na mapie przyciągnął mój wzrok. Wiedziałem gdzie jechać i gdzie przetrwać noc w spokoju.  
Odpaliłem silnik marząc tylko o ciepłym łóżku i o tym żeby już być u celu.
Ulica była pusta. Zwykle za dnia pewnie tez jest tu pusto ale teraz czułem się wolny. Szacowałem że w promieniu kilku kilometrów nie ma żywej duszy. Że jestem tu sam.
Tak jak lubie.
Znaczy… lubiłem. Kiedyś skazany byłem na samotność podczas gdy inni w klasie trzymali się grupkami. A teraz oddałbym wszystko żeby móc spokojnie wrócić do Kamila i chłopaków jakby nic się nie stało.
Samochód toczył się. Bez żadnych wstrząsów jechał po ulicy. Czułem się komfortowo. Lubie to Lambo i myślę że będzie mi służyć jeszcze długi czas.
Przede mną długa droga. A ta cisza robiła się cholernie wkurwiająca…
Przypomniałem sobie o płycie w radiu.
Lubiłem jeździć przy muzyce. Nawet kiedy ktoś gdzieś wydał na mnie wyrok śmierci a ja doskonale o tym wiem. I boje się.
- Fuck this shit… - wyszeptałem i nadal patrząc na drogę włączyłem radio. Wnętrze auta spowiła niebieska łuna od wyświetlacza.  
W głośnikach rozbrzmiała piosenka Kid Inka - No Miracles. Taaak, tej nocy żaden cud już się nie zdarzy.
Według mapy las będzie ciągnął się jeszcze ok.26 kilometrów, potem będą otaczać mnie zamglone łąki. Ale nie obchodziło mnie to, chciałem po prostu dotrzeć do celu.
Po jakichś 40 minutach jazdy zacząłem się zastanawiać czy aby dobrze robie? Mam pomysł gdzie się schronić. Kamil na pewno nie będzie mnie tam szukał. Ale coś mi mówiło żeby jednak wrócić do domu?
- Pff… po co kurwa? Chcesz żebym zginął? - zapytałem lecz po chwili poczułem się głupio gdyż gadałem sam do siebie.
Westchnąłem. Nie, nie mogę zawrócić. Jeśli jest szansa aby przeżyć to tylko tam gdzie jadę.
Zegar pokazywał trzecią nad ranem kiedy zobaczyłem wokół siebie znajome tereny.  
- Już blisko - pomyślałem i poczułem… nadzieję. Że wszystko się ułoży a rano obudzę się i okaże się że to tylko sen. Że nie było żadnej randki ani że Kamil nie rozwalił mi laptopa.
Zaśmiałem się jak zawsze gdy układam sobie w głowie za bardzo optymistyczny scenariusz.
- Jesteś debilem - powiedział do mnie jakiś wewnętrzny głos.
- Może i jestem… - pomyślałem zbliżając się do jakiegoś budynku.
Skręciłem w bramę.
- Ale nie dam się zabić - powiedziałem sam do siebie parkując przed bramą wjazdową Gringo.
Już chciałem wysiąść… jednak w tamtej chwili odezwał się we mnie rozsądek. Przecież Gringo to kumpel Kamila.  
Pośpiesznie odjechałem sprzed kamer monitorujących wjazd na posesję.
Parkując z tyłu, za domem pomyślałem że Gringo wcale nie musi wiedzieć że tu jestem. Ma tu tyle pokoi że pewnie nawet by się nie zorientował gdybym wślizgnął się do jednego z nich.
Wysiadłem z auta najciszej jak umiem, powolutku zamknąłem drzwi i pilnując by kluczyki nie brzdękały schowałem je do wewnętrznej kieszeni kurtki.  
Tył posesji Gringo to łąki. Dużo trawy sięgającej po kolana… niestety też szeleszczącej gdy się po niej idzie.
Ale… pomyślałem o Gringo.
Facet pali cygara i wozi się drogimi brykami tylko po to żeby zgrywać gangstera. Nie jest nim tylko udaje. Jest zwykłym śmieciem którego Kamil mógłby sprzątnąć gdyby chciał…
Zbliżałem się do rogu betonowego ogrodzenia. Odwróciłem się i zobaczyłem że całe czarne auto to dobry pomysł. Lambo było prawie niewidoczne w ciemności.
Uśmiechnąłem się i wyjrzałem za róg. Gringo to pojeb ale i tak trzeba zachować ostrożność
Szedłem wzdłuż chcąc znaleźć jakiś sposób żeby przejść przez ten wysoki mur.
Kiedy wróciłem w okolice wjazdu na posesje pomyślałem że czas zaszaleć. Schyliłem się i podniosłem kamyk walający się w trawie.
Wjazd na podwórku z czerwonej kostki monitoruje kamera zamieszczona na prawym rogu bramy.
Wychyliłem się zza muru i cisnąłem kamieniem prosto w obiektyw. Myśląc że wygrałem przeszedłem przez bramę drąc przy tym nogawkę spodni.
Czułem chłód na prawej nodze ale zaopatrzony w kilka kamyków gnałem w stronę bocznych okien domu. Byłem jak dzieciak bawiący się w wojne. Tylko że tutaj są prawdziwe pistolety, prawdziwe granaty i prawdziwa śmierć.
Ogromna chata Gringo miała mnóstwo okien. Tylko trzeba było znaleźć jedno otwarte..  
Obiegłem dookoła cały dom lecz nie znalazłem żadnego.  
Zacząłem się denerwować. Bałem się że zaraz któryś w pracowników Gringo mnie znajdzie i zabije. W sumie… na jedno by wyszło. Nie musiałem wracać do domu by dać się zabić.
- Pomyśl kurwa! - krzyknąłem na siebie w myślach i zacząłem przyglądać się lewemu skrzydłu budynku.
Musiałem zachować spokój. Czułem że zaczynam się pocić a moje serce przyśpiesza. Jak nie zabiją mnie kule to padnę tu na zawał.  
- Ja pierdole! - nieświadomie krzyknąłem i pozwoliłem impulsowi opanować moje ciało. Jedyne co usłyszałem to tłuczone szkło.  
W tamtym momencie prawie się zesrałem. Nie dość że wydarłem się na cały głos to jeszcze zbiłem okno w domu Gringo! Ktoś pewnie już tu biegnie z bronią w ręku…
- Co to było?! - usłyszałem z wnętrza domu. Jakiś męski głos zbliżał się.
Czym prędzej pognałem na lewo.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1233 słów i 6514 znaków.

5 komentarzy

 
  • EdD

    W piątek

    28 wrz 2014

  • EdD

    Wiecie, moją inspiracją są Dean Koontz i Haruki Murakami. Ten drugi zmieścił 5 godzin akcji w 300 stronicowej książce i fajnie sie to czytalo

    28 wrz 2014

  • *******

    Nie mowie ze jest złe. . Bo fajnie się czyta i w ogóle. . Ale nudno się robi.

    27 wrz 2014

  • Gabi14

    No może trochę za bardzo to odwlekasz, ale trzymasz akcje :) jest super

    27 wrz 2014

  • ******

    Robi się to nudne. Nie przeciagaj tak tego jego powrotu. Bo to bez sensu.

    27 wrz 2014