Dom - 4

Dom - 4Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Kamil ani nie włączył radia ani do nikogo się nie odzywał, tak jak pozostali. Atmosfera była jakaś taka krępująca.  
Obserwowałem zmieniające się krajobrazy. Najpierw za oknami widziałem łąki, potem wjechaliśmy do jakiegoś lasu. Asfaltową drogę bo bokach pokrywały kolki z sosen. Wysokie drzewa rosły gęsto. Przez jakiś czas słuchałem cichego odgłosu silnika i z głową opartą na szybie patrzyłem na przesuwające się drzewa z których każde było podobne do pozostałych.
Przez sosnowy gaj jechaliśmy jakieś 20 minut. Przez cały ten czas widzieliśmy tylko sosny aż w pewnym momencie po mojej lewej pojawiła się zasłana ściółką dróżka prowadząca w głąb lasu. Skręciliśmy tam.
Wykorzystałem tę ciszę na moją korzyść. Był to idealny moment na rozmyślanie o przyszłości. Moje życie z bagna zmieniło się o 180 stopni. W raj, ale tylko pozorny bo nie wiedziałem co mnie czeka. I szczerze było to denerwujące.
Droga była nierówna. Dołki występujące gdzieniegdzie sprawiały że podskakiwałem na siedzeniu. Wkurzało mnie to ale nie śmiałem odzywać się ani słowem. Kamil chyba jeszcze nie zapomniał o sprzeczce z Grześkiem i to on tu dowodzi, co zdążyłem zauważyć. Lepiej chyba nie kusić wkurzonego szefa gangu.
Droga skręcała w prawo, potem za jakiś czas w lewo. Potem już prosto jechaliśmy przez las. Obok ścieżki rosły niskie krzaki których gałęzie często obijały się i auto.
-Dobrze, że żywica nie kapie - pomyślałem.
W końcu, po ok. godzinie jazdy wjechaliśmy na polanę. Była duża i jak cały las pokrywały ją kolki. Wysiedliśmy z samochodu a mnie zaskoczył widok który ujrzałem.
W środku lasu nieczęsto widuje się domy. Owszem, czasami ludzie dostają zgodę na postawienie chaty z bali. Ale pierwszy raz widziałem dom w stylu modern w otoczeniu sosen. Legalnie chyba tego nie postawili.
Moje szeroko otwarte oczy podziwiały pomalowany na biało dom. Duży, piętrowy. Do przeszklonych drzwi prowadziły schody wyłożone płytkami. Na piętrze, po obu stronach drzwi były balkony obsadzone czarną, metalową barierką. Przez duże drzwi balkonowe widziałem białe zasłony. Nad nami świeciło słońce które odbijało się w szybach. Obok lewego skrzydła domu był dobudowany garaż. Miały czworo drzwi wykonanych z czarnej blachy.
- Ma się te układy - Kamil podszedł do mnie i objął ramieniem trzęsąc mną lekko - Podoba się?
-No… - Doskonale wiedział co powiem.  
-Fajnie, to wiedz że od dzisiaj tu mieszkasz - Odszedł uśmiechnięty.
-Ee…Co? - Chyba niedosłyszałem. Stałem w miejscu z szeroko otwartymi ustami.
Odwrócił się i posłał mi szeroki uśmiech. Po tym chłopaku nie widać że jest przestępcą. Można powiedzieć że czasami jest miły. Ale chyba nie mogę tego potwierdzić na 100%, znam go od jakiś dwóch godzin.
Daniel z Grześkiem wysiedli z samochodu ale jeszcze ich nie widziałem. Słyszałem tylko ich szepty. Brzmiały niezbyt miło. Dobiegały za samochodu.
Obszedłem Range Rovera dookoła i znalazłem chłopaków po prawej stronie auta. Szeptali coś ale umilkli kiedy mnie zobaczyli. Spojrzeli na mnie w sposób który dał mi do zrozumienia że nie jestem tam mile widziany.
-Co jest? - spytałem stojąc koło bagażnika samochodu.
-Sprawy osobiste, spadaj -Daniel stał bliżej drzwi pasażera i schował ręce do kieszeni.
Spojrzałem na Grześka który stał obok drzewa które rosło koło miejsca gdzie zaparkowaliśmy. Opierał się o nie lewą ręką i patrzył na mnie spokojnie. Ale po słowach Daniela kazał mi się wynosić.  
Zostawiłem ich i ich osobiste sprawy i rozmyślając nad powodem tej kłótni kierowałem się do domu. Myślałem też co ma znaczyć że "od dziś tu mieszkam”.
Wszedłem po schodach i popchnąłem szklane drzwi. Za nimi był malutki przedsionek. Na podłodze były czyste kremowe płytki a ściany nieprzyozdobione niczym były tego samego koloru. Stała tam tylko półka na buty z siedziskiem ze skóry, a naprzeciwko niej, po mojej lewej było lustro na całą ścianę.
Spoglądając na swoje odbicie zdejmowałem buty i myślałem "Marzenia się spełniają”. Nareszcie patrzę w lustro i widzę siebie, a nie dziwaka. Patrzyłem na swoje krótkie ciemne włosy, brązowe oczy i czułem się szczęśliwy. Marzyłem o tej chwili, choć wiedziałem że nigdy nie nadejdzie. To wydawało się snem. W tamtej chwili bałem się że wypowiedziałem magiczne słowo i zaraz obudzę się w swoim pokoju i zacznę płakać. Ale nie, dalej patrzyłem na siebie w lustrze. Na siebie, nie durną powłokę w której musiałem żyć 17 lat.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 877 słów i 4701 znaków.

Dodaj komentarz