Ścigani przez śmierć 9

To dziwne, że tyle osób czytało i nikt poza jednym czytelnikiem, nie zauważył, ze czegoś brakuje. Nie wiem jak się to stało, że ta cześć nie weszła. Wszystkich przepraszam. Z uwagi na to, że poprzednio była kolejność, system nie pozwolił mi wstawić, że poprzednia była część 8. Musiałbym edytować wszystkie numery od początku.


Tenra z bijącym sercem otworzyła drzwi chaty. Już pierwszy obraz przeraził ją do szpiku kości. Kalt siedział na solidnym krześle. Miał związane nogi i ręce z tyłu. Co gorsze w jego prawym barku tkwił sztylet.
– No nareszcie. Wiedziałem, że nie zostawisz swojego wybawiciela, mała żmijo. Olbrzym trzymał sztylet na gardle Kelta, a sam stał za szatynem.
– Odłóż grzecznie kuszę, liczę do pięciu.
Księzniczka wciąż trzymała broń, chyba pierwszy raz w życiu czuła się złamana.
– Cztery...
Odłożyła broń.
– Grzeczna dziewczynka – zaczął powoli do niej podchodzić.  
Myślała, co zrobić, jednak nie zrobiła nic. Brunet był szybki. Uderzył ją błyskawicznie w twarz. Jedynie odruchowo się ruszyła, gdyby nie to, jego pięść zmiażdżyłaby jej twarz. Padła zemdlona. Jej umiłowany patrzył na to w milczeniu i nic nie mógł zrobić. Nie miał sił.  
Kiedy wszedł do chaty, dwa kwadranse temu sądził, że jednak Kenmana tu nie ma. Miał się na baczności. Kiedy sądził, że jest bezpiecznie, otrzymał uderzenie w tył głowy. Potem oprzytomniał związany na krześle. Wtedy olbrzym uderzył go kilkakrotnie w twarz, a potem wbił mu sztylet w bark. Za jakiś czas potem weszła Tenra. Nie miał pojęcia, ile to trwało. Modlił się w duchu, żeby nie przyszła, z drugiej strony... Zginęłaby z zimna lub z głodu, nawet olbrzym by nie musiał nic robić. Kiedy ją zobaczył, pomyślał, że Kenman wygrał. Bóg im pomógł nadaremno. Teraz ten zły człowiek skrzywdzi ją i jego. Kalt nie chciał myśleć, jaka kolejność będzie gorsza. Kiedy dziewczyna odzyskała przytomność, miała związane mocno ręce z tyłu i przywiązane do krzesła. Nogi jednak związał jej niedbale. Krzesło, na którym siedziało nie wyglądało na tak solidne jak to, na którym siedział związany szatyn. Zobaczyła swój sztylet przy ścianie. Odebrał jej broń, jedyną, która mogła mu zagrozić. Wiedział, że jest bardzo szybki i w tej sytuacji nie zdołałaby po raz wtóry użyć kuszy. Przez chwilę odczuła złość. Mogła wówczas strzelić. Gdyby nie była zmęczona i miała nieco lepszą znajomość tej broni. W tej sytuacji nie mogła ryzykować. Teraz wiedział, że żyją tylko po to, by wielkolud mógł ich skrzywdzić. Tylko w tym celu. Kenmana roznosiła radość.
– No i co mój dowódco, po tylu trudach wpadłeś tak łatwo. Zastanawiam się tylko, co będzie lepiej. Pomęczyć cię najpierw, czy też pofiglować z tą małą, na twoich oczach. Myślę, że jej nie tknąłeś, bo jesteś stary i lojalny.
Patrzył z bliska w jego oczy, aby znaleźć tam odpowiedź.
– Ona, naiwna, jest ci ogromnie wdzięczna za uratowanie – prowadził swój monolog. – Jesteś jej wybawicielem... Taak, postanowiłem. Popatrz sobie najpierw mała, jak cierpi twój wybawiciel, a potem zajmę się tobą.  
Kenman położył pogrzebacz na czerwone węgle kominka.  
Ten pełen zła człowiek prawie wygrał. Zrobił tylko mały błąd. Zbyt pobieżnie sprawdził Tenrę. Ona od razu wyczuła mały sztylet, który odziedziczyła od ojca. Tkwił spokojnie w małej zaszewce z tyłu jej spodni, dokładniej między jej świetnie wykrojonymi pośladkami. Być może dlatego Kenman nie odkrył małego sztyletu. Kiedy oprawca upajał się swoją mową, ona powoli wysunęła go z kieszonki, przekręciła powoli i zaczęła wolniutko przecinać sznur krępujący jej dłonie. W połowie jego płomiennej mowy rozcięła więzy tak, że nawet Kalt nic nie zauważył.
– Zaraz trochę cię poprzypalam, Kalt, a potem – uśmiechnął się – popieszczę tę małą żmijkę tym samym narzędziem. Wiesz gdzie? Domyślasz się, co Kalt?  
Stanął przy kominku. Koniec pogrzebacza czerwienił się już dość mocno.  
– Jeszcze chwilka – rzekł. – Doskonale – uśmiechnął się.  
Wyjął pogrzebacz z kominka i ciągle się uśmiechając, zaczął kierować się w kierunku byłego dowódcy.
– Wiesz co, Kenman...
Ten, na chwilę spojrzał na nią.
– Mylisz się co do Kalta. On nie jest taki stary i jest wspaniałym kochankiem, a ty chciałbyś posiadać, co on ma.  
Mocarz zatrzymał się w pół kroku, odłożył pogrzebacz do kominka.
– Rozmawiałam z pewną kucharką, która miała to nieszczęście, żeby z tobą spać – rzekła Tenra.
Widziała, że podziałało. Tak naprawdę kucharka nie rozmawiała z nią, a jej wada podsłuchiwania przydała się pierwszy raz na dobre.
– Kucharka powiedziała. ,,Taki wielki chłop, a miał takiego małego. Nasapał się i... w ogóle do dupy Stał mu pół chwili i spuścił się, zanim zaczęłam czuć cokolwiek.” – dokończyła rozbawiona Tenra.
Gdyby kłamała, nic by nie osiągnęła, lecz to, co powiedziała, było czystą prawdą. Kenman przestał się uśmiechać. Tenra zobaczyła w jego oczach... śmierć.
– Zaduszę cię, żmijo – zasyczał.
Położył swoje ogromne dłonie na jej szyi i zaczął powoli je zaciskać. Tylko na to czekała, bowiem w prawej dłoni trzymała trzonek małego sztyletu. Ze swoją wrodzoną szybkością wbiła mały sztylet w krocze olbrzyma. Ten jeszcze przez ułamki chwili zaciskał dłonie, ale lawina bólu zrobiła swoje. Odruchowo oderwał ręce od jej szyi i chciał wyrwać źródło cierpienia. Zanim ręce Kenmana tam dotarły, wyszarpnęła sztylet z krocza, co nie było dla niego rozkoszą i równie szybko jak poprzednio, rozcięła mu tchawicę i zawadziła o aortę. Ciałem Kenmana szarpnął śmiertelny skurcz i poleciał na plecy. Krew tryskała z jego ciała w dwóch miejscach. W dolnej części krew zaczerwieniła jego spodnie w kroku...
Umierał powoli. Tenra rozcięła więzy na nogach. Uwolniona podbiegła do Kalta, przeskakując konającego Kenmana.
– Wybacz – szepnęła do swojej miłości i kochanka.
Wyszarpnęła sztylet z jego ramienia i się odwróciła w kierunku konającego olbrzyma.  
– Nie chcę, byś długo cierpiał – rzekła sucho.
Wbiła sztylet w samo serce Kenmana. Rozcięła więzy na rękach i nogach Kalta.
– Możesz iść?
– Tak – odrzekł słabo.
– Nic tu po nas – szepnęła.
Rozbiła krzesło, na którym siedziała, rozrzuciła gorące węgle po podłodze. Jeszcze zanim wyszli, zaczęła się palić podłoga, a belki ścian zaczęły lizać języki ognia. Kiedy odeszli ze sto jardów, chata jaśniała jak wielka pochodnia. Tenra zachowała zimną krew i rozsądek. Przed wyjściem zabrała broń i trochę jadła. Odeszli spory kawałek. Spojrzała na ukochanego. Rana zadana sztyletem, krwawiła. Dziewczyna zdjęła kaftan, potem koszulę. Rozdarła koszulę na strzępy, a potem zawiązała i ucisnęła rannego szatyna. Dopiero potem założyła kaftan na gołe ciało.  
Uszli około pół mili, szczelina skalna rozszerzała się powoli, a u jej podstawy rosły coraz częściej kępy trawy. Tenra pierwsza dostrzegła coś w oddali. Naszykowała kuszę, bowiem zrozumiała, że jest bardziej poręczna i precyzyjna przy szybkim strzale, niż łuk.  
– Widzisz coś? – zapytała Kalta.
– Nie potrzebujemy broni, to nasze konie – odrzekł.
Teraz i ona widziała wyraźnie. Trzy konie spokojnie stały i skubały trawę. Trzeci należał do Kenmana.
– Jak one się tu znalazły? – zapytała księzniczka.
– Nie mam pojęcia, pewnie straż je puściła.
– A koń Kenmana – ciągnęła Tenra.
Teraz dopiero zobaczyli, że jego koń ma uwieszony u szyi parciany sznur, podobny do tego, którym sadysta ich związał. Zielonooka przyjrzała się dokładnie.
– Sznur wygląda na przecięty.
– Jest przegryziony – uśmiechnął się szatyn.
– Kto...? – zapytała Tenra.
– Twój albo mój koń – odrzekł.
– Nie do uwierzenia – odrzekła.
– Wiesz, od chwili, gdy Bóg pomógł mi odnaleźć jaskinię, czułem, że cokolwiek się stanie, będzie dobrze.
– Też ci coś powiem – rzekła poważnie miedzianowłosa. Gdy Kenman mnie dusił, odczułam zło, jakie uczynił. Zło, ale i ból. Jego ból. Musiałam go zabić, inaczej on zamęczyłby ciebie i mnie.
– Mówiłem ci – rzekł szatyn – niektórych nic zatrzyma, tylko śmierć.
– Myślałam, że mówiłeś o Kercie.
– O niej też, ale głównie miałem na myśli Kenmana.
– Możesz siedzieć? – zapytała z troską.
– Tak.
– Skąd u ludzi bierze się tyle zła? Był silny, mądry i przystojny, czemu?
– Mścił się – powiedział mężczyzna.
– Za co? – zdziwiła się.
– Za to, że się urodził – odrzekł smutno.
Ruszyli. Nie ujechali dwóch mil, kiedy dostrzegli straże.
– Kim jesteście? – zapytał strażnik.
– Dowódca ochrony księcia Mertrehta i księżniczka Tenra – odpowiedział Kalt.
Po chwili inny rycerz podjechał do nich.  
– Jestem Altyr, dowódca tej strażnicy. Tak, pamiętam cię. Ty jesteś Kalt.
– Tak, zgadza się, to ja. Mamy sprawę wagi królestwa.
– Król już wie o spisku, a ja opatrzę ci ranę.
– Jak Król to wie? – zapytała Tenra.
– Jest królem, dobrym królem. A dobry król wie, co się dzieje w jego państwie – dodał z uśmiechem Altyr.  
*  
Mertreht postanowił ruszyć. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jego plan upadł. Wojsko nie miało zamiaru ruszyć, poza tym nie miało dowódcy. Kenman znajdował się daleko, generała Hermandeza sam odsunął Mertreht. Chytry książę sądził, że zdoła go zyskać z powrotem. Osobiście udał się do jego domu. Pozostawił część drużyny na zewnątrz.
– Co cię sprowadza książę? – zapytał chłodno generał.
– Chcę, byś poprowadził moje wojsko na stolicę – rzekł książę.
Twarz generała napłynęła krwią.
– Domyślałem się po tym procesie, ale teraz mam pewność – rzekł zimno generał. – Nie przyłożę ręki do zdrady – dodał.
Nie docenił jednak Mertrehta.
– Nigdy nie mów tak do swego pana – rzekł książę.
– Nie jesteś moim panem, nie służę zdraj...
Nie dokończył bowiem Mertreht wbił mu niespodziewanie sztylet w serce. Stary generał upadł na podłogę. Mąż Kentry pospiesznie opuścił komnatę.
– Popełnił samobójstwo – rzekł do, czekających go rycerzy.
Oni tylko spojrzeli po sobie.  
Książe zastanawiał się w swoim umyśle, co teraz ma zrobić, gdy posłaniec dotarł na spienionym koniu.
– Panie, wojska Giljana poddały się królowi, a wojska królewskie są o godzinę marszu. Wszystkie drogi obstawione, mysz się nie przeciśnie – dodał posłaniec.
– Co mówisz – odparł kompletnie zaskoczony tą wiadomością, książę.  
Udał się bezzwłocznie do Kentry. Kiedy podzielił się z nią tą wiadomością, ona stanęła jak zamurowana.
– Na nikim nie można polegać – rzekła zmienionym głosem i pobiegła na górę.
– Kentra! – krzyknął Mertreht.
Zaczął biec za nią. Księżna wbiegła na wieżę, gdzie często patrzyła na Pegannie. Wbiegła do komnaty.
– Kentra nie... – krzyknął książę.
Księżna wbiegła na balkon i rzuciła się w dół. Mertreht spojrzał. Jej kończyny leżały w nienaturalnej pozycji na kamieniach, a z roztrzaskanej głowy ciekła krew...  
*  
W czasie, kiedy Kelt i Tenra zaczęli przedzierać się przez góry, wojska króla maszerowały do księstwa Giljana. Król od czasu zagadkowej śmierci Melgrada, miał ,,na oku” posunięcia Kentry. W tym samym czasie gdy Kalt ratował Tenre od śmierci, jego zaufany wysłał gołębia z wiadomością. W tym momencie wszystko było tylko kwestią czasu...  
Kalt, Tenra i Altyr jechali konno może pół dnia. Król wysłał swój osobisty powóz. Dwójka dojechała do stolicy z osobistą obstawą króla.  
Przez tydzień Kalt dochodził do zdrowia.
– Kochałem Melgrada jak brata, ty kochałeś go jak ojca – król zwrócił się do szatyna. Co mogę uczynić dla ciebie, przyjacielu? – zapytał król.
Kalt patrzył na króla.
– Proszę o zwolnienie ze służby. Nie chcę już zabijać, nawet w słusznej sprawie. Chciałbym kawałek ziemi, bym mógł tam osiąść – poprosił.
– Przyjmuję – rzekł król. – Ja i cała Derannia nigdy ci tego nie zapomni, czego dokonałeś. Mam dla ciebie kawał pięknej ziemi pół dnia drogi od stolicy, abyś mnie osobiście mógł odwiedzać, kiedy tylko zechcesz.
– Kiedy mogę wyruszyć?
– Jesteś wolny – rzekł król – ruszaj kiedy zechcesz. Obiecaj mi, że mnie odwiedzisz wkrótce.
– Obiecuję, królu.
Król wstał z tronu, podszedł do Kalta i uścisnął go serdecznie.
– Jestem królem całej Deranni, ale ty jako jedyny tytułuj mnie ,,przyjacielu”.
Skłonił się głęboko przed szatynem.
Po audiencji Kalt przyszedł do Tenry. Ta rozmawiała z synem króla.
– Wybacz wasza wysokość – rzekła Tenra.
Wyglądała pięknie. Miała na sobie iście królewską suknię. Białą, wyszywaną złotem.
– Dobrze się czujesz? – zapytała.
– Tak, wydobrzałem zupełnie, chcę ruszyć do mojej posiadłości, którą otrzymałem od króla. Jedziesz ze mną?
– Jeszcze zostanę – rzekła ciepło.
– Rozumiem – rzekł tylko, Kalt.
Odwrócił się, wskoczył na konia i pogalopował. Za nim udała się spora, świta ochrony i służby. Cześć wyruszyła dnia poprzedniego. Król odgadł myśli Kalta i zamierzał mu i tak, bez jego próby, darować posiadłość z małym dworkiem. Księżniczka popatrzyła za nim ciepło. Po chwili wróciła do przerwanej rozmowy z królewiczem. Król obserwował ich z tarasu. Tenra dowiedziała się co stało się z Kentrą. Po jej śmierci Mertreht czekał zrezygnowany. Wojska nie zamierzały walczyć. Aresztowano Giljana, Mertrehta jak i biskupa. Po krótkim procesie skazano Mertrehta i Giljana na śmierć. Zginęli na miejscu, gdzie miano zabić księżniczkę. Powieszono ich ku radości większości ludu i pracowników zamku. Biskupa oddalono na kresy księstwa. Stolica papieska pozbawiła go tiary i jako zwykły pokutnik miał doczekać kresu swojego żywota. Niestety, pożył tylko tydzień. Pełniąc służbę kapłańską, przy zamku Kentry, nie zawsze zajmowal się sprawmi Boga. Szczerze czynił tylko staranie, by zgromadzić więcej złota, dobrze się najeść, ale nie tylko. Miał już ponad pół wieku, ale nie zachowywał celibatu, oczywiście niewielu o tym wiedziało. Z racji pozycji musiał to tuszować. Złoto i pozycja kupował milczenie kobiet, z którymi sypiał. Dwa lata przed spiskiem Kentry wpadła mu w oko dziewczynka, w wieku nieco młodszym niż Saleta. O tak, marzyła mu się piękna blondynka, ale wiedział, że księżniczki nigdy nie posiądzie, dlatego kiedy ujrzał dziewczynę z prostego ludu, zaślepiła go żądza. Musiał postępować rozważnie i wolno, chociaż grzeszne myśli nie pozwalały mu czasem zasnąć przez długie godziny. Powoli realizował swój mały plan. Uradowani rodzice nie mogli wyjść z zachwytu kiedy dowiedzieli się, że biskup Bonifacy wybrał ich Artenke na osobistą służkę. Bonifacy chciał ją już pierwszej nocy, ale z nieludzka wręcz cierpliwością się powstrzymywał przez tydzień. Artenka sądziła, że samo niebo przychyliło się do jej stóp. Służyła samemu biskupowi. Kilka złotych talarów podarował jej rodzicielom. Jej szczęście trwało tydzień. 

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użył 2677 słów i 15559 znaków, zaktualizował 16 mar o 9:42.

Dodaj komentarz