Tenra uwielbiała rycerskie rzemiosło. Czy kiedykolwiek jednak miała nawet krótka myśl, że powinna urodzić się w męskim ciele? Nigdy! Nie uważała swojej postaci za piękną, w jej oczach Saleta mogła za taka uchodzić, jednak pozostała przy trzeźwej w jej oczach ocenie, że brzydka też nie jest. Jechała nie tak szaleńczo jak zwykle, ale dość szybko i dopiero po dłuższej chwili, ponieważ wciąż zajęta była myślami dotyczącymi wszystkich usłyszanych wypowiedzi, uświadomiła sobie, jaką jest egoistką. Nie dała rozgrzać się zwierzęciu i narzuciła mu od razu szybkie tempo. Momentalnie zwolniła, za co czarny mustang podziękował jej w duchu. Dziewczyna poklepała go czule po silnym i lśniącym teraz od potu karku, jakby w ramach przeprosin. Rumak przyjął to i zarżał cicho, co w jego języku znaczyć mogło, że rozumie i nie ma już sprawy. Księżniczka w początkowej chwili nie dostrzegła, że w małej odległości za nią podąża czwórka konnych. Mertreht dbał, aby nic się jej nie przytrafiło, ale głównie chciał wiedzieć, gdzie jeździ i z kim rozmawia. Ostatnio doszły go słuchy, że widziano ją kilkakrotnie z Mertrasem, jednym z gwardii. Tym razem Tenra chciała być sama. Zatrzymała konia. Tu na brzegu lasu czuła się bezpieczna i wolna. Wkrótce jednak dostrzegła ponownie tych samych jeźdźców.
– Nawet teraz mnie śledzą – jęknęła.
,,Muszę coś postanowić, myślała. Ucieknę z Mertrasem, chyba mi pomoże".
Nie była pewna czy go kocha albo on ją. Czuła się z nim dobrze, całowali się raz, lecz bardzo delikatnie, w zasadzie musnęła jego usta, swoimi.
,,Trudno coś ukryć przed kochanymi rodzicami, ale tego chyba nie wiedzą, pomyślała".
Wracając, obmyślała plan ucieczki. Kiedy już w jej głowie powstał plan, bo takie sprawy załatwiała bardzo szybko, zastanowiła się ponownie nad uczuciami, jakimi dążyła młodego gwardzistę. Tak, już wiedziała. Z pewnością nie jest jej wybranym. Gdy tylko to sobie uświadomiła, pomyślała natychmiast, czy w takim razie nie łamie mu serca. Stał dużo niżej w hierarchii, ślub księżniczki i gwardzisty nie mieścił się w głowach nawet wyższej szlachcie, co dopiero książąt. Postanowiła porozmawiać z Mertrasem i nie tylko o planie, ale również o tym czy ten pojedynczy i krótki pocałunek, tak w prawdzie zapoczątkowany z jej strony, nie spowodował rozwoju uczucia lub choćby myśli o tym, w sercu chłopaka. Tenra nie chciała skrzywdzić robaczka, a co dopiero człowieka! Wracała do zamku. Jej ochrona zawróciła również, zachowując odległość. Nikt z czwórki nie zaprzątał sobie głowy faktem czy księżniczka ich dostrzegła, czy nie. Wykonywali rozkazy księcia. Tyle i tylko tyle.
– Jak przejażdżka? – zapytała Saleta, kiedy miedzianowłosa już weszła do pałacu i tuż przed swoją komnatą, zobaczyła siostrę. – Twoja buzia nabrała rumieńców, jesteś taka piękna.
Lekko zaszokowana wypowiedzią siostry nie potrafiła zrozumieć tym bardziej wyglądu jej błękitnych oczu, które patrzyły na nią prawie jak na boginię. Chciała nawet zaprzeczyć, sprostować, że to Saleta jest piękna, ale bez racjonalnego powodu, zrezygnowała i odpowiedziała najzwyklej, jak potrafiła i oczywiście pominęła ostatnie zdanie. – Dobrze, jak zawsze. Tenra nie za bardzo chciała teraz rozmawiać z ukochaną siostrą, ale widać było, że Saleta właśnie ma ochotę spędzić z nią więcej czasu.
– Zjemy coś? – zagadnęła ponownie, Saleta.
– Nie bardzo mam ochotę. – Widać było, że jej odmowy nie odnoszą sukcesu i blondynka, nadal nie rezygnuje, aby być blisko siostry.
– To może pokażę ci moją nową suknię – nie dawała za wygraną jasnowłosa.
Tenra spojrzała wnikliwiej na śliczną buzię siostry. Znała na pamięć doskonałą linię jasnoróżowych ust, dwa śliczne dołeczki na jej policzkach, ogromne, o kolorze południowego nieba oczy i idealne brwi i rzęsy przypominające barwą dojrzałe kłosy pszenicy, tuż przed żniwami. Pewnie jako jedyna osoba z ludzi widziała, że podobnym kolorem włosów Saleta została obdarzona w najbardziej intymnej części swojego ciała. Stało się to dwa lata wcześniej, kiedy siostra przymierzała przy niej nową suknię, właśnie otrzymaną od ojczyma. Dlatego Tenra wiedziała z pewnością, że jej siostra jest piękna jak bóstwo, jej młode ciało nie posiadało najmniejszej nawet wady, jakby miało manifestować doskonałość stwórcy. Tenra w odróżnieniu od wielu jej współczesnych widziała Boga w całym stworzeniu, nie tylko w kościele podczas unoszenia hostii. Tak naprawdę jedynie w tym chłodnym nawet w upalne dni lata budynku, o grubych murach i małych oknach, widziała Pana całego stworzenia najmniej, a nawet wcale. Spojrzała na siostrę raz jeszcze, już jakby bez poprzedniego uwielbienia i powiedziała z lekkim zmęczeniem w głosie. – Może później, siostro. Teraz chcę być sama, wieczorem mi pokażesz. Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i zaczęła iść, dlatego nie dostrzegła małego zawodu na buzi siostry. Krótkiego smutku i chwilowego wyciągnięcia obu rąk w jej kierunku. Saleta zrezygnowała. Wiedziała w jakiś sposób, że przekonywanie i namowy niczego nie zmienią. Czuła, że Tenra ją kocha, ale w odróżnieniu od miedzianowłosej nie lubiła samotności, a najlepiej właśnie czuła się w jej otoczeniu. Smutek nie gościł długo na jej licu, odkręciła na pięcie i po chwili rozległ się stukot jej bucików o kamienną podłogę. Weszła do swojej komnaty, wyjęła pół tuzina starszych sukien i powoli zaczęła rozsupływać sznurki ubioru, który miała na sobie. Po chwili została w samej bawełnianej koszuli i spojrzała na leżące stroje. Zastanawiała, którą przymierzyć pierwszą. Kiedy już wybrała, włożyła szybko i oddała się wnikliwej obserwacji, prowadzonej pod różnymi kątami swojego odbicie w lustrze. Po chwili puściła wodzę fantazji, a tak naprawdę się zapomniała i wyobraziła sobie jak sunie po parkiecie prowadzona przez Albrechta. Trwało to jednak krótko, bo przypomniała sobie, że to Tenra ma zostać jego żoną, a nie ona. Nieco zasmucona rzuciła się, na szerokie łożę i patrzyła w sufit. Ostatnia myśl jaka, jej przyszła to, że skoro rodzice wybrali kandydata na męża dla siostry to i o nią zadbają. Powieki ciążyły okrutnie i po chwili zasnęła. Bezbronna jak dziecko. Tymczasem Tenra dotarła chwile wcześniej do swojego pokoju. Otworzyła drzwi, rzuciła okiem na pusty korytarz, zamknęła starannie drzwi i przekręciła solidny mosiężny klucz.
Tu przynajmniej nie ma szpiegów, pomyślała. Wzięła pióro, pergamin i napisała.
,,Dziś o północy, tam, gdzie ostatnio”.
Wyszła z pokoju, rozejrzała się ponownie na obie strony. Nikogo. Wsunęła kartkę cienkiego pergaminu w umówionym miejscu, pod obrazem greckiego bożka, chyba Apollina. Obejrzała się jeszcze raz, nikogo.
Spędziła kilkanascie kwadransów sama w swojej komnacie. Przypomniała sobie o danej obietnicy. Opuściła pokój i po chwili znalazła się przed sypialnią Salety. Zapukała cicho, potem nieco głośniej. Nie usłyszała odpowiedzi, wobec tego nacisnęła miedzianą klamkę. W całym zamku Kentry drzwi miały żeliwne, miedziane i mosiężne klamki. Tylko w skarbcu i więzieniu, stalowe. Drzwi nie były zamknięte. Po chwili weszła do środka i od razu zobaczyła złotowłosego anioła spoczywającego na łożu. Usiadła lekko wzruszona i zaczęła gładzić delikatnie, lekko pofalowane, gęste włosy siostry, rozrzucone teraz obok jej ślicznej główki. Po chwili dwa wielkie szmaragdowe kręgi z nieco większymi niż poprzednio czarnymi źrenicami patrzyły w jej kierunku.
– Musiałam się zdrzemnąć – dziewczyna przejechała dłonią po policzku, usuwając resztki snu z twarzy.
– Przyszłam zgodnie z obietnicą, lecz jeśli czujesz się senna, pokażesz mi suknię jutro lub innym razem.
– Och nie, dziękuję, że przyszłaś. – Saleta przeciągnęła się leniwie i wstała. Podeszła do wielkiej skrzyni i wyjęła różową suknię wyszywaną czerwonymi i różowymi, grubszymi nićmi. Przy końcu rękawów, w okolicy dekoltu i na samym dole doszyto złote ornamenty. Dziewczyna ubierała się szybko, radząc sobie dzielnie ze wstążkami, haftkami i guzikami. W końcu ubrana stanęła przed siostrą
– Piękna jest, nie uważasz?
Tenra obejrzała suknię leżącą idealnie na zgrabnym ciele Salety, miała swoją opinię na temat sukien. Tak wprawdzie ich nie cierpiała, ale wiedziała, że blondynka jest całkiem odmiennego zdania w tej kwestii. Nie musiała udawać, zresztą w obecności siostry prawie nigdy tego nie robiła, chyba że naprawdę musiała.
– Wyglądasz prześlicznie i suknia jest naprawdę ładna. Jestem pewna, że zachwycisz każdego mężczyznę podczas najbliższego balu.
Tenra z pewnością znakomicie obserwowała. Dlatego od razu dostrzegła pośród radości, delikatny cień smutku, na licu siostry. Blond bóstwo spojrzało na nią błękitami i z nieskrywanym już smutkiem, szepnęła.
– Nie chcę każdego, pragnę jednego.
Miedzianowłosa ujęła siostrę za ramiona i spojrzała jej w oczy.
– Jestem pewna, że znajdziesz tego wymarzonego i odpowiedniego. Uroda to nie wszystko, liczy się serce i dusza.
Blondynka patrzyła na jej twarz.
– Wiem, że jestem głupiutką gąską, ale czy w pięknym ciele nie może mieszkać dobra dusza?
– Z pewnością. Chciałam tylko powiedzieć, że jeżeli ktoś jest przystojny, nie znaczy to, że jest od razu dobry. Z pewnością mężczyzna o niezbyt urodziwym ciele nie zachwyca, lecz czasem jego uczynki niwelują tę niedoskonałość. A w końcu wszyscy są mniej więcej tacy sami...– Tenra natychmiast zrozumiała, że niepotrzebnie to powiedziała i modliła się w duchu, żeby jej rok młodsza siostra nie uchwyciła puenty, niestety tym razem jej modlitwa nie została wysłuchana.
– Co znaczy mniej więcej, są tacy sami? Czy myślisz... no wiesz... o tym? – jej jasną buzię zalał rumieniec.
Saleta płonęła teraz rumieńcem i jej policzki stały się już dawno bardziej różowe niż suknia podarowana przez ojczyma.
– Widziałaś? – blondynka cedziła litery wolno, jakby obawiała się, że wypowie je zbyt szybko.
– Słyszałam, jak kucharki rozmawiały.
Zielonooka nie chciała kontynuować tej rozmowy. W zasadzie pożałowała, iż nieopatrznie wyrwało się jej to zdanie.
– Muszę już iść. Muszę o czymś ważnym pomyśleć. Spij dobrze siostrzyczko. Ucałowała rozpalone policzki blondynki i wyszła pospiesznie z komnaty. Po kilku chwilach weszła do swojego pokoju i po zamknięciu drzwi wsparła na nich plecy i wzięła głęboki oddech.
,,Och, co za idiotka ze mnie, teraz nie będzie mogła spać.”
Po kilku minutach opanowała się na tyle, że zaczęła ponownie analizować swoją decyzję i po raz kolejny przemyślała, swój plan.
Późnym wieczorem sprawdziła z ostrożnością, że wiadomość odebrano. Nie czekała chwili. Taka zawsze działała. Szybko i zdecydowanie, czasem szybciej niż pomyślała. Tuż przed północą, wymknęła się przez balkon. Po konopnej linie spuściła na dół. Strażnik równym krokiem zaczął oddalać się od balkonu. Przy tej ciemności nie mógł dostrzec ani postaci, ani poczernianej sadzą liny. Księżniczka przebiegła około dwustu kroków, między niskimi krzewami i zaczęła rozglądać się z uwagą. Stanęła pod starym klonem.
– Hej Tenra – usłyszała szept Mertrasa – tu jestem.
Podeszła boso do niego. Miała na sobie ciemne spodnie i ciemną bluzę.
– Nie mamy za wiele czasu. Chcą mnie wydać za Albrechta, a ja nie mam na to wcale ochoty, uciekniesz ze mną?
Chłopak zrobił zakłopotaną minę.
– Jestem zaskoczony, nie mogę tak od razu powiedzieć.
– Nastolatka dała mu chustkę.
– Jeżeli zgodzisz się, zostaw całą. Jeśli nie, rozerwij na pół. Muszę już wracać.
Pocałowała go krótko. Chłopak stał całkiem zaszokowany, patrzył jednak, jak się oddala. Tenra podbiegła pod drzewo, obserwowała strażnika. Ten minął jej okno i zaczął się oddalać. Dziewczyna przesadziła mały płotek, wspięła się po linie, po czym wciągnęła ją na górę. Zerknęła jeszcze raz w dół. Miała pewność, że nikt jej nie widział. Myliła się.
Co dzień sprawdzała umówione miejsce, jednak ciągle nie miała odpowiedzi. Przyjechał Albrecht. Przybył z trzema tuzinami ochrony i kilkoma służącymi. Kerta i Mertreht robili wrażenie szczęśliwych z jego przybycia, a Saleta dobrze ukrywała, że to właśnie jej podoba się przyszły mąż siostry. Wydano przyjęcie, posadzono Tenrę obok Albrechta. Miedzianowłosa rzuciła na niego okiem
,,Niczego mu nie brakuje, pomyślała”.
– Lubisz bale – zaczął nieśmiało młody książę – ja uwielbiam!
,, No tak, właśnie tak myślałam. To ja już mam więcej z chłopa, przeszło jej przez myśl".
– Wolę polowania – odparła.
Przez chwilę zastanawiała się, co chłopak odpowie. Zdziwi się, a może zmieni temat... Podświadomie sądziła, że to, co wyrzekła, powinno go do niej zrazić, w końcu nawet zniewieściały mężczyzna nie chce, by kobieta nim rządziła. Jednak Albrecht kontynuował konwersację i nie robił wrażenia, że obawia się w jakimś stopniu energicznej dziewczyny o miedzianych włosach.
– Polowania też lubię, choć wolę się nim przyglądać, niż brać w nich udział – odparł nieco zbity z tropu.
– Tak właśnie myślałam.
Chłopak tylko na nią spojrzał bez jakichkolwiek zmian na swoim obliczu.
– Mamy się pobrać za dwa dni w waszej katedrze – powiedział beznamiętnie.
Nie robił wrażenia zadowolonego.
– Za dwa dni?! – zapytała z niedowierzaniem Tenra. – Powiedzieli mi, że przyjechałeś, abyśmy się poznali!
– Taki był pierwotny plan, ale się zmienił.
– Plan, to właściwe słowo – rzekła jakby do siebie.
– Będę dobrym mężem – rzekł, patrząc na nią.
– Nie wątpię – rzekła i spojrzała na niego uważnie. – Podobam ci się?
Odpowiedział prawie natychmiast.
– Taak – rzekł, choć nie zabrzmiało to przekonująco.
– Rozumiem – odrzekła Tenra.
– Masz piegi – uśmiechnął się kwaśno.
Dostrzegła coś w jego twarzy.
,,Biedak, pomyślała, jego też go zmusili”.
Następnego dnia rozmawiała z chłopakiem, bo ni jak, nawet w swoim wnętrzu nie potrafiła nazywać go narzeczonym. Miała nawet chwilkę zwątpienia i pogodziła się z losem. Są tak naprawdę tacy sami, przypomniała sobie swoje własne słowa. Nie dostrzegła w nim niczego odrażającego, wręcz przeciwnie. Albrecht mógł uchodzić za przystojnego. W żadnym razie nie czuła obawy, że chłopak mógłby jej w czymś zagrozić lub skrzywdzić.
Dzień przed ślubem znalazła całą chustkę w schowku i z miejsca się ożywiła. Bardzo uważnie napisała wiadomość do Mertrasa.
,,Bądź gotowy z dwoma końmi pod lasem, w noc poślubną. Po drugiej zmianie warty”.
Kerta z niedowierzaniem obserwowała Tenre. Znała jej porywczą naturę i spodziewała się buntu. O Albrechta się nie obawiała. Wystraszony maminsynek, taką miała o nim opinię. Plan szedł znakomicie. Wszystko wymyśliła ona, Kerta. Już od prawie dekady o tym myślała. Na swojego poprzedniego męża, Melgrada, nie mogła liczyć. Zbyt lojalny i uczciwy. Nie miała żadnych wyrzutów sumienia, dosypując mu regularnie, małymi porcjami, truciznę do wina. Poza tym nie dbał o nią należycie w tych zwykłych sprawach. Nie to, co Mertreht. Ich apetyty stały na tym samym poziomie, chociaż Kerta w polityce jak i w łożu chciała dominować. Kuzyn Mertrehta, Giljan, władca sąsiedniego księstwa, nie tak od razu przystał na plan. Dlatego upierał się na to małżeństwo, po którym legalna unia ich księstw miała podstawy prawne. Nie chciał wyglądać na zwykłego rebelianta, czy zdrajcę. Kerta i Mertreht ustalili, że po pokonaniu króla, usuną Giliana w znany im sposób. W Pagonni nikt im nie zagrozi i zostaną władcami całej Derannni. Nie mieli wątpliwości, że łatwo zjednoczonymi siłami pokonają zaskoczonego króla. Ta myśl napełniała ją radością i dodawała jej sił. Dlatego, słodziła córce, jak mogła.
– Nie możesz wystąpić w tej sukni. – Patrzyła z niesmakiem na kreację z białego jedwabiu. – Tylko perły, suknia wygląda zbyt skromnie. Dam ci moją, powinna pasować. Dorzucę jeszcze parę klejnotów. Musisz zabłysnąć, córko.
Tenra zachowywała się jak we śnie. Wykonywała polecenia, jednak bez większego zaangażowania. Wszyscy byli tak zaaferowani przygotowaniem do ślubu, że nikt nie zwrócił uwagi na nietypowe zachowanie księżniczki. Z wyjątkiem Salety. Chociaż i ta nie wiedziała, czy to ślub, czy coś innego wpłynęło na nietypowe zachowanie siostry. Księżniczka ubrana w suknie matki wyglądała pięknie. Wreszcie i pan młody dostrzegł jej nietypową i wykwintną urodę. Albrecht poczuł się lepiej. Starał się odgonić myśli o nocy poślubnej. Tak naprawdę, trochę obawiał się dziewczyny, którą miał prowadzić do ołtarza.
W końcu przyszedł dzień ślubu. Cała ceremonia, dzwony, trąby i wiwaty uszły uwadze miedzianowłosej. Wiedziała jedno. Mertras zgodził się jej pomóc. Przyjęcie weselne, przeciągnęło się do dziesiątej straży. Kerta lekko podchmielona winem rozpływała się w pochwałach dla Albrechta i Tenry. Goście powoli opuszczali biesiadę i udawali się na spoczynek.
Dziewczyna nie chciała tego robić, ale też nie widziała innego rozwiązania. Miała przygotowany proszek, który otrzymała od zaufanej osoby. Wsypała go do kielicha z czerwonym winem. Podała go Albrechtowi, już w sypialni.
– Chyba wypiłem dość – rzekł Albrecht.
– Nie widziałam, abyś pił dużo, mężu – odpowiedziała.
Patrzyła na niego, ukazując rząd białych ząbków.
– Za naszą noc poślubną – rzekła i sama wypiła swoje wino.
Po kwadransie Albrecht spał jak dziecko. Zamknęła drzwi na klucz od wewnątrz. Zrobiła to dla pewności, chociaż sądziła, że w noc poślubną nikt nie będzie ich niepokoić. Ubrała się szybko w strój do polowań.
,,Tym razem to na mnie będą polować, pomyślała”.
Czuła jak krew buzuje w jej jestestwie, adrenalina, chociaż nie miała oczywiście pojęcia, że coś takiego istnieje w człowieku, sprawiała, że wszystko robiła szybciej niż zwykle.
Tuż po drugiej straży zeszła po linie na dół. Odczekała, aż strażnik się oddali. Dość dobrze widziała w całkowitej ciemności. Przebiegła bezszelestnie do żywopłotu, przeskoczyła go i pobiegła około dwustu kroków, gdzie jej czarny mustang skubał spokojnie trawę. Wskoczyła na niego lekko i pognała w kierunku lasu. Tuż za pierwszymi drzewami czekał Mertras.
– Jedźmy? – szepnął.
Czuła, że jest mocno wystraszony. Nie mieli już odwrotu. Dziewczyna doceniła jego decyzję. Z pewnością wiedział, na co się decyduje. Tenra znała siebie i nie musiała myśleć, jak mu się odwdzięczy. Jechali brzegiem lasu około pół godziny. W umówionym miejscu czkali na nich rycerze.
– Kto to? – zapytała.
– Zebrałem ósemkę – rzekł po dłuższej chwili milczenia. – Chcę ci pomóc, robię to dla ciebie i twojego ojca, oni również – rzekł.
Tenra poczuła wilgoć w oczach.
– Nigdy by nie doszło do tej zdrady, gdyby on żył – odrzekła.
– Zdrady? – zdziwił się Mertras.
– To małżeństwo to płaszczyk do unii. Chcą zjednoczyć Pagonnie i Noragocję, a potem zagarnąć całą Derannie – ciągnęła dziewczyna.
– Teraz rozumiem – rzekł Mertras.
– Nigdy ci tego nie zapomnę – rzekła ciepło. – Odwdzięczę się, jak tylko będę mogła.
Jechali w dziesiątkę, średnim biegiem, by nie męczyć koni. Chciała, by się udało, choć miała niepokój w sercu. I nie bezpodstawnie. Tenra chyba pierwsza dostrzegła grupę jezdnych w oddali. W nocy pewnie by ich nie zobaczyła, ale już dniało. Grupa jeźdźców stała w odległości mili
– Mamy gości – szepnęła.
Dostrzegła strach w oczach młodzieńca.
– Zawracamy – wydał komendę.
Zawrócili konie i wtedy zobaczyli, że druga grupa podąża za nimi w odległości około pół mili. Stanęli w desperacji i wówczas obie grupy zaczęły przybliżać się do nich w szybkim tempie. Po chwili zostali osaczeni.
– Żywych nas nie wezmą – krzyknęła Tenra i sięgnęła po łuk.
Młodzi rycerze chwycili za miecze. Szanse mieli znikome, a właściwie żadne. Dwa tuziny przeciwko ósemce. Zanim doszło do bezpośredniego starcia celne strzały Tenry zmniejszyły ilość przeciwników o trzech rannych lub zabitych. Młodzieńcy walczyli z zaciekłością, ale walka szybko przemieniła się w rzeź. Młoda małżonka z musu, dostrzegła zastępcę dowódcy gwardii, Kenmana. Robił spustoszenie długim, ciężkim mieczem. Miał ponad sześć stóp. Natura obdarzyła go nie tylko wzrostem. Posiadał wielką siłę i szybkość oraz znajomość strategii walki. Tylko jeden w księstwie mógł mu zagrozić w bezpośrednim starciu, lecz i ten człowiek był z nimi, dowódca straży Kalt. Księżniczka zobaczyła, że dowódca gwardii mierzy z kuszy. Usłyszała świst strzały obok ucha. Na twarzy Mertrasa pojawił się grymas bólu. Tenra zobaczyła, że chłopak pada na ziemię ze strzałą prosto w sercu.
– Nieee! – krzyknęła dziewczyna.
Zeskoczyła z konia, położyła głowę młodzieńca na kolanach.
Łzy popłynęły jej z oczu. Mertras uśmiechnął się. Po chwili jego oczy zgasły. Odszedł.
Wszystko wokoło straciło dla niej sens jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czas jakby zatrzymał się w miejscu... Siedziała w miejscu i niczego nie poznawała. Otaczała ją mgła. Cisza aż świdrowała uszy. ,,To sen, czy, jawa? Gdzie jestem i co się stało"?
Powolne myśli krążyły w jej głowie. Siedziała sama na trawie, zanurzona w gęstniejącej mgle.
1 komentarz
Pumciak
Podoba mi sie bo nabiera tepa
Sapphire77
@Pumciak To miło. Akcja będzie przyspieszać jeszcze bardziej.
Pumciak
@Sapphire77 ciesze sie bo bedzie co poczytac