***Hells Gate*** Eva Green pracowała właśnie w swoim biurze, przeglądając materiał filmowy. Pozyskała go z autonomicznych dronów, które były regularnie wysyłane do lasów dla jej celów naukowych. Były wyposażone w super cichy napęd, a to powodowało, że idealnie nadawały się do jej pracy. Ich nieduże wymiary sprawiały, że nie miały tak dużego zasięgu, jak wojskowe odpowiedniki. Niemniej sześć godzin pracy, najczęściej wystarczało do wyśledzenia i zarejestrowania interesującego ją materiału. Mimo poruszania się bezszelestnie oraz posiadając maskowanie, często stawały się celem dla innych żyjących stworzeń, których na Pandorze nie brakowało. Tylko w ostatnim miesiącu, straciła dwa z dziesięciu, którymi dysponował jej wydział. Na szczęście, jednego z nich udało się odzyskać, a szczególnie materiał filmowy, który był zapisany na karcie pamięci. Kamera nagrywała materiał w bardzo wysokiej jakości 16K, toteż na zbliżeniu, widać było mnóstwo szczegółów. Uzupełnieniem był bardzo czuły mikrofon kierunkowy, gdyby odbywała się jakaś rozmowa.
Zanim dron dostał się w zęby Ikrana, nagrał kopulację trójki Na'vi. To było coś zupełnie nowego, bo nawet jej mentorka doktor Grace nie wspominała o tym w swych badaniach. Do tej pory uważała tak jak ona, że tubylcy byli monogamiczni. Przypadkiem dokonała jednego z największych naukowych odkryć. Nagrywanie zaczęło się od śledzenia trójki dojrzałych tubylców, będąc zawieszony wysoko nad ich głowami i inteligentnie lawirując między gałęziami drzew. Słońce miało miejscami problem z przebiciem się przez gęstą roślinność, a różne kolorowe owady przelatywały przed obiektywem.
Dotarli do gaju grzybów o różnych rozmiarach i tam się zatrzymali, wcześniej rozglądając się po okolicy. Nie wyczuwając niebezpieczeństwa, usiedli na jednym z kapeluszy, który sięgał im do kolan. Postawny męski członek ludu Na'vi, musiał być kimś wysoko postawionym w hierarchii klanu. Poznała po stroju, że to mógł być nawet sam wódz. Zatrzymała na chwilę nagranie i naukowiec sięgnęła po książkę Augustine. Zatrzymała się na dziale ozdób i szybko wywnioskowała, że to faktycznie musi być przywódca plemienia. Nawet domyśliła się jakiego, bo rysunek odpowiadał klanu Omatikaya. Szczęka jej opadła z wrażenia, bo w końcu mogła go zobaczyć z bliska. Miał on opaskę na głowie z przymocowanym na czole, coś na kształt drewnianego nieśmiertelnika. Na szyi nosił ozdobny golf, który był wykonany ze splecionych kolorowych sznurków. Jednak najbardziej rzucał się w oczy duży naszyjnik, zrobiony z pazurów zwierząt.
Odłożyła książkę na bok szklanego biurka i wznowiła odtwarzanie. Kobiety, które zasiadały po obu stronach, zaczęły pieścić jego pachwinę. To nie było trudne, zważywszy na noszoną przepaskę przez tubylców. Musiała przyznać, że miały bardzo atrakcyjne rysy twarzy i nic dziwnego, że samiec zareagował tak spontanicznie. Były dość podobne do siebie, lecz jedna z nich, posiadała wygolone boki głowy. Splecione czarne włosy, przyozdobione zostały w kolorowe piórka i koraliki. Wyglądały bardzo ponętnie, ale też dziko. Tak też się zachowywały, gdy ta o wygolonych bokach, odsunęła przepaskę i zaczęła pieścić dłonią błękitnego członka. Był chudy, ale tak długi, że żołądź sięgała niemal do jego klatki piersiowej. Druga wymieniała się pocałunkami i mamrotała coś do swego przywódcy.
Eva była w ciężkim szoku, widząc po raz pierwszy takiego członka. Zrobiło jej się gorąco i wilgotno. Była jednak naukowcem, więc starała się zachować spokój. Podkręciła głośność, żeby zobaczyć czy coś wychwycił czuły mikrofon.
– Och Ninat, nie przestawaj! – odwrócił głowę w prawo i powiedział między pocałunkami do kobiety, która zajmowała się przyrodzeniem, a następnie spojrzał na drugą kobietę. – Peyral, czemu nie dołączysz do swojej eve'eylan (koleżanki)?
Wtedy Eva się dowiedziała, kim są tajemnicze kobiety. Ninat, poruszała dłonią powoli, uśmiechając się zarówno do swej przyjaciółki, jak i młodego wodza. Peyral wstała i uklękła przed swoim przywódcą, a następnie kładąc dłonie na jego kolanach, rozchyliła je szeroko. Wciąż klęcząc, przysunęła bliżej swoje ciało między jego uda, a następnie zaczęła językiem pieścić jego jądra.
Przywódca odchylił swoje ciało do tyłu i podparł się dłońmi o kapelusz dużego grzyba. Ninat się pochyliła nad przyrodzeniem i rozchylając swe usta, wzięła w nie lśniącą wilgocią główkę. Poruszała nieśpiesznie w górę i dół, nasłuchując jęków swego młodego wodza. Obie kobiety toczyły rywalizację o to, która lepiej nada się na kandydatkę na jego wybrankę. Dużo więc uwagi przykładały do tego, żeby pokazać swoje mocne strony. Nie tylko jako myśliwy czy wokalistka, ale też to na co może liczyć jej partner w intymnej strefie.
Usta Ninat dziko pracowały nad nabrzmiałym członkiem, wyczuwając kulminacyjny moment. Peyral zaś zajmowała się ssaniem naprzemiennie jego kulek. A kiedy naszła właściwa chwila, wzięła w usta obie i ścisnęła je zębami. Musiała uważać na swoje ostre kły, ale mając już pewną wprawę, wywołała szaloną ekstazę u swego przywódcy. Sperma wytrysnęła w ustach jej koleżanki z ogromną siłą, a mężczyzna Na'vi, aż głośno jęknął. Czuł jak pod ogromnym ciśnieniem, nasienie płynie przez przyrodzenie. Pochylił się do tyłu i opar dłońmi o kapelusz grzyba, gdzie obecnie siedział. Przymknął na chwilę oczy i ponownie je otworzył. Zdecydowanie taka gra wstępna, mogła być tylko przedsmakiem czekających go wrażeń podczas stosunku. Miał tylko problem ze zdecydowaniem, która z kobiet, będzie mu najlepiej odpowiadać.
– Obie jesteście niesamowite, dlatego chciałbym, żebyście zostały moimi partnerkami – powiedział wódz. – Czy jesteście w stanie to zaakceptować?
– Tarsem, chodzi ci o więź? – zapytała Ninat.
– W trójkącie? – Peyral również nie kryła zaskoczenia.
– Tak – skinął ich wódź. – Obie będziecie traktowane na równych zasadach.
Ninat przygryzła wargę i lekko skinęła głową. Peyral spojrzała na koleżankę i posłała jej uśmiech.
– Peyral to moja najlepsza przyjaciółka od dziecka – Ninat zerknęła na nią, jak też na wodza. – Bardzo też dobrze, mi się z nią poluję.
– A co ty na to? – Tarsem spojrzał na jednego z najlepszych myśliwych w klanie.
– Lubię Ninat za jej niesamowicie uzdolnione usta – zachichotała, mocno rumieniąc się na twarzy. – Chciałabym być blisko niej, och ciebie także, mój wodzu.
Cała trójka zaczęła śmiać się, a następnie wymieniać wspólnie pocałunkami. Wkrótce będzie musiał ogłosić publicznie w klanie swój wybór. Jednak posiadanie, aż dwóch partnerek to był symbol niesamowitej męskości i obfitej płodności. Jeśli Eywa zechce, wkrótce klan może zostać powiększony o nowe potomstwo. Przywódca plemienia, wręcz powinien posiadać ich jak największą liczbę. To była najbardziej znacząca oznaka jego statusu, także wśród innych wodzów.
Eva zauważyła, że nie łączyli się warkoczami. Zapisała to natychmiast w swoim notatniku i wysunęła z tego pewne wnioski. Prawdopodobnie byli jeszcze w wolnym związku, ponieważ więź, pieczętuje go do końca życia. Wybór odpowiedniego partnera, zdecydowanie był poważnie sprawą. To akurat się zgadzało z ustaleniami Grace w swojej książce, a także jej wcześniejszych badaniach. Na chwilę się zastanowiła, bo marzyła o takim życiu bez zobowiązań, gdyż na Ziemi miała ogromną hipotekę na mieszkanie. Jednak nie miała zamiaru tam wracać, bo miała pewną wiedzę o panującym tam kryzysie. Szukała tylko sposobu, przeniesienia swojej świadomości do avatara.
* * *
Miles i Trudy, byli w trakcie ćwiczeń na torze przeszkód, kiedy podszedł do nich jeden z żołnierzy z tabletem w ręku. Zwrócił się do nich po imieniu, oznajmiając im, że zostali zaproszeni na spotkanie z administratorem Hells Gate. Przerwali swoje czynności i udali się za nim, przechodząc przez bramę, oddzielającą ich wybieg od reszty placówki. Ściągali na siebie wzrok przechodniów, gdyż wielu z nich pierwszy raz w życiu na własne oczy widziało obcego.
Wchodząc do głównego budynku, skąd kierowano całą placówką, musieli przykucnąć i schylić głowę. Na szczęście sufit był dość wysoki, niemniej musieli uważać na lampy i tablice informacyjne. Idąc korytarzem, skręcili w prawo, gdzie dotarli do zablokowanych drzwi. Żołnierz przyłożył swoją kartę i wpisał krótki kod. Światełko na pulpicie zmieniło kolor na zielony i rozległ się charakterystyczny dźwięk. W środku przeszklonego obszernego pomieszczenia panował uporządkowany chaos, wypełniony rozmowami przez interkom oraz pośpiesznie chodzącymi ludźmi. Jeden z nich zdawał się najmniej przejmować swoją pracą. Odwrócony do nich plecami, właśnie celował kijem golfowym do leżącego kubka.
– Wiesz Roni, mam w planach nową budowę.... Yes! – powiedział, gdy piłka wpadła do środka. – Dawny ośrodek avatarów, długo nie będzie potrzebny, więc nada się idealnie pod pole golfowe.
– Administratorze Selfrige, goście do pana – powiedział żołnierz i odwróciwszy się, odmaszerował.
Administrator się odwrócił i z pewnymi niedowierzaniem spojrzał za siebie, pierwszy raz widząc Milesa w nowej formie.
– Myślałem, że program Avatar został już zawieszony? – spojrzał pytającym wzrokiem na Roniego, a ten wzruszył ramionami.
– Witaj administratorze – powiedział Quaritch, salutując.
– Cholera, Miles? – szczęka mu opadła, poznając ten głos. – To Ty?
– Można tak powiedzieć – skrzyżował ręce na klatce piersiowej, patrząc na małego człowieka z góry.
– Mówili mi, że dostanę nowego ochroniarza dla naszej doktor. Nie pomyślałem, że chodzi o Ciebie – pokręcił głową i z uśmiechem na ustach, dodał. – Wiesz, że już tutaj nie dowodzisz. Masz wykonywać jak małpa w ZOO, wszystkie moje polecenia. Jak karzę Ci ganiać za własnym ogonem, to masz to zrobić. Zrozumiano?
– Tak jest! – odparł przez zaciśnięte zęby i ponownie zasalutował.
– Zaraz, a to kto? – schylając się, żeby wyciągnąć piłkę z kubka, spojrzał na żeńskiego avatara.
Trudy stanęła nad jedną z pracujących kobiet i wzięła w dłoń pasmo jej długich blond włosów. Następnie się pochyliła, żeby zobaczyć, czym się zajmowała. Na ekranie ujżała wiele czerwonych kropek wraz ich sygnaturą oraz podstawowymi parametrami lotu. Pochłonięta pracą kobieta, nagle spostrzegła obok swojej twarzy, obcą formę życia. Wrzasnęła zaskoczona i niemal spadła z krzesła.
– To Trudy, moja asystentka – odparł Miles, spokojnym głosem.
– Kto? – powiedział zaskoczony Selfridge. – Nie znam, zresztą nieważne, gdzie i w którym lesie ją znalazłeś. Wasze dawne kwatery są już dawno zajęte, zresztą wątpię, żebyście się tam wpasowali. Macie za do dla siebie chaty dla Avatarów. Czy to stanowi dla was jakiś problem?
– Myślę, że nie – odpowiedział krótko Quaritch, po czym dodał. – Kto tu teraz dowodzi?
– No cóż, na pewno ktoś ładniejszy od Ciebie – uśmiechnął się, ponownie patrząc na niebieską wersję Milesa. – Teraz dowodzi Pułkownik Janet, a ona podlega bezpośrednio pod panią Generał Admore. Czy to stanowi dla Ciebie jakiś problem?
– Nie – pokręcił głową.
– I jeszcze jedno. Wy oboje, macie zakaz opuszczania bram Hells Gate, bez wcześniejszego powiadomienia mnie lub Janet. To rozkaz Admore – powiedział Parker, szykując się do kolejnego uderzenia, po czym na moment spojrzał na Quaritcha i kpiąco dodał. – Zatem odmaszerować żołnierzu. I nie zapomnij o swoim kociaku.
Miles już wcześniej nie lubił Selfridga, ale teraz miał ochotę urwać mu łeb. Z trudem opanował emocje i razem z Trudy, opuścili główne centrum operacyjne. Docierając do bramy wybiegu przeznaczonego dla Avatarów, poprosił ludzkiego strażnika o ponowne wpuszczenie, pokazując mu identyfikator. Jednocześnie Quaritch został powiadomiony, że ma spotkać się w laboratorium z panią doktor, celem przeprowadzenia badań.
* * *
Przed budynkiem laboratorium, jeden z naukowców Evy, kazał poczekać na panią doktor, gdyż łączyła się ze swoim avatarem. Po wielu minutach oczekiwania na nią w końcu się zjawiła, ubrana w fartuch medyczny.
– Proszę pójść za mną – mówiąc to, włożyła ręce w kieszenie profesjonalnego stroju. – Chcę pobrać od pana kilka próbek.
– Już się boję, czego mogę się spodziewać – odparł Miles, cicho podziwiając ruchy ogona kobiety, która szła przed nim.
– Jest pan dorosły – Eva się odwróciła i posłała mu szeroki uśmiech. – To będzie szybkie badanie lub długie, wszystko zależy od sprawności pańskiej anatomii.
– Anatomii? – zapytał, spojrzał na nią pytająco.
– Wkrótce pan zrozumie – uśmiechnęła się ponownie, patrząc na niego przez ramię.
Dotarli do nowo powstałego budynku, który wyglądał z zewnątrz trochę inaczej, niżeli reszta budowli na terenie bazy. Miał kształt dużego prostokąta z jeszcze większej średnicy płaskim dachem, gdzie rosła trawa. Wszystkiego jego ściany były obite czymś w rodzaju bambusowej maty. Były tylko jedne przesuwne drzwi, które nie miały klamek. Za to był czytnik linii papilarnych. Wyglądało na to, że innego sposobu na dostanie się do środka nie było, jak tylko skanowanie dłoni.
– Jak widzi pan, panie Miles – przyłożyła dłoń do skanera – tylko ja mam dostęp do tego miejsca. Niewiele osób zna przeznaczenie tego budynku, ale może to i lepiej.
– A co takiego wymaga, aż takiej tajemnicy? – zapytał, jawnie zainteresowany.
– Badania naukowe – uśmiechnęła się.
Wszedł za nią, a drzwi się zamknęły, gdy tylko przekroczył próg. Powietrze w środku było takie samo jak na zewnątrz, więc ewidentnie budynek przeznaczony był dla avatarów i rekombinatów. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to ogromne okno z pancernymi szybami, które były wręcz wymogiem na tej wrogiej planecie. Za szybą rozpościerał się widok na ogromne góry i wilgotne lasy. Poniżej okna znajdowało się ogromne kwadratowe łóżko, świeżo zaścielone białą pościelą i uzupełnione dwiema poduszkami. Niesamowity był sufit, przyozdobiony setkami małych błękitnych diod, rozmieszczonych w coś na kształt galaktyki. Obrócił się i zobaczył krzesło przy samym wejściu oraz białą szafkę z wieloma szufladami. Z prawej strony, znajdowała się łazienka oraz aneks kuchenny i mini bar.
– Ktoś tu mieszka? – zapytał Quaritch, opierając się o blat kuchennej wyspy.
– Nie – pokręciła głową pani Dr. – To miejsce dla intymnych spotkań.
– Coś jak burdel? – roześmiał się.
– Za mocno powiedziane – mówiąc to, zdjęła swój medyczny kitel i powiesiła na ścianie. – Ja wolę określenie Dom Schadzek.
– I co ja tutaj robię? – podziwiał ją, gdy została tylko w szortach i obcisłym podkoszulku, który uwydatniał jej biust.
– Chcę przeprowadzić badania osobiście – mówiąc to, podeszła blisko niego i wspinając się na czubkach palców, ucałowała jego usta.
Miles w pierwszej chwili wydawał się zaskoczony. Eva spojrzała na niego, swymi złotymi oczami i skinęła głową. Dając mu ciche przyzwolenie, natychmiast poczuła na swych pośladkach jego wielkie dłonie. Wręcz została do niego przyciągnięta, aż poczuła rosnące przyrodzenie. Dłońmi zaczęła majstrować przy klamrze spodni, chcąc wydobyć na wierzch jej obiekt badań. Tak naprawdę, pragnęła na własne oczy zobaczyć i dotknąć organ obcych. Poznać osobiście jego anatomię i zasadę działania, która jak podejrzewała, miała wiele cech wspólnych z ludźmi.
Quaritch nachylił głowę, żeby ponownie ją pocałować, a ona odpowiedziała na jego prośbę. Wiedział, że robi to tylko dla określonego celu. Po tych wszystkich walkach, jakie w życiu stoczył, należało mu się choć przyjemności. Sam również był ciekaw, jak może smakować wnętrze obcej formy życia. Pośpiesznie uniósł ją za trzymany tyłek i skierował na jedyne łóżko w pokoju. Niemal w tym samym momencie, usłyszał dźwięk rozpiętej klamry i ciche westchnięcie od doktor.
– Zanim to zrobisz – wydyszał Miles – chcę zasmakować twojej naukowej cipki.
– Uważaj na język, pułkowniku – głową opadła na pościel, a po chwili zaczęła się śmiać z własnych słów.
Poczuła szarpanie za szorty, które miała na sobie, a następnie poczuła chłód. Nie nosiła majtek, bo uznała to za zbyteczne. Rozchyliła uda, dając mu lepsze dojście do swego wzgórka. Przez kilka sekund nic się nie działo. Unosząc głowę, ujrzała go wpatrzonego w jej różową waginę.
– Będziesz czekał czy mam sama to zrobić? – zapytała zirytowana.
– Ogoliłaś się na tę okazję, czy jednak wszystkie suki Na'vi są tak gładkie? – odparł jej pytaniem, totalnie nie przejmując się jej komentarzem.
– Na'vi na ciele nie mają włosów, prócz tych na głowie – przewróciła oczami.
Quaritch, choć nienawidził tubylców, musiał jednak przyznać, że samice miały niesamowite ciała. Dopiero teraz to dostrzegł, bo wcześniej nie miał czasu na tego typu przemyślenia. Wszystkie kobiety były smukłe, a ich sylwetkę podkreślały niebieskie odcienie na skórze i świecący w ciemnościach pigment. Szczególnie w intymnych okolicach, światło miało największą intensywność.
Uklęknął przed łóżkiem, między jej rozchylonymi szeroko nogami. Położył dłonie na jej udach i wziął głęboki wdech. Liczył, że cipka smakuje tak samo dobrze, jak wygląda. Językiem przeciągnął po lekko wystających fałdach. Dało mu to posmak najbardziej egzotycznych owoców. Nie zawiódł się, bo smakowała dobrze, a nawet lepiej niż ziemskie kobiety. Najbardziej jej soki były zbliżone do pomarańczy i granata, a do tego miała lekko pieprzowy posmak, szczypiąc czubek jego języka. Zdecydowanie przypadła mu do gustu, bo już po chwili, wpił się w nią, całymi ustami i językiem.
– O kurwa! – jęknęła głośno Eva, patrząc w sufit szeroko otwartymi oczami. – Błagam Miles, nie przestawaj! Nie przestawaj!
Nawet ona, mając dość dużą wiedzę o anatomii Na'vi, ani trochę nie była przygotowana na tak mocne odczucia. Zdecydowanie wszystko było bardziej intensywne. Przyjemność rozchodziła się promieniście od jej miednicy, aż po całe ciało. Na najmniejszy ruch jego języka, aż cała drżała. Doskonale znała miłość oralną, gdyż wcześniej spotykała się sporadycznie z mężczyznami na Ziemi. Jednak obecne odczucia, zdecydowanie były nieludzkie.
Wiedziała, że długo nie potrwa, kiedy jej kobiecy avatar dojdzie. Głośno stęknęła, a jej ciało uniosło się do góry i przekrzywiło na bok. Krzyknęła, kiedy trysnęła prosto w usta Milesa. Opadła na łóżko, a jej ręce się trzęsły. Ta chwila zdawała się trwać w nieskończoność, bo język wciąż drażnił jej wrażliwe okolice. Nierówno oddychając, próbowała dojść do siebie. Wylizał wszystkie jej soki, a ona się zastanawiała, jak ma dokończyć badania. Totalnie nie miała siły się podnieść z łóżka.
– Mój boże! – ledwo podniosła głowę, żeby zobaczyć zadowolony z siebie uśmiech Quaritcha. – To jest mocniejsze, niż wskazywały na to moje obserwacje!
– A co z dalszymi badaniami? – zapytał, wstając i rozpinając spodnie.
– Musimy kontynuować, tylko pomóż mi wstać – kiedy z jego pomocą, siadła na brzegu łóżka, miała przed sobą rozpięte spodnie Milesa.
Nie zdążyła mu ich zdjąć, gdy wylądowała na łóżku. Trzęsącymi dłoni, zaczęła dokańczać, zaczętą wcześniej pracę. Opuściła mu wojskowe moro, a spod zielonych bokserek, wystawał sporej wielkości penis. To był główny cel jej badań, toteż po opuszczeniu pozostałej bielizny, zaczęła analizować organ. Jego błękitny odcień był dla niej hipnotyzujący, a jeszcze bardziej doceniała wielkość. Ciemno purpurowa moszna, skrywała mocno osadzone jądra, przymocowane do podstawy penisa. Skóra była naciągnięta, odsłaniając żołądź ze sercowym zakończeniem. To była jedna z wielu delikatnych różnic, które odróżniały ludzi od tubylców.
– Dobrze się sprawiłeś pułkowniku – powiedziała Eva, kładąc się na łóżku i podpierając się łokciami, dodała. – Dlatego pozwolę Ci skończyć na moim ciele, zresztą i tak muszę pobrać próbkę nasienia do badań.
– Liczyłem na coś więcej – nie ukrywał zawodu, ponieważ jej ciało, aż prosiło się o głęboką penetrację.
– Pamiętaj, że to ja nadzoruje badania i to Ty masz wykonywać moje rozkazy – wypięła swoją klatkę piersiową, a to sprawiło, że kontury piersi stały się bardziej widoczne. – A może wolisz, bardziej medyczne podejście za pomocą igły? To jak będzie, poruczniku?
– Myślę, że zostanę przy pierwszej opcji – chwycił członka w niewielkiej części dłonią i podszedł bliżej niej.
– Dobrze – skinęła głową, a na jej ustach zagościł miały uśmieszek. – Jeśli chcesz, mogę Cię wyręczyć?
Szybko się zgodził na jej propozycję. Nie chciała brać go do ust, bo potrzebowała jak najbardziej czystą próbkę spermy. Wciąż podpierając się lewą dłonią, prawą sięgnęła do penisa. Był taki gorący i twardy, że ledwo była w stanie skierować jego zakończenie na swe ciało. Jego żyłkowata powierzchnia, ledwie poddawała się ruchom jej dłoni. Musiała chwycić go oburącz, żeby zmusić napiętą skórę do poddania się wobec jej zamiarów. Kilka kropel przeźroczystego pre ejakulatu, wypłynęło z otworu żołędzi, które spadły na jej bluzkę. Zobaczyła powstałe ślady i zdała sobie sprawę, że za chwilę będzie po jej ulubionym ubraniu. Uniosła swój tułów i złapała za dół swojej koszulki. Jakoś udało się jej ściągnąć ją przez głowę, unikając przy okazji rozerwania.
Miles jeszcze nie widział w swoim życiu takich doskonałych piersi. Miały one półkolisty kształt, a całość obrazu uzupełniały delikatnie odstające ciemnofioletowe sutki. Poczuł niesamowity ból w penisie, domagający się natychmiastowego wytrysku na te cuda natury, a może bardziej inżynierii genetycznej. Nie pytając nawet o zgodę ich właścicielki, zaczął ściskać prawą półkulę.
– Podobają Ci się? – zapytała naukowiec.
– Kurwa, jeszcze jak! – odparł, ciesząc się jak małe dziecko.
– Więc spodoba Ci się fakt, że pozwolę Ci skończyć na nich – doskonale wiedziała, co lubią faceci. – To też całkiem dobre miejsce do pobrania materiału do badania.
– Skończ te naukowe gadanie, bo zaraz skończę gdziekolwiek...
Eva wiedziała, że był już tak nabuzowany, że mógł samoistnie wytrysnąć. Ujęła penisa dłońmi, a jego ciało, aż się wzdrygnęło. Nie była zaskoczona, jak pewna dawka nasienia, wytrysnęła na jej brzuch. Zrobiła ledwie trzy ruchy, a została trafiona spermą prosto na prawy policzek. Szybko obniżyła organ, nakierowując go z grubsza na swą klatkę piersiową. Wytrysk był bardzo intensywny, będąc pod dużym wrażeniem, ilością i długością jego trwania. Najmocniej zlana nasieniem była jej prawa pierś, a prawdziwe jezioro zrobiło się w pępku. Starała się mocno nie oddychać, żeby nie stracić możliwości pobrania próbki. Pułkownik stał nad nią i dyszał, a na jego twarzy było widać ulgę.
– Możesz mi podać mój fartuch laboratoryjny – wskazała brodą na ścianę z jej ubraniem. – Mam w nim pustą fiolkę.
– Zaraz, pozwól mi się nacieszyć tym widokiem – kobieta pod nim, wyglądała naprawdę niesamowicie.
– Szybko skończyłeś, ale to zrozumiałe. Tyle lat bez kobiety i współżycia – zauważyła na jego twarzy pewne zaskoczenie. – Dokładnie czytałam Twoje akta, bo muszę znać moje obiekty badań.
– Gdzie tu jest łazienka? – zapytał, chcąc opróżnić pęcherz.
– Lewe drzwi, a w prawych to kuchnia – oba pomieszczenia, znajdowały się po prawej stronie łóżka. – Mój fartuch, pamiętasz? Och... podaj też papierowe ręczniki.
Kiedy wydobyła fiolkę i napełniła ją niemal w całości, mogła w końcu zając się bałaganem na swoim ciele. Wzięła się za wstępne oczyszczenie skóry z nasienia, zużywając przy tym sporo ręcznika. Brudny i zużyty papier wyrzuciła do dużej toalety, dostosowanej pod ciała avatarów. Poświęciła też chwilę na szybki prysznic, chcąc zmyć z siebie kleistą substancję, która zaczęła już zasychać. Ubrała się i razem z Milesem, opuściła to miejsce. Sama udała się do laboratorium, chcąc jak najszybciej przeprowadzić badania, a pozostałą spermę zamrozić. Pierwsze wyniki wcale jej nie zaskoczyły, bo w nasieniu praktycznie nie było plemników. Miała co do tego rację, że zarówno avatary, jak i rekombinaci, mają zablokowaną możliwość rozmnażania. Jednak Jake z Neytiri, mieli gromadkę w pełni zdrowych dzieci. Dowiedziała się od Norm'a, że to mogła być zasługa Drzewa Dusz i ceremonii przejścia. To jednak informację, jak też wiele innych, zataiła przed swoim przełożonymi, gdy odmówili jej przeniesienia świadomości do avatara.
Dodaj komentarz