Zapach czasów minionych

Zapach czasów minionychWspomnienia przetrawionych przez czas pradawnych lat młodości najczęściej przychodzą w odwiedziny, gdy nie mam ich czym poczęstować. I do tego zjawiają się zawsze bez zapowiedzi. Przeważnie wtedy, gdy w kominku strzelają dębowe polana, ja siedzę w towarzystwie samotności i z błogą uwagą słucham ciszy.
Zadziwia mnie to, że wspomnienia o minionych czasach dziurawe są, niczym sumienie starego proboszcza. I z biegiem lat czuć tę rozciągniętą do granic nić niepamięci. Tę samą nić, której włókna splecione w sznur zaciskają pętlę. Na szyi. Na nadgarstkach. Na kostkach nóg.
Każdemu według potrzeb i przywilejów.
Jestem prawie pewien, że to przekłamane wspomnienia, ale jednak odnotowałem w pamięci, że lata mojego dzieciństwa zawsze były ciepłe. Często wręcz upalne. Słońce bogato częstowało nas żarem już od pachnących żółtymi mleczami majówek, objawiając swoją pełną moc tuż po Janie. Skąpane ukropem lejącym się z nieba lipce i sierpnie, gasiliśmy mocząc się w woniejących brunatną wodą stawach, do których czasem nie chciały wchodzić nawet kaczki. A resztę czasu, którego nikomu nie brakowało, poświęcaliśmy na obowiązek odkrywania krainy ograniczonej naszą wyobraźnią.
W tych pradawnych czasach szumiące wiatrem pola dojrzewających zbóż kryły tajemnicę, przygodę i lisie legowiska. Oraz niosły wiatrem żółtawe chmury pyłków żyta, pszenicy, topoli i złotego zaśpiewu przyrody. Chociaż dla nas były to zawsze oddechy straszliwego smoka, zamieszkującego bezkresne łany żółtego morza. Tego, które falując czesane wiatrem, zachęcało nas, by wypłynąć na jego bezkresne, rozlane po horyzont łany i nigdy nie powrócić. Tam, daleko, za morzem – czekała na nas przygoda.
Na granicy tego wykreowanego siłą wyobraźni tajemniczego królestwa, migotały białawo liście topoli. Ten szpaler stojących w karnym szeregu nad brzegiem Wisłoka dostojnych, drapiących chmury strażników, zdawał się bronić dostępu do tajemnic i skarbów skrytych na urwistym brzegu rzeki. Albo nawet w jej nurcie. Pradawni czarodzieje, rozbójnicy i fakirzy ukryli wszak swe bezcenne skarby na samym bezdennym dnie.
Ileż to niewydobytych skrzyń pełnych złota zalega tam po dziś dzień?
Nie sposób ich wszystkich zliczyć.
A nam? Choć próbowaliśmy, nie udało się wszystkiego odkryć. Nadal przyodziewa je całun tajemnicy.
Musieliśmy pozostawić te bezcenne skarby, które czekają po dziś dzień na kolejne pokolenie śmiałków, odkrywców i łowców przygód.  
Tych niedorosłych, ale przedwcześnie dojrzałych.
Tych, którzy, jak my za czasów magicznej młodości, zapragną odkrycia złóż pereł i klejnotów, zanim pochłonie je czas. Nieodkryte pozostaną zapomniane. Niebyłe. A niepamięć tych, którzy nadejdą po nas, zatrze ich bezcenną wartość na pył. Tak, jakby nigdy nie istniały.
W rezultacie żarna czasu i obojętności zamienią te krainy ukształtowane przez wyobraźnię w pusty pokój na krańcu wszechświata.
A my? Nieświadomi tego, że nasze pokolenie stanowi ostatnią generację tych nieustraszonych poszukiwaczy, niepomni ostrzeżeń strażników i dzikiej przyrody, nad brzegiem naszej rzeki właśnie, tych skarbów zwykliśmy szukać. Całymi dniami goniliśmy przygodę. Nieustraszeni i ufni w to, że magiczne dzieciństwo nigdy nie przeminie. Że będziemy wiecznie młodzi i podzielimy los Piotrusia Pana. A z czasem, być może na tych, a najdalej na następnych wakacjach – nauczymy się latać i odfruniemy tam, skąd już nie będziemy musieli wracać, by dorosnąć. Wysoko, wyżej, niż pozwalała na to granica naszej wyobraźni, wyhodowanej na zimnych ziemniakach, nie kończących się obowiązkach, biciu kablem od żelazka i całodziennej pracy w polu.
Ucieczka poza dom, który dla wielu z nas nigdy nie był prawdziwym schronieniem, stanowiła powód do tego, by budzić się rankiem z uśmiechem na ustach. I z uśmiechem na ustach powracać wieczorem do domu. Uśmiechem, który zwykle gasł tuż za zespawaną z koślawych rurek furtką i szczekaniem przyrosłego do łańcucha psa sąsiada.
Ale wracaliśmy. Co do jednego. Z umorusanymi łokciami, plamami trawiastej zieleni na spodniach, błotem na podkoszulkach. I całą listą grzechów oraz psot. Ale za to ze szczęśliwymi sercami, które przez całe dnie karmiliśmy przygodą, radością i odkrywaniem tajemnic:
Polowaniem na smoki. Wyprawami w nieznane. Tropieniem lisów. I leżeniem w trawie. A to, jak wie każde dziecko, które ma szczęśliwe dzieciństwo, jest powodem nie tylko do tego, by być dzieckiem, ale przede wszystkim odbiera wszystkie powody, by stawać się dorosłym.
Rozległe tereny dzikich pól, zagonów, szuwarów, stawów i lasów stanowiły cały archipelag, na którym los ulokował niezliczone ziarna, z których kiełkowała zabawa, rodziła się przyjaźń i dojrzewała koleżeńska lojalność. To w tej magicznej krainie ogrodzonej płotem horyzontu, nurtem nieprzebranej rzeki i zakazami dorosłych - dojrzewaliśmy. Grupa chłopców zrodzonych w czasach, gdy magia jeszcze była prawdziwa. Czytaliśmy te czary, niczym czarnoksiężnicy pochyleni nad księgą pełną zaklęć.
Nasza paczka była czymś świętym. Nienaruszalnym. Zasady grupy stanowiły prawo, które samo w sobie nie mogło zostać nigdy naruszone. A gdy wszyscy przestrzegają zasad, to każdy w grupie czuje się jak u siebie.
Okres dziecięcy przemija każdemu, chociaż nie każdemu jest dane doświadczyć dorosłości. Wielu z tych, których dzieciństwo już się zakończyło, nie potrafiło przyjąć brzemienia, które ciąży na każdym, kto zasilił szeregi pełnoletnich. I ci poszukiwacze tego, co utracone, konsumują kolejne dni oraz dekady zawieszeni w świecie, którego nie zrozumieli oraz nie potrafili się do niego dopasować. No i nie chcieli nigdy w nim żyć. Tym samym dorosłym, którzy wierzą, że to, co zapomniane - można kupić. A szczęście zapewni wyłącznie nieustanna konsumpcja. Bo tylko ona gwarantuje podsycanie tęsknoty za przeminionym, lecz jednocześnie zapominanym.
Paczka dzieciaków z okolicy, których spoiło dojrzewanie w latach osiemdziesiątych i  dziewięćdziesiątych to najbardziej powszechne podgrupy społeczne tamtych czasów. A z tych małych subkultur, kierujących się swoimi zasadami, wyrosło pokolenie, które dziś zasiada za sterami dojrzałego życia. Gospodarki, szkolnictwa, biznesu. Bezrobocia, depresji, rozwodów. I chociaż wydawać by się mogło, że tak wiele się od tych zaczarowanych czasów zmieniło – to w rzeczywistości są obszary, w których nie zmieniło się prawie nic. Bo każdemu z nas czas wykradł bezcenne lata, dając w zamian dorosłość, ale to wcale nie oznacza, że w środku staliśmy się dojrzali. Przecież jak by się tak dobrze zastanowić, to nikt nie widział mauzoleum Piotrusia Pana. Zakładam więc, że on nadal żyje. Gdzieś TAM. Gdzieś WTEDY.
W Nibylandii.

W cieple trzaskającego ognia zastanawiam się, czy w środku każdego z nas żyje i funkcjonuje ten sam młodzieniec i ta sama dziewczyna sprzed epoki internetu, komórek i boomu technologicznego. Zamiast Facebooka, Instagrama i Tik Toka mieliśmy trzepaki, boiska, dwa ognie i sakomasa. Zamiast narkotyzować się migającymi ekranami, cieszyliśmy się swoim towarzystwem, grą w chowanego i wolnością.
Szczęśliwe epizody podpisane były podrapanymi kolanami, rechotem do bólu brzucha i łzami, które w nikim nie wzbudzały litości.
Nikt tak jak my, dzieci lat osiemdziesiątych, nie słuchał śpiewu skowronków sunących po błękicie wakacyjnego nieba. Nie liczył pląsów jaskółek na malowanym chmurami nieboskłonie. To my strugaliśmy patyki z wikliny i brzozy, by zamienić je w gwizdki do przywoływania przygody. A z każdym minionym dniem, który nieodmiennie zbliżał nas do końca wakacji, wierzyliśmy coraz bardziej, że ten dzień nie nadejdzie nigdy.
Z tych lat pozostał wyjątkowy smak marchwi ukradzionej z obcego zagonu. Wytartej z grud błota i piachu o brudne sztruksy lub wyrosłe na miedzy kępy traw. Soczyste chrupanie podkreślało jej słodycz. Wraz z piaskiem zgrzytającym między zębami.
Wspomnienie kradzionej z obcego zagonu marchwi, jeżyn, cukrówek, papierówek, śliwek, porzeczek, truskawek karmionych słońcem i kwaśnicy, którą później kazano nam nazywać szczawiem.
Nikt nie może lepiej, niż ja, opowiedzieć, co się wydarzyło tego pamiętnego lata, które wkradło się w nasze serca początkiem końca naszego dzieciństwa. Lata, które zdradą zaszczepiło w naszych sercach świadomość nadejścia końca pewnej epoki. Że oto zbliża się czas, w którym żadne wakacje, żaden dzień, nigdy już nie będzie miał w sobie czystej magii. Tej samej, którą czuliśmy, gdy leżeliśmy godzinami w gęstej trawie i patrzyliśmy na sunące po niebie żółwie, nosorożce, statki kosmiczne, żaby i króliki. Tak. Wtedy czas nie miał znaczenia, bo istniała wyłącznie chwila obecna. Nie mieliśmy pojęcia o czymś takim, jak jutro. A nawet, gdybyśmy to pojęcie mieli, nic by nas to nie obchodziło.
Te arystokratyczne łoża wyrosłe z kęp traw i mleczy, udekorowane baldachimem nieskończonego nieba, stały na środku naszego pokoju ze ścianami za granicą horyzontu i Wisłoka. Leżeliśmy tak bez słowa zawieszeni w bezczasie, powoli konsumowani przez naturę. Przyglądaliśmy się skaczącym po nas konikom polnym i biedronkom. A ciszę, przepełnioną cykaniem świerszczy i pszczół, wzburzały wybuchy śmiechu powodowane łaskotaniem łażących pod naszymi nogawkami mrówek. Tak. Nie było lepszego legowiska od tego utkanego przez Natura Sp. z o.o.
A na niebie tańczyły jaskółki w rytm szumu topoli o zielono-białych liściach.

Zabieram cię w drogę. W podróż do świata, który nie istnieje. Podróż dalszą, niż na skraje wszechświata, bo do miejsca, które pochłonął czas. Spójrz na tę opowieść tak, jak patrzysz na blask umarłych przed eonami gwiazd. Tych, które pochłonął czas. Ten sam, który tak wtedy nam, dzieciom – łaskawy, okazał się żarłoczny, gdy przestaliśmy już nimi być.
A wszystko zaczęło się na ostatniej lekcji fizyki. Tej samej, na której klucze rzucone przez nauczyciela rozcięły Zbyszkowi łuk brwiowy.
To co? Dasz się zaprosić na wyprawę w przeszłość? Do świata tak nieprawdopodobnego, że aż musiał być prawdziwy?

___

Jest to początek mojej kolejnej powieści, którą planuję dokończyć w tym lub przyszłym roku.

Dodaj komentarz

    LOL24 wykorzystuje technologie take jak cookies w celu umożliwienia poprawnego korzystania z serwisu. Cookies wykorzystują też nasi partnerzy, którzy za naszą zgodą emitują reklamy oraz analizują ruch, co jest kluczowe dla naszej strony. Przeczytaj więcej cookies i o danych osobowych w Polityce prywatności.