Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Boże ciało w Świebodzinie

Echo Świebodzińskich lat.  (II)  

Boże Ciało to święto obchodzone od XIV wieku w każdy czwartek w 60 dni po Wielkanocy. Ponieważ jest tuż przed weekendem, Polacy, fachowcy od długich weekendów wykorzystali ten fakt by ruszyć w... Polskę. Więc i ja ruszyłem z siostrą, a właściwie dzięki niej, bo to ona jest właścicielką samochodu i go prowadziła. Ruszyliśmy więc do Świebodzina.
Dlaczego tam?
Bo dawno temu spędziłem tam, w ośrodku kilkanaście... miesięcy. Dlaczego piszę miesięcy, a nie lat? Bo z tych miesięcy zrobił by się rok, a  było to na przełomie trzech. No dosyć tych statystyk, plątania. Nie statystyki są tu najważniejsze.
Najważniejsze, że po prawie 30 latach znalazłem się w miasteczku.. Uczucie jakiego wcześniej w życiu nie doznałem. Świebodzin pamiętałem z tamtych dni i lat. Pamiętałem go jakąś dziwną pamięcią. Pamięcią sentymentalną. Lecz co innego jest mieć w pamięci, a co innego widzieć na własne oczy. Po trzech dekadach.  
Siedziałem sobie przed wejściem do ośrodka. Tu trochę zmian raczej kosmetycznych. Największa, to zamknięte miejsce nazwane wówczas parkiem,  Był tam coś w rodzaju spacerniaku, pośród trawy, drzew i krzewów, można było pospacerować, posiedzieć na ławeczkach. Był tam wówczas nieczynny basen. Dziś w ogóle odkryte baseny znikają na rzecz krytych. Za pierwszym razem udało się wejść do środka, zanim nas wyrzucono, zdążyłem pochodzić korytarzami. Było jednak tak szybko, że nie wiele w pamięci pozostało. Zmiany są. Trudno by przez trzy dekady nic się nie zmieniło. Wiadomo; drzwi, okna, podłogi. No i najważniejsze nie ma tam dzieci a ni młodzieży. Nie ma więc szkoły na pierwszym piętrze. Za drugim razem już tylko siedziałem przed ośrodkiem. Nikt nie wchodził, nie wychodził. Dawniej przed i po 14-tej można było spotkać pielęgniarki pracujące na zmiany. Dziś zmiany są w innych godzinach. Pracownicy oświaty przychodzili przed 13-tą. Dziś szkół; podstawowej i liceum, nie ma.
No nic, nie ma to nie ma. Obejrzałem się za plecy, tu nic się nie zmieniło. Szkoły stoją jak stały. Tylko pomnik 100-lecia jest nowy. Sto lat temu – pomyślałem to tu mieszkali Niemcy, a może trochę Polaków było, w końcu Świebodzin był tuż za granicą II Rzeczpospolitej. Na jednym z budynków należących do ośrodka jest tablica upamiętniająca Lecha Wierusza polskiego lekarza ortopedy, wieloletniego dyrektora Zakładu Leczniczo-Wychowawczego dla Dzieci Kalekich w Świebodzinie. I żeby nie było „Dzieci Kalekich” tak się kiedyś pisało i mówiło.    
Ruszyłem w miasto. Ruszyłem krótką uliczką łączącą plac na którym stoi budynek ośrodka z głównym placem miasta. Obejrzałem się za siebie, tak jak za czasem, który minął. Spojrzałem na okna, na drugim piętrze. Tam byłem, spałem i..., żyłem. Na pierwszym była szkoła. Pamiętam jak na tej ulicy minęły mnie pielęgniarki idące do... albo z pracy. Teraz nie minął mnie nikt, tylko... czas. Doszedłem na główny plac. Tu zmieniły się tylko drobiazgi czyli mała infrastruktura publiczna. Pomniki czy raczej pomniczki, które przyciągają turystów. Jest ławeczka z Niemenem, podobno jego rodzina jeszcze tu żyje. Pomnik Sukiennika. Mury obronne z XIV i kamienice z XIX. Normalnie jak większości polskich choć poniemieckich miasteczek.  Posiedziałem jeszcze na ławeczce przed zabytkowym Ratuszem z XIV wieku. Siedziałem i wspominałem tamte lata co minęły i już nie powrócą ni nocą i dniem.
A jednak tkwią w sercu jak to się mówi, a tak naprawdę w pamięci. Pamiętam jak wychodziło się na przepustki z ośrodka by pochodzić po mieście, a  tak naprawdę coś kupić. Na wówczas żużlowej ulicy niedaleko dworca kupowałem hot-doga, albo na stacji kolejowej w bufecie kanapkę.  
Byłem i teraz na dworcu był w remoncie, wyglądał opłakanie, ale trzy lata później przy następnej wizycie ten zabytkowy budynek z 1872 roku został wyremontowany i unowocześniony. Gorzej wyglądał dworzec PKP, no cóż  ludzie mają samochody.  
Przeszedłem się także na mały stadion Pogoni. Od tamtych dni zwracam uwagę na losy tego klubu. W Świebodzinie urodził się też Zdzisław Hoffman pierwszy mistrz świata w Helsinkach  w 1983 po zaciekłym boju z Amerykaninem Willie Banksem, uzyskując wynik 17,42 m. Lecz tego faktu jeszcze chyba nie upamiętnili.  
A w samo Boże Ciało? Procesja jak w każdym Polskim mieście od kościoła przy ośrodku do pomnika Jezusa Chrystusa, którego wówczas tam nie było. Stoi tam od 2010 roku.  
A po procesji spotkanie po latach na działce „siostrą”. Pielęgniarką, która pracowała na oddziale, na którym przebywałem. Nawet miała dyżur, gdy pierwszy raz tam dotarłem. Siedzieliśmy na działce, „Rozprostowując nogi” przeszliśmy się na błonie. Podobały mi się, tam byłem pierwszy raz. Siedząc i spacerując wspomnienia znów wróciły. Szkoda, że tylko siostrą Dorotą „Czarną”, ale nie można mieć wszystkiego. Wspomnienia wracają!            
                                                                                                                  KONIEC  
                                                                                                                (a czy cdn.?)

Przemek P.

przemastt24

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe i inne, użył 916 słów i 5110 znaków.

1 komentarz