Od pewnego czasu, każdego dnia, leżała niedbale na tapczanie w swoim pokoju. Leżała i "sufitowała", bezsensu gapiła się to na sufit, to na ściany. Mimo młodego wieku, straciła sens życia, ochotę do czegokolwiek. Chciała zapalić papierosa, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Była pewna, że to do matki, która otworzyła drzwi. Ponownie chwyciła papierosa, gdy ktoś zapukał do drzwi jej pokoju. Nie zdążyła powiedzieć "proszę", gdy w drzwiach stanął jej były trener.
- Można? - Zapytał
I nie czekając na odpowiedź, wszedł, ona zaś zwlokła się z łóżka, stanęła przednim pytając.
- Po co pan przyszedł?
- Przede wszystkim do..., a może po ciebie.
- Po mnie? Przecież mnie wyrzucili z klubu. Mnie już niema!
- Kto?
- Co kto?
- Kto cię wyrzucił?
- Trener Jacek.
- Jego już też nie ma.
Prowadząc z nią dialog, rozglądał się po pokoju. Za firanek, z parapetu z ciągnął pustą butelkę taniego wina.
- Pijesz?
- Nie wolno? - Odpowiedziała pytaniem, dodając - Ale nie sama.
- Wczoraj nie sama, pojutrze sama.
- Co to kogo obchodzi? Nikt już o mnie nie pamięta.
To powiedziawszy przygryzła wargi. Złapała się na swoim kłamstwie, że "nie pije sama". On nie zareagował, nie drążył tematu.
- Powiedział, że jestem za gruba - miała na myśli trenera Jacka - O! tak jestem. Widzi pan?
W Tym momencie ściągnęła z krzesła czarną bluzę dresową, uświadomiła sobie, że jest roznegliżowana i tak nie wypada. Po za tym nieco podartą podkoszulkę miała na sobie już kilka ładnych dni.
- Do twarzy ci w dresie.
Spojrzała na niego wymownie, jakby jej powiedział; "tylko w dresie jeszcze coś znaczysz".
- Zaraz, zaraz. Powiedział pan, że go nie ma? To kto teraz trenuje "Skajtka"?
- Ja - spojrzał na obraz Matki Boskiej i dodał - to czekamy na ciebie.
Nie wiadomo czy miał na myśli siebie i drużynę czy jeszcze i Matkę Boską i wszystkich świętych razem wziętych. W każdym razie gdy wyszedł, słowa "czekamy na ciebie" długo brzmiały w jej uszach niczym natrętna mucha. Śmiała się i płakała na przemian.
***
Dwa dni później stanęła przed szatnią. Pukać nie było warto, nikt by nie usłyszał, taki panował gwar. Więc "z duszą na ramieniu" nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Gwar ucichł "jak ręką odjął".
- Po co tu przyszłaś grubasku?
Zapytała jedna z dziewczyn, a właściwie do końca nie zdążyła, poczuła bowiem kneblujący uścisk dłoni jasnowłosej.
- Przysyłam, bo chciałabym znów z wami trenować, ale jeśli nie chcecie to odejdę.
Powiedziała Adrianna i ponownie zapadła cisza. Po chwili poczuła lekkie uderzenie jakim materiałem w twarz. To była jej koszulka, koszulka z numerem 7.
- Daję ci dwie minuty na przebranie się. Wóz albo przewóz - powiedziała kapitan drużyny.
Adrianna pamiętała zawody w zespole na szybkie przebieranie się - tak dla żartów, lecz teraz nie wiedziała czy Jolka i tym razem żartuje.
- Hurrrrra!!! - Krzyknęły wszystkie po minucie i siedemdziesięciu pięciu sekundach - Ada wróciła do drużyny! Hip, Hip, Hurrrra!!!
Dziewczyna omal się nie rozpłakała. Szczęśliwa wybiegła ze wszystkimi na trening. Od tej pory wszystko się zmieniło w jej życiu. A w butelce po tanim winie, którą zostawiła, na pamiątkę złych czasów i ku przestrodze, były już tylko kwiaty od wielbicieli i chłopaka.
KONIEC
Przemysław Plitta
Dodaj komentarz