Przyśnił mi się koszmar oto taki: śniło mi się, że padał śnieg. Padał, padał i padał. Sypał, sypał i zasypał wszystko na biało. Nie było prądu, a co za tym idzie: światła, telewizji, radia, Internetu itd… Nie można było nigdzie wyjść, z nikim się spotkać, z nikim porozmawiać (telefony też nie działały). Człowiek we własnym domu czuł się jak więzieniu bez wyroku, bo nie znał dnia, ani godziny, kiedy to się skończy. No i… obudziłem się wyrwany z tego koszmaru, zlany potem, lecz zimno mi się zrobiło natychmiast. Bo niestety koszmar trwał dalej już nie we śnie, ale w rzeczywistości. Co prawda już nie taki straszny, bo jest prąd!, a co za tym idzie: światło, telewizja, radio, Internet itd… Komunikacja też funkcjonuje, więc można tu czy tam dojechać. Ale.. żeby dojechać, muszę dojść do przystanku. Kilka - kilkanaście metrów pokonać czasami po śliskim i nierównym chodniku. Na ulicach i przy przejściach przez jezdnię błoto pośniegowe, więc o poślizg nie trudno i orła można wywinąć. A przy tym zaspy są takie, że i na przejściach przejść trudno. No to trudno, trzeba się jednak pomęczyć, bo tak siedzieć w domu i analizować prognozy pogody, to szału można dostać (chociaż przy okazji trochę się nauczyłem o tych wyżach i niżach i frontach atmosferycznych - jest jak na wojnie, jeden wypiera drugi, a ten drugi mu się nie daje!).
Gdy się jednak już wyjdzie to nie ma tej lekkości bycia jaka towarzyszy od wiosny po jesień (i nie chodzi o to, że mam kilogramy od stóp do głowy i na niej kilka deka) i to kombinowanie jak przejść, dojechać, podjechać, czy będzie posypane, czy ślisko. I czy warto wyjść, a może lepiej nie wychodzić. Wiem, że niektórzy lubią skrzypiący pod nogami śnieg i białe krajobrazy, ja już wolę, jak mi skrzypią drzwi i jesienną szarugę. Ale cóż…praw przyrody nie zmienisz… pozostaje czekać, aż przyjdzie… wiosna, panie sierżancie!
Przemek Plitta
1 komentarz
Gaba
Podpisuję się "oboma ręcami". Też nie lubię zimy, brrrr