Na krótko

W ponury październikowy dzień udałem się do fryzjera. Wszedłem do salonu fryzjerskiego „Łysiak i inni”. Dawnej to się nazwały zakłady fryzjerskie, teraz na salony proszę. Młoda korpulentna, pulchna fryzjerka kończyła strzyżenie brodacza.  
- Będzie dobrze? - zapytała miłym głosem.    
Niektórzy uważają, że   pulchni,  korpulentni są nieprzyjemni, gburowaci. Nic bardziej mylnego. Ta z miłą aparycją zwróciła się do mnie.
- Pan do strzyżenia?
- Tak.
- Chwilunia. Zaraz pana przyjmę.    
Przez tą "chwilunie" zamiatała brunatne włosy po brodatym.
- Proszę – powiedziała, miłym głosem zapraszając na fotel.
Usiadłem na czarnym fotelu. Popatrzyłem w lustro. Odbijała się tam moja i jej okrągła twarz.
- Jak strzyżemy? – zapytała swoim delikatnym głosem.
- Maszynką na krótko – odpowiedziałem – na trzy.
- Na trzy milimetry? – upewniła się – nie za krótko.
- Nie, nie. Proszę tak – odpowiedziałem.  
- No dobrze – wzięła do ręki maszynkę i spojrzała w okno – słoneczko wychodzi, a wczoraj była niedziela i cały dzień padało i padało. Niech to jasny szlak... Musiałam być u przyszłej teściowej. Koszmar, i jeszcze te przygotowania do święta umarlaków.
Miała na myśli święto zmarłych. A wczoraj rzeczywiście cały dzień padało. Byłem na meczu.    
MECZ
Od wczesnych godzin rannych siąpił październikowy deszcz. Raz padał słabo, raz mocniej, czasami mieszał się z śniegiem. Było chłodno, by nie powiedzieć zimno. No, ale cóż termin meczu wyznaczony, drużyna przeciwników, a raczej przeciwniczek, bo to mecz kobiet i dziewcząt w jednej z lokalnych lig. Mecz wyznaczono na bocznym boisku. Dwie drużyny i trzech sędziny musiały przejść około 200 metrów z szatni na murawę. Więc już przy pierwszym gwizdku wszystkie były przemoczonych koszulkach, ale nic to mecz się zaczął. W drużynie przeciwniczek młoda, smukła, wysoka bramkarka wije się jak węgorz. Jest  strzał, wciąga się jak struna. Broni.
- Aj, jaj, jaj – wyrywa  się kibicowi.
Większość kibiców stoi tam, gdzie po linii bocznej, biga z chorągiewką rudowłosa sędzina. Podnosi do góry chorągiewkę lub nachyla się.
- Ma kuperek dziewczyna – zauważa jeden kibiców.
- Jaki karny, gdzie ty masz oczy! - krzyczy drugi.
Rzeczywiście, główna dyktuje karnego przeciwko nam. Po chwili nasza bramkarka broni.
- Hurrra!!! - krzyczą kibice.
PRZERWA            
Na przerwę zawodniczki i sędziny poszły do szatni. Kibice zostali lub  udali się pod płot, wiadomym celu.  Deszcz padał.
Po PRZERWIE.
W pierwszych minutach na boisku inicjatywę przejęła taka wyróżniając się nie tylko aktywnością, ale i postawą, korpulentna zawodniczka z drużyny przyjezdnej. Nasze filigranowe jakby bały się podejść do niej, ale bramki nie zdobyła. Nasz „węgorz” wiła się jak... super bramkarka, jak... Tomaszewski na  Wembley.  Po kilkunastu minutach mecz się wyrównał. Nieco zmęczone piłkarki po prostu kopały „kopaną” piłkę. Pod koniec meczu zawodniczka z numerem 7 taka trochę wyrośnięta, kiedyś w szkole na takie mawiano „matka”, no i ta „matka” trafia w poprzeczkę. Bramka przez jakiś czas jeszcze drga. A tymczasem nasze tracą ostatnią szanse na gola. Mecz kończy się bez bramkowym remisem.    
SALON.
- Tak będzie dobrze?
Fryzjerka wyrywa mnie z meczu, a raczej wczorajszy wspomnień.
-Tak, tak. Dziękuje.
Powiedziałem i wstałem, by uregulować rachunek. Gdy wyszedłem, niebo znów się zachmurzyło, ale czy będzie padać? O tym się już nie dowiecie, bo...
KONIEC      
  
Przemysław Plitta

przemastt24

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe i inne, użył 626 słów i 3607 znaków, zaktualizował 28 gru 2022.

Dodaj komentarz