Natura Rozkoszy

Natura RozkoszyWjeżdżając na teren leśnej posiadłości, moim oczom ukazały się wielkie, kilkusetletnie konary drzew pokryte mchem i czasem historii. Las ewidentnie żył swoim szybkim tempem, przeciwnym do wielkomiejskiego zgiełku pod względem dźwięków, lecz tożsamy pod względem mnogości życia i niekończących się procesów natury. Planowałam ten urlop od dawna. Po latach imprez, poszukiwania samej siebie, mnogości nadgodzin w korporacji oraz kilku historii miłosnych bez happy endu, moją największą namiętnością tych wakacji jest Ona. Pożądana. Piękna.  

Cisza.

Szutrowa droga prowadząca do wynajętego przeze mnie domu urzekała barwną tęczą kwietnej łąki, którą była otoczona. Jej cel w postaci niewielkiego domu o drewnianej, ciemno- dębowej fasadzie, łączył zarówno rustykalny styl wiejskiej architektury, jak i pociągnięcie pędzlem nowoczesności. Mój bagaż jak nigdy złożony był tylko z kilku rzeczy wciśniętych w plecak. Zero zbędnej garderoby. Dresy, bielizna, kosmetyczka jako minimum kobiecej ekspresji i zapobiegliwości oraz seksowna koszulka nocna. Nie dla innych. Dla mnie samej.  

W imię poczucia pieprzonej samoakceptacji.

Drzwi otworzyły się z miłym, dźwięcznym łoskotem ukazując przeszklony salon z widokiem na las. Całość urządzona funkcjonalnie, ze smakiem, w kolorach natury i przeważającej bieli. Moim oczom ukazały się trzy najciekawsze elementy. Stojak z winem, kominek oraz łóżko. Cholernie duże, luksusowe, obrzydliwie wygodne łóżko.

Cudownie.

W oczach wyobraźni widziałam już butelkę czerwonego wina, kąpiel, książkę oraz dźwięki lasu wydobywające się zza wielkich uchylonych okien. Na samą myśl przeszył mnie dreszcz. Dreszcz ludzkiej, banalnej, prostej rozkoszy.  

Plecak rzuciłam niedbale na środku pokoju. Czas na ucieczkę od poukładanej codzienności, od perfekcjonizmu, zboczonego pedantyzmu z jakim podchodziłam każdego dnia do każdej rzeczy, która mnie otaczały. Dziś mam zamiar zerwać ze wszystkim. Ze wspomnieniem szefowej o ewidentnie zbyt dużym rozmiarze biustu i zbyt małej objętości mózgoczaszki, z irytującymi przygłupami w mojej pracy, udającymi zainteresowanie w sposób godny pryszczatego nastolatka, z chronicznym brakiem czasu dla siebie, a nawet z wkurwiającą sprzedawczynią osiedlowego sklepiku. Raj wolny od idiotów. Po głębszym zastanowieniu, uznając, że jest to hasło godne wytatuowana na własnym tyłku - udałam się do miejsca z mojej niedoszłej wizji wannowej rozkoszy. Jako, że natura nie znosi próżni, a dzień bez zawodu to dzień stracony - zamiast wanny moim oczom ukazała się ładna, ale wręcz przesadnie skromna łazienka z prysznicem.  

Kurwa.

Powtarzając jeszcze kilka razy w głowie ten słowny synonim polskości - wzięłam głęboki wdech, uznając, że w takim miejscu, po drugiej butelce wina - nawet to nie zepsuje mi humoru. W tej samej chwili, zwróciłam uwagę na czerwoną kopertę, leżąca pod lustrem. Na niej widniał napis, pociągnięty ewidentnie piórem z lekkością i gracją godną dawnych mistrzów kaligrafii:

“Dla Pani Marty” - Jako, że bez wątpienia byłam jedyną Martą w całym domu, nie czekając dłużej - sięgnęłam po kopertę, otworzyłam ją, a moim oczom ukazała się kartka z krótką, tajemniczą instrukcją i pozdrowieniem:

“Dziękujemy za skorzystanie z oferty wynajmu willi “Natura Rozkoszy”. Dokładamy wszelkich starań, aby nasi klienci przeżyli niezapomniany czas w otoczeniu naturalnego spa dla ciała i duszy. Proszę korzystać ze wszystkich udogodnień, poczynając od kolekcji win najwyższej jakości, jak i pozostałych niespodzianek całego obiektu.

Ważne. Po zmroku koniecznie proszę włączyć przycisk przy drzwiach łazienki, oznaczony cyfrą nr. 17.

Z pozdrowieniami - Obsługa”

W pierwszej chwili poczułam się mile połechtana formą pozdrowienia i cichym przyzwoleniem na bezczelne opróżnienie stojaka z winem. Zastanawiała mnie jednak ta dziwna sugestia z włącznikiem. Co to ma być, mechanizm uzbrojenia bomby? I dlaczego po zmroku? Uznałam jednak, że to mało ważne. A już na pewno mniej ważne, od rzeczonego, portugalskiego, półwytrawnego wina z rocznika 2015. Niezłe. Ale jak to mówią - przyjemność kosztuje, a mnie kosztowała niemało. Wieczór minął dokładnie tak jak sobie wyobrażałam. No oczywiście poza wanną. Kąpiel zamieniła się w szybki prysznic, a oddanie się literaturze romansu w bąbelkach kąpieli, zastąpiło wylegiwanie się na stylowej, salonowej kanapie. Kieliszek za kieliszkiem odmierzał mijający czas, a cisza wypełniała każdą część mojego zmęczonego codziennością ciała. Czując wspaniały nastrój “nicniemuszenia” z subtelnym, acz zauważalnym zakręceniem w głowie - naszła mnie ochota na papierosa. Za oknem było już ciemno. Tym bardziej, że nieruchomość była położona pośrodku gęstego lasu, otulającego cieniem każdy zakamarek powierzchni terenu. Wyjęłam z torebki paczkę złotych Marlboro i szukałam jakiegokolwiek źródła światła na zewnątrz, tak żeby moja przygoda nie skończyła się w krzakach i to bynajmniej nie z powodu ludzkiej chuci. Szukając owego źródła zaczęłam korzystać z każdego z możliwych włączników, dochodząc aż do tego z eleganckim, wygrawerowanym numerem 17. W zasadzie włączyłam go szybciej, niż przypomniałam sobie o tajemniczym dopisku w znalezionym liście powitalnym. Z lekkim stresem zaczęłam ostrożnie rozglądać się wokół i nagle… Za oknami salonu zobaczyłam setki światełek, ciągnących się w głąb malowniczej działki. Nie zastanawiając się długo nad specyfiką owych światełek wyszłam na dwór i zaczęłam bezczelną medytację nad papierosowym dymem. Wsłuchując się w dźwięki nocy, muszę przyznać, że malowniczość ustąpiła miejsca niewyjaśnionemu poczuciu tajemniczości. Ptaki drące się w godach miłości za dnia, teraz pohukiwały ochoczo w celach wydawałoby się zupełnie innych niż wcześniej. Ale wciąż było tak kojąco i mistycznie. Wychodząc byłam ubrana jedynie we wspomnianą wcześniej seksowną, satynową koszulkę nocną. Powiew wiatru w miły sposób pieścił moje nogi i gołe ramiona, sprawiając, że czułam się wolna i bliższa naturze bardziej niż kiedykolwiek. Nie zwracając na to uwagi wcześniej, prawdopodobnie przez portugalskie wino - zauważyłam, że światła zostały umieszczone w bardzo specyficzny sposób. Tak jakby wskazywały ścieżkę w jakieś konkretne miejsce. Mimo, że było ono rozświetlone nieco bardziej, z tej odległości nie mogłam zobaczyć co było na jej końcu.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła mówią. Ale ja, singielka z charakterem - poczułam nie strach, a wyzwanie. Wzięłam z domu dwie rzeczy. Sportowe buty - niewątpliwie sprawdzą się dużo lepiej niż klapki czy szpilki oraz kolejną butelkę wina. Cóż - jeśli wspomóc czymś odwagę, to przynajmniej tym co jednocześnie da mi odrobinę przyjemności. Nie czekając długo zaczęłam przedzierać się przez leśną gęstwinę wzdłuż świateł, które jak się okazało - oświetlały starannie wykarczowaną i utwardzoną ścieżkę. Czułam się jak Alicja w Krainie Czarów mijając kolejne wielkie dęby, oświetlone magicznie i z ewidentnym pomysłem. Spacer trwał nie dłużej niż dwie minuty. Na jej końcu stała pergola otulona gęstym bluszczem - niczym drzwi do magicznego ogrodu. Przechodząc przez nią poraziło mnie tak, że jedynym słowem jakie z siebie wydusiłam było słynne, równie magiczne i dobitne….

Kurwa.

Spora, subtelnie i klimatycznie oświetlona polana, a pośrodku wolnostojąca wanna z podestem i namiętnie unosząca się nad nią para, bijąca z gorącej wody pełnej płatek róż. Nie wiem kto projektował zamysł goszczenia klientów w tym przybytku, ale ewidentnie była to kobieta, hedonistka po przejściach, mająca za główny cel w życiu uszczęśliwiać kobiety nieszczęśliwe. Stałam tak przez chwilę jak wryta. Z jednej strony czując się jak we wstępie do taniego horroru, z drugiej - jak dopieszczona klientka nie taniego w końcu przybytku hotelarskiego. W ocenie sytuacji i dalszych wydarzeń pomógł mi mój zacny ekwipunek z 11% zawartością alkoholu. Jako, że kąpiel była dzisiaj moim niespełnionym marzeniem, zsunęłam z siebie buty na podeście i pozwoliłam mojej koszuli nocnej opaść z delikatną pieszczotą po moich ramionach, aż na sam dół. Zaśmiałam się głęboko wewnątrz, zdając sobie sprawę, że nigdy w życiu nie zrobiłam czegoś podobnego. Głównie z własnego poczucia wartości. Wiedziałam, że podobam się mężczyznom. Ale na pewno byłam daleka od ideału. Tu za dużo, tam za mało, tu za krótko, a do pedałów w aucie trzeba było jakoś sięgać stopami, uświadamiając sobie fakt, że jest się daleko od modelek w stylu high fashion.  
Wszystko jednak przestało mieć wtedy znaczenie. Wiatr delikatnie smagał moje ciało, sprawiając, że sutki stały się nagle twarde i stojące na baczność, podniecone jednocześnie wizją kurtuazyjnej kąpieli w niecodziennym akompaniamencie natury. Zanurzyłam się w wodzie z poczuciem niesamowitego ciepła, które zaczęło zalewać każdą część mojego ciąła. Każdy zakamarek rozpływał się w rozkoszy relaksu i wyciszenia.  
Nietypowość sytuacji oraz poczucie niepamiętnego dla mnie od dawna wypoczynku, wyzwolił we mnie również inne uczucie. Delikatne mrowienie w dole brzucha. W myślach cofnęłam się do ostatnich miesięcy, gdzie seks był ostatni na liście zarówno życiowych możliwości, jak i własnej ochoty zmąconej przez nabyty pracoholizm. Tak dawno czułam na sobie dotyk męskiej ręki, potrafiącej dać kobiecie tego czego naprawdę oczekuje. Zdecydowanego, silnego chwytu, pełnego zarówno czułości jak i brutalnej miłosnej prostoty. Pogrążona w wizjach i zapatrzona w jeden punkt zorientowałam się, że tuż obok eleganckiego, stojącego kranu jest również owalny stojak z włącznikiem o tym samym numerze, co wspomniany sprawca mojej obecnej przyjemności. Włącznik z numerem 17. Nie mając żadnych oporów musnęłam po nim wilgotną dłonią, a moje oczy nagle zostały ukojone przygaszonym wokół światłem praktycznie do zera. To była “kropka nad i” snobistycznego szczęścia i luksusu tej nocy. Dreszcz przeszedł mi po ramionach w tej samej chwili, co wiatr głaszczący moje włosy i kark. Automatyczne ścisnęłam swoje uda, między którymi było wilgotno już nie tylko z powodu gorącej kąpieli. Przeciągnęłam się rozkosznie skupiając na tym co czułam, patrząc jednocześnie w niebo pełne majestatycznych gwiazd. Zamknęłam oczy. Dłonią zaczęłam wędrować po własnej szyi, co w połączeniu z letnim, ciepłym wiatrem było niczym wieloosobowa orgia dotyku i bodźców. Przesunęłam ją niżej zatrzymując się na wciąż twardych sutkach, z coraz większą ochotą kierując się do magicznej, mokrej szparki między nogami. Dotykając łechtaczki z moich ust wydobył się niekontrolowany jęk, w pierwszej chwili zakłócony myślą, czy na pewno jestem w tym miejscu sama, w drugiej jednak strach przed zauważeniem zmienił się w jeszcze większe podniecenie. Nie wiem czy była to głęboko ukryta nudystyczna fantazja, połączona z ogromnym poczuciem napalenia, jednak w kolejnych minutach czułam jakby zahamowania znikały z mojego ciała jedno po drugim. Dźwięk ciszy był agresywnie przerywany pluskiem wody wylewającej się z wanny na równi z jękami przyjemności, jakie dawała mi zabawa własną dłonią. Oparłam stopy mocno o kant wanny czując, że każdy wirujący dotyk mojego palca przesuwającego się po wargach sromowych zbliża mnie do niemal zapomnianego orgazmu. Moje piersi nabrzmiałe od naprzemiennego uczucia chłodu i ciepła jeszcze bardziej przyspieszały mój oddech. Ciało spinało się do granic możliwości pulsacyjnie, będąc zdecydowaną informacją o nadchodzącej eksplozji… W tej samej chwili do moich uszu dobiegł głośny, niespodziewany dźwięk niosący się po całej polanie głuchym echem. Zerwałam się niemal do pionu niczym karp walczący o ostatnie chwile życia, przed wizytą na wigilijnym stole. Wraz z bryzgiem wody, która niemal w całości opuściła naczynie niedawnego relaksu, owinęłam się szybko koszulką, nałożyłam buty i biegłam niczym łania spłoszona dźwiękiem butów nadchodzącego myśliwego. Zatrzymałam się dopiero w środku domu, zamykając go na cztery spusty i łapiąc oddech zmieszany z poczuciem strachu, wstydu i niedawnego obnażenia.
A co jeśli ktoś mnie podglądał? Jeśli to miejsce to jakaś podpucha, do której zwabiają kobiety i w sytuacji kiedy są bezbronne i pijane - porywają je i sprzedają do jakichś niemieckich burdeli? Z każdą chwilą głębokich oddechów oraz procentów parujących z mojego nagiego i jeszcze delikatnie mokrego ciała - wracał do mnie rozsądek. Spokojnie otworzyłam laptopa, sprawdziłam firmę wynajmującą owy przybytek wraz z referencjami od klientów biznesowych, które nie mogły być sfałszowane i uznałam, że może to ktoś z innej nieruchomości kompleksu, które mimo, że były stosownie oddalone - były otwarte dla innych gości. Przypuszczenia rozwiał mail z obsługi, w którym przepraszano za ewentualne niedogodności związane z uszkodzeniem drzew po ostatniej burzy, które mimo zabezpieczenia dla bezpieczeństwa gości - mogły się łamać, będąc przyczyną hałasów.

A wystarczyło wcześniej sprawdzić maila.  

Wyjaśnienie sytuacji sprawiło, że nagle poczułam totalny zalew nocnego, emocjonalnego i fizycznego zmęczenia. Padłam jak umordowana na wygodne łóżko, zapadając w sen równie silny, co moja nocna potrzeba orgazmu. Kolejne dni wykorzystałam na relaks przy książkach i filmach. Zniechęcona ostatnią eskapadą nie miałam ochoty na kolejne przygody w leśnej wannie. Zresztą uniemożliwiła to również pogoda, która zamiast słońca i ciepła przyniosła deszcz i burze. Od obsługi ośrodka w ramach przeprosin za niedogodności - dostałam wielki kosz prezentowy, który tym razem zawierał już nie wino, a szkocką whisky oraz pokaźną ilość lokalnych przysmaków tj. sery, ciasta i kilka innych bomb kalorycznych, które niewątpliwie umiliły mi wieczory. Czwartego dnia byłam już na tyle spokojna, że wraz ze słońcem wdzierającym się do wnętrza domu - na nowo nabrałam ochoty na kąpiel, choć tym razem już bez seksualnego scenariusza. Z drinkiem w ręku i tym razem w hotelowym szlafroku, udałam się na miejsce po zmroku oddając się ponownie ciepłej, kąpielowej rozkoszy. Wychodząc z niej poczułam się wewnętrznie oczyszczona. Ciepły, pluszowy szlafrok mile otulał wilgotne ciało. Z racji, że ostatnio oddaliłam się z tego miejsca w pośpiechu godnym maratończyka, tym razem rozejrzałam się wokół z należytą starannością, na nowo doceniając każdy szczegół luksusowo zaprojektowanego zagajnika.  

Zauważyłam też jeszcze coś.  

Delikatnie migoczące światła w oddali, połączone długą linią prowadzącą jak widać po podobnej ścieżce, do domu położonego w głębi lasu. Nie wiem dlaczego, ale może to błogie poczucie beztroski oraz powracające uczucie podniecenia - popchnęło mnie do tego, aby się tam zbliżyć. Nigdy nie należałam do wścibskich osób, ale z drugiej strony ciekawiło mnie kto jeszcze może być gościem leśnego przybytku. A może to już efekt samotności i wielodniowej ciszy? Zdałam sobie właśnie sprawę, że od kilku dni nie zamieniłam z nikim słowa. Droga do drugiej posiadłości była dużo cięższa. Nie prowadziła tam żadna wykarczowana ścieżka, w końcu domy miały za zadanie zapewniać odpowiednie poczucie prywatności. Im bliżej znajdowałam się alternatywnej polany, tym delikatniejsze kroki stawiałam w leśnej gęstwinie. Udając, że nie czuję pajęczyn wpadających mi do oczu - minęłam największe krzaki zakrywające teren leśnej wanny, aby już chwilę później zatrzymać się wzrokiem na mężczyźnie zażywającym właśnie kąpieli. Chwila ta trwała długo. Nie wiem dlaczego, ale było w nim coś samczego i urzekającego. Po pierwsze spał - widać również poczuł kojący wpływ lasu i architektoniczej niespodzianki. Chyba również był samotnym gościem. W końcu jaka kobieta odmówiłaby sobie kąpieli ze swoim partnerem w takiej scenerii? Z wyglądu nie był wymuskanym lalusiem. Widząc go w połowie, w oczy rzucały się szerokie ramiona, męski zarost, ostrzyżone włosy - ale bez zbędnego pedantyzmu i dziwny spokój, którym emanował ze śpiącej twarzy. Przez to zamyślenie i jednoczesny ucisk w dole brzucha podczas tej godnej pożałowania akcji taniego podglądacza, zapomniałam w jakim miejscu się znajduję. Tracąc przez chwilę równowagę stanęłam na grubą gałąź, która nie dość że wydała z siebie donośny trzask, sprawiła że wylądowałam na obie ręce twarzą zwróconą wprost na mężczyznę.

- Kurwa. - wyrwało mi się równie dobitnie co czerwone otarcie na nodze, widoczne nawet w tym delikatnym świetle.
- Kto tu jest? - zapytał mężczyzna, którego głęboki głos zmieszał się z pluskiem wody bogato wylewającej się z wanny.

W pierwszej chwili się zaśmiałam, mając w głowie mój niedawny obraz szamoczącego się karpia w wodzie. Co prawda do podglądanego przeze mnie mężczyzny bardziej pasowało porównanie z dorodnym sumem, ale sam fakt i idiotyzm sytuacji sprawił, że nie mogłam się opanować. Nie dość, że podglądałam kogoś zza krzaków, to jeszcze robię z siebie idiotkę.

Pięknie.

- Co Pani tu robi? - dodał mężczyzna ponownie, zakrywając się kulturalnie ręcznikiem przed kobietą, będącą w pozycji ewidentnie niewłaściwej jak na spotkanie zapoznawcze - Aaa…To Pani.
- Eeee…- zbita z tropu zaczęłam wyduszać z siebie dziwny dźwięk zaskoczenia - Pan mnie zna?
- Tylko ze słyszenia - odpowiedział lekko zakłopotany mężczyzna, nie mogąc ukryć jednocześnie subtelnego uśmiechu.
- Ze słyszenia? - zapytałam jak upośledzone echo jego wypowiedzi
- Widzę, że ma Pani na sobie szlafrok hotelowy. Dodatkowo wyszła Pani zza krzaków. Teren lasu i całej posiadłości jest ogrodzony i zamknięty dla wszystkich poza gośćmi. Więc dedukuję, że jest Pani drugim gościem obecnym teraz w “Naturze Rozkoszy”. - przed wypowiedzeniem nazwy zawahał się na chwilę, jakby czuł zawstydzenie
- W takim razie co miało znaczyć, że zna mnie Pan “ze słyszenia?” Zapytałam zaczepnie, uświadamiając sobie w tej samej chwili jaką jestem kretynką. Słyszał mnie tamtej nocy. Tej przyjemno-feralnej nocy kiedy robiłam sobie dobrze.

Pięknie kurwa. Nie wiem czy to dlatego, że dostałam piekielnych wypieków, czy mój rozmówca zrozumiał niezręczność sytuacji, ale nie ponowił pytania mimo braku odpowiedzi.

- Napije się Pani? - przerwał ciszę, za co byłam w tym momencie bardzo wdzięczna.

Nie pij i zawróć. Nie pij i zawróć. Nie pij i zawróć - powtórzyłam sobie w głowie zastanawiając się nad odpowiedzią.

Ale nie zawróciłam.

- Chętnie - wydukałam cienkim głosikiem, ewidentnie udając słodką idiotkę dla złagodzenia niefortunności sytuacji.
- Niech Pani usiądzie, zaraz nam naleję.

Usiadłam na brzegu mokrego od wody podestu, przeznaczając dłuższą chwilę na obserwację nieznajomego. Gdybym miała go opisać, nazwałabym go po prostu mężczyzną. Bez całej otoczki nowoczesnego pojęcia męskości naszych czasów. Samiec z krwi i kości, normalnej, męskiej budowy ciała. Lekkość i zdecydowanie jego ruchów mimo paradowania w samym ręczniku - wydawała się dowodem tego, że nie przejmuje się on zbytnio ani tym co myślą inni, ani dziwnością zaistniałej sytuacji. Nie wiedziałam czy to dobrze. Ale na pewno mnie to zaintrygowało.

- Marek - przedstawił się nieznajomy podając mi szklankę z ciemną zawartością
- Marta - odpowiedziałam, nie rezygnując w dalszym ciągu z udawania słodkiej idiotki o niewinnym spojrzeniu
- Na długo tu przyjechałaś?
- Jutro wyjeżdżam. Chyba i tak byłam tu za długo, zaczynam świrować z samotności i braku kontaktu z cywilizacją.
- To dlatego dzisiaj do mnie przyszłaś?
- Eee…nie miałam w tym większego celu. To był chyba impuls ciekawości i chęć rozprostowania nóg. Nie wiedziałam, że ktoś tu będzie.
- Zawsze ulegasz ciekawości? - zapytał tym razem z już nieukrywanym uśmiechem, ukazującym jednocześnie w jego oczach dziwny ogień.
- Hmm… nie zawsze. Ale to miejsce dziwnie mnie…nastraja.
- To prawda. Przyjeżdżam tu dwa razy w roku kiedy jestem na skraju zawodowego i życiowego wypalenia.

- Pomaga?
- Częściowo. Czasem myślę, że skoro tu wracam to moja historia nie uległa znaczącej poprawie. Zwłaszcza, że przyjeżdżam tutaj sam.
- Brak szczęścia w miłości?
- Raczej brak zadowolenia byle czym. Ale z drugiej strony…sam nie jestem ideałem.  
- Cóż za skromność
- Drwisz ze mnie?
- Nie, skądże! Po prostu większość mężczyzn, których poznaję, ma ewidentnie wybujałe ego i samoocenę, która wręcz przytłacza moją własną.

Marek nie skomentował. Patrzył się w jeden punkt ewidentnie odpływając myślami. O czym myśli? Ciekawość wypełniała mnie do reszty. Złapałam się na tym, że odkąd go zobaczyłam mam niesamowitą chęć poznania kim jest. Cisza między nami trwała już dłuższą chwilę. Patrzyliśmy się oboje w lukę między drzewami, za którą z blaskiem tajemniczości świecił księżyc. Co ciekawe cisza, która między nami narastała - nie była wcale krępująca. Wręcz przeciwnie. Czułam niesamowity spokój połączony z poczuciem obecności drugiego człowieka. Człowieka, którego nie znałam, a z drugiej strony z niewyjaśnionych przyczyn wydawał mi się bardzo bliski. Razem na odludziu. Sami. Ale nie samotni. Nie wiem czy to magia tego miejsca, czy efekt wielomiesięcznego braku bliskości, ale nie zastanawiając się ani chwili dłużej położyłam dłoń na jego ramieniu. Kiedy odwrócił się w moją stronę spojrzałam mu głęboko w oczy, widząc znowu ten sam ogień co wcześniej. Wyglądał jakby się powstrzymywał. Jakby jedna strona jego pragnień chciała skorzystać z sytuacji w jakiej się znajdował, druga natomiast go w czymś blokowała. Nie trwało to dłużej niż głęboki oddech. Wsadziłam mu język w usta ściskając go mocno za ramię. Odpowiedział pocałunkiem, ale nie był łapczywy. Był jak zaproszenie do tańca. Wiedział co robi, ale wkładając w to grację i kulturę nie naciskał. Delektował się mną. A ja delektowałam się nim. Podest na którym siedzieliśmy był wystarczających rozmiarów, żebym mogła na nim usiąść. Zrobiłam to zdecydowanym ruchem czując, że jest zaskoczony, ale mnie nie powstrzymywał. Po raz kolejny z wielkim wyczuciem odwzajemnił inicjatywę łapiąc mnie w pasie i patrząc mi prosto w oczy. Cały czas odwzajemniłam kontakt wzrokowy. Jedną z dłoni położyłam na jego policzku, czując twardość jego zarostu. Drugą natomiast sięgnęłam do pasa szlafroka, który zsunęłam subtelnym ruchem ramienia, odsłaniając przed nim swoje nagie, nabrzmiałe piersi. Nie patrzył na nie. Z uporem dżentelmena cały czas patrzył mi w oczy. Siedząc na nim okrakiem czułam jego rosnącą męskość. Napierał na mnie pod mokrym ręcznikiem rwąc się do działania, lecz on sam cały czas czekał. Ja nie chciałam czekać. Chciałam go poczuć. Głęboko w sobie. Uniosłam kolana siedząc nad nim okrakiem, jeszcze bardziej uwydatniając piersi. Rękoma natomiast zaczęłam rozchylać to co skrywał jego ręcznik. Chwyciłam go w dłonie. Poczułam jaki jest twardy i gorący. Cały czas trzymając go w ręce schyliłam się do jego ust, składając na nich pocałunek. Miał w sobie cholerne pokłady samokontroli. Nie był to wstyd. Wiedział co robi. Wiedział czego potrzebowałam w tamtej chwili. Zrozumiał dlaczego grasowałam jak idiotka po krzakach. Wiedział o mnie więcej niż ja sama. Trzymając język w jego ustach nakierowałam dłonią jego kutasa prosto we mnie. Poczułam jak jego twardość rozchyla mnie centymetr po centymetrze. Jak ociera się coraz głębiej po ściance mojej mokrej rozkoszy. Poruszałam się powoli, ale zdecydowanie. Do samego końca. Odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając mu bez wstydu patrzeć nie tylko na moje oczy, ale również na moje nagie, drżące ciało. Mimo, że miałam wiele kompleksów, w tamtej chwili ich nie czułam. Położył swoje dłonie na mojej talii jeszcze bardziej dociskając do siebie. Po chwili poruszał swoje ciało na równi z moim - wchodząc razem ze mną w głęboki rytm miłosnych posunięć. Złapał mnie za szyję przyciągając do swoich ust i przejmując na chwilę inicjatywę. Czułam jak unosi się biodrami pode mną, uderzając mnie swoim swoim przyrodzeniem raz po razie. Czułam jak moja rozkosz cieknie po jego męskości. Jak kąpiemy się razem w falach fizycznej miłości. Podniosłam się. Przesunęłam dłonią po jego klatce piersiowej czując jego zarost i mięśnie. Stanęłam nad nim patrząc głęboko w oczy, po czym położyłam się obok niego. Rozchyliłam nogi najszerzej jak potrafiłam. Wiedział co robić. Wiedział czego mi trzeba. Klęknął przede mną, położył dłonie na moich udach i zatopił swój język w mojej cipce. Odpłynęłam. Odpłynęłam tak jak chciałam. Złapałam go za włosy jeszcze bardziej dociskając do swoich warg. Jego język zwinne wirował wokół mojej łechtaczki doprowadzając do spazmów mojego ciała. Będąc już blisko końca, chciałam żeby  mnie zerżnął.  
Zerżnij mnie. Mocno. Teraz.
Nie odpowiedział. Jego słowa nie były potrzebne. Podniósł się, złapał moje nogi w kostkach i wszedł z precyzją głęboko we mnie. Rżnął mnie. Ostro. Patrzył mi prosto w oczy niemal rozrywając mnie od środka. Była w tym jednak męska dostojność. Nie był zwierzęciem, choć pieprzyliśmy się jak zwierzęta. Wiedział czego potrzebuje. Rozumiał mnie. Czułam jak jego oddech jest coraz szybszy. Czułam jak miarowo drży zatapiając się coraz szybciej. Jak każdy sztych zbliża go do finału. Chciałam żeby skończył. Chciałam czuć jak jego gorąca sperma zalewa mnie od środka. Nie chciałam orgazmu. Byłam bardziej spełniona niż kiedykolwiek. Chciałam czuć wracając do swojego domu, jak jego nasienie spływa po moich udach. Chciałam czuć go we śnie. Chciałam czuć go rano, jak historię, która jeszcze nie miała finału. Jak słodkie niedopowiedzenie. Złapał mnie za ręcę, wygiął się do tyłu w spazmatycznym ruchu wbijając się we mnie podczas orgazmu. Czułam jak ogarnia mnie ciepło. Jak nasze spocone ciała zaczynają spowalniać. Objęłam go mocno nogami i przycisnęłam do siebie.  
Leżeliśmy tak długo.  
Co jakiś czas zaczepialiśmy się pocałunkami, jak para gówniarzy, która przeżywa zakochanie pierwszy raz, łaknąc kontaktu i bliskości. Wstaliśmy niemalże w jednej chwili. Objął mnie mocno, nalał nam kolejnego drinka mocnego koniaku, nałożył szlafrok na moje lekko zmarznięte ramiona i odprowadził do domu. Po drodze potykając się wiele razy o gałęzie rozmawialiśmy o wszystkim. O codzienności, filmach, planach na życie, ludziach, książkach. Tak po prostu. Uprawialiśmy psychiczny seks za pomocą słów. Na do widzenia pocałował mnie delikatnie życząc spokojnej nocy.
Cała ta historia była tak naiwna i piękna w swojej prostocie, że nawet nie chciałam się nad nią zastanawiać. Położyłam się do wielkiego łóżka, czująć zaschniętą spermę na swoich udach. Zasnęłam jak dziecko. Pierwszy raz od dawna zasnęłam z totalnym poczuciem spełnienia.  
Rano zbudził mnie dzięcioł, agresywnie atakujący jedno z pobliskich drzew. Był to dzień mojego wyjazdu. Spakowałam się szybko, pijąc w międzyczasie poranną kawę. Byłam cała wypełniona wydarzeniem wcześniejszej nocy. Chciałam się pożegnać.
Nie musiałam.
Niosąc torbę do auta, zauważyłam list pod drzwiami. W takiej samej, czerwonej kopercie co list od obsługi hotelu. Po otwarciu moim oczom ukazała się krótka notatka, napisana tym samym, eleganckim pismem: “Nie chcę zapomnieć. Nigdy. Marek”, a pod spodem numer telefonu. Uśmiechnęłam się radośnie do samej siebie.  

Wiedziałam, że będzie to bardzo miła podróż powrotna.

4 komentarze

 
  • Użytkownik mssalinger

    Pięknie napisane!

    11 maja

  • Użytkownik Gaba

    Jeszcze chwila i będzie trzy tysiące odsłon i.... dalej poczekalnia??? Dziwne, że jakieś beztalencia lądują, tak pstryk, na głównej (przez litość nie powiem kto...) a porządne pisania gniją w poczekalni. Bzdura!

    10 maja

  • Użytkownik mysteriousstories

    @Gaba dziękuję za dobre słowo i wsparcie 💪

    10 maja

  • Użytkownik Gaba

    Znakomite! 👍💪❗

    5 maja