Uśmiechnęla sie. Przymknęła oczy, jakby musiała się chwilę zatanowić.
- A mamy inne wyjście? Przeze mnie prawie zginąłeś, chyba coś ci się należy - Położyła się na mnie. Kamil mnie obił, jednak teraz nic mnie nie bolało. Była lekka, chociaż serce miała wielke. Położyła głowę na moim ramieniu i objęła mnie za szyję. Byłem w niebie.
Rozluźniłem się całkowicie, oddychałem powoli. Z każdym oddechem widziałem jej włosy powiewające lekko.
Uśmiechałem się jak głupi, sam do siebie. Domyślałem się kto za tym stoi ale nawet nie mam możliwości mu podziękować. Bo leży na mnie mój kochany aniołek.
Położyłem głowę na oparciu kanapy. Magda się nie odzywała, nie chciałem tego zmieniać. To była długa, ale magiczna chwila ciszy. Zamknałem na chwile oczy dziękując Bogu za życie. Już nie jest gównem. Ani piekłem ani niebem. Jestem jakiś kilometr nad niebiem albo wyżej.
Zamknąłem oczy, wyłączyłem się całkowicie. Jednak coś przywróciło mnie do życia po kilku sekundach. Jakies trzaski, huki...
- Tam są! – usłyszałem i oprzytomniałem. Kilku krzyczących, uzbrojonych ludzi biegło ku nam przez magazyn. Puls diametralnie przyśpieszył. Kiedy tylko szeroko otwartymi oczami zobaczyłem co się dzieje, odepchnąłem dziewczynę na bok. Obudziła się dopiero teraz, nie zważając na hałas który nam towarzyszył.
- Co się dzieje?! – zapytała i pisnęła przeraźliwie kiedy jakiś facet z bronią zaczął ją szarpać.
Bałem sie, pierwszy raz w życiu tak się bałem. Sapałem, szarpiąc Magdę za ręke kiedy tamten chciał ją ode mnie odciągnąć. Krzyczała przeraźliwie.
- Dom, zrób coś! – jęczała. Widziałem palce tego palanta wbite w jej ramię...
- Spierdalaj kurwa! – Kopnąłem go w ręke, wyrywając dziewczynę z jego uścisku. Wokół mnie gromadzili się ludzie, kilku mnie dopadło.
Upadłem na betonową posadzkę, tłukąc sobie miednicę. Złapałem się za bolące miejsce, jednak... Gdzie jest Magda?
Dziewczyna była odciągana za wlosy w dal, w stronę wyjścia. Wyrywałem sie, byle tylko jej pomóc. Jednak trzymało mnie kilka par rąk, inne celowały do mnie z broni. Slysałem tylko jej krzyki, dopóki nie ucichły...
- Spokój, kurwa! – krzyknął któryś z gości po czym kopnął mnie w bok. Odnowił się ból który został po Kamilu i jęknąłem głośno.
Kilka twarzy się zaśmiało. Stali nade mną, rrząc z mojego nieszczęścia.
- Co z nią zrobiliście?! – krzyknąłem, mimo braku sił.
- Nie przejmuj sie, to już nie twoje zmartwienie – powiedział któryś z zamaskowanych ludzi. Po czym walnął mnie w głowę kolbą pistoletu. Chyba straciłem przytomność.
Zamroczyło mnie. Kolorowe punkciki wirowały przed oczami. W głowie się kręciło.
- Dom, jesteś tam? – usłyszałem czyjś głos.
- Czego kurwa, śpie... – powiedziałem w myślach.
Ktoś mną potrząsnął. Kiedy otworzyłem oczy, ujrzałem nad sobą twarz Kamila.
- Żyjesz? Spałeś jak kamień.
Nie zastanawiając sie, omiotłem wzrokiem okolicę. Dziewczyna już się obudziła, siedziała obok mnie, patrząc jak na debila.
Odetchnąłem, nie chcąc żeby zauważyli moje zdenerwowanie.
Słyszałem głosy Daniela i Grześka dobiegające z zewnątrz.
- Ciesze się że tu jesteś – powiedziałem do Magdy, jakbyśmy byli tu całkiem sami.
Zaśmiała się tak słodko.
- Nie martw sie, zawsze będe. Dopóki mnie nie wkurwisz – Po tym wszyscy troje się zaśmialiśmy.
Kamil klepnął mnie w ramię "Zbieramy sie, młody”
Odszedł kawałek, po czym dodał "Daj Magdzie kluczyki do Jeepa. Chyba jej tu nie zostawimy?”
- Nie, coś ty – Wyjąłem kluczyki pytając dziewczynę "Umiesz prowadzić?”
- Mam prawo jazdy – powiedziała, pokazując białe zęby.
Wyszliśmy przed budynek, słońce nadal świeciło choć było już koło 17-tej. Zanim Magda oddaliła się od Range Rovera w stronę Jeepa chwyciłem ją za ręke i przyciągnąłem do siebie. Staliśmy z boku, chłopaki dalej.
- Dzięki za to co zrobiłaś... Wiesz, też zachowałem się jak kretyn bo ci nie powiedziałem wcześniej, ale... – Uciszyła mnie i powiedziała "Daj spokój, to już nie ważne”
- No, tak... westchnąłem.
- Zadzwoń jutro. Może gdzieś skoczymy? – zapytała.
- Tak, dobry pomysł. Tylko oby nie skończyło się tak jak ostatnio.
- Oby... – uśmiechnęła sie. Przez chwilę towarzyszyła nam wszechobecna cisza. Magda w końcu powiedziała:
- To... Cześć.
- Taak, cześć.
Przytuliła się do mnie, obejmując mój tors. Była taka ciepła, w środku i na zewnątrz.
Posłała mi uśmiech, zanim zniknęła w samochodzie. Odjechała, patrząc na mnie tak słodko ostatni raz tego dnia.
Postałem tam chwilę. Chuj mnie obchodziło, że chłopaki mnie wołają. Drugi najszczęśliwszy dzień mojego życia właśnie się zdarzył.
Odwróciłem się w stronę samochodu i patrząc na swoje buty podszedłem do niego. Jeszcze do mnie nie docierało, co tak naprawdę się wydarzyło.
- Zadowolony? – Poczułem klepnięcie w ramię i usłyszałem głos Kamila. Uśmiechał sie, otwierając mi drzwi.
- Jeszcze jak – Chłopak spostrzegł błysk w moim oku. Znowu chciało mi się żyć.
Wszyscy w aucie byli uśmiechnięci. Kamil włączył Kid Inka i wyjechał RR’em na asfalt. Nawet słońce zaczęło jakby jaśniej świecić, choć już chyliło się ku horyzontowi.
Niebo było wciąż niebieskie, lecz pewnie gdy będziemy wracać zrobi się ciemnogranatowe. Obserwowałem mijane łąki za oknem. Niedługo letnie słońce spali te trawy całkowicie. Lepiej się nacieszyć tym widokiem, póki są zielone.
Zahipnotyzowany krajobrazem za oknem, straciłem poczucie czasu. Jechaliśmy dobre pół godziny. Ja zastanawiałem się nad tym koszmarem: w dniu kiedy świat odzyskał kolory, musiałem miec tak pojebany sen. Coś jest nie tak. Mój wyczulony na kłopoty nos to wyczuwa.
Dodaj komentarz