Dom - 3

Dom - 3-Dom, odpowiedz - Usłyszałem spokojny głos Kamila.
-Chyba tak - westchnąłem i przerzuciłem wzrok na blat stołu.
-Co mu jest? - Chyląc głowę usłyszałem szept Grześka.
-Cicho, daj mu czas - Chyba Kamil klepnął go w plecy bo usłyszałem charakterystyczny odgłos - Dom spójrz na mnie - Usłyszałem jego stanowczy ton głosu.
Podniosłem wzrok.
-Wiem że to ciężka chwila ale w życiu nie ma nic za darmo. Dobra - klasnął w dłonie i oparł je na rogu stołu -Streszczę ci to. Chcemy żebyś dla nas pracował.
-Jak to? - oparłem podbródek na blacie i spode łba patrzyłem na Kamila.
- Jesteś dobry w tym fachu. A nam by się przydał haker w ekipie.
-Ja nie jestem hakerem. - Oczywiście dowiedzieli się że kiedyś jak potrzebowałem kasy włamałem się na konto jakiegoś gościa. Wziąłem 700 złotych, raczej się nie doliczył biorąc pod uwagę że miał ponad 30 patyków.  
-Jesteś uzdolniony w gangsterce młody - Kamil z uśmiechem popatrzył na kolegów.
Ja nie reagowałem. Byłem padnięty, sam nie wiem czego. Zacząłem stukać broda o blat jak upośledzony dzieciak
Kamil chyba pękł.
-Dom, mówię do ciebie. Patrz na mnie - Powiedział głośniej.
-Spać mi się chce - powiedziałem cicho i położyłem głowę na stole tak że moje czoło stykało się z blatem.
-Jeszcze chwila - Kamil był chyba na skraju wytrzymałości. Spojrzał na siedzącego obok Daniela jakby mówił
" Trzymaj mnie. Zabije go zaraz”
-Usiądź kurwa normalnie na tym krześle i spójrz na mnie - Miał dosyć. Starał się powiedzieć to spokojnie ale i tak wyczułem że mam się bać. Wyprostowałem się i pierwszy raz od dwóch minut spojrzałem na Kamila.
- Gratuluje, spełniłeś swoje marzenie ale teraz czas na pracę. Będziesz nam pomagał. - Atmosfera się uspokoiła, Kamil też.
-A co z moją rodziną? Szukają mnie - spojrzałem na wszystkich po kolei.
-Oficjalnie nie żyjesz. Mam rozumieć że zgadzasz się na nasze warunki? - Kamil usiadł rozluźniony na krześle. Czułem że ta męczarnia dobiega końca i fochy Kamila też.
-A mam wybór? - Lekko się uśmiechnąłem i ziewnąłem po czym podparłem głowę ręką.
-Tak, cmentarz jest gdzieś tam - Kamil się zaśmiał i wszyscy wstaliśmy od stołu.
Doskonale zrozumiałem ostrzeżenie. Ale mam nadzieję że dam sobie radę. Dostałem szansę na nowe, wymarzone życie. Tylko że tych trzech nie było w planie. Ale w końcu mają rację, jestem im winien przysługę. Gdyby nie oni żyłbym tak tylko w wyobraźni.
Grzesiek otworzył drzwi wejściowe i wyszedł po czym usłyszałem - Zajebista pogoda.
-Nareszcie trochę światła - powiedziałem cicho i z uśmiechem zbliżyłem się do drzwi.
Gdy byłem już blisko zasłoniłem oczy ramieniem. Chyba po kilku tygodniach w ciemności nie są jeszcze gotowe na słońce
-Kurwa - wyszeptałem i chciałem wrócić w ciemniejszy kąt.
-Nie jęcz - Kamil objął mnie ramieniem i wypchnął z budynku. Dał mi ciemne okulary i wziął się za zamykanie drzwi na duży metalowy skobel.
Z tego starego garażu czy czegoś wychodziło się na polną drogę. Wszędzie gdzie spojrzałem rosła trawa. Niebo było bezchmurne a powietrze gorące. Nawet lekki wietrzyk tego nie zakłócał.
Patrząc w dal nałożyłem okulary. Przygryzłem wargę myśląc po raz drugi "Co ja tu robie?”
-Idziemy, nie śpij bo cię okradną - Kamil poprowadził mnie do stojącego na drodze Range Rovera.
-Wow - powiedziałem kiedy tylko go zobaczyłem.
-Wiedziałem że to powiesz - powiedział z uśmiechem.
Samochód był czarny, lakier błyszczał się w słońcu. Promienie odbijały się w wypucowanych szybach i reflektorach. Stalowe felgi błyszczały.
-Pakuj się - Chłopak otworzył mi drzwi z tyłu. Pozostali już siedzieli w wozie. Sam zajął fotel kierowcy.
Siedział chwilę w bezruchu jakby sprawdzał czy wszystko się zgadza. Ciszę zagłuszał tylko wydechy dymu papierosowego. Chyba to był powód niepokoju Kamila.
-Zgaś tą faję - lekko odwrócił głowę do Grześka siedzącego po mojej prawej.
-To okno otworze - Grzesiek zaczął pośpiesznie szukać przycisku otwierania szyby. Wyglądało to jakby się przestraszył.
-Zgaś kurwa tego peta! - Kamil gwałtownie się odwrócił i wyrwał papierosa z jego dłoni. Otworzył okno i wyrzucił na piach. W lusterku wstecznym zobaczyłem jego wyraz twarzy. Do najszczęśliwszych nie należał.
Kamil odpalił silnik. Ja oparłem głowę na zagłówku i siedząc na skórzanym siedzeniu, nareszcie się rozluźniłem zdjąłem ciemne okulary i włożyłem do kieszeni.
Potem spojrzałem na Grześka: bez wyrazu gapił się w okno. Nie wiem czy nie lubili się Kamilem ale był nadąsany cała sprawą z papierosem.
Za oknami widać było tylko pola. Po kilku minutach wyjechaliśmy na asfaltową drogę obok której rozciągały się zielone łąki oddzielone białymi słupkami od asfaltu

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 916 słów i 4910 znaków.

1 komentarz

 
  • Without

    Lubię takie opowiadania ;) Jest genialnie.

    27 gru 2013