Dom - 17

Dom - 17-Przyznaj się - spojrzałem z poważnym wyrazem twarzy na Daniela. Był ode mnie wyższy i patrzył na mnie z uśmieszkiem kłamcy ale ja chciałem na nim wymusić tylko " Ja to zrobiłem”
Ten zaczął się śmiać i powiedział tylko "Ten dzieciak jest pojebany”.
Nie wytrzymałem. Nerwy wzięły górę i zasady Kamila na chwilę odeszły do lamusa.
Było to najgłupsze co mogłem zrobić ale trzeba grać kartami jakie się ma. A raczej przedmiotami które się ma. Cofnąłem się od krok i gwałtownie wyjąłem pistolet z spodni. Wycelowałem w klatkę piersiową Daniela i z błyskiem w oku patrzyłem na niego. Był zaskoczony moja reakcją ale dalej lekko się uśmiechał.
-Przyznaj się kurwa! - krzyknąłem.
-Ogarnij się chłopaku! - Daniel głośno odpowiedział. Był przestraszony, widziałem. Ale nadal próbował zwalić winę na mnie. Albo specjalnie chciał mnie sprowokować…
-Jesteś debilem! - lekko uniósł ręce do góry i zaśmiał się.
-Co? Chyba ty! - Ja dalej byłem tak samo wkurzony. Wzrokiem zabójcy patrzyłem na jego roześmiana gębę.
Był dla mnie śmieciem. Uważałem go za chłopka z którym mam szanse się dogadać ale teraz w głowie miałem tylko jeden pomysł co z nim zrobić.
Pociągnąłem za spust.  
Myślałem że zobaczę ranę w piersi Daniela a potem jego upadające i zakrwawiające podłogę zwłoki. Nie, w ogóle nie tak się to potoczyło.
Kula nie wyskoczyła z lufy, nie było jej nawet w magazynku. Usłyszałem charakterystyczny Klik. Pociągnąłem jeszcze raz, znów ten cholerny dźwięk. Jeszcze bardziej we mnie zawrzało. Jak rozwścieczony byk na corridzie, wykrzywiałem swoja twarz ze złości.
Westchnąłem, spuszczając głowę w dół. Najbardziej wkurzał mnie śmiech Daniela który rozległ się kiedy spuściłem wzrok.
Może zareagowałem zbyt nerwowo? Może Bóg mnie chroni żebym nie zrobił jakiegoś głupstwa? Fakt, gdyby jeden z ludzi Kamila zginął ja tez mógłbym pożegnać się z życiem.
-Dom - Spojrzałem w prawo. Nawet nie widziałem że Kamil zareagował - Opuść lufę i oddaj mi broń.
Słyszałem polecenie ale moje myśli prześladowała złość.
Nadal celowałem w Daniela, ciągle miałem ochotę go zabić chociaż chciało mi się płakać. Naprawdę jestem cholernym skurczybykiem. Dałem się tak łatwo sprowokować.
-Dom, uspokój się i powoli oddaj mi ten pistolet - spojrzałem w czarne oko lufy. Kamil celował we mnie, ja opuściłem pistolet i przez chwilę stałem nieruchomo przygryzając wargę.
Grzesiek nawet nie ruszył się z kanapy. Właśnie wykańczał nasz serowy podwieczorek, jakby wokół nie działo się nic poważnego.
Zastanowiłem się chwilę ale wolnym krokiem podszedłem do Kamila. Trzymałem broń skierowaną w podłogę po czym oddałem ją dowódcy.
Czułem się zawstydzony i upokorzony. Ale to nie moja wina. Anie kieliszek ani ta cała afera. To Daniel zaczał, tylko Kamil za późno przyszedł a ten debil jest za dobrym aktorem.
Atmosfera była napięta. Daniel pewnie w głębi duszy się diabolicznie cieszył, ja byłem gotowy ciskać w niego piorunami.
-Do siebie - powiedział spokojnie Kamil. Pierwszy raz poczułem jego broń. Metal dotykał mojego lewego przedramienia. Kamil mocno przyciskał pistolet do mojej ręki. Stałem nieruchomo znowu nie wiedząc jak się zachować. Myślałem że się z nim dogadam a teraz wszystko spieprzyłem.
-Już - ponaglił mnie i popchnął bronią w stronę schodów. Mojego Glocka trzymał w lewej ręce.
-Przepraszam - powiedziałem cicho. Na razie postanowiłem zapomnieć o całej sprawię. Kiedyś, w bardziej odpowiednim momencie zapytam Daniela wprost o co mu chodzi.
-Przyjmuję, idź już - powiedział nie obniżając pistoletu.
Uznałem że nie warto tego ciągnąć bo zaraz stracę rękę. Odszedłem stamtąd jak obrażony dzieciak który dostał na Gwiazdkę nie ten prezent co chciał.
Wszedłem po schodach. Zatrzymałem się koło drzwi do mojego pokoju. Chciałem posłuchać jakie rozwiązanie całej awantury znajda.
-Podaj mi zioło bo nie mogę - To powiedział Kamil. Potem usłyszałem że wszyscy trzej siadają na kanapie.
-To było dla wszystkich! - To głos kłamczucha…
-Głodny byłem - … a takie usprawiedliwienie znalazł Grzesiek.
Następnie po całym domu rozniósł się zapach marihuany. Żałowałem że zostałem odesłany do pokoju. Ale to pewnie nie jedyna okazja żeby tego spróbować.
Wszedłem do pokoju. Moja koszulka została w kuchni ale nie chciało mi się po nia teraz iść. Zdjąłem buty i odłożyłem na jedyne wolne miejsce na półce z obuwiem a dżinsy wrzuciłem do kosza na pranie w lewym rogu garderoby. Ciekawe kto w tym domu robi pranie?
Popatrzyłem ostatni raz tego dnia w lustro. Widziałem w nim szczęśliwego chłopaka któremu ktoś zepsuł humor. Teraz każdy dzień będzie szczęśliwy, pomyślałem patrząc na moją klatę. Zawsze o takiej marzyłem. Ale w mojej głowie rodziły się też obawy na temat "końca Dnia Dziecka” o którym dzisiaj ze dwa razy słyszałem. Co to mogło znaczyć?

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 938 słów i 5097 znaków.

Dodaj komentarz