Łapcie rozdział
Razem z Danielem paląc papierosy, zastanawiałem się co zrobić z tym popieprzonym dniem. Głowa mnie napierdala, nie mam żadnego pomysłu...
- A tak wogóle to co porabiasz? – zagadnąłem kumpla.
- Nic, chciałem się przespać. To może być długa noc.
- Dlaczego? – zapytałem. Jednak po chwili do mnie dotarło.
- Aaa... Gringo...
- Właśnie – Daniel usiadł wygodnie – Ale nie musisz jechać, jeśli nie chcesz.
- Jesteśmy rodziną – klepnąłem Daniela w ramię – Nie zostawie was samych.
Ten się zaśmiał.
- Poradzilibyśmy sobie bez ciebie.
Obaj chwilę chichotaliśmy po czym zostawiłem Daniela samego. Wyszedłem na taras, dopalając szluga.
Było ciepło, nawet bardzo. Jakby ponad 20 stopni na plusie...
- Pierdole – pomyślałem. Wyrzuciłem filtr i zdjąłem koszulkę. Tyle radości daje mi chodzenie bez niej.
Kierując się w stronę boiska do kosza, patrzyłem na blizny. Nadal były widoczne, ale na szczęście prawie wogóle nie bolały. Możliwe że nigdy nie znikną ale ciesze się że są. Obrazują że niemożliwe może się zdarzyć. Kiedyś w to nie wierzyłem, teraz doświadczam tego na każdym kroku.
Czując beton pod butami, rozejrzałem sie. Znalazłem piłkę i zacząłem nią kozłować. Tak byle tylko zabić nudę która mi towarzyszyła.
Po kilku minutach takiej rozrywki, przysiadłem na rampie dla deskorolek. Dysząc, odrzuciłem piłkę i wyjąłem telefon z kieszeni dżinsów. Mierzwiąc jedną ręką włosy, szukałem jakiejś fajnej muzyki.
Metal... czasem go słucham. Niby takie ze mnie fan Kid Inka, Chrisa Browna czy Drake’a ale metal i metalcore też lubie. All That Remains – Two Weeks, idealny kawałek na dziś...
Włączyłem, słysząc znane prawie na pamięć słowa. Często, mając gorszy dzień włączałem ten kawałek i zamykałem się w sobie...
"I could see it as you turned to stone
Still clearly I can hear you say
don’t leave, don’t give up on me
two weeks and you ran away
I remember don’t lie to me
you couldn’t see that it was not that way
swear I never gave up on you”
Lubie ten refren, słowa do mnie trafiają. Słysząc tę piosenkę, myślałem o niej. O dziewczynie która zamieniła się w skałę i przestała widzieć moje uczucia do niej. Powierzchowność zmiotła wszystko co do mnie czuła.
Siedziałem, słuchając piosenki. Daniel śpi, Greg... w sumie nie wiem a mi dalej się nudzi. Jest ciepło, słonecznie. Piękny dzień z którym nie wiadomo co zrobić.
Przy końcu piosenki mój telefon wydał znajomy dźwięk. Kamil dzwonił.
-Halo? – powiedziałem.
- Wstałeś? – zapytał przyjaciel.
- Kilka minut temu. Gdzie jesteś?
- Gdzieś. Jak łeb?
Uśmiechnąłem sie.
- Dobrze, da się przeżyć.
Kamil się zaśmiał.
- Pamiętasz ten magazyn w którym się poznaliśmy?
- Jak moge nie pamiętać? – rozłożyłem teatralnie ręce.
- A dałbyś rade tu dojechać?
- Myśle że tak – powiedziałem po zastanowieniu.
- A dasz rade prowadzić? – zapytał z sarkazmem.
Znowu się zaśmiałem. W sumie... już czułem się dobrze.
- Ja tak ale co na to policja? – Nadal się uśmiechałem.
- Sram na nich. Weź coś innego niż Lambo i przyjeżdżaj.
Kolega rozłączył się bez pożegnania.
"Coś innego niż Lambo” – zastanawiałem się nad tym idąc do domu po koszulkę.
- Pewnie nie chce mnie zabić – pomyślałem. Chociaż już jeździłem sam tym samochodem, dałbym rade. Jednak, wole słuchac kumpla. Limit wkurwiania Kamila mam wyczerpany do końca życia.
Ubrałem sie, wziąłem kluczyki z kurtki i wyszedłem. Nie musze nikomu mówić, Kamil wie że jade i to wystarcza.
Po lewej stronie domu, pod wiatą na quady stał zaparkowany Jeep tórym wracałem od Gringo. Nikt się nim nie interesował, był całkowicie mój. Pewnie Kam nawet go nie widział.
Wsiadłem do niego. Kiedy już miałem odpalać przypomniałem sobie że nie mam tu żadnej płyty a nienawidze jechać w ciszy.
Otworzyłem schowek z nadzieją że coś tam znajde.
Bingo! Znalazłem Aux’a i podłączyłem telefon do radia. Kiedy już odpaliłem silnik, zapuściłem Wiza Khalife – Remember you.
Słuchając jednej z najlepszych piosenek amerykańskiego rapu, wyjechałem z lasu i na asfalcie zwiększyłem prędkość. Pamiętam jak jechaliśmy tędy pierwszego dnia mojego nowego zycia. Wtedy to wszystko było dla mnie nowe, nieznane. Troche się bałem bo nie znałem tych chłopaków ani ich zamiarów. Ale teraz... mam ich na codzień, zdążyłem ich poznać i moge szczerze powiedzieć że są moją rodziną.
Kiwając głową w rytm muzyki która zmieniła się z rapu na metalcore, zobaczyłem że wyjechałem z lasu. Za kjilka kilometrów powinien być skręt w prawo w drogę prowadzącą do magazynu. Pojawiły się słupki obok jezdni, pamiętam je.
Po jakichś 20 minutach jazdy skręciłem w końcu. Wspomnienia wróciły.
"W tym momencie zbliżył się do mnie. Nachylił się, jego głowa była blisko mojej. Powiedział zdanie które zmieniło moje postrzeganie tego miejsca.
- Ważne też kim jesteś, Dom…”
Pamietam doskonale ten moment. Wtedy zaufałem temu chłopakowi.
Magazyn nic się nie zmienił. Opuszczony, jak wtedy. Pewnie Kamil czeka w środku. Ciekawe, czego chciał.
Zaparkowałem na drodze i wszedłem do budynku. Uderzył mnie zapach pleśni i suporków.
Wnętrze tego starocia też nic się nie zmieniło.
-Kamil? Yo, Kam! – zawołałem kumpla. Jednak odpowiedziało mi echo.
- Co do kurwy? – myślałem siadając na starej, zakurzonej kanapie i wyciągając telefon.
Kiedy już miałem dzwonić do Kamila, kątem oka zobaczyłem że ktoś stoi w drzwiach do tego małego pokoiku w którym wszystko się zaczęło.
Przeniosłem wzrok i zobaczyłem spełnienie moich marzeń. Przeszedł mnie dresz, ale z gatunku tych przyjemniejszych.
Stała tam. Jej brązowe włosy wyglądały cudownie, tak jak wtedy kiedy staliśmy na moście. Przyglądała się mi z tym błyskiem woku. Nie uśmiechała sie, jakby chciała dać mi do zrozumienia że odczuwa skruchę. Magda, dziewczyna anioł. Ta której najbardziej pragnę.
Miała na sobie czarne, niskie trampki Pumy ze złotymi akcentami. Jej chude nogi wyglądały zgrabnie w czarnych leginsach. Biała, przewiewna bluzka odkrywała jej ramiona. Włożyła srebrną, duża bransoletkę i malutkie kolczyki. Dla mnie, wyglądała zajebiście.
Patrzyłem na nią, nie mogąc oderwać wzroku. Czy to sen czy plan Kamila żebym się w końcu uspokoił?
Schowałem telefon do kieszeni. Oboje mielczeliśmy, czekając które w końcu się odezwie.
Schyliłem głowę, przygryzając wargę. Zdecydowałem że ja to zaczne.
Westchnąłem i odezwałem sie.
- Fajnie cię widzieć.
Nie uśmiechnęła sie.
- Ciebie też – powiedziała obojętnie. Widziałem w jej oczach że chce się uśmiechnąć tylko coś jej nie pozwala. Może poczucie winy?
Co dalej? Jak to rozegrać?
Szła w moją stronę, tak seksownie poruszając nogami.
Usiadła koło mnie. Wzdrygnąłem, czując ją obok siebie. Wszystko, co do niej czułem odrodziło się na nowo. Jakby tamtej sytuacji nie było.
- Przepraszam za tamto, zachowałam się jak jebnięta suka – powiedziała. Jej pomalowane usta cudownie się poruszały. Była idealna w każdym skrawku.
Jak naćpany, cały czas patrzyłem na jej twarz.
- Nie... nie mów tak osobie. Nie jesteś suką – wyprostowałem sie. Jąkałem sie, ze zdenerwowania.
- Mikey często mnie tak nazywał – wpatrywałem się w jej oczy. Nie pomalowała ich, były naturalne. I miały w sobie głębie której wcześniej nie widziałem.
- Dla mnie jestes najpiękniejsza na świecie.
- Nie rób z siebie debila, to nie telenowela – odparła. Zamilkłem. Za bardzo wczułem się w klimat tej sytuacji.
- Wiesz, głupio się czuje po tamtym. Naprawde...
- Nie obwiniaj sie, skąd mogłaś wiedzieć? - powiedziałem. Chciałem ją nazwać suką i "niech spierdala” ale jakoś nie mogłem jej nie wybaczyć.
- Ale i tak, wiesz... nie powinnam tak cię traktować... Mikey jest prawdziwym facetem ale chujem. Za to ty...
Zbliżyła się do mnie. Czułem jej pachnący miętą oddech.
- Ty jesteś kochany i... słodki – Uśmiechnęliśmy sie.
Jej twarz była blisko.
- Przepraszam – jęknęła cicho. Po czym to się stało.
Jej usta lekko dotknęły moich. Poczułem to coś. To uczucie kiedy coś w tobie eksploduje i czujesz się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.
Odsunęła sie, lecz dalej wpatrywała się w moje oczy. Uśmiech pojawił się w końcu na jej twarzy... jednak na mojej większy.
- Co ty na to żebyśmy byli razem? – Nie wiedziałem co we mnie wstąpiło ale ująłem jej dłoń i zadałem to głupie pytanie. Nie czułem nic w środku, jedynie szczęście.
1 komentarz
volvo960t6r
cudowna część