Była dopiero godzina dziesiąta. Spojrzałem na zegarek niosąc do kuchni talerze po skończonym posiłku. Chłopaki zostali na tarasie i wspominali jakąś akcję sprzed kilku lat. Kiedy włożyłem naczynia do zmywarki zastanowiłem się co teraz robić. Niby mam ochotę pobyć trochę w samotności ale nie mam też pomysłu co robić.
Połaziłem chwilę koło okna i po jakichś 4 minutach wróciłem na taras.
- Był lipiec, lato i upał. Cała robota była oczywiście na zlecenie Gringo…
Przerwałem Kamilowi zadając pytanie jakby wyrwane z kontekstu " Czy Gringo zawsze was wynajmuje do pracy?”
- Nie was tylko nas i nieładnie tak przerywać - Chłopak odkaszlnął i odpowiedział "Mówiłem ci że on nie ma jaj i od kilku lat wspiera się nami”
Usadowiłem się wygodnie na krześle i słuchałem dalszej części historii.
-Gringo kazał nam uprowadzić dzieciaka któregoś z jego konkurentów. Chłopak miał 10 lat, był małym szczylem niczym Dom - przy tym uśmiechnął się w moją stronę po czym kontynuował - I co ciekawe zwinęliśmy go w drodze ze szkoły w podobny sposób jak naszego młodszego brata.
Przy tym poczułem się jakoś szczególnie doceniony. Poczułem że jednak jestem dla nich kimś ważnym i że są jak moja ekipa którą straciłem. Byliśmy rodziną i z nimi i z tymi którzy towarzyszą mi teraz.
- Młody krzyczał w niebogłosy ale Daniel go uspokoił kopniakiem w tył głowy. Zawieźliśmy go do tego samego magazynu gdzie Dom poznał swoje nowe życie. Siedział tam 2 dni, Gringo zażądał żeby jego konkurencja wyniosła się z miasta albo przyśle im głowę dzieciaka pocztą.
-Dałbyś rade zabić dziecko? - zapytałem zszokowany. Owszem, domyślałem się że sumienie Kamila nie jest czyste ale ja chyba nie dałbym rady spojrzeć małemu w oczy i nacisnąć spust.
Kamil, najwyraźniej zirytowany tym że przerywam po raz drugi nie zwrócił uwagi na moje pytanie tylko sapnął i mówił dalej.
- Tamci spełnili polecenie i przekazali Gringo wszystkie magazyny z narkotykami jakie mieli. Właśnie do jednego z nich wybieramy się tej nocy. Dzieciaka wrzuciliśmy do pustego koryta rzeki nieopodal domu jego rodziców. Był przestraszony, tak samo jak jego ojciec gdyż potraktował poważnie groźby naszego przyjaciela. I już więcej nie słyszeliśmy o tamtym gangu. W mieście zostaliśmy tylko my - Przy tym Kamil dumnie się uśmiechnął.
- Tylko my i Gringo - poprawiłem go.
- Gringo pracuje dla nas. Czasem robi jakieś małe skoki czy coś i oddaje nam kasę w zamian za usługi takie jak dzisiejsza. On się czepia tylko roboty dla tchórzy.
-Czyli jakiej? - dopytywałem.
- Czyli na przykład obrabia sklepy spożywcze - powiedział Kamil i wszyscy trzej się zaśmiali. Ja nie gdyż nie rozumiałem po co Gringo w ogóle wybrał takie życie skoro jest gangsterem tylko w snach a w realu zwykłym tchórzem.
- Myślałem że się przyjaźnicie - powiedziałem z uśmiechem.
- Bo tak ale wiesz… - Kamil nachylił się - Nawet z kumpla można się pośmiać. Weźmy na przykład dzisiejsze śniadanie…
- Weź się zamknij! - krzyknął Daniel uśmiechając się ukradkiem.
- I komu teraz jest głupio?! - Kamil gwałtownie wstał i z Danielem zaczęli jakąś bezsensowną kłótnie na temat gotowania.
Ja wróciłem do swojego pokoju i usiadłem przy biurku zastanawiając się co tak naprawdę chce mi się robić. Z nudów otworzyłem szufladę po mojej lewej stronie i zacząłem przeglądać leżące w niej przedmioty.
Był tam zeszyt o podpisem "Dom’s poems”. Widać że Kamil był przygotowany na powrót mojej weny twórczej.
Pod zeszytem znalazłem książkę Deana Koontza. Jest to jeden z moich ulubionych pisarzy więc zainteresowała mnie. Jednak przekartkowałem ją tylko na szybko i odłożyłem na blat żeby potem się za nią zabrać.
W szufladzie znalazłem też kilka długopisów i metalowe pudełko. Dosyć duże bo wypełniało ¾ szuflady.
Po otworzeniu go ujrzałem kilka dokumentów. Świadectwa ukończenia szkoły, prawo jazdy, dokumenty dotyczące Lambo i dowód osobisty. Wszystkie na nazwisko… Dominick Diaz.
- Hiszpańskie? - pomyślałem kiedy zacząłem zastanawiać się nad pochodzeniem tego nazwiska.
Niemniej jednak uznałem że pasuje do mnie.
Tylko… dlaczego chłopaki mają polskie imiona i nazwiska? Wprawdzie nie widziałem ich dowodów ale tak myślałem. Zszedłem na dół trzymając w ręku mój dowód.
-Ej Yo Kam! - krzyknąłem wchodząc na taras nad którym świeciło niezmiennie słońce.
Kamil wstał zainteresowany. Pokazałem mu dowód pytając "Co to jest?”
- Jesteś starszy o rok, coś nie tak? Teoretycznie masz maturę za sobą i hiszpańskie korzenie.
Chłopak był zdziwiony moim zainteresowaniem szczegółami,
-Tak ale wy macie polskie imiona i nazwiska. - Nie dawałem za wygraną.
Daniel zaczął śmiać się pod nosem. Spojrzałem najpierw na niego a potem jeszcze raz na Kama jakbym pytał "Co tu jest grane?”
- Teoretycznie mamy polskie imiona i nazwiska - Kamil podszedł do mnie - Ale w dokumentach mamy fałszywe dane. Znaczy… prawdziwy Jeremiash Hermndez nie żyje. Zmarł w 1987 na zawał a ja przejąłem jego tożsamość.
- Nie ogarniam - wyszeptałem do siebie.
- Nie musisz - Kamil objął mnie ramieniem i powiedział - Liczy się człowiek a nie jego dokumenty. Ty coś o tym wiesz, nie?
Faktycznie, to ja zawsze powtarzałem że nie liczy się co mam w dokumentach tylko to kim jestem w środku. Mogę być Dominikiem będąc jednocześnie Edytą. Tak jak przez ostatni rok.
8 komentarzy
EdD
Może w sobote coś dodam, zobacze. Ogólnie mam mało czasu na pisanie bo ciągle mam kłopoty ze zdrowiem ale staram sie Widze że czekacie
PseudoPisarz
Ciekawy jestem dalszych losów. Już czekam na te wakacje ^_^
EdD
Postanowiłem zrobić bloga z tym opowiadaniem. Napisać do końca i dać sobie spokój z częściami. Dostaniecie reszte w jednym kawalku. Jakoś w wakacje
Beth
Zamierzasz cos pisać jeszcze?
Beatii
Super. :-)
lenka:_:
69
Martynq
Nareszcie coś podniecające do masturbacji ;3
Chcę więcej takich opowiadań
Łapka w górę
Gabi14
Nareszcie coś dodajesz jak zawsze ode mnie łapka w górę