Dom - 43

Dom - 43- Dom! - usłyszałem Daniela. Przez otwarte drzwi widziałem że zakłada zieloną bluzę z kapturem.
Podszedłem do nich. Grzesiek nakładał buty a Daniel już wyszedł na dwór zostawiając otwarte drzwi.
-Co robimy? - zapytałem opierając się o drzwi do salonu.
-Idziemy na quady
-Ale jest ślisko po deszczu - powiedziałem.
-Obchodzi cię to? - zawiązał sznurówkę i uśmiechnął się do mnie jakby mówił " Bo mnie nie”.
Odwzajemniłem ten uśmiech i wyszedłem za nim.
Deszczyk był mały ale na polanie leżały mokre kolki. Niebo było zachmurzone jakby znowu chciało zapłakać. Nie wiał wiatr ale był troszkę zimno.
-Jezu, czekajcie - powiedziałem kiedy tylko zeszliśmy ze schodów. Poszedłem do domu po szarą wełnianą bluzę z granatowymi rękawami. Nie zapinając jej po chwili wróciłem na polanę.
Na lewo od garażu była wiata. Blaszany dach trzymał się na dwóch drewnianych palach. Był przymocowany do ściany garażu i pokryty kolkami jak wszystko tutaj.
Pod nim stały obok siebie 4 granatowe quady. Grzesiek wsiadł na jeden, ja dopiero do niech doszedłem a Daniel stał koło ostatniego w szeregu pojazdu.
-Ej, Dominik -Popatrzyłem na niego - Masz klamkę?
-Mam co? - zapytałem nie wiedząc o co chodzi.
Kurwa - powiedział zawiedziony moją inteligencją i poklepał się po plecach dając mi tym do zrozumienia że chodzi broń którą zawsze tam nosze.
-A, mam - powiedziałem z uśmiechem frajera i wsiadłem na quada.  
- No to jedziemy - powiedział Daniel siedząc na pojeździe obok mnie.
Nigdy takim nie jeździłem. Szukałem nerwowo stacyjki.
- Tutaj - Daniel pomógł mi odpalić sprzęt. Silnik wydały z siebie głośny ryk. Niczym wataha wilków wyjechaliśmy z polany leśną dróżką.
Jechaliśmy obok siebie tylko ja jakby metr dalej od nich. Nie byłem pewny swoich umiejętności kierowania pojazdami. Wypadek w Prawiednikach był spowodowany tym że nie umiałem jeździć. Ale z drugiej strony dobrze radziłem sobie z szybszym od niego Lamborgini.
Jechaliśmy szybko. Czułem wiatr we włosach i na twarzy.
Myślałem że będzie ślisko, jednak jechało się dobrze. Mogliśmy w spokoju zwiększać prędkość bez obawy o własne życie.
-Chlopaki gdzie jedziemy? - zapytałem głosniej żeby przekrzyczeć silniki.
- Niedaleko, jeszcze kawałek - Patrzyłem jak zgodnie jadą obok siebie Daniel i Grzesiek. Ja byłem im chyba niepotrzebny, przynajmniej czułem się jak piąte koło u wozu.
Zresztą jak zawsze kiedy szliśmy gdzieś z kolegami z klasy. Oni mają swoje tematy i są ekipą. A ja tam nie pasowałem. Ja najlepiej dogaduję się ze starszymi dlatego za moich przyjaciół uważam kolegów brata. Maja po 30 lat ale są fajni i traktują mnie jak jednego z nich. I pewnie dlatego czuję się tak dobrze kiedy gadam z Kamilem. Bo jest starszy i mnie lubi.
Jechaliśmy jakieś 10 minut. Dróżka skręcała wiele razy ale my w pewnym momencie wjechaliśmy na mniej zarośnięty kawałek las.
Były tam tylko kolki, żadnych krzaków. Tylko wysokie sosny między którymi jechaliśmy slalomem.
-Jest super! - krzyczałem kiedy jechaliśmy szybko wymijając drzewa.
-Uważaj teraz! - krzyknął Grzesiek. Był jakieś 10 metrów przede mną, obok Daniela.
Przed nami była górka której nie widziałem. Nie jakaś ogromna ale wyskoczyliśmy daleko. Kiedy pojazd znalazł się w powietrzu otworzyłem usta i starałem się być cicho. Było fajnie ale w pierwszej chwili się przestraszyłem.
Wylądowałem za chłopakami. Oni podjechali kawałek i się zatrzymali.
-Zawsze tutaj skaczemy - powiedział Daniel stojąc koło quada po mojej lewej.
-Daj - powiedział do niego Grzesiek kiedy kumpel wyciągnął papierośnicę w kieszeni bluzy.
Ale to nie były zwykłe papierosy.
W metalowej puszeczce były skręty.
Grzesiek wziął jednego, a Daniel wyciągnął pudełko w moją stronę.
- Nie dzięki, nie pale - Chociaż gdzieś w mojej głowie coś mówiło "Weź” ja chciałem pozostać czysty.
- Kiedyś musisz, Kamil ci tego nie odpuści.
-Ale ja nie lubie - z uśmiechem odmawiałem.
Grzesiek odpalił i w powietrzu dookoła mnie rozniósł się charakterystyczny zapach. Docierał do moich nozdrzy i jeszcze bardziej namawiał mnie do złego.
-Lepiej teraz niż jak Kamil ma to w ciebie wmusić - Daniel się zaśmiał, Grzesiek tez odsuwając trawę od ust.
Spojrzałem na Daniela i pomyślałem że chyba m rację. Kam będzie chciał żebym zapalił i nie pozwoli mi odmówić.
-Niech będzie - wziąłem jedną sztukę z puszki.
-Good boy - powiedział Daniel.
Ja wziąłem od Grześka metalową zapalniczkę i trzymając skręta w ustach odpaliłem go.
Nigdy nie paliłem papierosów więc nie wiedziałem jak się z tym obchodzić.
Pociągnąłem jak ze słomki i do moich ust dostało się dziwne uczucie. Nie było przyjemne. Skrzywiłem się i chciałem się go stamtąd pozbyć.
Szybko wypuściłem z siebie dym.
-Good boye nie palą - powiedziałem.
- Zawsze chciałeś żeby mówić na ciebie Bad boy. To od tej chwili nim jesteś. Zrobiłeś pierwszy krok. - Daniel i Grzesiek się do siebie uśmiechnęli. Grzesiek zobaczył że mi nie idzie.
- Niedobre? - zapytał.
-Syf okropny - powiedziałem ze skwaszoną miną.
-Pociągnij jeszcze raz - powiedział Daniel i pociągnął ze swojego. Potem wychuchał dym bez żadnego wyrazu obrzydzenia. Jakby to było przyjemne. - Zajebiste - powiedział uśmiechnięty.
Patrzyłem na niego nie wierząc że się nie krzywi.
-Jeszcze raz - powiedział ostrzejszym tonem.
Przygryzłem nerwowo wargę ale wziąłem skręta do ust. Zaciągnąłem się.
- I pociągnij więcej - usłyszałem Grześka. Zamknąłem oczy próbując się wczuć i poczuć działanie tego narkotyku.
Wyciągnąłem z tego skręta dużo dymu. I… rzeczywiście w większej ilości nie był aż tak drażniący. Otworzyłem oczy i nagle poczułem że mi to już nie przeszkadza. Lekko otworzyłem usta powoli wypuszczając z nich dym.
Byłem zaskoczony że już nie krzywię ust. Powoli, bez obrzydzenia pozbywałem się dymu.
- I jak? - zapytał Daniel.
- Nawet, nawet - powiedziałem i przez sekundę przyjrzałem się końcówce jointa. Chciałem ją jeszcze raz wziąć do ust.
Zaciągnąłem się jeszcze raz.
-Moja szkoła - uśmiechnął się do Grześka i przybił z nim piątkę.
-To nie jest takie złe - pomyślałem ciągnąc i za chwilę wypuszczając z ust dym.
-Dobra, jedziemy dalej - Daniel zaczął się poprawiać na siedzeniu quada. Ale ja nie miałem ochoty. Opierałem się o pojazd z ręką w kieszeni.
-Ale ja nie chce jeszcze jechać - powiedziałem po wyciągnięciu z ust skręta. Z każdym wypowiedzianym słowem z ust wychodził kłębek oparów.
-Kurna - zakaszlałem.
- Niedługo ci przejdzie - spojrzał na mnie Grzesiek. Potem popatrzył na Daniela uśmiechając się porozumiewawczo. Chyba zobaczył że zaczynam wiedzieć o co z tym chodzi.
-Dom jedziemy - powtórzył Grzesiek.
-Daj mi chwilę - powiedział zaciągając się po raz kolejny. Faktycznie, to był jeden z tych smaków do których trzeba dojrzeć. Czułem się dobrze. Nie prysznic czy łóżko, teraz znalazłem dobry sposób na relaksację.
Daniel po raz kolejny spojrzał na Grześka, tym razem z irytacją. Miał cechy przywódcze i chciał rządzić tym gangiem, dlatego nie lubił kiedy się ignorowało jego polecenia.
-Dom, drop that weed. Ostatni raz mówię - powiedział jak Kamil kiedy się wkurza.
-Daj mi kurwa spokój! - krzyknąłem na niego.
Zapamiętam, nigdy nie krzyczeć na Daniela. Kopnął mnie w brzuch. Trawa wypadła z mojej ręki, zgiąłem się w pół i skrzywiłem z bólu.
-Siadaj i spadamy - powiedział odwracając się do swojego pojazdu.
-Spierdalaj - powiedziałem trzymając się za brzuch.
-Zamknij dupę - Daniel odpalił silnik.
Wyprostowałem się i wciągnąłem do ust powietrze. Ale chciałem tego innego powietrza. Miałem ochotę zajarać jeszcze raz.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Czułem się jakoś inaczej. Było fajnie

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1472 słów i 8010 znaków.

Dodaj komentarz