Godzina 18 nadeszła szybciej niż myślałem. Pewnie dlatego że cały dzień spędziłem grając na konsoli i popijając cole. Tak jak kiedyś.
Mój wzrok od telewizora oderwały kroki z góry. Moi trzej bracia schodzili po schodach kierując się do przedpokoju. Kamil z kurtką w dłoni rzucił tylko "Rusz tyłek. Jedziemy” i wyszedł. Chłopaki nakładali bluzy w przedpokoju a ja spoglądnąłem tylko na nich i szybko pobiegłem do swojego pokoju po skórzaną kurtkę bejsbolową. Kierowałem się już do drzwi kiedy spostrzegłem że mój Glock leży samotnie na półce w ścianie. Zdecydowałem że może się przydać i umieściłem go w wewnętrznej kieszeni kurtki. To nic że był cięższy niż wydawał się gdy nosiłem go w spodniach. Kiedy wyszedłem na podwórku stał gotowy do jazdy Range Rover i Ferrari Grześka. - Dom jedzie ze mną, wy dwaj Grześkowym! - krzyknął Kamil kiedy tylko mnie zobaczył. Zapakowałem się do Range Rovera i zapiąłem pas. - Dlaczego jedziemy we dwóch? - zapytałem kiedy Kamil wsiadł. - Ile trawy wejdzie ci do twojego Lambo? - zapytał odpalając silnik. - Mało… torba albo dwie? - Właśnie - uśmiechnął się i ruszyliśmy jako pierwsi zostawiając pogrążoną w blasku zachodzącego słońca polanę. Kontynuował kiedy już jechaliśmy przez las., - Gringo ma nam dać jakieś większe samochody. Nauczysz się prowadzić przynajmniej bo Lambo chyba cię trochę przeraża, nie? - Masz racje, troche się go boje. - Właśnie - powiedział kiedy skręcaliśmy na ulicę. - Dlaczego Gringo zleca nam nawet takie proste rzeczy jak transport trawy? - Bo nie ma jaj, mówie ci to po raz setny i ostatni - uśmiechnął się pogardliwie. - Ale to jest za proste nawet dla zwykłego kieszonkowca - zaśmiałem się. - Sam nie wiem młody. Ale płaci za to więc wiesz… - Ciekawe skąd on ma tą forsę - myślałem głośno. - A co cię to obchodzi? Pewnie sprzedaje ten syf albo okrada banki tak jak kilka dni temu. Jechaliśmy ok. 40 minut. Cały czas za sobą widziałem Ferrari i myślałem nad interesami Gringo. Kiedy po raz drugi w tym tygodniu znaleźliśmy się pod hiszpańską willą Gringo zastaliśmy tam naszego zleceniodawcę z trójką spasłych gości. Nie wyglądali na miłych. Po Gringo, mnie czy Kamilu nikt by nie poznał że zajmujemy się nielegalnymi rzeczami ale tamci trzej mieli to wypisane na nieprzyjemnych twarzach. - Gotowi? - zapytał Gringo kiedy już podał ręke każdemu z nas. -Mów co masz. Wszyscy staliśmy wyłożonym kostką brukową placu przed domem. Miał kształt koła i oświetlały go umieszczone dookoła latarenki. Choć było widno, wiedziałem że mamy zmierzch i atmosfera w tym miejscu jest niepewna. Gringo stał koło ciężarówki z której jego trzej wspólnicy wyjmowali płócienne torby. - Paczek jest dwanaście - zaczął opierając się o maskę samochodu. - Bierzecie po 3 do bagażnika i jedziecie w różne miejsca. Rano spotkamy się i odbierzecie waszą zapłatę. - To znaczy ile? - zapytał pewny siebie Kamil. - Po 10 tysięcy na łeb. - powiedział Gringo zapalając papierosa. - Dużo - Kamil popatrzył na stojących obok niego Grześka i Daniela. Mi dalej coś śmierdziało w tym interesie. - Dobry towar, i trasa nie krótka. - Co masz na myśli? - ciągnął Kamil kiedy za Gringo przemieściliśmy się na tyły ciężarówki. -Zobaczysz - Gringo się uśmiechnął i podniósł klapę na którą znajdowały się nasze paczki. Znajomi Gringo podeszli i zaczęli wynosić duże zapakowane w folie pakunki. Były wielkości pudła po kuchence mikrofalowej. - Nie za duże? - spytałem Kamila. - Wiesz co nam zrobią jak nas złapią? - zdenerwowałem się. - Nikt nas nie złapie, uspokój się - zwiódł mnie i przyglądał się jak paczki są załadowywane do czterech stojących po drogiej stronie placu Jeepów. Ich tylne siedzenia były złożone więc spokojnie upchnęło się tam nasz ładunek. Chociaż nikt z moich towarzyszy tego nie widział zacząłem się pocić. Nie wiedziałem czy dam rade wykonać to zadanie. - Kam, ja odpadam - powiedziałem i chciałem wrócić do Range Rovera. Jednak nawet nie zdążyłem się odwrócić gdyż mój dowódca złapał mnie za ramię i zdenerwowany odciągnął na bok. - Co ty odpierdalasz? -stanął nade mną. Po wyrazie jego twarzy wnioskowałem ze i tak tam pojadę, chce czy nie chce. - Nie dam rady. - Co nie dasz rady? - stał nade mną z założonymi rękami. - Pojedziesz ze mną? - Usłyszałem w moim głosie coś dziwnego. Nie chciało mi się płakać. Albo sam siebie oszukiwałem bo mój głos mówił że zaraz się rozpłacze. - Jesteś dorosłym chłopakiem i nie będę za tobą chodził krok w krok. Ogarnij się - powiedział i podszedł ze mną z powrotem do grupy. Nie chciałem żeby któryś z nich zobaczył że się denerwuje. - Coś się stało? - zapytał Grzesiek. - Nie, już wszystko ok - odparł Kamil i poklepał mnie po plecach. Jakoś nie dodało mi to otuchy. -Dobra, panowie. Paczki są w wozach, możecie jechać! - powiedział Gringo odsuwając się na bok razem z kolegami. -Ale gdzie my mamy jechać? -zapytałem chcąc sprawić wrażenie że mi zależy n powodzeniu tej misji. -Wszystko jest w GPSach. Były to ostatnie słowa jakie usłyszałem od Gringo tamtego wieczoru. Kiedy wsiadałem do samochodu Kamil jeszcze podszedł do mnie i powiedział - Masz telefon. Jakby co to dzwoń. Powodzenia dzieciaku - po czym wsiadł do swojego Jeepa. Ja tak samo. Kiedy wyjeżdżaliśmy z podwórka zerknął na nawigacje. Pokazywała trasę od domu Gringo do jakiegoś miejsca w pobliżu Bydgoszczy. -Cholera - zerkałem raz przed siebie a raz na mapę. Trochę daleko. Okazało się że jadę sam. Moim bracia zniknęli z pola widzenia. Czułem się jakbym był osaczony przez te wszystkie trawy i drzewa rosnąc obok ulicy. Jakby miały złe zamiary. Jak w horrorze. -Tylko nie panikuj - zacisnąłem mocno dłonie na kierownicy i starałem się uspokoić myśli. Na szczęście z tego co zdążyłem zauważyć tereny przez które jechałem nie były zbyt ruchliwe. Pewnie Gringo specjalnie tak ustalił trasę. Żeby nie natknąć się na policje albo żebym ja nie spowodował wypadku. Jadąc samotnie, bez Kamila obok nie czułem się pewnie za kierownicą. Jakbym nigdy wcześniej nie prowadził.
3 komentarze
EdD
Teraz czekajcie na weekendy :-)
Karou
fajne
muszę nadrobić ostanie 69 części XD
Gabi14
Nareszcie! Myślałam, że się już nie doczekam!