-Zmarnował mi buty – odparł Kamil.
- Buty upierzesz, ale zastanów się co mu siedzi w głowie... – pomyślał głośno Daniel.
- Co masz na myśli?
- Że trzeba mu pomóc – Daniel spojrzał na Kamila jakby mówił " i to ty musisz to zrobić”
Chłopak chwilę się zastanowił, jednak po jakiejś minucie stwierdził że nie ma pomysłu.
- Kurwa, ja też nie wiem. – Daniel rozłożył się wygodnie – Może warto mu odpuścić dzisiejszą akcje z Gringo?
-Coś ty powiedział? – ożywił się Kamil z entuzjazmem.
- Gringo, robota, dzisiaj, wieczór – rzucał słowami Dan.
Usłyszeli tylko "Zaraz wracam” po czym z Grześkiem zostali sami w salonie.
Kamil siedział nad stawem. Na skale na której spędził wiele wieczorów niczym Jezus rozmyślając i modląc się o lepsze jutro. Teraz jednak, nie kontemplował gdyż wiedział co ma robić. Bawił się paczką Marlboro zawiniętą z pokoju młodego, po czym wyjął telefon.
- Halo, G? Kamil mówi. Możesz gadać? – rozpoczął rozmowę rzucając kamień do wody.
-A, moge. Co tam? – odezwał się gruby głos Gringo.
- Jesteś przy kasie?
- Co? – Gringo nie krył zdziwienia pytaniem.
- Pytam czy masz nam czym zapłacić za tą robote dzisiaj.
- Nie rozumiem tej rozmowy, bracie...
- Nie musisz nam płacić. Powiedz mi tylko gdzie mieszka ta Magda co Dom przez nią oberwał.
Po chwili, wiedząc wszystko co chciał, Kamil włożył telefon do kieszeni.
- Nie będziemy czekać – myślał patrząc na drzewa w oddali. Nadal nic się nie zmienia, oświetlone słońcem zawsze wyglądają tak samo pięknie.
Wrócił do domu, oznajmił chłopakom że wszystko będzie dobrze. Kamil, oszczędny w słowach.
Pamiętam, że piłem piwo. Tak... w kuchni. Monolog? Jakiś tam był ale słabo pamętam o czym. Otworzywszy oczy, zobaczyłem na ziemi butelke po wódce. Otwierając je jeszcze bardziej zobaczyłem że spałem.
- Myślałem że tylko się zdrzemnąłem – pomyślałem, patrząc na zegarek. Było kilka minut po 15.
Położyłem się na plecach i jeszcze na chwilę zamknąłem oczy.
-Boli mnie głowa, to wiem. Chce żeby przestała mnie boleć – myślałem. Po chwili jednak zdałem sobie sprawe że mam kaca bo pierdole głupoty nawet w myślach.
- Kurwa, co ja jeszcze chce? – dalej myślałem.
Kiedy przekręciłem się na bok, pomyślałem "Szluga”.
Nieco się chwiejąc, podszedłem do biurka gdzie niedawno zostawiłem paczke fajek.
- Co do kurwy? – powiedziałem sam do siebie. Mój głos brzmiał jak o poranku, tylko bardziej zmarnowany. Jak Kamil, kiedy kiedyś spotkałem go z rana po imprezie.
Położyłem je dokładnie tu, ale ktoś przyszedł i podpierdolił...
- Kuuurwa – myślałem, wychodząc z pokoju aby przeprowadzić małe śledztwo.
W salonie, nie było nikogo. Było cicho, więc na boisku też było pusto. W kuchni, ani żywego ducha.
Nie poddając się wszedłem na górę. Pukając do pokoju Kamila oczekiwałem "Czego kurwa?” albo "Wlazł!”. Nic, cisza.
Następne drzwi, zapukałem. Odezwał się Daniel "Wbijaj!”
Kiedy wszedłem do pokoju, zdziwiłem się widząc jego wyposażenie. Ogromne, wysokie od podłogi do sufitu okno wychodziło na polanę. Na lewo od niego stało duże łóżko. Po prawej stronie pokoju wisiały rurki na których znajdowały się wieszaki z ubraniami. Ani stolika nocnego, ani nic. Tylko kilka poukładanych na podłodze rzeczy. Laptop, tytoń i bletki, filtry i pare brudnych podkoszulków.
Szare ściany i czarna wykładzina pomniejszały optycznie pokój. Wszedłem i zapytałem jarającego Daniela "Widziałeś Kamila?”
- Pojechał gdzieś – powiedział. Dowódca powiedział tylko "Będzie dobrze” i bez kurtki wyszedł z domu, zabrał tylko kluczyki do Range Rovera.
- Spoko – Podszedłem do łóżka – Ktoś mi szlugi zajebał.
- To se skręć, nie wiem kto ci mógł zajebać – pokazał głową na leżące akcesoria.
- Dobra, dzięki.
Usiadłem na łóżku i zabrałem się za rolowanie skręta. Znałem się na tym, kumple w szkole nauczyli.
Dodaj komentarz