Trzeba dbać o kontakty z lokalną prasą i łasić się do nich. Jak redaktor napisze, że nie mam szans w wyborach, to przecież jasne, że „ciemny lud to kupi”, łyknie jak pelikan, bo zawsze łyka. Zatem nie miałam innego wyjścia, jak umówić się z redaktorem naczelnym. Oj nie był to łatwy rozmówca! Zapędzał mnie w kozi róg. Lubował się w dwuznacznościach. - Może pani mi zrobi dobrze…. - Potem napomykał coś o kręceniu lodów przez polityków. Kiedy dowodził, że muszę mieć znakomity talent oratorski…. W lot podchwyciłam jego intencję. Natychmiast znalazłam się na kolanach. Zrobiłam mu takiego loda, jakiego na pewno nigdy nie doświadczył w swoim życiu…. Z takim zaangażowaniem poruszałam głową, z jakim polityk przytakuje, gdy potwierdza obietnice wyborcze…. Sprawa była gardłowa, więc i o gardło, głębokie gardło, się sprawa oparła. Redaktorek był radosny jak szczypiorek na wiosnę. - Ma pani talent oratorski…. Oj widział ja bym panią na ławach sejmowych… Jeśli tylko tak wdzięcznie naciągnie pani wyborców, jak hożo mi obciąga, ma pani gwarancję. Gdy z gabinetu naczelnego i szłam przez newsroom redakcyjny, dziennikarze dostrzegli, gdy przyszła posłanka żegnała się z nimi, że z ust pociekła jej biała stróżka...
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto
White
Złotousta..można powiedzieć
trewq10293edit
Bo z prasą dobrze żyć to podstawa. Teraz został jeszcze ksiądz proboszcz