Wizyta u pana burmistrza nie miała skończyć się zbyt szybko, jak wcześniej liczyłam. Ojciec miasta bezpardonowo zażądał – żebym „mu obciągnęła”! Czyż miałam inne wyjście? Krótko tylko protestowałam. Wkrótce jednak znalazłam się przed włodarzem w kornej pozycji na kolanach. - Pani Marto, niezabawem czeka na panią marszałkowska laska, Teraz niech pani zrobi laskę burmistrzowską. Mistrzowską! Ha ha ha!!! – zaśmiał się złowieszczo nad swoim własnym dowcipem. - Tak, tak… w sejmie czeka panią robienie wielu lasek… a może raczej tam się kręci lody? No właśnie, pewnie sobie pani nawet nie wyobraża, ilu decydentom będzie pani musiała zrobić loda! Ha ha ha! - Skoro padło słowo – mistrzowsko – starałam się dostosować do oczekiwań włodarza… Obejmowałam dziarsko dłonią jego burmistrzowską męskość i rzetelnie pracowałam ustami. Podniecała mnie świadomość, że na biurku za mną leżą zdjęte ze mnie majteczki…. Że z gołą cipką jestem przed nim na kolanach, niczym czołobitnie oddając hołd. Swe oddanie podkreślałam patrząc mu prosto w oczy… A on odwzajemniając spojrzenie, jednocześnie zerkał jak jego władcze berło znika w mej buzi… - Pani Marto…. Tak właśnie trzeba ciągnąć! Porządnie! Jako posłanka, będzie pani ciągnąć środki na inwestycje naszego miasta! Niech pani dobrze zapamięta na co! Na basen! Na amfiteatr! Na park! Przyda się pani ta umiejętność solidnego ciągnięcia! Ha ha ha! - Więc ja, chcąc wykazać panu burmistrzowi jak pojętną jestem uczennicą, ssąc i kręcąc językiem kółeczka po jego męskości, powtarzałam: - Na basen! Na amfiteatr! Na park! Czy zapracowałam na pańskie poparcie? - Prawie! – lakonicznie skwitował moje pytanie.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Historyczka
No niestety... chyba w parlamencie kręci się lody? Nieprawdaż?