Wkrótce pan senator zamienił się rolami ze swym asystentem. Poczułam to dogłębnie. Asystent uczył się od swego pryncypała. Schwycił mnie mocno za głowę i wymógł na mnie jeszcze większe starania. Dlatego z wielkim trudem mogłam mówić. - Panie senatorze… ja, jako nowa kandydatkaaaa…. Aaaaa…. Nie mam zbyt wielkiego limitu środków na kampanię…. Nie śmiem prosić… ale czy zechciałby mi pan użyczyć swojego…? - Pan senator był tak rozentuzjazmowany, że spieszył z pomocą. - Ależ proś… o taaak… proś…. - Czułam, jak przeszywało mnie to co mówił… i to co robił…. Byłam jak w transie… toteż posłuchałam jego wskazań i prosiłam… - Panie senatorze… proszę… aaaaa…. Kornie proszę…. - Jednocześnie czułam się podle… w takiej sytuacji prosić o finanse… zakrawało na… „prostytucję polityczną”… I tak właśnie się czułam… jak zwyczajna dziwka… jak pospolita cichodajka oddająca się za pieniądze…
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.