Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie ma skutecznej kampanii bez należytego finansowania. Toteż kornie udałam się po prośbie do właściciela największej firmy w regionie. Szybko padłam przed nim na kolana w jego rezydencji urządzonej na modłę japońską… Pan prezes handlował z krajem kwitnącej wiśni i się w nim rozkochał. Zachwalałam jego gust, jego możliwości i… jego męskość. Na przemian ssałam jego katanę i mówiłam o wielkich potrzebach kampanii, potężnych kosztach. Dla niego to była oczywiście betka. Dlatego zrobiłam mu loda, jakiego nie powstydziłaby się najbardziej wyrafinowana gejsza. Ale, okazało się, że to nie wystarczyło. I gdy już myślałam, że za bezdurno puszczam się z biznesmenem, ten wrzucił pomysł. - A czy jeśli wygra pani wybory, dopomoże mi, żeby ten pałac i tych skromnych kilkadziesiąt hektarów przy obwodnicy, państwo w końcu zgodziło się mi zbyć? Oczywiście za rozsądną cenę. Bardzo rozsądną. - Ależ oczywiście… panie prezesie… będę do pańskiej dyspozycji. Wszak nasz region winien kwitnąć jak pańska firma. Rosnąć, jak pański interes… - Szybko dogadaliśmy się. Porozumienie przypieczętowaliśmy toastem sake. Musiałam przepłukać gardło…
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Historyczka
Czy wy panowie rzeczywiście lubicie, gdy my, biedne niewiasty, padamy przed wami na kolana?