Pan Marian nie rzucał słów na wiatr, gdy zapewniał u swym umiłowaniu orania bruzd… W używaniu swego pługa wykazywał się niekwestionowaną sprawnością i niespożytym temperamentem. Orał mocno i głęboko. Nie mogłam nie podziwiać jego talentu i zaangażowania. – Ależ z pana, panie Marianie, tęgi i chwacki oracz! Ależ dogłębnie, dojmująco spulchnia pan grunt! Aaaaa! Aaaaa! – Przyjmowałam z pokorą ciężką mitręgę lemiesza. Co chyba jeszcze mocniej dopingowało dziarskiego i krzepkiego rolnika. – A nie mówiłem, że lubię orać! A jak już, to porządnie, żeby nikt nie musiał poprawiać! – Jakby chcąc udokumentować swe słowa, wzmógł energiczność tej orki! – A to, żeby paniusia nie myślała, że my, wiejskie chłopki, jesteśmy jakimiś safandułami. – Aaaa… aaaa… - zachwycona temperamentem polskiej wsi, wystrzeliwałam z siebie obietnice dla polskiego rolnictwa: - Wspomogę walkę z suszami, ASF-em, zrekompensuję chłopom utraconą rentowność. – Marian, każdą deklarację stemplował solidnym przybiciem… Wkrótce zorientowałam się, że rolnik może zbyt łacno przejść od orki do siewu! – Panie Marianie, tylko niech pan uważa! Nie można zbyt pochopnie rozpoczynać siejby! Jednak, daremne okazały się moje apele… cóż mogłoby powstrzymać junackiego gospodarza?!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.