Miłość sensem życia cz. 78

Miłość sensem życia cz. 78-Zdradziłeś mnie. Nawet nie wiesz, jak okropnie się czułam!... Pamiętam, co powiedziałeś! „Nie licz na moje wsparcie. Nigdy więcej tu nie przychodź!”. Zapomniałeś? Jeszcze nie tak dawno temu wykrzyczałeś mi to prosto w twarz! Przesadziłeś i to bardzo, więc nie oczekuj, że wpadnę ci w ramiona i będę płakała z radości, bo łaskawie przyszedłeś!- Emma nie mogła powstrzymać emocji. Ta sytuacja bardzo ją sfrustrowała. Gestykulowała jak jakaś opętana, wrzeszczała, chcąc dać mu do zrozumienia, że ma dosyć kłamstw i zdrad. Poczuła na własnej skórze, jak to boli, gdy ktoś odejdzie od ciebie i nie wyjaśni tego, choćby jednym słowem.  
-Pozwól, że przypomnę ci, co ty powiedziałaś, pani- Fryderyk ukazał białe uzębienie w uśmiechu pełnym kpiny.- „Hoduj te żmije, aż urosną i ktoś je w końcu zobaczy.” Ja hoduję żmije? Ja? Dostałem nauczkę. Dostałem karę za swoje grzechy, więc nie karz mnie przeszłością, tym bardziej, że jest ona nieprawdziwa.
-Fryderyku…- rudowłosa kobieta prychnęła z pogardą, chcąc kontynuować ten -jej zdaniem- bezsensowny dialog.
-Posłuchaj mnie- przerwał jej delikatnie.- Nie zdradziłem cię. Chcę twojego dobra i szczęścia księcia Oskara. Rozejrzyj się. Nic nie jest takie, jak dawniej. Straciłaś męża, nie masz, do kogo zwrócić się o pomoc i dajesz wygrać księżniczce Duygu. Pomyśl! Uniknęła kary za to, że zamordowała Zuzannę. Nie zawaha się i niedługo zabije twoje dziecko…
-Przesadzasz- zmierzyła go ostrzegawczym spojrzeniem od góry do dołu, jakby chciała upewnić się, czy nie ma w jego słowach żadnych podstępów i nie wziął ze sobą noża na wypadek, gdyby się nie zgodziła… Drżała o własne życie i życie swojego syna. Nie ufała nikomu, a już na pewno nie jemu.
-Próbuję uświadomić ci, że w każdym kącie czyha niebezpieczeństwo. Wróg wykorzysta każdy moment. Nie patrz na to, że chodzę o lasce i wyglądam, jak marionetka. Pozwól mi się wami zaopiekować. Będę czuwał w dzień i w noc. Księciu nic się nie stanie. Zaufaj mi, księżniczko. Powiedziałem to wtedy i powiem teraz: wybacz, jeśli cię uraziłem.  
-Podejmujesz decyzje bardzo pochopnie. Nie zastanawiasz się nad niczym…- żona Chrystiana pokręciła przecząco głową, nie wiedząc, co ma o tym wszystkim myśleć.  
    Wyjrzała za okno, chcąc dostać radę od śpiewu ptaków, promieni słonecznych i tej błogiej ciszy, którą było słychać bardzo dobrze, bo oboje milczeli. Czekali. Emma przypomniała sobie chwile, gdy bez chwili trwogi mogła pójść do Fryderyka i wyznać mu całą prawdę, powiedzieć, co leży jej na sercu. Wszystko, co ją trapiło, uciekało w niepamięć, bo on się wszystkim zajmował, nawet, gdy na biurku leżały stosy papierów do wypełnienia. Zatęskniła za tym tak bardzo, że łzy nalały jej się do oczu.
-Spójrz, co cię spotkało za twoje nieprzemyślane decyzje…- westchnęła ciężko, przenosząc wzrok na dwudziestoośmiolatka… Nie wyglądał na tyle lat, ile faktycznie miał… Ta drewniana laseczka była już nieodłączną częścią jego życia, jego ciała… Dodawała mu pewności siebie. Wiedział, że się nie potknie i nie upadnie boleśnie na kolana. Emma nie miała nawet tego durnego kawałka drewna u boku i przy życiu trzymał ją tylko jej syn.
-Prosiłem, byś nie wspominała przeszłości…- jęknął, czując, że męczy go ta rozmowa i stanie o własnych siłach przez dłuższą chwilę.- To nam niepotrzebne. Chcesz mojej pomocy, czy mam wyjść?
-Zastanawia mnie…- zamyśliła się, siadając na łożu. Wpatrywała się w niego i pragnęła poznać jego prawdziwą twarz na tamtą chwilę. Założył maskę, czy naprawdę chce wrócić do współpracy z powodu nieprzespanych, pełnych zmartwień, nocy…?- Po co przyszedłeś… Faktycznie chcesz mi pomóc, czy po prostu poczułeś się… samotny?...- każde słowo wypowiedziała jeszcze głębiej patrząc mu w oczy.  
-Moim jedynym pragnieniem jest chronić was, pani. Czuję pustkę. Zawsze byliśmy razem…
-Ach, więc jednak…- uśmiechnęła się mile zaskoczona. Postanowiła to wykorzystać w bardzo brutalny sposób…- Jesteś gotów oddać życie za mnie i Oskara?
-Tak, pani- mężczyzna nie zawahał się spojrzeć jej w oczy i powiedzieć to z odwagą, która wypełniała jego serce.  
-Jeśli przyjdzie ci spłonąć za nas na stosie… zrobisz to?
-Nie będę się zastanawiał. Pójdę i umrę tam za was.
-Wykonasz każdy mój rozkaz?
-Tak, wasza miłość.
-A jeśli rozkażę ci kogoś zabić… zrobisz to?
    Fryderyk zobaczył zły blask w oczach matki Oskara i nie był już tak pewny swej odpowiedzi. Głęboko wciągnął powietrze, wsłuchując się w grobową ciszę, która zagościła nieproszenie w komnacie. „Co to za pytania? Nie ufa mi, ani trochę?”- pytał sam siebie w myślach, patrząc na Emmę nieśmiało, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Po chwili w jego głowie narodziło się pytanie: „Kogo miałbym zabić?”. Zadrżał, gdy uświadomił sobie, kto przeszkadza księżniczce w drodze ku wolności słowa i wyczekiwanemu odpoczynkowi. Od dłuższego czasu jej zdanie się nie liczyło i nie spała po nocach.
-Pani…- wydusił ledwo słyszalnie blondyn.- Jeśli już naprawdę nie będzie innego rozwiązania… zrobię to, lecz…  
-Więc masz jakieś „ale”?- zdenerwowała się rudowłosa kobieta. Uniosła brwi, dziwiąc się mu trochę, bo kiedyś zabijał każdego wroga bez mrugnięcia okiem.  
-Chciałem powiedzieć, że to nie jest dobre rozwiązanie… Sama księżniczka Leokadia została wygnana.
-Chciałam się upewnić co do twojej wierności, Fryderyku- podeszła do niego powoli. Spojrzeli sobie wyczekująco w oczy. Wszystko zależało od niej…- Jeśli jest, jak mówisz i obiecujesz, że będzie tak do końca twych dni… Zgadzam się. Ale jeśli kłamiesz- wyznaj to i wyjdź.  
-Pani…- szambelan ucałował jej dłoń z szacunkiem. Czuł, jak serce bije mu szybciej. Stres powoli go opuszczał, a na jego twarz wstąpił lekki uśmiech.- Nie zawiodę cię.
-Musisz mi zaimponować. Przekonaj mnie i tylko wtedy coś z tego będzie- skinęła do niego głową, dumna ze swojej decyzji. Dawno nie czuła tak ogromnej siły i władzy nad kimś. Tego jej brakowało. Ile czasu będzie potrzebowała, by mu zaufać?  

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

    Edward podszedł do córki powolnym krokiem, zastanawiając się, co zrobił nie tak… Jak wychował swoje dzieci? Na jakich ludzi? Nie sądził, że usłyszy od córki tak okropne słowa! Oczerniała siostrę, wyrzekła się jej… Mocno się zdziwił, gdy Otylia wyznała mu, że nie chce widzieć siostry na swoim ślubie. Przecież jeszcze nie tak dawno temu przyszła do niego z płaczem i błagała, by nie zabijał Leokadii. Wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Król nie krył zaskoczenia, co blondynka zobaczyła w jego oczach.
-Ojcze, co cię dziwi? Siostra jest na wygnaniu, zabiła człowieka…- wylewała siódme poty, bo ojciec nie odezwał się do niej ani słowem, a była u niego już dobre dziesięć minut. „Ile można tłumaczyć? Ile masz lat? Nie jesteś małym dzieckiem!”- myślała zdenerwowana. Wiedziała, że źle robi, ale Edward milczał.- Nie chcę, by przyjeżdżała, pragnę spokoju!
-Twoja siostra już została poinformowana o ślubie- monarcha raczył wydobyć z siebie pierwsze od dziesięciu minut zdanie.
-Zaprosiłeś ją?- Otylia nie wierzyła w to, co usłyszała. Złapała się za głowę, patrząc ojcu w oczy.
-Owszem. Zrobi, jak zechce. Myślę, że po waszej ostrej sprzeczce długo tu nie zawita- kiwnął do niej głową. Na twarzy jego córki wymalowało się niezrozumienie i zaskoczenie.
-Skąd wiesz…  
-Wszystko wiem, mój kwiecie. Wszystko- ucałował ją w czoło.- Smutno mi, że się kłócicie. Ale, cóż… nie dziwię ci się. Nie sądzę, by Leokadia przyjechała na twój ślub.
-Zostawisz to tak po prostu? Nic jej nie napiszesz?  
-Nie- wzruszył ramionami, patrząc na nią beznamiętnie.- Zrobi, jak będzie chciała. Jeśli przyjedzie, dopilnuję, by nie zrobiła nic głupiego.

    Minęły dwa tygodnie od rozmowy Otylii i Edwarda. Tego dnia, zaręczona z Sebastianem księżniczka, czuła radość, ale też strach. Z jednej strony nadszedł ten wyczekiwany dzień, najprawdopodobniej najlepszy dzień jej życia, w którym miał się odbyć ślub.  
    Otylia w końcu założyła na siebie tę wymarzoną, białą suknię i błyszczącą biżuterię. Jedna ze służących zaplotła jej jasne włosy w elegancki warkocz. Założono jej na głowę długi, pięknie zdobiony welon. Każdy zachwycał się nią, jej urodą, strojem. Królewna jednak nie cieszyła się tak bardzo i nie podziwiała swego odbicia w lustrze. „Czy Leokadia przyjedzie?”- myślała tylko o tym. Nie chciała, by siostra zniszczyła jej całą uroczystość.  
    Otylia i Sebastian zostali przywiezieni na wielki plac wspaniałą, lśniącą karetą, zaprzężoną w dwa białe, dostojne rumaki. Świeże kwiaty zdobiły pojazd. Pogoda zachwycała wszystkich gości. Król zaprosił szlachtę, urzędników i całą rodzinę królewską. Przyjechali nawet niektórzy wojskowi. Najważniejszymi gośćmi dla monarchy byli jednak władcy Tynopii. Od zawsze mieli ze sobą dobre relacje i nie chcieli ich niszczyć wojnami.
    Magnat spojrzał na ukochaną, gdy powóz się zatrzymał. Mimo welonu, który zakrywał jej piękną twarz, zauważył niepewność na jej twarzy. Nie patrzyła na tłum, bojąc się, że zobaczy wśród niego, Leokadię. Proszonego nieproszonego gościa. I to wszystko przez ojca!
-Otylio…- Sebastian chwycił jej dłoń.- Nie smuć się. Nie dzisiaj. I już nigdy więcej się nie smuć. Od dziś, ja będę z tobą i nie będziemy znali bólu.
    Królewna jedynie uśmiechnęła się lekko w podzięce za ciepłe słowa. Wyszli z karety i na ich widok setki dłoni zaklaskało, podziwiając zakochanych. Edward poczuł łzy na policzku, gdy chwycił córkę za dłoń i podszedł z nią do kapłana. Dziękował Bogu, że dożył tego pięknego dnia, w którym ujrzał Otylię u boku dobrego mężczyzny. Nie musiał się o nic martwić.
    Sebastian chwycił dłonie królewskiej córki i powtarzał słowa przysięgi za kapłanem. Łzy wzruszenia lały się z jego oczu, na co lud uśmiechnął się. Nikt nie spodziewał się po nim tak wielkiej wrażliwości.  
    Kiedy magnat przyrzekł miłość Otylii, ona powtórzyła za kapłanem słowa, którymi przysięgła mu wierność. W tamtej chwili zapomniała o zmartwieniach i uśmiechnęła się szeroko do ukochanego. Goście zebrani na placu cieszyli się ze szczęścia młodych małżonków i życzyli im miłości do końca ich dni. Chyba nie było spośród nich osoby, która powiedziałaby, że nie pasują do siebie lub, że nic z tego nie będzie.
    Wesele było bardzo dobrze przygotowane. Na kilkunastu ogromnych stołach znajdowało się przepyszne jedzenie, przygotowane specjalnie na tę okazję. Każdy miał jakieś zajęcie- jedni jedli, a drudzy- tańczyli. Nie było miejsca na nudę! Jedynie służące, chodziły od jednego stołu do drugiego i zbierały puste naczynia.  
-Zatańczysz, ukochana?- Hasan chwycił Natalię za dłoń i wtopił ich w tłum tańczących par.  
-A co cię wzięło na tańce, wasza miłość?- zaśmiała się blondynka, kładąc dłoń na ramieniu księcia.
-Po to jest wesele, żeby tańczyć. Cieszmy się szczęściem mojej siostry.  
-Cieszmy się! Mogłam zabrać ze sobą Basię, ona też by potańczyła.
-Jesteś zabawna!- dziewiętnastolatek pocałował dziewczynę w usta.  
-Księżniczka Leokadia przybyła na ślub?
-Nie- pokręcił przecząco głową.- Otylia i Leokadia bardzo się pokłóciły.
    Nagle, nieopodal nich rozległ się odgłos tłuczonych naczyń. Rodzice Basi spojrzeli w stronę źródła dźwięku, bojąc się, że komuś stała się krzywda. Zobaczyli, że jedna ze służących w pośpiechu sprzątała rozbitą porcelanę. Hasan skinął do Natalii głową i podszedł do dziewczyny, która mówiła coś do siebie z niezadowoleniem. Całe dłonie miała we krwi.  
-Co się stało?- spytał królewicz, przykucając przed nią. Pomógł jej zebrać zbite naczynia.  
-Książę… tak mi wstyd…- jęknęła dziewczyna. Szybko poprawiła proste, ciemne włosy, sięgające do ramion i spojrzała na niego swymi szarymi oczami. Warknęła do siebie cicho pod nosem, uważając się za największą niezdarę na świecie.  
    Podeszła do nich Natalia i z przerażeniem stwierdziła, że będzie potrzebny medyk. Zawołała służbę i posłała po lekarzy. Niewolnica nie wyglądała dobrze. Jej dłonie krwawiły coraz bardziej.
-Wstań.- Hasan pomógł służącej podnieść się z klęczek.
-Wybacz…- jęknęła dziewczyna, patrząc księciu w oczy.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2363 słów i 12873 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Margerita

    łapka w górę Fryderyk zdradził Emmę

    20 sie 2020

  • Użytkownik Duygu

    @Margerita Dziękuję :) Tak, można tak powiedzieć. Emma lubi też wszystko wyolbrzymiać.

    20 sie 2020

  • Użytkownik Somebody

    Pięknie  :kiss: Ciekawe, co wymyślisz w kolejnej części. Ważne, że ślub się udał  :danss:

    8 maj 2018

  • Użytkownik Duygu

    @Somebody Dziękuję  :kiss:  Niedługo się przekonamy  ;)  Dodam pewnie w środku tygodnia. Heh, jaka radość  :danss:   <3

    8 maj 2018