Miłość sensem życia cz. 51

Miłość sensem życia cz. 51Sylwia cicho opuściła pomieszczenie, w którym rozmawiałyśmy, aby nikt nie zorientował się, że tu była. Czuła oddech śmierci na swojej skórze. Nie była wolna, bezpieczna. Gdyby ktoś dowiedział się o tym, że "było coś między nią, a Aleksandrem", trafiłaby w nieprzyjemne miejsca, przed oblicze wrogów. Nie miała nikogo, prócz ojca. Nie była mocno związana z życiem. Tylko to łączyło ją z Leokadią. Nic więcej. Wspólna chęć śmierci pozwalała im na chwilę odetchnąć i... rozmarzyć się, jak pięknie byłoby w końcu odpocząć... Na zawsze.  
   Ale Aleksander?
    Sylwia od czasu do czasu spotykała się z nim w tawernie. Rozmawiali, popijając kawę. Tylko tyle. Nic więcej. Nie mieli wspólnych zainteresowań, takiej samej przeszłości, korzeni... Byli dla siebie towarzystwem, nudzili się w swoich kątach. Sylwia wywnioskowała z jego opowieści, że był bogaty. Chciała pieniędzy, więc oferowała mu swoje przysługi... Do niczego nie doszło, gdyż urzędnik powiedział, że nie chce, bo "jest zmęczony". Jako, że dziewczyna była młoda, nie chciał jej sprawić przykrości, a lubili się. Zepsucie takiej przyjaźni byłoby błędem. Więc milczał. Nastolatka dowiedziała się prawdy, dopiero jakąś godzinę temu... Miał żonę. O tym, że była w ciąży, dowiedziała się od Duygu.  
   Sylwia poczuła, że serce jej krwawi... Znów ją okłamano, trzymano coś przed nią w tajemnicy. To bolało bardziej niż wymierzony od matki, policzek. W takich chwilach pragnęła wyznać ojcu prawdę. Od czterech lat miała w głowie tylko to, że jeśliby się o tym dowiedział, zabiłby ją, nie zważając na nic. Jednakże, tata ją kochał, a ona jego. I co...? Odeszłaby tak bez słowa? Nie. Nie miała odwagi tego zrobić. Bała się posunąć do próby samobójczej.  
   Brunetka zła przed siebie, patrząc tępym wzrokiem w popękaną ścianę na końcu korytarza. Panowała grobowa cisza, aż piszczało jej w uszach. Nie słyszała nic, prócz tego nieprzyjemnego dźwięku. Skręciła w ciemny korytarz, gdy nagle... Poczuła coś ostrego i zimnego przy gardle...  
-Chodź ze mną...!- warknął kobiecy głos. Sylwia nie miała odwagi zaprotestować i poszła w głąb korytarza razem z dziewczyną. Serce biło jej bardzo głośno. Słyszała swój szybki, niespokojny oddech. Stanęły pod zimną ścianą. Sylwia odwróciła się do tego człowieka. Nie widziała twarzy, gdyż kobieta miała na sobie ciemny płaszcz z ogromnym kapturem, który okrywał całą głowę.  
-Kim... kim jesteś?- nastolatka nerwowo przełknęła ślinę. Zauważyła lśniące ostrze noża, który postać trzymała w mocno zaciśniętej pięści. Sylwia czuła niepokój i niepewność... Nie miała czym się obronić, była zbyt słaba!
-Nie interesuj się tak, bo to do niczego dobrego nie prowadzi...- rzekła tym samym, nieprzyjemnym, mrocznym głosem, dziewczyna, zbliżając się do brunetki- Śliczna buzia nie pomaga za długo...To nie wystarcza...- nastolatka wśród tych ciemności zdołała jakimś cudem dojrzeć wredny, cwany uśmieszek na jej twarzy. To nic jej nie mówiło. Usta, jak usta.
-Czego ode mnie chcesz?- spytała cichutko.
-Ja? Nic. Przyszłam tylko na chwilę i zaraz znikam...- powoli uniosła nóż i przyłożyła jego ostrze do gardła młodej dziewczyny. Sylwia głośno przełknęła ślinę, patrząc na kobietę z przerażeniem.
-Dam... dam ci wszytsko!- krzyknęła bezmyślnie.
-Przecież ty nic nie masz...- zaśmiała się szyderczo, uświadamiając rozmówczyni sytuację, w jakiej się znajdowała. Nastolatka westchnęła ciężko, nie wiedząc co robić. W jej głowie zawitał chaos.  
-Proszę cię... Nic nie zrobiłam...
-I już nic więcej nie zrobisz...- szepnęła kobieta- Nigdy więcej...- poderżnęła jej gardło. Sylwia padła martwa na posadzkę...- Już wiesz, gdzie jest twoje miejsce, żmijo!- włożyła do dłoni dziewczyny nóż i zacisnęła na nim pięść.  
   Dziewczyna czym prędzej uciekła z korytarza, zostawiając ciało nieopodal komnaty Duygu. Bardzo szybko dotarła do komnaty swojej pani. Weszła do środka i zastała w niej tę, która wydała rozkaz...  
-Moja, pani... Wszytsko poszło zgodnie z planem. Zostawiłam nóż w jej dłoni, aby wyglądało to na samobójstwo...- wydusiła, zmęczona biegiem Zuzanna, zdejmując z głowy kaptur.  
-Doskonale- uśmiechnęła się Emma- Wszyscy się dowiedzą, że nie należy z nami wojować, ale poddać się bez walki!
   Dawid wyszedł z mojej komnaty i podążył w stronę swojego pokoju. Był zmęczony ostatnimi wydarzeniami. Często odwiedzał Aleksandrę. Było mu przykro, a mimo to chciał ją pocieszyć, więc specjalnie dla niej kazał przygotować sok pomarańczowy, który tak bardzo uwielbiała. Dziewczyna, jednak nic nie wypiła. Nie miała apetytu. Innego razu, kastrat przyniósł jej książki z biblioteki. Nie przyczytała. Rudowłosy mężczyzna zdecydował się zaszaleć i kupił dla niej perfumy. Miał nadzieję, że dziewczyna odzyska chęć do życia i znów poczuje się ważna, potrzebna... Ola, jednak jedynie uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do swojego mrocznego świata. Zasnęła. Wyglądała, jak kot. One nieustannie śpią, tak też robiła Aleksandra. Po jakimś czasie, eunuch z braku pomysłów zaczął jej proponować zabawę, w postaci... klaunów. Blondynka zmęczona jego pomysłami, poprosiła, by zostawił ją samą. Tak też zrobił. Biedny Dawid, nie chciał pogarszać jej stanu.  
   Haremowy sługa szedł korytarzem, rozmyślając o tym,  jak przekonać przyjaciółkę, do tego, by wstała na nogi i znowu zaczęła żyć. Szedł przed sebie i nawet nie zauważył ciała Sylwi... Po chwili dojrzał ją przy słabym świetle i krzyknął nieludzkim głosem:
-Jezu, kochany! Sylwio!!! Coś ty zrobiła?! Na miłość boską!!!
   Uklęknął przy niej, nie przejmując się tym, że plamił się krwią. Dotknął czerwonej mazi... Ciekła i dosyć ciepła... Rzucił wściekłe spojrzenie na nóż, który miała w chudej dłoni. Dawid zacisnął pięści i zaczął płakać. Miało być inaczej... "Co ją do tego skłoniło? Co?"- myślał, patrząc z totalną bezsilnością na krew i ochydne, mocno poderżnięte gardło...  
-Co się stało?!- zawołał Aleksander, który przerażony krzykiem wybiegł z komnaty w poszukiwaniu służącego. O nic więcej nie pytał, gdy zobaczył martwą przyjaciółkę...- Sylwia...?  
-Leżała tu, jak leży...- jęknął Dawid, ocierając łzy z policzków- Zabiła się...
-Biedaczka... Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak?- Aleksander miał łzy w oczach.
-Nie obwiniaj się, panie- kastrat wstał z klęczek i podszedł do Aleksandra.
-Co teraz z Fryderykiem?- oprzytomniał urzędnik- Przeciez ona go podtruwała...
-Księżniczka nie będzie chciała ryzykować- stwierdził służący- Będzie co ma być...

**** Kilka dni później... ****

-Ostrożnie...!- blondyn jęknął z bólu, gdy strażnicy pomagali mu wstać. Mimo, że kilka dni wcześniej medycy zszyli mu te ohydne rany, nadal czuł ból.  
-Wybacz, panie Fryderyku- przeprosił jego wierny sługa, Wiktor. Przeczesła swoje krótkie, wręcz białe włosy i z krwawiącym sercem, podał szambelanowi laskę.
-Tak już bywa...- westchnął bezsilnie i trochę bezmyślnie... Jak bywa? Tak? O lasce do końca życia? Kaleka? Bywa...? Fryderyk powinien mówić, że nie tak miało to wyglądać, a zaczął godzić się z tym.  
-Gdzie chcesz iść?- spytał Wiktor.
-Do księcia Hasana- z ust dwudziestoczterolatka padła krótka, beznamiętna odpowiedź. Próbował uciszyć i stłumić w sobie huragan tęsknoty za królewiczem. Nie chciał wyjść na słabego. Kochał Hasana. Książę niekiedy posuwał się do rozgłaszania, że ten mężczyzna zastępował mu ojca...
   Zanim zdążył dojść do drzwi, przyszedł do niego Hasan. Obaj uśmiechnęli się szeroko na swój widok. Fryderyk czuł się dziwnie, nie mogąc ukłonić się przed następcą tronu.  
-Wasza miłość... Mój książę...- zaśmiał się szambelan- Dziękuję Bogu, że dał mi cię zobaczyć jeszcze raz.
-Fryderyku...- Hasan podszedł do przyjaciela i położył mu dłonie na ramionach. Kiwnął głową do strażników, którzy natychmiast opuścili salę- Usiądź.
-Ale...
-Siadaj- królewicz pomógł mu spocząć na łóżku i zajął miejsce obok niego- Nie możesz się przemęczać. Jesteś jeszcze słaby...
-Będę słaby do końca życia- przerwał mu szambelan- Medycy powiedzieli, że juz nigdy nie będę chodził o własnych siłach... Ona będzie moją przyjaciółką- uśmiechnął się blado, patrząc na laskę, którą trzymał w ręku- Zabrali mi... wszytsko- w jego oczach pojawiły się łzy- Nie bedę mógł założyć rodziny, wyjechać na wojnę, tańczyć... Życie nie ma sensu.
   Hasan patrzył na przyjaciela niedowierzając. Każde jego słowo odbijało się echem w jego głowie. Trudno było się z tym nie zgodzić, prawda?...
-Ależ... Co ty mówisz...? Jestem ja. Potrzebuję cię, jak matki i ojca- szepnął siedemnastolatek.
-Nie przydam ci się już do niczego. Stałem się stary za młodu... Będę ci doradzał, jak mędrzec, a on jest stary... Będę mądry, bo cały czas będę czytał książki... Może w końcu się czegoś nauczę... Ale... Wiesz, czego się już nigdy nie nauczę, książę?
   Hasan spojrzał na niego pytajacym, smutnym wzrokiem.
-Życia- z ust Fryderyka padła krótka odpowiedź.

**** 8 miesięcy później... ***  

   Leokadia nacierała szyję perfumami i maśćmi. Wszystko ją bolało, a szczególnie brzuch. Dziecko nerwowo kopało i nie dawało jej spać. Po jej komnacie krzątały się służące, które sprzątały stół po kolacji. Aleksander jeszcze nie wrócił z podróży z księciem Chrystianem, z czego królewna bardzo się cieszyła. Książę wyjechał do prowincji odpocząć i zapiąć kilka spraw na ostatni guzik. Obiecał Duygu, że niebawem wróci. Aleksander... nie powiedział nic. Wiedział, że jego żona nie byłaby tym zainteresowana.
-Potrzebujesz jeszcze czegoś, awsza wysokośc?- spytała wysoka, szczupła służąca o ciemnych, jak kasztan włosach.
-Nie- odparła ciężarna kobieta, oddając dziewczynie ręcznik- Możecie już...- ucięła, bo poczuła silny skurcz. Zbladła na twarzy w kilka sekund.
-Pani...?- przeraziła się słuzaca i natychmiast dołączyła do niej druga:
-Cos się dzieje? Zawołać lekarza?
-Nie... Nie wiem...- jęknęła przestraszona Leokadia- Bardzo boli... Zaczęła szybko oddychać- Pomóż mi wstać!
-Pani, może już się zaczęło?
-Nie gadaj głupot, tylko... pomóż mi!- jej wysokość wrzasnęła z bólu. Dziewczęta podeszły i pomogły się jej podnieść. Od razu zobaczyły mokre prześcieradło.
-Idź po medyczkę i akuszerkę! Predko!- rozkazała ciemnowłosa dziewczyna. Jej koleżanka wybiegła z komnaty, jak popażona po potrzebne osoby.
-Po co?!- krzyknęła dziewiętnastolatka, łapiąc się za brzuch- Jezu... boli...
-Pani, połóż się. Za chwilę przyjdzie akuszerka, pomoże ci- służąca zaczęła panikować.
-Po co?!- powtórzyła jeszcze głośniej.
-Wasza miłość, zaczął się poród. Rób co mówię, albo będzie jeszcze gorzej!  
   Księżniczka powoli położyła się na łóżku.
-Ale jak to...? Już? Ja nie chcę!!! Nie jestem gotowa... To nie... Ach, boli!

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Edward siedzł u siebie w komnacie, gdy nagle przyszedł Dawid. Ukłonił się nisko przed władcą i rzekł z sztucznym usmiechem na twarzy:
-Panie, mam dobrą wiadomość! Ksieżniczka Leokadia zaczęła rodzić!
-Wspaniale!- uśmiechnął się monarcha- Wezwij do mnie Pana Aleksandra. Niech nie siedzi sam!  
-Ale, panie... On... pojechał z ksieciem Chrystianem...
-Jak to?- czterdziestoośmiolatek zmaszczył brwi z niezadowolenia.
-Książę chciał, by mu towarzyszył w drodze do prowincji...- uśmiechnął się lekko.
-Jakim prawem wyjechał, zostawiając moją córkę w tym stanie?! Każdy tylko czekał na tę wiadomość! Wiadome było, śe dizecko niedługo się urodzi, a on wyjechał! Nie podoa mi się to!- wrzasnął wściekły Edward- Kiedy tylko wrócą, każ mu tu przyjść!
-Tak jest, wasz królewska mość!- odparł eunuch i wybiegł z komnaty.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

   Poród trwał kilka ładnych godzin. Pod koniec Leokadia nie miała siły przenieść wzroku na kogokolwiek, a co dopiero mówić o wydaniu na świat dziecka.  
   Chrystian, Aleksander i tłum strażników odprowadzili konie do stajni nieopodal zamku króla.  
-Mam nadzieję, że Leokadia nie jest już na ciebie zła- uśmiechnął się następca tronu, zmierzając wraz z Aleksandrem w stronę zamku.
-Nie, królewiczu. Jest już lepiej- odparł uzrędnik nieświadomy tego, co przeżywa w tym czasie jego żona.
-Wasza książęca mość!- zawołał Dawid, zbiegając po schodach. Z tego pośpiechu upadł na mokrą od deszczu ziemię. Podbiegł do mężczyzn i skłonił się nisko.
-Spokojnie, Dawidzie- zaśmiał się syn władcy- Co sę stało?
-Kilka godzin temu... księżniczka Leokadia zaczęła rodzić...- wysapał zmęczony biegiem sługa.
   Aleksander spojrzał na ksiecia nieco zmieszany. Czuł, że nogi przyrosły mu do zimemi. Chciał iść, ale bał się.  
-Idź do niej- Chrystian poklepał urzędnika państwowego przyjacielsko po ramieniu, z uśmiechem na twarzy. To podzałało szybko, jak błyskawica, bo trzydziestopięciolatek był po chwili w środku. Szedł w stronę swojej komnaty. Kiedy stanął przed drzwiami, strażnicy zasłonili wejście mieczami:
-Nie możemy cię wpuścuć, panie.
-Dlaczego? Chcę ją zobaczyć! Przesuń się!- rozkazał rozwścieczony Aleksander, wymachując rękoma.  
-Wybacz, ale medyczka kazała wszystkim pozostać poza komnatą.
-Co mnie to obchodzi?! Tam jest moja żona, rodzi moje dziecko! Wynoś się!
-Ale...
-Przepuść mnie natychmiast!
-Aleksandrze!- zawołał Edward. Mąż Leokadii odwrócił się i zauważył władcę. Ukłonił się w pas i powstał dopiwro wtedy, gdy stanął przed nim- Chodźmy...- wycedził przez zaciśnięte zęby, usiłując się na spokój.
-Panie... Twój syn chciał, bym mu towarzyszył- Aleksander doyślił sie o co chodzi- Wybacz. Nie wiedziałem, że twoja córka zacznie rodzić... Zetnij mi głowę, jeśli uważasz to za słuszne.
-Nie mów mi co mam robić, Aleksandrze!- upomniał go król- Powinieneś tu z nią być i czekać! I nie obwiniaj o to mojego syna!
-Ależ nie obwiniam! Jedynie wykonuję jego polecenia... Wybacz mi.
   Otworzyły się drzwi i z komnaty wyszła akuszerka. Spojrzała z uśmiechem po twarzach mężczyzn.  
-Co z moją żoną? Gdzie moje dziecko?- spytał zaniepokojony trzydziestopięsiolatek.
-Nie ma powodu do zmartwień- rzekła z uśmiechem kobeta- Księżniczka Leokadia urodziła zdrowego księcia.


*******************

No, troszkę się rozpisałam :) Taki ode mnie prezent pod choinkę. Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Jako, że praktycznie już mamy Święta, życzę Wam dużo miłości, spełnienia marzeń, odpoczynku, bo nam wszystkim się należy i wszytskiego dobrego w nowym roku. Obyście spędzili te Święta z rodziną. :) Do następnej części, kochani!  :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 2684 słów i 15205 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    łapka w górę szkoda mi trochę Sylwii

    24 lut 2019

  • Duygu

    @Margerita Dzięki <3  Mnie również.  :sad2:

    28 lut 2019

  • AuRoRa

    Emocji nie zabrakło. Sylwia nie doczekała szczęśliwie następnego dnia. Leokadia ma syna ,ale się porobiło.

    13 lip 2018

  • Duygu

    @AuRoRa Cieszę się, że są emocje  :)  Niektórzy ludzie nie mają litości  :faint:  Będzie się działo  :D

    14 lip 2018

  • Somebody

    Co za szalona akcja! Bardzo w moim klimacie. Wspaniale  :bravo:

    24 gru 2017

  • Duygu

    @Somebody Szalona jest autorka, szalone i opowiadanie!  :D Cieszę się, że Ci się spodobało  :yahoo: Dziękuję za te gromkie brawa, kochana  <3 Przepraszam, że tak późno odpisałam, ale dużo jeździłam w Święta i za bardzo nie miałam czasu na LOL. Odwiedziłam połowę rodziny  :eek:  :kiss:

    27 gru 2017