Miłość sensem życia cz. 71

Miłość sensem życia cz. 71-Ukochany!- zawołałam z radości, widząc Chrystiana w drzwiach mojego pokoju- Czekałam na ciebie.  
-Wybacz, że tak długo…- uśmiechnął się, podchodząc do mnie. Chwyciliśmy się za dłonie i spojrzeliśmy szczęśliwi, głęboko w oczy. Czułam się bezpieczna, gdy mnie przytulał, całował i szeptał, jak bardzo mnie kocha.  
-To nie ważne…- szepnęłam, czując jak do oczu napływają mi łzy wzruszenia- Ważne, że jesteśmy wszyscy razem.  
    Na twarzy następcy tronu zauważyłam głębokie zainteresowanie tym, co powiedziałam. Przyjrzałam mu się dokładniej… On naprawdę nic nie wiedział! Stał i wpatrywał się we mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy.  
-Chrystianie…- zaczęłam cicho, kładąc dłonie na jego ramionach- Bóg nam pobłogosławił. Będziemy mieli drugie dziecko.
    Brunet podniósł brwi, ukazując tym samym swoje niemałe zaskoczenie tą wiadomością. Jego twarz rozpromienił szeroki uśmiech, na który nie musiałam długo czekać. Uwielbiałam, gdy się śmiał i zapominał o śmierci najbliższych jego sercu. Ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie i ucałował mnie w czoło, tak delikatnie jak zawsze, po czym spojrzał mi z miłością w oczy.
-Duygu…- wyszeptał moje imię tak zniewalająco, jak jeszcze nigdy dotąd. Pocałowałam go w usta.
-Ja też się cieszę- zamknęłam się w jego silnych ramionach. Wsłuchiwałam się w mocne bicie jego serca. Wiedziałam, że bije z miłości do mnie i naszych dzieci. Bałam się co by było, gdybym nie była przy nim. Po śmierci Aleksandra pewnie całkowicie by się załamał.  
-To będzie nasz książę?- przeniósł na mnie swoje ciepłe spojrzenie. Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że spełnią się nasze marzenia. Po chwili przypomniałam sobie pamiętne słowa Aleksandra: „Musisz dać księciu Chrystianowi syna. Nieważne jest bowiem dla mego królewicza to ile ma lat jego syn, a kim jest i jakim jest człowiekiem.” To wyznanie na zawsze pozostanie w moim sercu. Natchniona ta myślą odparłam:
-Miejmy nadzieję, że tak. Oby był taki, jak ty.
-Dlaczego taki jak ja?
-Jesteś odważny, silny, mądry i sprawiedliwy. Chcę, by on taki był.
-Wychowamy go, jak będziesz uważała za słuszne, moja zielonooka pani- wyrecytował, po czym pocałowaliśmy się w usta.

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

    Kiedy nadszedł ranek, strażnik Chrystiana po raz pierwszy od wczorajszego wieczoru odwiedził  Zuzannę w chacie. Noc nie była mroźna, śnieg szybko przestał sypać i jedyne, co mieli do zarzucenia to błoto. Jeden z ludzi został wybrany na posła do zamku, by zawiadomić Dawida o nieposłuszeństwie niewolnicy i widząc warunki w jakie przyszło mu jechać, zrobił niemałą awanturę. Pojechał jednak, by nie tracić na czasie, dziewczyna musiała cierpieć. Tego, bowiem chciała trójka ochroniarzy i przeciwnicy Leokadii.  
    Mężczyzna miał wrażenie, że nadal panuje ten sam okropnie męczący wieczór, dla obojga- jego i Zuzanny, gdyż dziewczyna leżała, tak jak wczoraj. Nie ruszyła się nawet o centymetr. Jako strażnik królewicza, szatyn był przyzwyczajony do torturowania ludzi i patrzenia na konających. Ten widok jednak zrobił na nim szokujące wrażenie. Stał, jak słup soli i patrzył na blondynkę. Wczoraj, gdy było ciemno, nie mógł dostrzec dużej rany na jej prawym ramieniu, posiniaczonego brzucha, zakrwawionej twarzy i potarganych włosów.  
    Strażnik przykucnął przy niej nieśmiało i drżącą dłonią odwrócił ją ku sobie. Dotknął delikatnie jej policzka. Była ciepła. Żyła. Jeszcze. Widział jak oddycha z trudem. W duchu uznał ją za silną fizycznie. Nie doceniał jej. Przeżyła tyle godzin po torturach.  
    Kiedy miał wychodzić, otworzyła oczy i spojrzała na niego ledwo żywa. Nie wpadła w panikę, przypomniawszy sobie o zeszłym koszmarnym wieczorze, ponieważ… nie było to możliwe. Bolała ją głowa i nic nie pamiętała.  
-Umarłam?...- jęknęła ledwo słyszalnie.
-Nie. Jesteś tu, gdzie byłaś wczoraj. Nic się nie zmieniło- odparł, patrząc na nią beznamiętnie.  
-Nie chcę…- zamknęła oczy, mając nadzieję, że to kolejny koszmar. Mężczyzna sam dokończył jej myśl w swojej głowie: „…żyć”. Opuścił pomieszczenie bez słowa i dołączył do kolegów, siedzących na kamieniach, blisko chaty.
-Dziewka umiera, trzeba, by Dawid przyjechał szybciej…- wymamrotał, jedząc łapczywie przygotowane mięso jakiegoś tłustego zwierza. Jak na zawołanie, na horyzoncie pojawił się eunuch. Nie oczekiwali go aż tak szybko!- Panie, co tu robisz tak szybko?
-Domyśliłem się, że trzeba przyjechać szybciej. Mam wiadomość z zamku. Księżniczka Duygu jest w ciąży.- powiedział szybko kastrat. Natychmiast usłyszał zadowolenie straży- Milczeć! Nikt ma o tym nie wiedzieć, psy węszą. Każdy podsłuchuje… Co z Zuzanną?
-Kona- z ust szatyna padła krótka, zadowalająca rudowłosego mężczyznę, odpowiedź.
-Doskonale. Chodź ze mną!- obaj weszli do chaty. Dawid od razu dostrzegł zaschnięta krew na drewnianej podłodze i umierającą niewolnicę. Ne podchodził bliżej. Wystarczyło mu stać za jej plecami, by go nie widziała. Wystarczająco się napatrzył na jej rany.
-Poseł dojechał do ciebie?- spytał strażnik księcia Chrystiana.  
-Tak. Kazałem mu powiadomić naszą panią o zaistniałej sytuacji.
-Ależ, panie!...- przeraził się mężczyzna- przecież księżniczka nie może się denerwować! Dowie się i będzie chciała przyjechać…
-Mało tego, że będzie chciała, to nawet to zrobi!- przerwał mu z satysfakcją.  
-To w jej stanie nie wskazane. Długa podróż może ją osłabić.
-To tylko świeże powietrze i jazda z całą okoliczną strażą!... Może przesadziłem, ale wysłałem z jej wysokością odpowiednich ludzi. Poza tym… ty jesteś haremowym sługą, czy ja?!- zbulwersował się Dawid.- Wiem, co robić. Nie martw się ciążą księżniczki. Dziewka coś powiedziała?
-Taaak… Twierdzi, że księżniczki się nie kontaktują. Zaprzeczała temu, że chcą zabić księcia Chrystiana, księżniczkę Duygu i ich córkę. Nie powiedziała, po co konkretnie miała jechać do zamku.  
-Niech ją piekło pochłonie!- warknął eunuch przez zaciśnięte zęby.  
-Kiedy księżniczka tu będzie?
-Niebawem. W porze obiadowej powinna tu zawitać.  
-Przygotuję dla niej coś lepszego. Księżniczka nie może przebywać w takich warunkach. To niedorzeczne.
-Nasza pani przyjedzie tu na szybką, konkretną rozmowę, nie na przyjęcie weselne- kastrat wywrócił oczami.- Musi wrócić na wieczór do zamku.  
-Myślisz, że zmusi dziewczynę do mówienia?
-Na pewno tak. Jeśli Zuzanna będzie kłamała… wyślemy jej ciało w prezencie dla księżniczki Leokadii.  

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

    Kilka godzin później, po obiedzie, do komnaty Emmy przyszedł Fryderyk. Zastał ją siedzącą na łożu, zamyśloną w swoim wyimaginowanym świcie, w którym można było bezkarnie z każdym porozmawiać, a nie prosić o pozwolenie na choćby najkrótszy dialog. Jej myśli szalały, gdy uświadamiała sobie, że została sama. Miała jedynie syna, a Fryderyk to przeszłość, o której chciała zapomnieć. Nie było to takie proste. Kiedyś ten człowiek na skinięcie palca, czekał pod drzwiami jej pokoju. Wszystko się zmieniło w popiół, każdy poszedł w swoją stronę. Niechęć do siebie żywili tylko wtedy, gdy przyszło im ze sobą pomówić. To był ten moment.
-Pani…- ukłonił się mężczyzna. Wygodniej oparł się o drewniana laseczkę i spojrzał na papier, który trzymał w ręku.
-Co się stało?- mruknęła z niezadowoleniem Emma, patrząc za okno.
-Przyniosłem list do ciebie. To podejrzana sprawa…- jego zestresowany głos nie zrobił na niej wrażenia. Nie czuła zimna, ani nie miała gęsiej skórki na całym ciele. Było jej wszystko jedno, czy umrze, czy będzie żyła…
-Od kogo?
-Tego właśnie nie wiem. Dał mi to jakiś strażnik i kazał mi przekazać.
    Matka księcia wyciągnęła rękę po treść zapisaną na papierze, mierząc mężczyznę znużonym spojrzeniem. Szambelan podszedł powoli i wręczył jej list. Kobieta rozwinęła wyrób z drewna i zaczęła czytać. Z każdą kolejną linijką coraz szerzej otwierała swe oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co czyta… Głośno przełknęła ślinę i przeniosła przerażony wzrok na dawnego sojusznika:
-Mój… Boże…  

*********************
   Kochani!
Pragnę Was powiadomić, że przez jakieś następne 4 tygodnie część będę wrzucała 1 raz w tygodniu, ze względu na naukę. Prawdopodobnie w weekendy. Teraz będą święta, potem w maju trochę wolnego i nie zdążę wszystkiego- co by wypadało- poprawić. Zleci szybko, jak co roku. W czasie Świąt chcę zarówno trochę odpocząć jak i się uczyć. Jestem osobą, której zależy na dobrych ocenach, pragnę mieć wymarzoną przyszłość i duży procent tego, czy mi się uda, zależy od szkoły. Przez ostatnie 8 miesięcy wrzucałam część 2 razy w tygodniu, a czasem nawet i częściej, więc się usprawiedliwiam, aby nikt nie myślał, iż zniknęłam na zawsze ;)  Tak, jak mówię: szacuję, że to „spowolnienie” potrwa 4 tygodnie. Nie opuszczam Was. :)
    Mam nadzieję, że wierni czytelnicy pozostaną ze mną, moim opowiadaniem i w serduszku uszanują moją wolę. To nie jest takie łatwe Was zostawić, mówię poważnie :). Moja miłość do Was i moje uzależnienie od pisania sprawia, że ciężko mi wrzucać część rzadziej niż dotychczas, ale taka już jest szkoła… Grrr :/  :D  Wieeelkie całusy!  :*  :*  :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i miłosne, użyła 1683 słów i 9597 znaków.

2 komentarze

 
  • Margerita

    Ona mówi poważnie Chrystina zostanie ojcem po raz drugi  :yahoo:

    15 cze 2020

  • Duygu

    @Margerita Tak! Cieszę się, że Ty się cieszysz :)

    15 cze 2020

  • Somebody

    Bardzo dobra część. Wcale nie współczuję Zuzannie. Powodzenia z ocenami  :przytul:

    26 mar 2018

  • Duygu

    @Somebody Dziękuję, słońce  :kiss:  Ja też nie  :D  Ach, dziękuję, przyda się  :)

    26 mar 2018